Bez zgodności do miłości...część 6

Szok. Po wejściu moich domu nie wiedziałam na co mam patrzeć. Pełno niepotrzebnych gratów na które wydali majątek. Po co to ludziom? Przecież to do niczego nie jest im potrzebne. Moi rodzice zaczęli mnie wszystkim przedstawiać. To było straszne. Nie lubiłam być w centrum uwagi. Już miałam ochotę stąd iść, ale nie wypadało. Musiałam jakoś to ścierpieć. Wszyscy czekali na solenizanta. Nawet nie wiem kto to jest, a będę musiała składać mu życzenia. Jakiś koszmar. Nawet nie wiem ile ma lat. Po wieku jego rodziców, pewnie jest starszy ode mnie. Ale no nie jestem tego pewna. Dopiero po około godzinie pod dom podjechał jakiś samochód. Pani gospodarz wyskoczyła z domu zadowolona. Tato wytłumaczył mi, że ona tak zawsze robi gdy widzi swojego syna, gdyż nie mieszka z nią a widują się naprawdę rzadko. Podszedł do mnie jakiś chłopa i złapał mnie za ramię.
-Hej, jestem Jon.  
-Witaj Jon. To mija córka Amber. Amber, to jest drugi syn pani Eleny.  
-Miło mi cię poznać. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Wyglądał na takiego dobrego chłopaka. Czekaliśmy na panią Elenę, która poszła po jakiegoś jej syna, którego dawno nie widziała. Coraz bardziej miałam ochotę iść do domu. Koleś który mi się dopiero przedstawił już sobie gdzieś poszedł. Dziwni ludzie. Klimat tego miejsca był tak bardzo przytłaczający, że człowiek nie czuł się tu dobrze. Nagle do domu weszła pani Elena ze swoim synem. Przytulała go tak, że nawet nie szło zobaczyć jak wygląda. Najgorsze co może być. Rodzice robiący siarę przy tylu ludziach. Nagle koleś się wyprostował i zobaczyłam to. Zobaczyłam go. Te oczy. Ściągnął kaptur i zamarłam. To jest on. Norman. To jest  chyba sen.  
-Synku muszę ci przedstawić naszych gości. Myślę, że dogadasz się z nową koleżanką. – usłyszałam to od pani Eleny. Pięknie. Jestem skończona. Chciałam stąd uciec. Może jeszcze mnie nie zauważył? Odwróciłam się do bufetu z nadzieją, że pani Elena mnie nie zauważy. Ale oczywiście mój ojciec musiał się odezwać.  
-A więc to jest twój drugi syn o którym tak wiele słyszeliśmy?  
-Tak kochani. To jest Norman. –nie….nie słyszałam tego. Nie powiedziałam tego. W moich oczach zebrały się łzy.  
-Amber, poznaj nowego kolegę. – powiedziałam mama. Nie miałam wyjścia odwróciłam się w jego stronę. Spojrzałam na niego i po moim policzku poleciała łza.  
-Amber, wszystko ok.? – zapytał tato widząc, że po moim policzku s[płynęła łza.  
-Tak tato, jest ok. Po prostu źle się poczułam. To pewnie przez cynamon. – powiedziałam i pokazałam rodzicom ciastko z cynamonem. –Nie sądziłam, że jest z cynamonem. To pewnie od tego. A tak w ogóle to cześć. Amber jestem. – powiedziałam w stronę Normana, ale on doskonale wiedział jak mam na imię.  
-Milo mi cię poznać. To może ja cię zaprowadzę do sypialni i dam jakiś lek na alergię. Mama pewnie coś takiego ma. Szybko ci przejdzie.  
-Nie ma takiej potrzeby. Zaraz mi przejdzie. Zdaje się, że są twoje urodziny. Nie musisz się mną martwić.    
-To naprawdę nie jest żaden problem. Z chęcią pomogę.  
-Racja synku. Weź Amber i zobacz w apteczce jakie mamy leki. Powinno być coś na alergię. z resztą wiesz jakie.  
-Pewnie mamo. – powiedział i objął mnie ramieniem. Moje serce załomotało. Nie chciałam odstawić żadnej szopki. Pani Elena była tak w niego zapatrzona. Nie chciałam, żeby w taki sposób dowiedziała się jaki tak naprawdę jest jej synalek. Bałam się, ale poszłam za nim. Pchnął mnie w stronę jakiegoś wielkiego pokoju i podszedł do szafki z lekami.  
-Po co wyciągasz te tabletki debilu? Przecież nic mi nie jest. Mam alergię, ale nie na ciastko którego nawet nie ugryzłam. Co ty tu kurwa robisz?! Odpierdol się ode mnie. Co ja ci zrobiłam?  
-Uważaj sobie maleńka. Nie rozpędzaj się. Ty się ciesz, że w ogóle jeszcze żyjesz, bo moi ziomkowie już mieli cię zmieść z powierzchni ziemi, ale masz szczęście, że to ja tu jestem, a nie któryś z nich.  
-Już bym wolała zdechnąć, niż patrzeć na twój krzywy ryj. – powiedziałam a on podbiegł do mnie i szarpnął za włosy.  
-Uważaj sobie maleńka i pamiętaj, że ja jeszcze nie skończyłem. To dopiero początek skarbie. I nie wiem jak to zrobisz, ale nikt ma nie wiedzieć co jest między nami.  
-Między nami nic nie ma kretynie!  
-Zamknij ryj szmato! jeszcze ktoś tu przyjdzie. – krzyknął stłumionym głosem na mnie i już chciał wziąć zamach.  
-No dalej parszywy gnojku. Uderz. – powiedziałam i splunęłam mu na twarz. Jego gniew narastał z każdą chwilą. Ale mimo wszystko nie bałam się go teraz aż tak bardzo. –Radzę ci dać mi spokój, bo inaczej trafisz do paki.  
-Słuchaj maleńka. Za to że mnie oplułaś masz przerąbane, a jak tylko pójdziesz na policję, to pamiętaj, że wiem gdzie mieszkasz. I wtedy będziesz mogła się liczyć, że twój dom wyleci w powietrze razem ze słodko śpiącymi rodzicami. Co ty na to?  
-Spierdalaj. – powiedziałam i chciałam wybiec z pokoju. Ale Norman złapał mnie i powalił na podłogę. Uderzyłam z takim impetem, że o mało co nie zemdlałam z bólu. Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki.  
-Kładź się. Szybko. – powiedział do mnie i pchnął mnie na łóżko. Położyłam się i nagle on usiadł obok i podał mi wodę gładząc mnie po ramieniu. I wtedy do pokoju weszli nasi rodzice.  
-Synek co się stało? słyszeliśmy jakiś huk.  
-Nic mamo. Szuflada mi wypadła. Musiałem za mocno pociągnąć.  
-No dobrze. I jak się czuje Amber?
-Za dziesięć minut zejdziemy. Rozmawiamy sobie. Nie musicie się o nią martwić. Wszystko pod kontrolą. – powiedział, a ja się tylko do nich uśmiechnęłam. Oni odwzajemnili mój uśmiech i wyszli z pokoju. Miałam nadzieję, że już nie będzie mnie torturował, a on wstał i zakluczył drzwi. Rozpłakałam się na dobre.  
-Zostaw mnie proszę.  
-Czego płaczesz?  
-Zostaw mnie. Co ja ci zrobiłam?  
-Spodobałaś mi się. Moje wszystkie ofiary były podobne do ciebie.  
-Co ma znaczyć były?  
-Bo już ich nie ma. Miały małe wypadki takie jak przecięte hamulce w autach i reszty już nie będę ci tłumaczył. – powiedział i ponownie usiadł koło mnie.  
-Gdzie twój śliczny siniaczek spod oka?  
-Musiałam go zamalować kretynie, bo inaczej, to rodzice by się zorientowali, że coś mi się stało.  
-Zuch dziewczynka. – włożył mi łapsko pod sukienkę. Chciałam mu się wyrwać, ale nie miałam siły.  
-Proszę zostaw mnie. – płakałam, a jego ręka szła tam gdzie nie powinna.  
-Jeszcze to dokończymy. – powiedział do mnie i  zaczął się śmiać. Wstałam z łóżka i szybko wytarłam oczy, żeby nie było widać, że płakałam i pobiegłam w stronę drzwi. Tym razem nie zdążył mnie złapać. Wbiegłam na schody, ale po chwili już stonowałam. Nie mogłam nikomu pokazać mojego strachu. Uśmiechnęłam się i poszłam do gości. Gości Normana. To było straszne. I co ja mam teraz zrobić? Nagle zobaczyłam uśmiechniętego Normana idącego w moją stronę. Podeszłam do rodziców z wielkim uśmiechem.  
-O córciu, widzę, że już się lepiej czujesz.  
-No pewnie. Lekarstwo pewnie zadziałało. – wtrącił Norman i owinął mnie ramieniem. Cała się spięłam. Chciałam mu uciec, ale jedyne co mogłam to uszczypnąć go. Złapałam go za nogę tak, żeby nikt nie widział i wbiłam mu w nią swoje paznokcie.
-Widzę, że się dogadaliście. – zaśmiał się mój tato.  
-Państwa córka jest wspaniała. – powiedział Norman i zaczął mnie łaskotać. Pewnie  dlatego, że go zabolało jak go uszczypnęłam i chciał, abym go puściła. –Może zabiorę Amber na wycieczkę po okolicy. Pewnie jeszcze wszystkiego nie widziała.  
-Nie ma takiej potrzeby. Oprowadzał mnie już jeden znajomy. Widziałam każdy zakątek tego miejsca. – co prawda to było kłamstwo, ale nie chciałam z nim nigdzie iść. Bałam się go jak cholera, a wiedziałam, że mu się nie spodobało to jak go szczypnęłam. –Powinieneś się zająć gośćmi a nie mną. Ja sobie poradzę. W końcu rzadko tu jesteś.  
-Racja, ale goście zajmują się sami. Wiesz jak to jest jak zjeżdża się cała rodzina. Goście tylko zwracają na ciebie uwagę przy zdmuchiwaniu świeczek, a tak to jesteś zupełnie niedostrzegalny poza rodzicami.  
-To nie zmienia faktu, że musisz zajmować się tylko mną. Ja sobie poradzę.  
-Jak uważasz. Ale za dwie godzinki zabieram cię na spacer.  
-Naprawdę nie trzeba.  
-Trzeba, trzeba. – powiedział i puścił do mnie oczko.
-Amber…. – powiedziała mama i szturchnęła mnie w ramię.  
-Mamo, daj sobie spokój. – powiedziałam i poszłam sobie na dwór. Musiałam ochłonąć. Oparłam się o barierkę i wzięłam głęboki oddech. Jestem skończona…

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1623 słów i 8853 znaków.

2 komentarze