* Miesiąc później***
Już na stałe zamieszkałam u Normana. Byłam zawiedziona postępowaniem moich rodziców. Tylko tato raz po raz interesował się co ze mną się dzieje. Po mojej mamie było widać że cieszy się iż mnie nie ma. Nie wiem dlaczego. Zawsze miała swoje fanaberie. Nie żyło mi się z nią najlepiej Ale wydawało mi że chociaż trochę mnie kocha, ale chyba się myliłam. Ale cieszyłam się bardzo że mam kogoś takiego jak Norman przy swoim boku. Jest bardzo opiekuńczy ale i agresywny. Tej jego ciemniejszej strony. Na szczęście od tej pory kiedy mnie zgwałcił nie zrobił już tego ponownie.
-Amber! Ja jadę do kolegi zaraz wracam. - zawołał Norman. Zerwałam się z łóżka. Zbiegłam po schodach do niego.
-Norman nie jedź. Po co tam?
-Kolega musi jechać z dzieckiem do lekarza, a auto mu się rozkraczyło.
-To niech zamówi taksówkę. - bałam się. To właśnie jak od niego Norman przyjechał to mnie zgwałcił. Napił się tam i zjarał. Nie chce żeby miał z nim jakikolwiek kontakt.
-Spokojnie kotku. Ja jadę ta tylko po to żeby zawieźć dziecko do szpitala. Nie masz czego się obawiać. Zaraz przyjedzie Bruno. Posiedzi z Tobą. - powiedział i pocałował mnie w czoło. -Zaraz wracam kochanie. - powiedział i wyszedł. Poszłam do przedpokoju i wzięłam z niego kurtkę i buty.
-Norman zaczekaj! - zawołałam, a on się odwrócił.
- Co się stało?
-Podwieź mnie na stację. Mam ochotę na pitną gorącom czekoladę.
-Zaraz ci przywiozę.
- Nie. Ja chcę później przejść się na spacer.
-Amber, zimno jest i pada deszcz. Zmykam do domu.
-Norman! - krzyknęłam z przytupem nogi.
-Amber, proszę Cię. Nie chcę żebyś była chora.
-No ok. To ty mi przywieź czekoladę A ja sobie pospaceruje gdzieś w pobliżu żeby nie zmoknąć za bardzo.
-A masz przy...
-Tak mam przy sobie telefon. - wyprzedziłam jego pytanie. Patrzyłam jak Norman wsiada do auta. Wzięłam parasolkę z ganku i ruszyłam na przechadzkę. Nagle zaczął dzwonić telefon. Co on już chciał przecież dopiero wyjechał. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Tato.
-Cześć tato.
-Cześć córcia. Będziesz miała dzisiaj czas po południu?
-A co się stało?
-Mamy ci z mamą coś ważnego do powiedzenia.
- Tato, jestem na was okropnie zła. Nie rozumiem dlaczego teraz do mnie dzwonicie. Ja też jakiś czas temu chciałam się z wami spotkać ale też nie mieliście czasu. Nie wiem dlaczego mama traktuje mnie jak jakieś nic. Nie tato. Nie będę miała czasu się z wami spotkać. - powiedziałam. Słyszałam jak zaczyna coś mówić i się rozłączyłam. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Dzwonił jeszcze dwa razy ale nie odebrałam. Nie chce mieć z nim nic wspólnego. Tak jak oni nie chcą mieć ze mną. Postanowiłam wrócić do domu. Faktycznie było zimno. Weszłam do domu co było błędem. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Bałam się tego w jakim stanie przyjedzie Norman. Usłyszałam jak drzwi się otwierają. Zeskoczyłam z sofy i stanęłam za nią.
-Cześć Amber. To tylko ja. - powiedział Bruno. -A ty co tak sama siedzisz?
-Norman musiał pojechać zawieźć jakieś dziecko do lekarza. Musiałam zostać i za nim poczekać.
-I to z tego powodu jesteś taka przerażona? Ja bym się raczej cieszył na twoim miejscu że możesz od niego odpocząć.
-Bruno, ja się bardziej obawiam faktu, że raczej nie wiem w jakim stanie on wróci do domu. Ostatnio ratowałeś mnie z opresji.
-Spokojnie. Teraz raczej nie powinien nic zrobić. A z resztą będę tutaj, także możesz spokojnie siedzieć.
-A co jeśli znowu będzie w takim stanie jak wtedy?
-Nic się nie stanie. Nie obawiaj się niczego. - siedziałam z nim sącząc herbatę. Każda minuta była bla mnie straszna. Może gdybym nie wiedziała z kim pojechał byłabym spokojniejsza. Zerkałam na zegarek. minęła już godzina, a Normana nadal nie ma. Później dwie i trzy godziny. Zaczęłam się obawiać. Przechadzałam się po pokoju z kąta do kąta. Na dworze zaczęło się robić ciemno. Po Normanie ani śladu. Wykręciłam do niego numer telefonu i zadzwoniłam. papuga w słuchawce cały czas nawijała że wybrany przeze mnie numer telefonu prowadzi w tej chwili rozmowę. Postanowiłam więcej razy nie dzwonić żeby go nie denerwować. I wtedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i krzyk Normana. Zerwałam się z łóżka. Najpierw stanęłam za Bruno, ale jak tylko zobaczyłam Normana z miną tak wściekłą jak nigdy i czekoladę rozlaną na jego kurtce, nie wiem dlaczego zaczęłam płakać i uciekłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i usiadłam pod nimi. Bałam się że znowu jest naćpany no i poniekąd, że jest zdenerwowany na mnie przez to że zachciało mi się gorącej czekolady która teraz widniała na jego ubraniu.
-Amber, kochanie co się stało? Wyjdź z łazienki, bo muszę się przebrać i czekolada ci wystygnie.
-A ty co z takim impetem wlazłeś do tego domu? - usłyszałam Bruna.
-Jestem tak wkurwiony jak nigdy. Jak by było komu najebać to bym to zrobił z chęcią. - powiedział Norman.
-Młoda jest przerażona. Powiem ci że to wejście smoka było mocne. Bała się że przyjedziesz naćpany.
-Absolutnie nie dotykałem żadnego świństwa. Amber, Proszę cię wyjdź z tej łazienki. - słyszałam złość w jego głosie i nagle usłyszałam jak klucz w zamku się przekręca. Moje serce podeszło mi do gardła. Bałam się bo nie wiedziałam co się z nim dzieje. Boję się go w takim stanie. -Nie bój się kochanie. Wszystko jest w porządku. - powiedział już nieco bardziej spokojnym głosem. pomału zaczęłam podnosić głowę. ujrzałam najpierw Bruna, a zaraz obok niego Norman. W ręce trzymał koszulkę. -Nic się nie dzieje kochanie. Nic nie brałem. - powiedział i rzucił brudną bluzkę idealnie do kosza na pranie. Uklęknął koło mnie, podniósł mój pod brudek tak abym patrzyła prosto w jego ciemne i płonące ze złości oczy i pocałował mnie w czoło. -Wstawaj, bo będziesz chora. - powiedział i pomógł mi stać. Otarłam zły z policzków. Zaprowadził mnie do salonu i posadził na fotelu. Poszedł do kuchennego blatu i podał mi gorącą czekoladę. -Proszę. Wypij spokojnie, a zaraz wam powiem co się stało, tylko pójdę się ubrać. - powiedział i poszedł szybkim krokiem do pokoju. Bruno tylko się do mnie uśmiechnął. Norman dosłownie kilka sekund później zszedł na dół w samych spodenkach. ,,Ubrać się,,? Chyba raczej rozebrać.
-Norman opowiadaj co się stało. - powiedział zniecierpliwiony Bruno.
-A więc tak. Po pierwsze to mały został w szpitalu bo ma jakieś silne zapalenie czegoś tam... nie pytajcie mnie czego bo nie znam się na tym, a tym bardziej na dzieciach. Po drugie to jakaś niedorozwinięta pijana baba jechała autem i dosłownie przyjebała mi w bok auta tak, że tam już nie ma co klepać i na całe szczęście że nie było nikogo z tyłu, a po trzecie na moje nieszczęście miałem w ręku gorącą czekoladę, która wylała się na mnie. Nie wiem co z tą kobietą, ale widziałem jak ją wyciągają z auta, ja nie chciałem już na nią patrzeć więc odmówiłem lekarzom, bo chcieli mnie zabrać do szpitala i przywieźli mnie tutaj. No i okazało się teraz że jest jeden problem, a mianowicie... Będzie sprawa do ciebie Bruno bo mam małą rankę na udzie która będzie potrzebowała małej interwencji chirurgicznej, a mianowicie szycie. - jak powiedział to ostatnie słowo, po moim ciele przeszły ciarki. Miałam to już za sobą. Wiedziałam jak to boli. Zrobiło mi się go tak szkoda, że po moich policzkach poleciały łzy.
-Ok. To działamy. - powiedział jak gdyby nigdy nic.
-Spokojnie Amber. Nogi mi nie amputuje.
-Ja się boję. - powiedziałam, a on mnie przytulił.
**Oczami Normana**
Przyglądałem się Amber. Było mi jej szkoda. Po raz kolejny przez moje napady złości, spowodowałem u niej strach. Patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem. Co jakiś czas zerkała na moją nogę. Na szczęście krew nie przedostała się jeszcze na spodenki. Bruno zaczął rozkładać wszystkie przyrządy do szycia. Po moim ciele przeszły ciarki jak sobie przypomniałem kiedy szył mnie ostatni raz. Tą akcję pamiętam jakby to było dziś. Przywieźli mnie po nieudanym napadzie na bank. Zostałem wtedy postrzelony. Krew była dosłownie wszędzie. Przywieźli mnie do jakiejś szopki i na samym środku tego pomieszczenia stał jakiś stół a na nim leżał jakiś koleś z dziurą w nodze. Darł się jak pojebany. Trzymało go trzech potężnie zbudowanych mężczyzn. Spojrzałem na Grega. A on tylko się uśmiechnął i powiedział: -Ciebie też to czeka matole... - i wtedy zza kolejnych drzwi wyszedł Bruno. Wyglądał jak gangster. Pocięty ryj, mięśnie, tatuaże i ten jebany biały kitel, który wcale do niego nie pasował. Miałem chęć stamtąd spierdolić, ale to do mnie by nie pasowało. Zawsze mówiłem że nie ma rzeczy która mnie przestraszyć i starałem się to każdemu udowadniać. Ale ten moment jak Bruno powiedział że zaprasza mnie na łóżko pamiętam do dziś. Ze strachu zebrało się we mnie tyle gówna, że jak bym się zesrał, to tak bym urósł, że w suficie bym wyjebał dziurę. Ale na szczęście, Bruno tylko tak groźnie wyglądał, a okazał się spoko gostkiem.
-I jak tam? Możemy zaczynać? - wyrwał mnie z zamyśleń.
-No jasne. - powiedziałem i zdjąłem spodenki. Widziałem jak mięśnie Amber się zacisnęły. -Chcesz iść do pokoju? - zapytałem widząc jej przerażenie. Ona tylko pokręciła głową. Usiadłem tak, żeby dać Brunowi dostęp do rany i tak abym mógł przytulić do siebie Amber. Bruno nie czekając na nic podszedł do mnie z igłą. Gdy wbił mi igłę pod skórę, aż głośno wciągnąłem powietrze. Już tak dawno tego nie czułem, że dosłownie zabolało.
-Bruno!! Uważaj trochę, przecież to go boli. - krzyknęła Amber, a Bruno spojrzał na nią zaskoczony.
-Ok postaram się robić to delikatniej. - powiedział Bruno, a ja spojrzałem na Amber. Po jej policzkach leciały łzy.
-Kochanie czemu płaczesz? - zapytałem widząc jej reakcje.
-No bo przecież to cię boli. Ja nie chcę żeby tak było.
-Oj kochanie. Przytul mnie to będzie mniej bolało.
-Ale to tak nie działa.
-Na mnie tak działa. - Powiedziałem i przytuliłem ją tak żeby nie patrzyła na to co robi Bruno i tak aby nie widziała grymasu mojej twarzy. Bo bolało to cholernie mocno. Ale na szczęście Bruno pośpieszył się. Już po chwili było po sprawie.
-Proszę Amber. Oddaje w twoje ręce tego poranionego biednego mężczyznę. Już mu nic nie robię. - powiedział, ale Amber nawet się do niego nie odwróciła. Kochałem jej humorki. Były wspaniałe.
-Norman, możemy iść do pokoju? Chcę mi się spać.
-Pewnie kochanie. - powiedziałem i wstałem ze sofy. Gdy już byliśmy w pokoju, widziałem, że Amber coś trapi. - Coś się dzieje kochanie?
-Wszystko w porządku.
-Nie oszukasz mnie. Widzę, że czymś się przejmujesz. To przeze mnie?
-Nie przez ciebie. Nic mi nie jest. - powiedziała, a ja podszedłem do niej i usiadłem obok, tak aby mogła mi spojrzeć w oczy. Zawsze gdy tak robiłem, nie miała siły już dalej kłamać.
-Na pewno? - zapytałem ponownie.
-Tato do mnie dzwonił, chciał abym się z nimi spotkała, bo mają mi niby coś ważnego do powiedzenia. Ale ja nie mam ochoty się z nimi spotykać. Mam wrażenie, że odkąd znam ciebie, nie jestem im już do niczego potrzebna, a nawet widać, że cieszą się z mojej nieobecności w domu, a zwłaszcza mama. Pewnie cieszy się że nie musi patrzeć na to jak oszczędzam pieniądze i na to jak się ubieram. Chciała ze mnie zrobić księżniczkę, ale jej się nie udało. Mam wrażenie jakby to byli dla mnie obcy ludzie.
-Nie mów tak myszko. Myślę, że kochają cię, tylko dostali trochę wolności i im się w głowach poprzewracało. Minie im za jakiś czas. Jeśli nie chcesz iść sama na to spotkanie, mogę iść z tobą.
-O nie, nie rozumiesz mnie. Ja nie chcę wcale iść na żadne spotkanie. Nie chcę ich widzieć. Tyle czasu się do mnie nie odzywali, nie odbierali telefonów... ja też ich tak potraktuje. Tak jak oni mnie... po prostu jak powietrze.
-Ok. To ja nic więcej nie mówię. Skoro tak uważasz.
-Norman, będę mogła później iść na spacer?
-Jeśli ja pójdę z tobą to tak, ale sama na pewno nigdzie nie wyjdziesz.
-Ale dlaczego? Chcę pobyć chwilę sama.
-Nie ma takiej opcji. Już dzisiaj byłaś. Nie pójdziesz sama, bo boję się że coś może ci się stać.
-Ale nic mi przecież nie było jak dzisiaj poszłam sama.
-Nie obchodzi mnie to. Nigdy nic nie wiadomo. Ja też jechałem autem i bym nie pomyślał, że może się coś stać, a stało się. Jakaś durna najebana baba wjebała się w moje auto. Wiesz co by było Jak by ktoś siedział na tylnych siedzeniach.
-Ale nikogo nie było przecież. Jechałeś sam.
-Amber, mogło siedzieć tam dziecko kolegi, mogłaś siedzieć tam ty.
-Ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego że może coś się stać. Tak naprawdę mogę siedzieć w domu i może ktoś się włamać i mi coś zrobić.
-Nawet tak nie mów. Nie chcę tego słuchać, słyszysz? - Amber spojrzała na mnie ze strachem w oczach.
-Nie mów do mnie takim tonem, bo się boję.
-Przepraszam kochanie. Nie chciałem. - powiedziałem i przytuliłem ją do siebie. Położyliśmy się na łóżku i włączyliśmy film. Chciałem trochę rozładować napięcie, ale wiadomo że na takie rozładowanie emocji nie wystarczy zwykły film. Po jakimś czasie tak się rozkręciliśmy, że zaczęliśmy się kochać. Ale żadne z nas nie pamiętało o tym żeby się zabezpieczać . . .
1 komentarz
Czyzbyzakochana
Jak zawsze super 😊
Ps. Zapraszam do siebie 🙂