Bez zgodności do miłości...część 27

Leżałem płacząc Amber na nogi. Próbowała się ode mnie wydostać. Tuliła się do nóg Juana. Próbowała się za nim skryć.  
-Boję się. - powiedziała. Podniosłem się i spojrzałem na nią.  
-Nie bój się kochanie. Nie zrobię Ci krzywdy, przysięgam. - powiedziałem i pomogłem Juanowi postawić Amber na nogi. Posadził ją na łóżko. Złapała się za podbrzusze.
-Połknęłaś tabletki? - zapytał Juan. Amber zagryzła wargę, i kiwnęła głową i odwróciła od nas wzrok. -Jeśli nie wzięłaś, to nie przestanie Cię boleć.  
-Chciałam się położyć. - powiedziała cichutko.  
-Proszę bardzo. - powiedział Juan. -Zaraz podamy Ci leki. Niepotrzebnie się męczysz.  
-Ale ja nie chce żadnych leków.  
-Spokojnie. Odpoczywaj. - powiedział do niej, a jego pielęgniarze zaczęli coś szykować. Amber rozglądała się nerwowo. Kątem oka widziałem jak jeden z pielęgniarze nabiera płyn do strzykawki. Modliłem się aby Amber tego teraz nie zobaczyła. Usiadłem na krześle koło niej. Chciałam złapać ją za rękę, ale od razu ją zabrała.  
-Myszko, możemy porozmawiać? - zapytałem patrząc na nią. Zależało mi na rozmowie z nią.  
- Nie. - powiedziała A po jej policzkach poleciało kilka łez. Cały czas próbowała zakryć twarz. Pewnie zobaczyła w lustrze ślady po tym jak ją potraktowałem.  
-Amber, połóż się na brzuszek. - powiedział Juan, a Amber szybko usiadła.  
-Ja nie chcę. Nic mi nie jest. - powiedziała i spojrzała na pielęgniarza. On w tym momencie podawał Juanowi strzykawkę.  
-Spokojnie. Krzywda ci się nie stanie. Połóż się na brzuszku.  
-Nor... Norman pomóż mi... Ja nie chcę... - powiedziała i chodź niepewnie, to przybliżyła się do mnie. Złapałem ją za rękę, a ona zacisnęła ją mocno. Wstałem z krzesła i usiadłem koło niej. Po czym po prostu przytuliłem ją do sobie. Wtopiłem ona w jej włosy. Amber cała się spięła.  
- Nie bój się kochanie. Nie zrobię Ci krzywdy. Nie musisz się tego obawiać.  
- Ja nie chcę zastrzyku. Wezmę tabletki.  
-Amber, dalej ci tabletki kilka razy. Każde lądowały na podłodze, a tych ostatnich nie miałaś siły przełknąć. To jest konieczne. Ale nie bój się. Nic się nie stanie. Nie będzie bolało. Przecież dużą kobietą jesteś.  
-Wcale nie. Nie zgadzam się na to.  
-No może nie jesteś duża krasnalku, ale nie możesz tyle się męczyć.  
- Nie to miałam na myśli. Czy ja mogę stąd iść?  
-Jeszcze nie. Podamy leki i zobaczymy co dalej. - Amber spojrzała na mnie zalana łzami.  
- Ja nie chcę żeby ktoś mnie oglądał. Zrób coś. Proszę. - powiedziała do mnie, a ja ją tylko przytuliłem. Co miałem innego robić?  
- Przepraszam Cię kochanie. To wszystko moja wina że musisz za mnie cierpieć. Ale w tej kwestii nic nie jestem w stanie zrobić. A wiem, że to ci trochę pomoże. Będę przy tobie. Nie bój się. Nic nie będzie bolało.  
-A właśnie że będzie. - powiedziała i zaniosła się płaczem.  
-Połóż się. Szybciej będziemy mieli to za sobą. - powiedział Juan. Spojrzałem na Amber. Ona podniosła zapłakane oczy i spojrzała na mnie. Widziałem w jej oczach strach.  
- Nie bój się. Nic się nie stanie. - powiedziałem i pomogłem jej położyć się na brzuch. Ukucnąłem koło łóżka Tak aby móc patrzeć jej w oczy. Zacząłem gładzić ją po głowie. Juan z pielegnierzami podeszli do niej. Jej ciało drżało. Jeden z pielęgniarzy złapał ją za nogi.  
-Boje się... - powiedziała i zagryzła wargę.  
- Nie masz czego się bać. Teraz proszę Cię abyś się nie wierciła. Leż spokojnie, bo nie chcemy żeby stała ci się krzywda. - powiedział Juan, a ja przyjechałem palcem po jej wardze uwalniając ją od zębów.  
- Nie rób tego kochanie. - powiedziałem, a ona złapała mnie za rękę. Jeden z pielęgniarzy złapał za jej spodnie i odkrył pośladki. Amber pisnęła i zaczęła się wiercić. Zacisnęła rękę. -Spokojnie. Spojrz na mnie. - powiedziałem i poczekałem aż zerknie w moją stronę. -Nikt Cię nie skrzywdzi. Zaraz będzie po wszystkim. - powiedziałem, a Juan odkaził miejsce w które będzie podawał lek.  
-Rozliźniej się. - powiedział i dotknął jej pośladka, a ona jeszcze bardziej je zacisnęła. Wbił igłę. Amber jęknęła i próbowała się wyrwać. -Już kończę. Spokojnie. Jeszcze tylko chwilka. - powiedział i zaraz wyjął igłę z pośladka Amber. Założył jej spodnie na swoje miejsce. -Już po wszystkim. - powiedział i pogładził ją po plecach. Amber nadal trzymała moją rękę.  
-Kiedy będę mógł wziąć ją do domu?  
-W zasadzie wtedy kiedy będziesz miał na to chęć. Ale jakiś czas trzeba będzie ją mieć na oku. W razie jak byście potrzebowali jeszcze sprawdzić coś co was niepokoi, każdy lekarz jest do waszej dyspozycji.  
- Ja nie chcę żadnych lekarzy. -Powiedziała Amber.  
-Nic się nie bój.  
- Ja nie chcę tu być. - powiedziała a z jej oczu znowu poleciała łza.  
-Zaraz zabiorę Cię do domu. - powiedziałem, ale w jej oczach nie było widać radości tylko strach. Nie miałem pojęcia jak do tego podejść. Juan musiał wyjść bo mieli dość ciężkiego pacjenta, do którego było trzeba lekarza który potrafi postawić na swoje, a Juan właśnie taki był. Nie dał sobie wejść na głowę. Ale cieszyłem się że do Amber odpalił tą bardzo skrywaną część siebie i był dla niej naprawdę łagodny. W tej klinice każdy miał swoje zadania i dzięki temu wszystko chodziło jak w zegarku. Ale nie mieli wyjścia trafiali tutaj ludzie z różnymi przeszłościami, więc musieli być dobrze zorganizowani, bo jeden fałszywy błąd mógł kosztować kogoś nawet życie. Patrzyłem na Amber. Widziałem, że jej oczy się przymykają. Była zmęczona. Pewnie dostała coś na uspokojenie. Przytuliła się do poduszki, a ja okryłem ją kołdrą. Zerkała cały czas na mnie niepewnie. - Przepraszam kochanie. - powiedziałem. -To co się wydarzyło nie powinno mieć miejsca. Mam nadzieję że mi kiedyś wybaczysz. - powiedziałem, a w tym momencie do gabinetu wszedł Bruno.  
-Wszystko w porządku? Jak się młoda czuje?  
-Myślę że nie najlepiej po tym co jej zrobiłem.  
-Nie chcecie jechać do domu?  
-Dam jej trochę czasu. Teraz chyba też nie czuje się najlepiej. Dostała przed chwilą jakiś zastrzyk i chyba ją trochę zamroczyło.  
-Jakiś specjalista do niej zaglądał?  
- Nie i raczej to nie będzie dobre zagranie. Nie sądzę żeby dała się zbadać jakiemuś kolejnemu lekarzowi.
-A co z siniakami i z rozwaloną wargą? - miałem wrażenie że próbował mi pokazać jakim jestem chujem, ale ja już o tym wiedziałem. Zdawałem sobie z tego sprawę.  
-Nikt nie patrzył poza Tobą i Juanem. Ona nawet nie pozwala na to żeby ktokolwiek się do niej zbliżał.  
-No akurat to nie jest dziwne. Zabierzcie się ze mną do domu. Muszę trochę popracować w domu. Mam kilka spraw do załatwienia, ale nie mam zamiaru robić tego w szpitalu. Juan za jakiś czas odwiedzi nas w domu. Dom to lepsze miejsce do dochodzenia do siebie. W tym szpitalu za dużo się dzieje. Nie jest tu do końca bezpiecznie.  
- Ja sama pójdę do domu. - usłyszeliśmy lekko zaspany głos Amber.  
- Nie możesz iść sama. Jesteś bardzo osłabiona. Mam wszystko pod kontrolą. Nie stanie ci się krzywda. - powiedział do niej Bruno. Szeptem jeszcze dodał do mnie że poczekamy chwilę jak leki zaczną działać i pojedziemy do domu. Nie chcieliśmy jej narażać na kolejne stresy. A wiedzieliśmy, że lada chwila zaśnie. I właśnie tak się stało. Wziąłem moje małe biedactwo na ręce i zaniosłem do auta. Położyłem ją na tylnej kanapie, a sam usiadłem z przodu razem z Bruno. Siedziałem błądząc myślami. Nie wiedziałem jak Amber teraz będzie na mnie patrzyła po tym wszystkim. Bała się każdego mojego ruchu. Jak już byliśmy po domem, wyjąłem ją i postanowiłem nie iść do domu tylko usiąść sobie na werandzie. Położyłem ją na sofie naroznikowej. Przykryłam ją kocem i poszedłem zrobić herbatki. Gdy wróciłem widziałem że nie śpi. Patrzyła na niebo. Spojrzała na mnie niepewnie.  
-Jak ja się tutaj znalazłam? - w jej głosie była niepewność.  
-Przyjechaliśmy razem z Bruno. Nie chcieliśmy Cię budzić, bo słodko sobie spałaś. - podszedłem do niej. Amber szybko usiadła i spojrzała na mnie. Na jej twarzy malował się strach i ból. Podałam jej herbatę. Ostrożnie usiadłem koło niej. Popatrzyła na mnie. Jej przerażenie przeszywało moje serce jak sztylet. Nie chciałem żeby się mnie bała. - Nie bój się mnie kochanie. Nie zrobię Ci już krzywdy.  
- To nie jest takie proste. Już mi to kiedyś obiecałaś. I nie dotrzymałeś obietnicy. To co mi zrobiłeś było po prostu straszne. Skąd mam mieć pewność, że nie zrobisz tego po raz kolejny mimo twoich obietnic? Wolałabym abyś nie obiecywał tego czego nie możesz dotrzymać. Wiesz że się nie zmienisz. Będzie tak za każdym razem kiedy tylko będziesz na coś zły, a ja tego nie zniosę.  
-Kochanie, naprawdę przepraszam. Staram się zmienić wszystko w moim życiu, ale jak tylko odbijam się od dna, zaraz znowu spadam w dół. Musisz mi w tym pomóc. Naprawdę żałuję tego co zrobiłem. Co mam zrobić, abyś mi wybaczyła?
- Nie chce przeprosin. Chce wiedzieć, że już nigdy mi tego nie zrobisz. Kolejnego razu nie zniosę. Przysięgam tobie teraz, że po następnej takiej sytuacji już nie zdołasz mnie uratować. Nie pomogą lekarze, ani żadne twoje przeprosiny. Odbiorę sobie życie, bo nie jestem w stanie sobie poradzić z tym że osoba którą kocham, gwałci mnie i katuje. - powiedziała do mnie bardzo poważnie. Wiedziałem że to nie żarty.  
-Nawet sobie nie żartuj. Nie możesz sobie robić krzywdy z mojego powodu. To ja chciałem się wykastrować po tym co ci zrobiłem.  
-Norman, to nie są żarty. To jest twoja ostatnia szansa. - powiedziała, a jej oddech przyspieszył. Chciałem się do niej przytulić, ale to posunięcie jeszcze było za szybkie. Odsunęła się ode mnie przytulając się do swoich kolan. -Wybacz mi, ale nie jestem gotowa na zbliżenia. Potrzebuje trochę czasu i przestrzeni. Mimo twoich zapewnień i tak się boję. Nie wiem co ci znowu przyjdzie do głowy.  
- Kochanie możesz być spokojna. Nie zrobię Ci nic.  
- To nie jest takie proste po tym co mi zrobiłeś. Nie chce już tak cierpieć.  
-Przepraszam kochanie. - powiedziałem skruszony. Cieszyło mnie bardzo że się przede mną otworzyła. Że miała chęci rozmawiać ze mną po tym wszystkim. Zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz... Juan. Odebrałem. Pytał o Amber. I dzisiaj miał w planach odwiedzić nas w ramach kontroli. Wiedziałem że Amber wszystko słyszy, bo tylko kręciła głową nie zgadzając się z jego zdaniem. Liczyła na to że ja też to zrobię. Rozłączyłem się.  
-Norman, ja nie chcę żeby ktoś przyjechał. Ja się czuje dobrze. Nie potrzebuje żadnej pomocy.  
-Kochanie, po tym co ci zrobiłem, nie mogę pozwolić na to, żeby ignorować twój stan zdrowia. Myślę że ty byś postąpiła podobnie.  
-Ale dobrze wiesz, że bardzo się boję lekarzy. Nie chcę żeby ktoś mnie dotykał. Jak wszystko się zagoi nie będzie bolało. - powiedziała dość donośnym głosem i chciała szybko wstać, ale szybko z tego zrezygnowała. Jej grymas twarzy ewidentnie wskazywał na to, że coś ją konkretnie zabolało. Spojrzała na mnie niepewnie. Czekałem. Chciałem żeby sama powiedziała i przyznała się do tego, że jednak potrzebna jest pomoc lekarza, ale zamiast takiej odpowiedzieć, chwilę później ujrzałem krew cieknącą z jej drobnych usteczek.  
- Amber, z tego co wiem to wampirem nie jesteś, więc picie krwi nie jest ci potrzebne do życia. - powiedziałem i uwolniłem jej po raz kolejny pogryzioną wargę. Uniosłam jej głowę tak aby na mnie spojrzała. Próbowała odwrócić wzrok. Bała się na mnie spojrzeć.  
-Norman, nie rób tak... Nie patrz tak na mnie... powiedziała i próbowała wydostać głowę z mojej ręki. -Dlaczego tak na mnie patrzysz? - była przerażona. -Boję się... - dodała szeptem zamykając oczy.  
-Najpierw ty mi powiedz, po co kaleczysztak te słodkie drobniutkie usteczka? Ja ci nic nie robię. Tylko patrzę.  
- Ja chcę iść się wykąpać. Proszę, zostaw mnie. - poprosiła mnie, a jej ciało przeszedł dreszcz.  
-Ok. Skoro chcesz się kąpać, to proszę bardzo, ale ja pomogę Ci...  
- Nie! Ja chcę sama się wykąpać. - przerwała mi w połowie zdania.  
- Ja ci pomogę dojść do łazienki. Nie denerwuj się tak. Nic przecież ci nie zrobię. - objąłem ją ramieniem, a ciało zaczęło się spinać. -Spokojnie Kochanie. Nic ci się nie dzieje. - powiedziałem. Miałem chęć ją do sobie przytulić, ale nie chciałem jej dodatkowo stresować. Pomału weszliśmy do domu. Gdy minęliśmy korytarz i Amber zobaczyła sofę, tak jakby ogarnął ją bezwład w nogach. Osunęła się na ziemię. Na szczęście to że ją trzymałem zaamortyzowało jej upadek. Zaczęła głośno płakać. Jej szlochy nie miały końca. Próbowałem jej wytłumaczyć, że nie zrobię jej krzywdy, że nie musi się bać, ale to nic nie dawało. Chciałem ją zanieść do pokoju, ale jak tylko próbowałem ją wziąć na ręce zapierała się i jeszcze bardziej płakała. Odsunęła się ode mnie tak że siedziała teraz w kącie. Krzyczała na mnie że mam się nie zbliżać. Podałem jej tylko koc. I usiadłem w kuchni. Byłem zrezygnowany. Nie wiedziałem co mam robić. Szlochała już ponad godzinę, ale za żadne skarby nie chciała się stamtąd ruszyć. Z tego płaczu zaczęła mieć mdłości. Podbiegłem do niej, chcąc jej pomóc wstać, ale to tylko pogorszyło sytuację. Zaczęła drżeć.  
-Z... Z... zostaw mnie... - zakryta się rękoma.  
-Ale spokojnie. Spójrz na mnie. Nie denerwuj się. Oddychaj głęboko. Skarbie, jak będziesz tak płakać w końcu zaczniesz wymiotować, a tego raczej nie chcesz. Chodźmy do pokoju, położysz się trochę, odpoczniesz, a ja naszykuje ci wodę na kąpiel. - mówiłem, a Amber dalej targały mdłości. Chciałem jej pomóc wstać, aby poszła do łazienki, ale zaczęła piszczeć nie zgadzając się na to. Widziałem, że zaraz zacznie wymiotować. Pobiegłem szybko po wiaderko. Zdążyłem do niej dobiec i puściła pawia. Złapałem jej włosy które uparcie spadały do wiadra. Moja mała myszka płakała. Cała drżała. Bała się. Słyszałem, że ktoś wchodzi do domu. To był Bruno. Spojrzał na nas zdziwiony. Podszedł szybko na nas.  
-Hej, co tu się dzieje? Czemu mała siedzi w kącie? - zapytał i spojrzał na mnie tak jakby mnie o coś chciał oskarżyć.  
-Wspomnienia. - powiedziałem tylko, a Bruno tylko przytaknął głową.  
-Zostawcie mnie. Nie patrzcie na mnie! - dalej płakała.  
-Mała, może chodź na łóżko. Raczej nie chcesz się przeziębić?  
-Zostawcie mnie proszę... - szlochała. - A było tak dobrze. Już nawet ze mną rozmawiała i wszystko prysło w chwili gdy zobaczyła miejsce w którym ją skrzywdził. Na moje nieszczęście nie da się cofnąć czasu. Tak ją to wszystko stresowało, że znowu zaczęła wymiotować. Wziąłem ją na ręce nie bacząc na to co mówi. Zaprowadziłem i położyłem w pokoju. Otarła buzie chusteczką którą jej dałem i położyła się tyłem. Wiedziałem że to jeszcze nie koniec. Dzisiaj czekała nas wizyta lekarza, a później noc. Noc w miejscu w którym działa jej się krzywda...

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i inne, użyła 2946 słów i 15502 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik julkazz

    kiedy następna?

    12 maj 2019

  • Użytkownik fanka00000

    Kiedy kolejna ?

    18 kwi 2019

  • Użytkownik fanka00000

    :cool:

    7 kwi 2019

  • Użytkownik Zuza11

    Jejuu  <3  zajebiste, tyle moge napisać :rotfl:  <3  czekam na następną

    6 kwi 2019