Puściła moją rękę. Wysunęła prawą nogę do przodu i.. spadła w morską przepaść. Dotknąłem palcami miejsca w którym przed chwilą stała. Uśmiecham się w dal i czekam. Mój anioł zaraz do mnie powróci. Nigdy bym jej nie pozwolił na śmierć. Obracam się i spoglądam na drugą stronę mostu. Szybuje w powietrzu zdezorientowana. Spoglądam na jej twarz. Śmiać mi się chce. Podchodzę i pomagam jej podlecieć do balustrady. Ma piękne śnieżnobiałe skrzydła. Nie są brudne od złych uczynków jak moje. Są piękne.
- Co... się...? - uciszam ją przykładając palec wskazujący do jej ust.
- Umarłaś.
- Ale ja dalej żyję.. mam skrzydła..
Nie było jej kilka minut, ale i tak strasznie się stęskniłem. Obejmuję ją z całej siły i obiecuję sobie, że nigdy jej nie puszczę. Nigdy jej nie zostawię. Nigdy.
- Czy wiedziałeś, że tak się stanie?
Kiwam głową. Wypuszczam ją i mówię:
- Quia non dimittet vos. Te amo angelus.
Istoty nadnaturalne znają łacinę. Ona też.
Przekręca głowę. Uśmiecha się w zadumie. Kocham jej piękne dołeczki.
- Ja.. rozumiem.. - wybucham śmiechem - z czego się śmiejesz!
Uderzyła mnie w klatkę. Staram się być poważnym, ale nie umiem.
- Oczywiście, że rozumiesz. Więc co powiedziałem?
- Powtórz! - prosi.
- Quia non dimittet vos. Te amo angelus
- Nie pozwolę ci odejść... yyyy... kocham cię? - unosi brew. Kiwam głową - Angelus... - daję jej czas do namysłu – Aniele.
Śmiejemy się razem jak dzieci.
.
Nie śmiałem się od czasu kłótni z Jeffreyem. Mieliśmy wtedy po 12 lat. Biliśmy się o zabawkę. Ja wygrałem, a on powiedział, że jestem u nich tylko dlatego, że nie mają mnie komu oddać. Że jestem żerującym bachorem. Od tamtego czasu coś we mnie pękło. Znalazłem pracę. Stałem się samodzielny. Mieszkałem jeszcze z nimi, ale tylko tam spałem. Nic więcej.
Przyglądam się ja Kasia uczy się latać. Raz wzbija się w powietrze. Raz upada.
Ja także unoszę się w powietrzu i pomagam jej utrzymać równowagę. Nie chcę, żeby miała takie strasznie życie jak ja. Jestem tutaj żeby jej pomóc.
Miałem straszne dzieciństwo. Sama myśl o moim poprzednim życiu jest straszna. Kłuje mnie w serce.
Podtrzymuję ją w talii i pomagam wylądować na ziemi.
Gdy tylko nasze palce dotykają trwałego gruntu wskakuje w moje ramiona i wtula się we mnie.
Jest pierwszą osobą której ufam.
Jeffrey? To zdrajca.
Stoimy wtuleni w siebie.
- Musisz pochwalić się mamie - szepczę jej pieszczotliwie do ucha.
4 komentarze
Kociulka
Pisz dalej! Twoje opowiadanie jest CUDOWNE. Nigdy się tak nie wczytałam. Czekam na następne.
WredotaXDD
Ekscytujące
tolson
Niesamowite pisz dalej !
Ewcia:D
Cudownie