Cienie miłości cz.1

Spoglądam sennie na zegarek, odliczając wolno płynące minuty. W dłoni ściskam ciężką torbę z książkami. Myślę, co będzie dalej, jak potoczy się mój los. Jestem rozdarta między sercem a rozumem. Sądzę jednak, że to będzie nowy rozdział w moim życiu. Nowe doświadczenia, ludzie i wydarzenia. Kiedy zegar wybija siódmą trzydzieści, wychodzę z pokoju, po czym nie spiesząc się, schodzę na dół.
W kuchni czeka już na mnie rutynowe śniadanie - grzanki z serem i ciepłe mleko we wzorzystym kubku. Mama krząta się, chodzi to tu, to tam, całkiem nie zwracając na mnie uwagi. Jak zwykle. Nic się nie zmieniło od wczoraj, od miesiąca, od lat...  
Każdego dnia budzę się z nadzieją, że może coś uległo zmianie, może mama wreszcie odzyskała dawną radość życia. To są jednak tylko moje złudne pragnienia. To wina mojego ojca, którego tak bardzo mama kochała. Odszedł do... jej rodzonej siostry, mojej ciotki.  
Stało się to podczas rodzinnego spotkania, trzy lata temu. Część dorosłych nadużyła alkoholu. Tata tłumaczył, że to tylko wpadka; że wcale nie chciał zranić mamy. W rzeczywistości jednak, kochał się w cioci od lat, odkąd sam poznał się z mamą. Nigdy nie dowiem się, dlaczego nie wybrał cioci Kate, skoro tylko jej pragnął. Wiem natomiast to, że zranił nie tylko mamę, ale też mojego dwa lata starszego brata Roberta, Juliannę - moją trzy lata młodszą siostrę i mnie.  
Odsuwam krzesło i siadam na jego brzegu bez słowa przywitania. Wcinam grzankę z przejęciem. Jestem bardzo podekscytowana, ale jednocześnie boję się - pierwszego dnia w nowej szkole. Dotychczas uczęszczałam do zwykłego liceum, ale brat namówił mnie, bym spróbowała dostać się do drugiej klasy do liceum artystycznego. Uważał bowiem, iż mam wielki talent malarski i z pewnością, bez problemu, przyjęliby mnie tam. Tylko i wyłącznie za jego namową, zgodziłam się. Nie przejmowałam się tym wszystkim za bardzo, ale kiedy się tam dostałam, oszalałam. Kochałam i kocham malować. To moja pasja - więc postanowiłam zmienić szkołę.  
Co chwila patrzę na mamę. Mimo iż mnie zauważyła, również nie odzywa się do mnie słowem. Między nami cały czas trwa niezręczna cisza.  
- Erico...  
Jestem tak zaskoczona, że kubek z mlekiem wypada mi z ręki, po czym roztrzaskuje się na wykładzinie. Od razu wstaję i podbiegam po ścierkę do podłogi. Sprzątam po sobie szybko, a odpadki wyrzucam do kosza. Och, mój ulubiony wzorzysty kubek... Cóż, to nie jest teraz najważniejsze. Siadam z powrotem na miejsce i patrzę na mamę wyczekująco. Ona usilnie stara się nie patrzeć mi w oczy. Cały czas błądzi wzrokiem po kuchennych szafkach, lodówce, to patrzy na sufit, to na podłogę.
- Córeczko, powiedz, jak ci się spało? - pyta zupełnie "luzacko", jak gdyby wcale nie zauważyła, że przed chwilą rozbiłam kubek, który dostałam od niej w prezencie.  
- A, nawet dobrze, dziękuję. A tobie, mamo?  
Nie odpowiada od razu. Na chwilę zakrywa oczy dłonią. Potem sili się na szczery uśmiech, jednak nie wychodzi jej to. Widzę, że stara się nie rozpłakać.  
- Też dobrze. Powiedz, czy stęskniłaś się za koleżankami w czasie wakacji?  
- Mamo, i tak ich teraz nie zobaczę. Przecież zmieniłam szkołę!  
Na twarz mamy wypływa rumieniec.  
- No, tak. Zupełnie o tym zapomniałam. Wybacz mi, Erico - przez chwilę waha się. - Nie będziesz się czuła osamotniona?  
- Nie, chyba nie - odpowiadam spokojnie. - Będę chodziła do jednej klasy z Sebastianem.  
- Jakim Sebastianem? - mama wydaje się być zdumiona.  
- No, z moim przyjacielem z podstawówki.  
- Ach, to ten łobuziak? Pamiętam go doskonale! Zawsze go ceniłam, miły z niego chłopak.  
Ślę mamie pokrzepiający uśmiech, po czym biorę talerzyk i wkładam go do zmywarki. Następnie podnoszę z podłogi plecak, zakładam go na siebie i już mam wyjść z domu, kiedy słyszę:
- Czy ta szkoła trwa 3 lata, tak jak inne licea?  
- Nie, ona ma własne zasady. Trwa 4 lata. Mam nadzieję, że nadgonię moich rówieśników. - Na mojej twarzy pojawia się niepewny uśmiech.  
- Nie żywię ku temu żadnych wątpliwości! - woła mama radośnie, po czym puszcza do mnie oko. Jeszcze raz się uśmiecham, rzucam jej krótkie "Pa.", po czym zamykam za sobą drzwi. W głębi duszy wiem, że jej serce nadal jest w rozsypce, mimo że tak bardzo starała się być dla mnie miła tego ranka.  


Idę spokojnie chodnikiem, bowiem mam jeszcze godzinę do rozpoczęcia uroczystości nowego roku szkolnego. Po piętnastu minutach od wyjścia z domu, dochodzę na zatłoczony już przystanek autobusowy. Dosłownie pęka on w szwach. Nie jestem z tego powodu zbyt zadowolona, ale trudno, takie już jest życie i nie można nic na to poradzić. Nieustannie ktoś gdzieś się spieszy.  
Z moich przemyśleń wyrywa mnie jakiś męski głos.  
- Erica!  
Odwracam głowę i widzę biegnącego w moją stronę, roześmianego kumpla z dawnych lat - Sebastiana. Nie zmienił się, nic a nic.  
- Sebastian, cześć, jak miło cię wreszcie widzieć! - witam go, gdy już przy mnie stoi, po czym rzucam mu się na szyję.  
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłem, gdy dowiedziałem się, że będziemy chodzić do tej samej klasy.  
- Strasznie tęskniłam przez wakacje. Gdzie się podziewałeś?  
- Wyjechałem za granicę, do Skandynawii.  
Śmieję się.  
- Na wakacje zmieniasz klimat na chłodniejszy? Podziwiam cię!  
- Tak, wybacz, że wcześniej cię nie uprzedziłem, ale jakoś nie było czasu.  
Gdy słyszę jego słowa, robi mi się smutno. Z Basem (jego ksywka) spotykaliśmy się tylko w wakacje, by nasza przyjaźń przetrwała, aż tu nagle dowiaduję się, że nie miał dla mnie czasu.  
- W porządku - silę się na uśmiech. - Mam nadzieję, że miło spędziłeś tam czas.  
- Hm... spodziewałem się, że będzie sympatyczniej - śmieje się Bas, po czym jeszcze raz tuli mnie do siebie.  
- Ej, kolego, bo autobus nam ucieknie - mówię ironicznie i wskazuję na żółty pojazd, do którego pchają się prawie wszyscy nastolatkowie.
- No to będziemy jechać niczym śledzie w puszce - żartuje Bas.
- Tak, nie da się ukryć.  
Mimo że cieszę się z obecności Basa, jakoś przeraża mnie tłum. Mam wrażenie, że nie dam rady; że nie podołam wymaganiom w nowej szkole. Prócz tego wydaje mi się, że nikt, z wyjątkiem Basa, mnie nie polubi; że będę wytykana na korytarzach palcami. Mimo wszystko pcham się do autobusu w objęciach mojego przyjaciela.

Zakochana98

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1202 słów i 6543 znaków.

3 komentarze

 
  • Malolata1

    Świetne. Akcja się rozwija.:)

    1 sty 2014

  • Vessene

    Pare błędów interpunkcyjnych ,ale tylko to! Reszta Super ! :)

    30 gru 2013

  • agusia16248

    wspaniałe :) Dalej :)

    28 gru 2013