Z sennika Marty IV. Dziki zachód. cz. 2

Z sennika Marty IV. Dziki zachód. cz. 2Jeden z drabów pochwycił mnie i posadził na konia przed sobą. Objął mnie tak, żeby złapać moje piersi. Pod tyłkiem poczułam wierzchowca. A przed sobą miałam nieogoloną od dawna twarz, wypisz wymaluj, opryszka spod ciemnej gwiazdy. Inni nie zdawali się być lepsi.  
Bezczelny łotrzyk łakomie zerkał w mój dekolt, jakby chciał sięgnąć tam swą brudną łapą. Chwała Panu za to, że tego nie robił. Przy najmniej na razie. Pod wpływem kłusu mustanga, nieustannie podskakiwałam, a najbardziej mój biust. Zdawało mi się, że zaraz moje piersi wyskoczą z bluzeczki, która zresztą akurat, jak na złość, nieco się rozpięła… Kowboj coraz bezecniej zapuszczał tam żurawia. Co raz, jakby udawał, że poprawia moje usadzenie na koniu i wykorzystywał to do ponownego pomacania moich piersi. Szczerzył przy tym do mnie zęby w lubieżnym uśmiechu.
- To po to, żebyś paniusiu nie spadła i sobie nie potłukła kuperka! Szkoda by było.
Koledzy najwyraźniej mu zazdrościli i pokrzykiwali.
- Johny, żeby tylko cię ten twój ogier nie poniósł! Żebyś nie zwalił paniusi! Ha ha ha!
Ja tymczasem wyczuwałam owego ogiera. Na udzie. Pomyślałam sobie, że to wyjątkowo wyrośnięta bestia…
John celowo ocierał się o mnie swym „ogierem”. Jakby celowo chciał, żebym go podziwiała. Odciął się kompanom.
- Mój ogier poniesie mnie prosto do celu!
Zadrżałam. Wszak wiedziałam co jest jego celem. Wyobrażałam sobie, co się ze mną stanie, gdy mnie przywiodą do obozowiska… Każdy z nich będzie chciał się ze mną „poradować”. Są spragnieni towarzystwa kobiety jak wędrowiec na pustyni wody.  
Dobiegają mnie strzępy rozmów. Wynika z nich, że w obozowisku pobędą jeszcze kilka dni. Zatem przez kilka dni nie będzie mi dane zobaczyć mojego domu…
Co mnie tam spotka? Będę, ani chybi, musiała spać z każdym z nich… A może z kilkoma na raz?! To urodzeni zboczeńcy, wszetecznicy, słychać to po ich dowcipach jakimi sypią. Moja cześć niewieścia, bez wątpienia zostanie zszargana… Zszargane zapewne zostanie moje odzienie, moja elegancka spódnica… Jak nic, dadzą mi popalić… czy ja w ogóle po tym co mnie czeka, będę w stanie chodzić?!
Miałam wrażenie, że się między sobą kłócą, o kolejność, w jakiej będą mogli używać moich wdzięków! Co za szubrawcy! Jeśli mają takie „ogiery”, jak ten którego czuję pod udem, to jak ja to wytrzymam! Jak zniesie to moja kobiecość?!
No i najstraszniejsze. Przecież po takiej gehennie, jak w banku miałabym pewność, że zostawią mi pamiątkę na całe życie. Och, ja nieboga! Taki okrutny jest niestety los bezbronnych niewiast! Widziałam siebie samą z brzuszkiem, prowadzącą lekcje.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 481 słów i 2749 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto