Z Sennika Marty. Być puszczalską cz. 1 Listonosz

Przyśniło mi się coś strasznego. Pan doktor stawia okrutną diagnozę. Nowotwór. Zostało mi 3 miesiące życia. Ale jak to?! Przecież dobrze się czuję! Wyniki są nieubłagane.

W jednym momencie przewartościowuj całe swoje życie. Po co mam teraz tak dobrze się prowadzić? Nie ma sensu już czekać na księcia z bajki.
Postanawiam zacząć używać życia. A co?! Byłam taka porządna, wręcz cnotliwa, to teraz nie mogę być puszczalska?

Podnieciło mnie to postanowienie. W myślach odmieniałam słowa. Stanę się "łatwa", będę się "puszczać"... Coraz bardziej mnie to nakręcało. Do tej pory udawałam, że nie widzę zaczepnych spojrzeń mężczyzn, teraz wprost przeciwnie! Będę się do nich zachęcająco uśmiechać. Do tej pory próby podrywów odrzucałam, teraz będę na nie otwarta...

Z kim by się tu na początek puścić? No tak! Aurelisz! Chłopak po filozofii, zakochany we mnie po uszy. Nieśmiały typ, nie zdobyłby się nigdy na próbę choćby podrywania mnie... a co dopiero na zdobywanie... A teraz... to ja mogę we lubię z nim przebywać, przecież całymi godzinami rozprawialiśmy o literaturze i historii... Wyznam mu, że podoba mi się jako mężczyzna... Ciekawe do czego dojdzie?

Zanim wybrałam się do Aureliusza, rozległ się dzwonek. Listonosz! Ileż razy pan Miecio próbwał ze mną flirtować... wprosić się na kawę... Zawsze go zbywałam.

- Ależ panie listonoszu, zapraszam na kawę, tyle razy o tym mówiliśmy...
Miecia zamurowało. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie wiedział, co ma sądzić o takiej zmianie.
Uśmiechałam się, mrużąc oko. Celowo uprzednioo rozpięłam dwa guziczki bluzki, żeby mógł sobie porządnie obejrzeć mój dekolt. Po raz pierwszy zobaczył mnie w mini, wreszcie miał sposobność pooglądać sobie moje nogi, w seksownych pończoszkach. Przełykał ślinę omiatając mnie wzrokiem.  
Kiedy krzątałam się w kuchni, celowo wypinałam się ponad miarę, żeby mógł dostrzec, jak minispódniczka uchyla rąbka tajemnicy, ukazując koronkowe zakończenia pończoch.
Gdy podawałam kawę, łopotałam rzęsami uśmiechając się, nachyliłam się nienaturalnie nisko, żeby dać mu wgląd w mój koronkowy staniczek, by porządnie mógł napatrzeć się na moje półkule.
- Kawa, jaką pn lubi! Bardzo słodka, bardzo gorąca... i bardzo... mleczna...
Mrużyłam przy tym oczko, żeby dać do zrozumienia, że każde z określeń celowo było dwuznaczne.
Miecio siorbał, gapiąc się w moj wyprężony biust, niczym sroka w kość.
"Chłopie! - Myślałam w duchu,. - Przecież, jakbyś się teraz na mnie rzucił. Zaczął całować, obmacywać, to ja w ogóle bym się nie opierała! Przecież już jestem... łatwa..."
Ale Miecio siorbał dalej, przesuwając wzrok na moje uda. Celowo przysiadłam w ten sposób, żeby spódniczka podwinęła się jak najwyżej, znów dając sposobność do podziwiania koronek pończoch.
Ale listonosz tylko rozdziawił gębę. Wiejski don Juan, w zaskakującej sytuacji tracił rezon i zapominał języka.
"Drogi Mieciu... - myślałam - przecież, gdybyś chciał, żebym ci wzięła do buzi, to bez szemrania bym to uczyniła! Przecie teraz jestem puszczalska... przecie, gdybyś chciał, żebym zrobiła ci ustami dobrze... to już ochoczo klęczałabym przed tobą..."
- A czy pan listonosz ma ochotę na smakowite ciasteczko? Mam ciasteczko z dziurką! A dziureczka jest solidnie polukrowana...
Ponownie nisko się pochyliłam, gdy podsuwałam Mieczysławowi pod nos moje wypieki.
Listonosz wziął je bez słowa, i zaczął zlizywać najpierw lukier, kręcąc młynki językiem po dziurce, uśmiechając się lubieżnie. Aż mnie przeszywały dreszcze.
- Lubi pan lizać słodziutkie dziurki? - zapytałam przeciągle, mróżąc oko i jednocześnie wyobrażając sobie, jak leżę przed nim z podwiniętą spódnicą i czuję między nogami swawolny język Mietka.
- Wiadomo, że lubię! Są takie słodziuśkie!
"Oj Mieciu, Mieciu! Na pewno nie tylko języczek zapuściłbyś to takiej smakowitej dziureczki! - Aż mi się westchnęło, gdy tak sobie pomyślałam. - Zwłaszcza, gdy te dziurki są takie łatwe..."
Wyobraziłam sobie Mietka zapuszczającego się do mojej najsłodszej dziureczki. Tak bardzo tego chciałam.
Tymczasem pan listonosz dopił kawy i zjadł ciastka.
- Na mnie już czas pani Marto. Ludzie czekają na listy!
Tego się nie spodziewałam. Tyle razy próbował mnie adorować, a teraz, kiedy rzeczywiście byłam gotowa się "puścić", on zmyka!
Najprawdopodobniej, pamiętając moje wcześniejsze zachowania, kiedy traktowałam go wręcz ozięble, uznał, że tak na prawdę na nic nie ma szans, a ja się z nim jedynie droczę...

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 835 słów i 4788 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Aladyn

    Listonosz Miecio może i miałby ochotę posmakować mleczka i polizać słodką dziurkę w ciasteczku.
    Ale przeszkadzała mu wypchana, ciężka torba zwisająca miedzy nogami.   :lol2:

    14 sty 2020

  • Użytkownik Historyczka

    @Aladyn Aladynie!  ty zawsze w punkt! Aż sobie zwilzualizowałam tegoż listonosza :)

    16 sty 2020

  • Użytkownik Aladyn

    @Historyczka  A ja mam w oczach widok z moich bardzo wczesnych lat. Listonosz (imienia nie pamiętam), który obsługiwał nasz rejon miał zawsze niesamowicie wypchaną torbę różnymi przesyłkami. Było ich tyle, że ta torba zawsze była rozpięta i wydawało się, że jej zawartość zaraz się rozsypie. Poza tym była zapewne bardzo ciężka, bo ten biedny doręczyciel (taką nazwę próbowano lansować) szedł bardzo mocno wychylony do tyłu, aby zrównoważyć ten ciężar.  :)

    17 sty 2020