Za bardzo - Rozdział 10

– Masz czasteczka? – pyta ponownie dziewczynka.

Klara kręci głową z niedowierzaniem.

– Pani nie jest twoją koleżanką, kochanie.

Macham niedbale dłonią, uśmiechając się szeroko.

– Nic nie szkodzi, a co do ciastek ... mam malutki zapas.

Wstaję i podchodzę do szafki. Muszę wspiąć się na palce, żeby wyciągnąć duże, metalowe pudełko. Odwracam się i zauważam maślane oczy Bartka. Klara od razu trzepie go ręką w ramię.

– To dla Amelii, nie dla ciebie, łakomczuchu.

– No właśnie, tatusiu. – Mała kiwa energicznie głową. – Ciocia Nati mnie lubi.

Uśmiecham się pod nosem i stawiam pudełko przed Amelią. Słodka jest. Jeszcze żadne dziecko nie nazwało mnie ciocią. Siadam z powrotem na krześle i zerkam kontrolnie kątem oka na Szymona. Wpatruje się we mnie z obojętnym wyrazem twarzy, chociaż dostrzegam coś dziwnego w orzechowych oczach. Coś, co średnio mi się podoba, dlatego odwracam wzrok i znów patrzę na Amelię. Trzyma ciastka w obu rączkach i je na zmianę, co chwilę przymykając powieki.

– Pzepysne – mówi z pełną buzią.

– Mogę spróbować? – pyta Bartek, sięgając do pudełka, ale mała obejmuje je ręką i kręci głową z oburzeniem. – Dlaczego nie?

– Moje – burczy jego córka. – Ciocia Nati mi je dała.

– Tylko jeden!

– Bartek! – jęczy Szymon. – Chcesz kraść dziecku ciastka?

– Wujku, tatuś chce zjeść moje czastka! – woła głośno mała, a wszyscy parskają śmiechem. Prawie wszyscy. Szymon unosi tylko kącik ust i wpatruje się w Amelię z delikatną rezerwą. – Zlób coś!

– Nie boję się twoich pająków – mówi odważnie Bartek, zakładając ręce na klatce piersiowej. – Nawet tego diabła, co potrafi zabić jednym ugryzieniem.

Otwieram szeroko oczy ze zdumienia.

– Co?

– Dzięki, bracie – syczy Szymon, obrzucając go lodowatym spojrzeniem. – Ale zmartwię cię, bo ani Ornata[1], ani Metalika[2] nie są zabójczyniami.

– Są aż dwie? – piszczę, a Klara patrzy na mnie ze współczuciem.

– Straszysz moją współlokatorkę – warczy Szymon.

Moją. Czuję przyjemny dreszcz, który przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa. To słowo dobrze brzmiało w jego ustach. Wiem, że muszę się ogarnąć. Siedzę przy jednym stole z jego rodziną.

– Sam ją straszysz – parska Bartek, wzruszając ramionami. – Po co trzymasz w domu pająki?

– Bo lubię. Koniec tematu.

– Czym można je zabić? – pytam, patrząc wymownie na Bartka. – Miotła wystarczy?

– Lepiej zainwestuj w porządną łopatę.

Marszczę brwi.

– Jest aż tak źle?

– Pamiętaj o zamachu, żeby siła była odpowiednia – tłumaczy Bartek.

– I dobrze celuj – dorzuca Klara. – Skubane, lubią uciekać i są naprawdę szybkie.

Nabieram ostrożnie powietrza do płuc.

– A można je spalić?

Szymon zaczyna się krztusić.

– Nie wiem. – Bartek kręci głową. Wygląda na zamyślonego. – Nie podpaliłem wystarczająco dużo pająków, żeby to sprawdzić, ale... myślę, że ogień powinien załatwić sprawę.

– Są zamknięte – burczy Szymon. – Nic ci nie zrobią.

Bardzo powoli obracam głowę. Nasze spojrzenia się krzyżują.

– Lepiej dmuchać na zimne, prawda?

– Jeśli zaczniesz krzyczeć tak jak ostatnio, to uwierz mi, nie będziesz musiała zastanawiać się jak je zabić – mówi zgryźliwie.

– Mogłeś mnie ostrzec – odbijam piłeczkę.

– Mogłaś mnie posłuchać i nie wchodzić od mojego pokoju – przedrzeźnia mnie.

Rumienię się i szybko odwracam wzrok. Ma rację. Zdaję sobie sprawę, że wszyscy patrzą to na mnie, to na Szymona. Nie chcę dać im powodów do domysłów, dlatego przywołuję na twarz uśmiech.

– Dlatego moja noga nigdy więcej tam nie postanie – oświadczam, unosząc dumnie głowę.

Szymon rzuca w moją stronę długie spojrzenie, w którym kryje się malutka iskierka rozbawienia. Czy ja coś o tym wspominałam, gdy ostatnio całowałam go do utraty tchu?

– Lubię pająki wujka – mówi Amelia. – Są ładne.

Klara wygląda na przerażoną.

– Bo ktoś jej pokazał, że można nosić pająki na ramieniu!

Szymon wywraca teatralnie oczami. Jego matka patrzy na niego z przyganą.

– Naprawdę? Nosiłeś przy małej pająka na ramieniu? – pyta oschle.

Jej mąż wydaje się rozbawiony, dokładnie tak samo jak Bartek.

– Wielkie mi rzeczy – burczy. – Smiti[3] to bardzo łagodny pająk. Zachowuje się bardziej jak maskotka niż ptasznik.

– I może być różofy[4]! – woła podekscytowana Amelia. – Wujek Simon mi pokazał!

Zakrywam twarz dłońmi, bo atmosfera w kuchni nagle gęstnieje. Bartek pociera dłonią podbródek i patrzy na żonę, która nerwowo mruga i milczy, chociaż ma lekko rozchylone usta. Głaszcze córkę po głowie, najwyraźniej próbując ustabilizować oddech.

Nagle Bartek klaszcze w dłonie.

– To może porozmawiajmy o serniku, co?

Wszyscy parskają śmiechem – z wyjątkiem Szymona. Przygląda się uważnie bratu, ale w tym spojrzeniu nie ma żadnych uczuć.

– Nie patrz tak na mnie – ruga go Bartek. – Twoja współlokatorka świetnie gotuje. Mogłeś ją poprosić o przygotowanie normalnego obiadu, ale wolałeś zamówić gotowce.

Twoja. Staram się nie wzdrygnąć.

– Bartek – syczy Klara.

– Źle mówię? – naskakuje na żonę. – Sernik pewnie byłby w pakiecie, bo mi go obiecała.

Zakrywam twarz dłonią i zerkam niepewnie przez palce na Klarę. Na szczęście wydaje się rozbawiona. Kręci z niedowierzaniem głową, a potem nachyla się w stronę córki i czule odgarnia jej zabłąkane kosmyki włosów z twarzy. Patrzę na ten obrazek z uśmiechem.

– Natalia, naprawdę obiecałaś temu... – Odchrząkuje, poprawia się na krześle i zerka w stronę bratanicy. – Naprawdę obiecałaś mu sernik?

– A co jest w tym złego? – odzywa się jego mama.

– Sam bym z chęcią spróbował – dopowiada jego ojciec.

Szymon zaciska zęby i obrzuca rodziców chłodnym spojrzeniem. Mam wrażenie, że ich zachowanie ma głębszy sens. Bartek też bierze w tym udział. Chyba tylko Klara próbuje wszystko sprowadzić na neutralne tory.

– A twojemu chłopakowi smakowało?

Zamieram i nerwowo mrugam.

– Słucham?

– Gdy rozmawialiśmy ostatnim razem, to wybierałaś się do rodziców swojego chłopaka – przypomina Bartek, przyglądając mi się uważnie. – Dlatego pytam, czy im smakowało.

Przełykam z trudem ślinę. Boję się spojrzeć na Szymona. Doskonale wie, co wydarzyło się tamtego dnia i co było później... Przekroczyłam granicę z powodu Łukasza. A teraz ten sam chłopak znowu wpędza mnie w kłopoty.

– To chyba nie twoja sprawa – odzywa się Szymon.

– Nie, w porządku – odpowiadam niemrawo. Chowam dłonie pod stół i zaczynam łamać sobie palce. Nie lubię być stawiana w podbramkowych sytuacjach, ale to nie jest wina Bartka. Nie zna prawdy. – Sernik stał nietknięty na blacie, gdy wychodziłam. – Oddycham ciężko. – Moja kuchnia nigdy mu nie smakowała, więc nie jestem jakoś specjalnie zaskoczona.

– Mówisz w czasie przeszłym, czyli...

– Tak – wpadam mu szybko w słowo, bo chcę ukrócić swoje męki. – Nie jesteśmy już razem.

Ja to wiem, ale Łukasz pozostaje słodko nieświadomy. Wiem, że źle robię, ale jeszcze nie czuję się na siłach, aby to zakończyć. Pewnie sięgnie po swój urok, zacznie znowu przepraszać i prosić o kolejną szansę. Prawdopodobnie powoła się na moje poprzednie wydarzenia z życia, delikatnie spróbuje zrzucić całą winę na mnie, a ostatecznie zacznie błagać.

Przy stole panuje cisza.

Klara spogląda wrogo w stronę męża.

– Twój brat ma rację, to nie jest twoja sprawa. – Przenosi na mnie wzrok i uśmiecha się ciepło. – Przepraszam za niego, ale pewnie już zauważyłaś, że jest dość... bezpośredni. I bardzo przykro mi z powodu rozstania.

Kiwam głową, bo nie stać mnie na nic więcej. Kątem oka zauważam, że Szymon siedzi pochylony i przyciska pięści do czoła. O czym myśli? Co wytrąciło go z równowagi?

– Dacie jej wreszcie święty spokój? – pyta zirytowany. – Jest zbyt grzeczna, żeby kazać wam spadać. Bo ja bym to zrobił. Kazał wam się odwalić i odszedł od tego stołu.

Jego rodzice spoglądają na siebie z wyraźnym zdumieniem.

– Przepraszam, Natalia – odzywa się nagle Bartek, a na jego twarzy widzę poczucie winy. – Czasami trzeba mnie powstrzymać, bo lubię przekraczać granice, których zwyczajnie nie dostrzegam.

– W porządku – szepczę, wysilając się na uśmiech.

– Ciocia jest smutna – odzywa się nagle Amelia. Przekrzywia główkę na bok i wygina usta w podkówkę. – Czastka są pysne, ciociu. Najpysniejse na świecie!

Moje usta samoistnie wyginają się w szeroki uśmiech.

– Bardzo się cieszę.

– Masz dzidziusia?

Wszyscy zastygają w bezruchu. Mrugam, nie do końca dowierzając, że takie słowa padły z ust dziecka.

– Kochanie, nie można zadawać takich pytań... – odzywa się Klara, ale szybko jej przerywam.

– Spokojnie. To nic takiego. – Spoglądam w ciepłe, orzechowe oczy Amelki. – Nie mam dziecka.

– Ale chces mieć?

Robi się jeszcze niezręczniej. Szymon nie patrzy w moją stronę. Doskonale zna prawdę i wie, jakie to ma znaczenie dla naszej relacji.

– Tak – odpowiadam bardzo cicho. – Dwie córki i syna.

– To fajnie. – Mała szczerzy ząbki, ale nagle pochmurnieje. – Ja nie chcę już siostzycki, bo będzie kradła moje zabawki.

Jej rodzice wybuchają śmiechem. Za to dziadkowie patrzą z niepokojem na tę sytuację. Wzrok starszej kobiety jest raz skierowany na mnie, raz na Szymona, jakby wyczuwała, że coś między nami jest. Tak naprawdę nic nie ma, nie licząc tamtej nocy, gdy siedziałam mu na kolanach i próbowałam uwieść. On nie chce związków, a ja nie zamierzam go do niczego zmuszać. Zresztą, dlaczego miałabym? Ciągnie mnie do niego i nic więcej. To tylko pociąg fizyczny – nad tym można popracować.

– Chyba pora już na nas – odzywa się mama Szymona, powoli podnosząc się z krzesła. – Dziękujemy za miłą pogawędkę, Natalio.

Uśmiecha się serdecznie, więc odwzajemniam uśmiech.

Po chwili wszyscy stoimy w wąskim przedpokoju. Szymon stoi daleko, obserwując wszystko z boku. Bartek podczas pożegnania przyciąga mnie do siebie i zamyka w niedźwiedzim uścisku.

– Przepraszam – szepcze mi szybko do ucha. – To faktycznie nie była moja sprawa. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

Odsuwamy się od siebie, a ja kiwam głową. Nie mam do niego pretensji o tamten ciąg pytań. Jest otwartym, szczerym i bezpośrednim człowiekiem. Dlaczego mam gardzić szczerością? Tak niewielu ludzi potrafi mówić prawdę – w tym Łukasz.

Klara całuje mnie delikatnie w policzek.

– Dziękuję za ciastka dla Amelki i za miłe towarzystwo. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. – Uśmiecha się ciepło. – Może w mniej rozrywkowym towarzystwie – dodaje, zerkając wymownie na braci.

– Z przyjemnością upiekę kolejną porcję ciastek dla Amelki – mówię szczerze, zerkając na śliczną dziewczynkę, obejmującą małymi rączkami nogi mamy. – Następnym razem zrobię czekoladowe, dobrze?

Orzechowe oczy zaczynają błyszczeć.

– Cekoladowe?! – piszczy podekscytowana.

– Podzielisz się z tatą? – zagaduje Bartek, kucając przy córce.

– Nie – odpowiada szybko Amelka.

Wszyscy parskamy śmiechem. Wszyscy, za wyjątkiem Szymona. Dalej patrzy na nas i milczy. Jego rodzice podchodzą do mnie i uśmiechają się serdecznie.

– Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że następnym razem uda nam się spróbować twojej kuchni. Amelia jest zachwycona twoimi wypiekami, więc z pewnością musisz być świetną kucharką.

Rumienię się. Najchętniej odwróciłabym wzrok, ale nie chcę wyjść na niegrzeczną. Naprawdę polubiłam... Zatrzymuję ciąg myśli. Poznanie rodziny Szymona znaczy więcej niż powinno. Zostałam wpuszczona do świata, do którego miałam zakaz wstępu. Jeszcze godzinę temu nic nas nie łączyło. Teraz wszystko uległo zmianie.

– Z przyjemnością coś ugotuję. – Słowa wypadają z moich ust całkowicie nieproszone. Wiem, że Szymon tego nie chce, ale ci ludzie są tacy mili... Są zupełnie inni niż rodzice Łukasza. Nie wywierają żadnej presji na synu i akceptują go takim, jakim jest – przynajmniej sprawiają takie wrażenie. – Na pewno uzgodnię szczegóły z Szymonem.

Kątem oka zauważam, że się wzdryga, gdy wymawiam jego imię. Trzyma się na uboczu, ale uważnie nam się przysłuchuje. Nie zamierzam przekraczać kolejnej granicy, więc nie mówię nic więcej. Jego rodzice ściskają mocno moją dłoń i wychodzą. Bartek przepuszcza w drzwiach żonę i córkę, która macha mi energicznie dłonią na pożegnanie, w drugiej ściskając metalowe pudełko.

Zamykam drzwi, a z moich płuc uchodzi powietrze. Otacza nas cisza. Wciąż trzymam dłoń na klamce, bo boję się odwrócić i spojrzeć Szymonowi w oczy. Nie powiedział mi o wizycie rodziców, czyli nie chciał, żebym w niej uczestniczyła.

– Przepraszam – wypala niespodziewanie. – To miało wyglądać zupełnie inaczej. Nie przypuszczałem, że zdążysz wrócić do domu.

Opuszczam bezradnie ramiona.

– Nie chciałeś, żebym ich poznała? – pytam, wpatrując się w drzwi.

– Tu nie chodzi o ciebie.

Odwracam się gwałtownie i wbijam wzrok w twarz Szymona. W jego orzechowych oczach czai się smutek. Chcę go przytulić – bardzo mi się to nie podoba.

– A o kogo?

– Nie zawracaj sobie tym głowy – ucina. – Idę do siebie.

Już otwieram usta, żeby zaprotestować, ale szybko je zamykam. Nic nas nie łączy. Szymon nie musi się przede mną tłumaczyć. To przecież oczywiste, że nie chciał przedstawić mnie swoim rodzicom. Nic dla niego nie znaczę, jestem tylko jego współlokatorką.

Potrząsam głową.

Dlaczego, do diabła, go wtedy pocałowałam?

***

Zagryzam wargę i słucham uważnie siostry. Hania jest podekscytowana. Wiem, że pewnie gryzie się po języku, bo od piętnastu minut świergocze o jakiejś duże niespodziance. Nie przerywam jej, tylko uważnie słucham, a przynajmniej bardzo się staram.

– Musisz być! Co to za impreza bez mojej ukochanej siostry?! – krzyczy do słuchawki. – Kamil nie może się doczekać twojej miny! Na pewno będziesz zaskoczona! Ale mam, oczywiście, nadzieję, że będziesz się cieszyć! Tak jak my!

Gula w moim gardle uniemożliwia mówienie. Mrugam nerwowo, żeby odgonić łzy. Hania nie wie o moim życiu, bo trzymam ją od tego z daleka. Nie chcę słuchać umoralniających kazań. Doskonale znam ich historię – jej i Kamila. Jest wręcz książkowa! Ciągle zastanawiam się, co zrobiłam nie tak, że nie przytrafiło mi się nic podobnego. Dlaczego nie mogę wejść do jakiegoś budynku i wpaść na swoją bratnią duszę? Ile budynków muszę odwiedzić? Ilu facetów muszę jeszcze spotkać na swojej drodze? Ilu musi złamać moje serce...

Kręcę głową i siadam na łóżku.

– To niewiarygodne, że nawet Kamil za tobą tęskni! Nie widziałyśmy się już od...

Nie słucham dalej. Nie potrafię. W oczach stają mi łzy. Jestem okropną siostrą.

– Przyjadę – przerywam jej niespodziewanie. – Wezmę dzień wolny i przyjadę.

– Cudownie! Już nie mogę się doczekać! Zadzwonię do mamy, chyba że wolisz...

– Zrób to – wpadam jej w słowo. – Pewnie sama nie może się już doczekać.

– Tak! Strasznie się niecierpliwi, ale ja... – Hania odchrząkuje, a jej głos niespodziewanie się załamuje. – Nie chcę tak bez ciebie, wiesz?

Moje serce pęka na tysiące kawałków. Jestem złą osobą.

– Wiem. – Wysilam się na radosny ton. – Też bym nie chciała.

– Wiesz, że cię kocham, prawda?

– Tak. Ja ciebie też.

Zaciskam mocno usta, bo chcę mi się płakać. Nienawidzę kłamać.

***

Porządkuję dokumenty w teczce, gdy niespodziewanie słyszę hałas w przedpokoju i trzask drzwi wejściowych. Zamieram, gdy rozpoznaję głosy. Odkładam pliki kartek na biurko i wychodzę. Na widok Łukasza moje serce ściska ból.

– Czego tu szukasz? – warczy Szymon, zaciskając dłonie w pięści.

Łukasz ignoruje go i wbija wzrok we mnie. Patrzy na mnie w milczeniu, aż wreszcie wraca spojrzeniem do Szymona. Mruży gniewnie oczy. To nie może skończyć się dobrze.

_________________________________________

[1] Ornata, czyli Poecilotheria ornata – ptasznik ozdobny, uważany za najbardziej nerwowego i agresywnego przedstawiciela swojego rodzaju. Kolorem dominujący: czarny i żółty. Szybki i umiarkowanie agresywny pająk, który bardzo szybko porusza się i skacze. Posiada silny jad, który może zagrażać zdrowiu w tym życiu człowieka. Uchodzi za najbardziej jadowitego. [źródło: terrarium.com.pl; https://www.terrarium.com.pl/761–poecilotheria–ornata–ptasznik–zdobiony/]

[2] Metalika, czyli Poecilotheria metallica – gatunek uważany przez wielu za najpiękniejszy ze wszystkich ptaszników. Kolorem dominującym na całym ciele jest metaliczny, niebieski. Szybki i umiarkowanie agresywny pająk, który bardzo szybko porusza się i skacze. Posiada silny jad, który może zagrażać zdrowiu w tym życiu człowieka. [źródło: terrarium.com.pl; https://www.terrarium.com.pl/698–poecilotheria–metallica/]

[3] Smiti, czyli Brachypelma smithi – pięknie ubarwiony ptasznik. Kolor dominujący: czarny i pomarańczowy. Ptasznik ten ma łagodne usposobienie. Jad nie stanowi zagrożenia dla człowieka. [źródło: terrarium.com.pl; https://www.terrarium.com.pl/25295–brachypelma–smithi/]

[4] Od autorki: Bachypelma smithi nie posiada ubarwienia w takim kolorze. Zmiana wynika z potrzeb fabularnych. Tak naprawdę chodzi o Grammostola rosea – występuje w czterech ubarwieniach: różowo–czarnym, czerwonym, pomarańczowym i srebrnym. Rzadko zdarzają się osobniki agresywne. Jad porównywalny do jadu pszczoły. [źródło: terrarium.com.pl; https://www.terrarium.com.pl/516–grammostola–rosea–ptasznik–chilijski/]

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2932 słów i 18106 znaków, zaktualizowała 16 sie 2020.

2 komentarze

 
  • Speker

    Ewidentnie widać konkurencję i przepychanki między braćmi. Czuję, że poróżniła ich kobieta, może nawet Klara. Szymon, jak to Szymony mają w zwyczaju nie afiszuje się z uczuciami i odczuciami, ale napewno zaczyna rozumieć, że Natalia coraz mocniej go interesuje. Bartek swoją "bezpośredniością" też bada grunt przy Natalce. Będzie piękna batalia.  
    Dobry rozdział.

    17 sie 2020

  • elorence

    @Speker ale czemu zakładasz, że Bartek to konkurencja? :) Z Szymonem trochę strzelasz w ciemno, ale to w sumie mnie cieszy - jest szansa, że zaskoczę! :)

    29 sie 2020

  • agnes1709

    O, szykuje się dym, choć nie sądzę, aby Łukasz, ta dupa wołowa, miał odwagę, by stanąć w szranki. Jest na to za miękki:D Szymon, w papę go! :bitka::D

    16 sie 2020

  • elorence

    @agnes1709 wściekłość potrafi robić różne rzeczy z ludźmi, m.in. dodawać im odwagi :)

    16 sie 2020

  • agnes1709

    @elorence Jasne, znam z autopsii ;)

    17 sie 2020