Za bardzo - Rozdział 2

Siedzimy na kanapie. Maja składa ubrania. Jasne włosy spięte w niedbały kok, zaczerwienione oczy i blada cera. Wygląda na przemęczoną. 

– Dobrze się czujesz? – pytam z troską. 

– Jasne. – Macha niedbale ręką i sili się na uśmiech. – Ostatnio gorzej sypiam. To nic strasznego.

– Ale między tobą i Krzyśkiem…

– Wszystko gra – wpadła mi w słowo. – Kłócimy się tylko o stertę brudnych ubrań w jego szafie, czyli nic nowego. 

Małżeństwo mojej przyjaciółki jest idealne. 

Czuję ukłucie w sercu, bo cholernie jej zazdroszczę. Do pełni szczęścia brakuje im jedynie dzieci. Krzysiek ciągle wraca do tego tematu i powtarza, że Maja będzie cudowną matką. Ma rację. 

A co ze mną? Parę miesięcy temu rozstałam się z kolejnym nieodpowiednim facetem – dupkiem do kwadratu. Chciał się bawić. Kiedy ja myślałam o naszej przyszłości, on machał niedbale ręką i odwlekał poważne rozmowy w nieskończoność. Pewnego dnia zdobył się na odwagę i powiedział, że nic z tego nie będzie. Zero ślubu, zero dzieci, zero wspólnej przyszłości. 

Który to już facet? Przestałam już liczyć… Ale teraz mam Łukasza – kogoś zupełnie innego. 

– Jak nowe mieszkanie? Krzysiek mówił, że masz współlokatora. 

Uśmiechnęłam się nieznacznie. 

– Jest trochę stuknięty, ale raczej się nie pozabijamy. 

– Przystojny? – pyta, przyglądając mi się uważnie. 

Zarumieniona, odwracam wzrok, co nie umyka przyjaciółce.

– Mój Boże… Tylko nie to… – szepcze do siebie, przestając składać. – Co z Łukaszem? – pyta zmartwiona. – Chyba nie zamierzasz go zostawić ze względu…

– Oczywiście, że nie – burczę. – Szymon jest stuknięty i bezpośredni, ale wie już o Łukaszu. Zero seksu w kuchni i zakaz wstępu do jego pokoju. Nic więcej nie miał do dodania. 

Maja parska śmiechem.

– Co?

– Naprawdę tak powiedział! Dodał też, że nie obchodzi go co robię w swoim pokoju, ale wara od kuchni. 

– I nic do ciebie…?

Kręcę energicznie głową. 

– Nic. 

– Czyli możesz odetchnąć z ulgą? – dopytuje. 

– Nie jestem nim zainteresowana. 

Maja nie wygląda na przekonaną, bo wciąż mi się przygląda. 

– Mówię poważnie – dodaję. – Jest przystojny, ale to przecież tylko opakowanie. Chcę czegoś więcej. – Uśmiecham się smutno. – Chcę tego, co sama masz: wspaniałego mężczyzny, pięknego ślubu i wspólnej przyszłości. 

– I… – Przygryza dolną wargę. – Na pewno jesteś szczęśliwa z Łukaszem? 

Kiwam głową i niespodziewanie klepię ją otwartą dłonią w kolano. 

– A właśnie! Nie uwierzysz! Pocałował mnie! – piszczę. 

Maja znowu parska śmiechem. 

– Jak nastolatka – komentuje, wywracając oczami. 

– Być może. – Wzruszam niedbale ramionami. – Ale to było naprawdę miłe!

– Miłe? – Maja unosi brew. – Czy ty właśnie nazwałaś…

– Nie czepiaj się, dobrze? Łukasz jest inny. Nie całuje mnie po to, żeby zaciągnąć do łóżka. Z pewnością mu na mnie zależy.

– Powiedział ci to?

– Nie.

– A czujesz, żeby tak było?

Kręcę głową, bo mam dość. Chcę wstać, ale Maja łapie mnie za rękę i każe z powrotem usiąść na kanapie. 

– Nie próbuję zniszczyć twojego szczęścia, ale nie chcę, żebyś znowu cierpiała – mówi szczerze, uśmiechając się ciepło. – Jesteś moją kochaną przyjaciółką. Twoje łzy zawsze łamią mi serce, wiesz? – Łapie mnie za dłonie i mocno je ściska. – Chcę, żebyś była szczęśliwa. Tak naprawdę szczęśliwa!

– Czyli dalej jestem rozpatrywana jako kandydatka na matkę chrzestną? – upewniam się.

Maja marszczy brwi. 

– Jesteś jedyna na liście – odpowiada. 

– To kiedy staracie…

Przyjaciółka rzuca we mnie bluzą. 

– Ej! – jęczę.

– Na dzieci przyjdzie czas.

– Zapytam lepiej Krzyśka…

Maja posyła mi złowrogie spojrzenie. 

– Nie będziecie rozmawiać o naszym… Natka, nie przeginaj! – Grozi mi palcem. – Dobrze ci radzę!

Robię zeza, a ona parska głośnym śmiechem. Po chwili dołączam do niej. 

Do swojej krótkiej listy szczęścia dorzucam wspaniałą przyjaciółkę.

***

Gotuję obiad i tańczę. Mam dobry humor, więc dodatkowo cicho podśpiewuję sobie pod nosem. Mieszam sos na patelni, drugą ręką zmniejszam ogień na jednym z palników, żeby makaron się nie przypalił. Uwielbiam gotować. 

Ścieram przedramieniem pot z czoła. Na dworze jest ponad trzydzieści stopni. W kuchni chyba dwa razy więcej, chociaż doskonale wiem, że to niemożliwe. Gotuję przy otwartym oknie, ale to wciąż za mało. 

Czuję gorący oddech na karku i podskakuję, prawie zrzucając patelnię na podłogę. W ostatniej chwili Szymon łapie za rączkę i obrzuca mnie rozbawionym spojrzeniem. Mrużę gniewnie oczy. 

– Co ty wyprawiasz?! – warczę, wyrywając mu z dłoni patelnię. Stawiam ją z powrotem na gazie i energicznie mieszam sos. – I co się tak głupio uśmiechasz?!

– Ładnie wyglądasz – mówi, a potem niespodziewanie dotyka palcem mojego policzka. – Ubrudziłaś się. 

Serce wali mi w piersi jak szalone. 

– No i co z tego? – burczę. – Gotuję, więc to chyba normalne, prawda?

– Akurat gotowanie w tym domu nie jest normalne – odpowiada z głupim uśmiechem. – Tu rządzą frytki. 

Wywracam oczami. 

– Niech zgadnę… pewnie mrożone?

– Oczywiście, że tak! Tanio, szybko i smacznie. 

Śmieję się cicho. 

– Pan Kazimierz miał rację: nie jesteś zbyt wymagający. 

– To prawda, mała – stwierdza. – Załapię się na obiad?

Zamieram. 

– A myślisz, że po co gotuję? Żeby jeść na twoich oczach? Myślisz, że jestem aż taka okrutna? – Kręcę głową z niedowierzaniem. – Wiem, że moja kuchnia jest świetna i każdemu smakuje – mówię pewna siebie. – A tak poza tym, mógłbyś przestać mówić do mnie „mała”?

– Jaka skromna – komentuje ze śmiechem Szymon. – I nie, nie mogę przestać. Za bardzo to lubię, mała.

– A co w tym jest takiego fajnego? – pytam, unosząc brew.

– Lubię jak się wkurzasz. 

– Wcale się nie wkurzam – syczę.

– O tym właśnie mówię, mała.

Wzdycham ciężko. Zestawiam z gazu patelnię i zajmuję się odcedzaniem makaronu. Szymon wciąż na mnie patrzy, więc czuję się skrępowana. Mam jedynie nadzieję, że spodenki nie są zbyt krótkie. Niby jestem w swoim mieszkaniu, ale przecież nie będę go prowokować. 

– Twój chłopak też wpadnie do nas na obiad?

Do nas? Jak to w ogóle brzmi...

– Nie, Łukasz pracuje dziś cały dzień. 

– Peszek – mówi rozbawiony. 

– Raczej szkoda – prostuję. – Jeszcze nie miał przyjemności spróbować moich dań. 

– Nie? 

Gryzę się w język. Co mi strzeliło do głowy, żeby rozmawiać o tym z Szymonem?

– Zawsze jedliśmy na mieście – tłumaczę wbrew sobie. 

– Nie boisz się, że w innych sprawach też będzie jadał na mieście?

Garnek prawie wypada mi z rąk. Odwracam się gwałtownie w stronę Szymona i gromię go spojrzeniem. 

– Co ma znaczyć?!

– To, co słyszałaś, mała – mówi, zakładając ręce na klatce piersiowej. Po ustach błądzi mu głupi uśmiech. – Przecież nie poszliście do łóżka. 

Moje policzki płoną żywym ogniem.

– Mieliśmy do tego nie wracać – rzucam ostro.

– Ja się tylko o ciebie troszczę, mała.

Przewracam oczami. 

– Jesteś stuknięty – kwituję.

Parska śmiechem. 

– Nie mogę się z tym nie zgodzić. – Wzrusza niedbale ramionami, a z jego ust nie schodzi uśmiech. – Na dodatek koleś musi kiepsko całować. 

Ukrywam twarz w dłoniach i głośno jęczę. 

– Nie będę tego słuchać!

– Moja opinia jest całkowicie za darmo, mała. – Puszcza do mnie oko. – Mogę testować twoich facetów. 

Ręce mi opadają. Patrzę na niego jak na idiotę.

– Testować?! 

– Ile się spotykacie?

– To nie twoja sprawa – rzucam chłodno. – Odwal się.

– No weź – mówi przeciągle. – To przecież zwyczajne pytanie!

– Miesiąc – syczę.

Szymon robi duże oczy, a później zanosi się śmiechem. Mam ochotę rzucić czymś w niego – najlepiej czymś dużym i ciężkim. 

– Kiedy cię pocałował?

Policzki zaczynają mnie palić. 

– Ile ty masz lat, mała? – drąży dalej.

– Odwal się – powtarzam i odwracam plecami. – Usiądź lepiej przy stole zanim się rozmyślę. 

– Teraz tak całkowicie na poważnie… Na pewno to odpowiedni facet, skoro całkowicie cię olewa? 

Nie odpowiadam. Maja zasugerowała coś podobnego.

Nie mają racji. Łukasz jest po prostu inny i zależy mu na mnie, a nie na moim ciele. Przecież podobno charakter jest najważniejszy, więc o co im chodzi? 

***

Lubię poranki. Zazwyczaj wstaję wcześniej niż powinnam. Spokojnie mogłabym sobie zafundować dodatkową godzinę snu, ale po co? 

Idąc do łazienki, mijam pokój Szymona. Wiem, że już dawno wyszedł. Przystaję, a w mojej głowie pojawia się głupia myśl. Ciekawość bierze górę nad rozumem, więc nie zastanawiam się zbyt długo i kładę dłoń na klamce. Popycham drzwi i nic. Zamknięte. 

Rozczarowana, przeczesuję dłonią włosy. 

– Co ty tam tam chowasz? – pytam szeptem, marszcząc brwi. 

***

W kuchni jest pusto, co jest dość dziwne. O tej porze w redakcji zazwyczaj panuje poruszenie. Kuba coś kombinuje przy ekspresie do kawy. Pewnie znowu chce zmniejszyć ilość mleka. Kręcę na to nosem.

– Mogłeś pozwolić mi pierwszej...

Kuba zerka na mnie przez ramię i uśmiecha się głupkowato.

– Mleko to zło. Naucz się pić porządną kawę.

Pokazuję mu język.

Parska śmiechem i obraca głowę z powrotem w stronę ekspresu.

– Karolina cię zabiję, jeśli znowu będzie musiała dzwonić po fachowca, żeby...

– Ciii – ucisza mnie Kuba. – Jeśli nic nie powiesz, to nikt się nie dowie. – Prostuje się i wyciera dłonie o sweter. – No, teraz będzie super.

Przewracam oczami.

– Jeśli oberwie...

Milknę, bo Kuba odwraca się i podsuwa mi pod nos mój kubek. Chcę się wyrwać, ale jest nieustępliwy. Mrużę oczy, co niewiele daje. Kuba śmieje się głośno. Głupek. Tylko on jeden może to robić, tylko jemu na to pozwalam. I tylko jego lubię z całej naszej ekipy. Nigdy nie kopie pode mną dołków, zawsze pomoże, no i kryje przed redaktorką.

– A co tam słychać u lizusa?

– Nawet go nie znasz.

– Nie muszę, a nawet nie chcę. Wystarczą mi twoje opowieści. – Unosi swój kubek i uśmiecha się szeroko. – Idealną kawę można rozpoznać po idealnym zapachu. – Szybko poważnieje. – Ale wracając do Łukasza, naprawdę sądzisz, że jest w porządku?

– Inaczej bym się z nie umawiała.

Kiwa głową.

– I już pewnie wszystkie kobiety w pracy wiedzą?

Obrzucam go lodowatym spojrzeniem.

– Łukasz niepotrzebnie tutaj przychodzi – narzekam. – Mówiłam mu, żeby tego nie robił, ale uważa, że powinien.

– A ty tłumaczysz się z tego Brydzi i reszcie – mówi z lekkim rozbawieniem. – To naprawdę nie jest dobry pomysł, jeśli chcesz, aby ten związek przetrwał.

Przygryzam wargę.

– Wiem. – Opuszczam wzrok na swój kubek. – Ale on zadają pytania w taki sposób, że zanim się obejrzę, jestem już „wyspowiadana”.

Kuba wybucha śmiechem.

– Chyba wiem o czym mówisz.

– To nie jest zabawne – obruszam się.

– A właśnie, że jest. – Puszcza do mnie oko. – Uwielbiam cię wkurzać.

– Głupek – rzucam, próbując wcisnąć mu obcas w but. W porę jednak cofa nogę. – Ugh – jęczę sfrustrowana.

– Naprawdę uwielbiam – dodaje.

Kręcę głową z niedowierzaniem, ale rozluźniam się, gdy widzę jego roześmiane oczy. Nie da się go nie lubić.

***

Wieczorem przychodzi Łukasz i od razu proponuje zamknięcie się w moim pokoju. Jestem zaskoczona, ale posłusznie kiwam głową. Serce łomocze mi w piersi jak szalone, gdy wciąga mnie na swoje kolana i całuje. Może nie są to namiętne pocałunki, ale i tak jestem usatysfakcjonowana. 

Delikatnie obejmuję jego szyję i rozchylam usta, ale Łukasz odrzuca zaproszenie. Zaskoczona, odsuwam się od niego. 

– Nie podobało ci się? – pyta, odgarniając kosmyk włosów z mojego czoła. – Jesteś taka delikatna… 

I tyle? Jestem rozczarowana. W odpowiedzi posyłam mu wymuszony uśmiech. 

– Problem w tym, że podobało – kłamię. 

– Wcale nie musimy się spieszyć. Mamy mnóstwo czasu. 

Miesiąc czekania, a teraz ograniczenia? Będzie mi dawkował uczucia? Staram się nie wkurzyć, ale jest to wręcz niemożliwe. Mam go prosić? O czym ja  w ogóle myślę? Jestem dorosła. Namiętne pocałunki to nic złego… 

Przywołuję się szybko do porządku i wtulam w Łukasza.

To nie jego wina, że nieodpowiedni faceci nauczyli mnie niepoprawnych zachowań. Chodzenie do łóżka na pierwszej - ewentualnie drugiej randce – wydawało się fajne, ale późniejszy brak kontaktu był o wiele gorszy. Nie chcę popełnić tamtych błędów. 

– Jak się sprawuje twój współlokator? – pyta, odkładając mnie na łóżko jak lalkę. 

Trochę kręcę na to nosem, ale ostatecznie powstrzymuję się od niemiłego komentarza.

– Jest w porządku – odpowiadam szczerze. – Lubi moją kuchnię. 

Łukasz uśmiecha się drwiąco.

– Gotujesz specjalnie dla niego?

– Oczywiście, że nie. Po prostu lubię to robić. 

– Dlaczego go karmisz?

Wywracam oczami.

– To tylko jeden obiad. Nic szczególnego. Ludzie uwielbiają…

– Pozwalasz się wykorzystywać – przerywa mi. – Za chwilę będziesz sprzątała mu pokój!

Marszczę brwi. 

– Chyba przesadzasz – mówię zaskoczona. – Gotowanie to żadna kara. Spełniam się w tym. – Uśmiecham się ciepło. – Dzięki temu jestem świetna w recenzjach kulinarnych. 

Nadąsany, kręci głową. 

– No nie wiem… Po prostu mi się to nie podoba. – Unosi rękę i maluje nią nieokreślony kształt w powietrzu. – W ogóle ten pomysł ze współlokatorem mi się nie podoba. – Przygląda mi się uważnie. – Dlaczego postanowiłaś wynająć to mieszkanie? Przecież przeglądaliśmy oferty kawalerek.

– Ale nie miały takich warunków i takiej niskiej ceny – wyjaśniam. – Podoba mi się tutaj. Szymon nie jest straszny. Czuję, że możemy się polubić. 

Łukasz prycha. 

– Możecie się polubić? Może jeszcze wpadać do siebie na wspólne nocowanie? 

Opuszczam ramiona. Co go ugryzło?

– O co ci chodzi, co? 

– O nic – ucina, a następnie zaciska zęby.

***

Następnego dnia jestem rozdrażniona. Wiem, że częściowo wina leży po stronie Łukasza i jego idiotycznych wyrzutów. Przecież Szymon mnie nie wykorzystuje! Zjedliśmy wspólny obiad i tyle. 

Upijam porządny łyk kawy, wzdycham i wbijam wzrok w bezchmurne niebo.

O co mogło mu chodzić? Nawet nie poznał Szymona, a już wyrobił sobie zdanie. Kto tak robi? 

Słyszę kroki, więc zerkam przez ramię i zamieram. Szymon wchodzi do kuchni w samych spodniach dresowych. Jest upał, faktycznie, ale… Krew napływa mi do twarzy. Odwracam szybko wzrok i zajmuję się piciem kawy. 

– Dzień dobry, ranny ptaszku – mówi. 

– O tobie mogę powiedzieć to samo – dogryzam mu, uparcie wpatrując się w swój kubek.

– Co robisz z włosami?

Mrugam nerwowo i powoli obracam się w jego stronę.

– Słucham?

– Masz naturalne loki?

Co go to obchodzi?

– Nie, codziennie używam lokówki – odpowiadam znudzona. 

– Ładnie ci tak.

– Yhym – mruczę i odwracam się z powrotem w stronę okna. 

– Peszę cię, mała? – pyta rozbawiony. 

– Nie. 

Nagle staje za moimi plecami. Znowu czuję na karku jego gorący oddech. Co on najlepszego wyprawia? Gwałtownie się odwracam i od razu tego żałuję. Jego oczy… mają piękny orzechowy odcień. Wstrzymuję oddech, powtarzając sobie w głowie, że pod żadnym pozorem nie mogę patrzeć w dół. Spojrzę na jego klatkę piersiową i jeszcze wpadnę na jakiś idiotyczny pomysł. O nie. Nie tym razem. 

– Mam inne zdanie – mówi z zawadiackim uśmiechem. – To całkiem słodkie, mała.

Słodkie? 

– Przestrzeń – syczę. 

Marszczy brwi. 

– Jaka przestrzeń? – Przysuwa się bliżej. – Moja obecność jest dla ciebie… krępująca? – pyta. Przekrzywia głowę i przygląda mi się uważnie. – Ale ci serce wali…

Zaciskam usta ze złości. 

– Zachowujesz się jak dupek – rzucam chłodno, a potem wymijam go i kieruję się w stronę swojego pokoju. 

Zaczynam oddychać dopiero za zamkniętymi drzwiami. 

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2688 słów i 16399 znaków, zaktualizowała 8 lis 2020.

2 komentarze

 
  • andkor

    Ładnie rozwija się ta miłość :zakochany:

    12 kwi 2020

  • elorence

    @andkor miłość? 😄 Jeszcze nie! Za wcześnie!

    13 kwi 2020

  • agnes1709

    Nie wiem, który z nich jest bardziej irytujący, ma dziewczyna ciepło :lol2: Dalej proszę :D

    11 kwi 2020

  • elorence

    @agnes1709 hahaha, sama nie wiem 😂

    13 kwi 2020