Za bardzo - Rozdział 22

Szczotkuję zęby, próbując wyrzucić z głowy śpiącego Szymona. Nie dotknął mnie w nocy, a przynajmniej tego nie czułam. Wystarczyło, że był obok.

Podnoszę głowę i patrzę na swoje odbicie w lustrze. Opuchnięte, zaczerwienione oczy mówią wszystko. Na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru chce mi się znowu płakać. Nie potrafię pohamować łez.

Jestem taka głupia i naiwna. Nienawidzę siebie za to. Chcę być tylko kochana, ale zamiast miłości czuję tylko gorzki smak porażki.

Próba.

Uśmiecham się krzywo, ścierając łzy w policzków. Nie mogę już na siebie patrzeć, więc idę do kuchni, mając nadzieję, że uda mi się wyjść z domu przed Szymonem. Nie mam siły na konfrontację. Wątpię, żeby chciał się tłumaczyć. Pewnie znowu będzie udawał, że wszystko gra.

Bo przecież gra, prawda?

Poruszam się tak cicho, jakby mnie tu wcale nie było. Nie jestem głodna, ale wiem, że powinnam coś zjeść. Przyglądam się swoim drżącym dłoniom, które z ogromnym trudem próbują przygotować najzwyklejszą kanapkę. Smaruję chleb samym masłem, bo na myśl o czymkolwiek innym, czuję żółć podchodzącą do gardła. Obracam się, żeby sięgnąć po kubek i zamieram. Przymykam powieki i liczę do dziesięciu, ale to i tak niczego nie zmienia.

Szymon jest w kuchni i wiem, że patrzy na mnie. Czuję jego przenikliwy wzrok na plecach. Odruchowo kulę się w sobie, gotowa na kolejną porcję przykrych słów, bo może będzie chciał dokończyć to, co rozpoczęli jego koledzy.

– Natalia – mówi cicho.

Udaję, że go nie słyszę. Wgryzam się w kromkę chleba, ignorując łzy napływające do oczu. Skupiam wzrok na oknie, za którym świat się jeszcze nie obudził. Chyba mu tego zazdroszczę, bo ten kiepski etap w swoim życiu wolałabym przespać.

Słyszę, że się zbliża, więc napinam mięśnie. Szymon dotyka delikatnie moich ramion, ale gdy tylko się wzdrygam, od razu się cofa.

– Porozmawiajmy – prosi, ale znowu odpowiada mu cisza. – Natalia, musisz mnie wysłuchać, rozumiesz?

Po moich policzkach znowu zaczynają spływać łzy. Przecież mówiłam mu, jak traktowali inni faceci. Mówiłam, jak traktował Łukasz. Mówiłam, ale czy on w ogóle mnie słuchał? A teraz robi dokładnie to samo. Wydziera serce z mojej klatki piersiowej i rozrywa na drobne kawałki.

– Natalia, proszę.

Zwraca się do mnie pełnym imieniem. Nawet ładnie brzmi w jego ustach. Brzmiałoby pewnie lepiej, gdyby choć trochę mu na mnie zależało. W obecnym przypadku nic nie znaczy.

– Płakałaś całą noc – szepcze. – Muszę wyjaśnić...

Przerywa, bo próbuję mu się wymknąć, ale obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie. Kręcę energicznie głową, próbując się wyswobodzić, ale to nic nie daje. Szymon oplata drugą ręką moją talię i przytula się do moich pleców.

– Proszę, wysłuchaj mnie.

– Mało ci? – pytam drżącym głosem. – Za mało mnie wczoraj zraniłeś? Musisz...

Odwraca mnie gwałtownie w swoją stronę i ściska za ramiona.

– Nie zamierzałem cię zranić.

Próbuje spojrzeć mi w oczy, ale uparcie odwracam wzrok.

– Słyszysz? – naciska, ujmując moją twarz w dłonie. – Zależy mi na tobie, dlatego nie chciałem, żebyś tam była i słuchała tego syfu.

– Wstydzisz się mnie? – pytam, obracając głowę. Patrzę mu prosto w oczy. – Nie jestem wystarczająca, żeby zostać twoją dziewczyną?

Marszczy brwi i kręci głową.

– Co ty wygadujesz... – Styka nasze czoła. – Nie chciałem, żebyś ich poznała. To skończeni idioci.

– Ile?

– Przestań...

– Ile? – ponawiam pytanie, czując rozdzierający ból w piersi. – Im się pochwaliłeś, więc dlaczego mi nie możesz? – rzucam oschle.

– Nikogo nie podrywałem.

Zamykam oczy, bo to jest ponad moje siły.

– Szymon...

– Przysięgam. Nikogo nie podrywałem. – Ściera kciukami łzy z moich policzków. – Natalia, spójrz na mnie. – Głos mu się łamie. – Nati...

Niechętnie unoszę powieki.

– Próbę uważam za zakończoną.

– Nie. – Przysuwa się bliżej. – Pozwól mi próbować dalej.

Łapię go za nadgarstki i próbuję odepchnąć, ale nie pozwala mi na to. Wpatruję się we mnie tak smutno, że moje serce zaczyna bić coraz szybciej. Nie chcę tak się przy nim czuć. Nie chcę mieć cholernego wrażenia, że straciłam swoją szansę na szczęście.

– Nie mam na to siły – odpowiadam szczerze, zapłakana. – Kiedy już myślę, że to mamy, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, nagle dowiaduję się o tobie czegoś nowego. Czegoś, co tylko mnie rani.

– Prosiłem, żebyś poszła do swojego pokoju – szepcze. – Wiedziałem, do czego są zdolni, dlatego nie chciałem...

– Nie ukryjesz mnie przed całym światem – kpię. – Nawet jeśli bardzo byś tego chciał, to jest to niemożliwe.

– Nie chciałem cię ukrywać. – Dotyka kciukami moich ust. – Chciałem tylko chronić.

– Odrzuciłeś mnie – wyrzucam mu. – Poprzedniej nocy tuliłeś i byłeś cudowny, żeby kilka godzin później mnie odepchnąć!

– Przestań! – podnosi głos.

Drga mi dolna warga. Chcę już iść, ubrać się i jakoś przeżyć ten dzień.

– Przesuń się – mówię cicho.

– Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie zrozumiesz – rzuca chłodno. – Jesteś dla mnie ważna i nie chcę cię stracić.

– W takim razie... dlaczego twoi koledzy mieliby chcieć mówić o tobie złe rzeczy?

– Bo mnie nie lubią? Bo uważają, że to zabawne? Bo, kurwa, nie wiem!

Wywracam oczami.

– Świetne wytłumaczenie – rzucam kpiąco.

Gwałtownie się odsuwa i patrzy na mnie z daleka. Jego oczy wypełnia czysta rozpacz.

– To samo zrobili Justynie, rozumiesz? – Zaciska szczękę. – Zasiali ziarno niepewności i w dość szybkim czasie zebrali plony – warczy. – Przestała mi ufać. Przestała chcieć próbować. Przestała mnie chcieć... Naprawdę myślisz, że jestem tak głupi i pozwoliłbym im drugi raz na coś takiego? – Robi krok w moją stronę i nachyla się nad moją twarzą. – Na tobie zależy mi bardziej – dodaje cicho, delikatnie splatając nasze dłonie.

Mrugam. Nie wiem, co mam o tym myśleć. Chcę mu wierzyć, naprawdę tego chcę, ale nie potrafię. Dlaczego nie może być ze mną szczery od samego początku? Po co te tajemnice? Dlaczego ukrywał Justynę?

– Potrzebuję czasu – szepczę.

– Ale nie odejdziesz?

Powoli kręcę głową.

– Nie – odpowiadam, czując, że to częściowe kłamstwo.

Bo powinnam odejść. Każda inna już dawno by odeszła.

***

Siedzę w pustej sali konferencyjnej ze wzrokiem utkwionym w nieokreślonym punkcie. Czuję się jak w transie. Zebranie skończyło się pół godziny temu, ale ja nie potrafię stąd wyjść i wrócić do pracy. Rano Karolina podrzuciła mi moją recenzję z poprawkami. W ostatecznym rozrachunku wyszło, że powinnam napisać ją od nowa. A najlepiej wrócić do tamtej restauracji i przypomnieć sobie, dlaczego było mi w niej tak źle, bo w głowie mam pustkę. Myślę tylko o Szymonie i próbie. Próbie, której już nie chcę.

– Natalia?

Niechętnie obracam głowę i patrzę na Ankę.

– Wszystko gra? – pyta, obrzucając mnie troskliwym spojrzeniem. – Siedzisz tutaj tak długo... Karolina cię szuka.

Kiwam głową i wstaję.

– Zamyśliłam się, ale już idę. – Posyłam Ance wymuszony uśmiech. – Za pięć minut u niej będę.

– Na pewno...

– Tak, tak – przerywam jej. – Wszystko jest w jak najlepszym porządku – kłamię.

– Skoro tak mówisz – rzuca pod nosem i wychodzi.

Zostaję znów sama. Na sercu ciąży mi kamień. Chcę go zrzucić, ale doskonale wiem, co będzie to oznaczało. Nabieram ostrożnie powietrza do płuc i wrzucam do głowy pozytywne myśli. Nic nie dadzą, ale może chociaż na chwilę znów będę sobą.

***

W mieszkaniu unosi się zapach maślanych ciasteczek. Jak tylko wróciłam do domu, to wiedziałam, że muszę zająć czymś ręce. Ugniatałam dłońmi ciasto, myśląc tylko o tym, jakie foremki będą dobre, a raczej... odpowiednie. Nawet nie patrzyłam w kierunku serc. Wybrałam jakieś kwadratowe – takie nigdy nie używane i brzydkie. Ciasto znika w zbyt szybkim tempie. Znowu jestem w transie i nie mam kontroli nad czasem.

Słyszę pukanie, a moje ciało automatycznie się spina. Boję się otworzyć. Jeśli po drugiej stronie będzie Justyna albo jego koledzy... Zagadka rozwiązuje się sama, gdy do mieszkania wchodzi uśmiechnięty Bartek. Na mój widok jego uśmiech staje się szerszy.

– Wiedziałem, że ten zapach dochodzi z tego mieszkania – mówi radośnie i podchodzi do mnie.

Odwracam pospiesznie wzrok, bo moje czerwone oczy powiedzą mu wszystko.

– Szymona nie ma.

– To dobrze, bo przynajmniej nie będzie mi suszył głowy, że okradam go z ciastek – rzuca, sięgając w stronę blatu.

Uderzam go w dłoń.

– Są jeszcze gorące. Żołądek będzie cię bolał – rugam go.

– Jezu... Dobrze, mamo.

Unoszę kącik ust.

– Zapakuję ci kilka dla małej.

Zerkam kątem oka na Bartka i widzę, że jest niepocieszony.

– Jak ma się dziecko, to tylko ono się liczy – burczy pod nosem.

Przewracam oczami.

– Czy Klara się na to nabiera?

– Jezu... Co jest ze mną nie tak? – pyta oburzony, patrząc na swoje ręce i nogi. – Tracę już swój urok osobisty?

Śmieję się cicho.

– Może pomoże zmiana repertuaru? – podpowiadam.

Mruży groźnie oczy.

– To z wami jest coś nie tak... Nawet moja córka powoli się na mnie uodparnia i tak dla odmiany, zaczyna się rządzić.

– Biedny tatuś – mówię rozbawiona.

– Za to wyśmiewanie, domagam się podwójnej ilości ciastek. – Szturcha mnie w ramię. – Wiesz może, o której wróci mój cudowny brat?

Cudowny brat – dobre sobie.

– Nie wiem – odpowiadam, kompletnie nie panując nad głosem.

Nagle do głowy wpada mi bardzo zły pomysł. Zamieram z foremką w dłoni, bo nie sądzę, żeby Szymon był zadowolony, gdy dowie się prawdy. O ile w ogóle się dowie.

– Pamiętasz, co mi kiedyś mówiłeś? – pytam, zanim uznam ten chory pomysł za zły.

Bartek unosi wysoko brwi.

– Kocham wasze niezrozumiałe pytania. Zanim odpowiem, poproszę o więcej szczegółów. – Patrzy na mnie znacząco i sięga szybko po ciastko. – Tak dla bezpieczeństwa.

Przewracam oczami.

– Mówiłeś, że poprzednie współlokatorki wyprowadziły się z powodu pająków – mówię, wracając do wykrawania.

– No tak – przyznaje, wpychając sobie ciastko do ust.

Biorę głęboki oddech.

– Wszystkie?

Na krótką chwilę zapada cisza. Bartek przeżuwa, sięga po kolejne ciastko i postanawia wreszcie się odezwać:

– W sumie... to nie wiem.

Otwieram szeroko oczy.

– To dlaczego tak powiedziałeś?

– Żebyś nie chciała się tak szybko stąd wyprowadzać – odpowiada i brzmi bardzo szczerze. – Pyszne ciastko!

– Ostatnio była tutaj Justyna – wyrzucam z siebie na jednym oddechu.

Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ciągnę ten temat. Wzmianka o ciastku miała go chyba zakończyć.

– I co u niej słychać? – pyta zainteresowany.

– Była zadowolona z możliwości niezobaczenia Szymona.

– Jakoś mnie to nie dziwi – rzuca. – Byli całkiem fajną parą. Nasi rodzice ją uwielbiali. Klara nawet się z nią zaprzyjaźniła.

– Brzmi bardzo poważnie – podsumowuję, starając się, żeby mój głos brzmiał normalnie. – Co się stało?

– Nikt nie wie. Chociaż... – Odchrząkuje. – Mogę dostać wszystkie ciastka?

Wysilam się na uśmiech, chociaż Bartek i tak go nie widzi. Temat Justyny można uznać za zakończony.

– Uważasz, że zasłużyłeś?

– Uważam, że moja córka będzie się ostro targować i mogę zostać z niczym – precyzuje.

– Możesz zabrać wszystkie, ale będziesz musiał poczekać, bo...

– Mam dużo czasu, a mojego cudownego braciszka wciąż nie widać.

Przełykam z trudem ślinę.

– Może wcale się go nie doczekasz. Pracuje na dwie zmiany i czasami nie ma go całymi dniami.

– Mówiłem mu, że wpadnę.

– Jeśli tak, to może się doczekasz – rzucam, starając się brzmieć na rozbawioną.

Skupiam się na szybkim wykrawaniu reszty ciastek, a w międzyczasie wymieniam blachy w piecu. Robię wszystko, żeby tylko nie analizować słów Bartka. Na szczęście on sam jest zbyt zajęty jedzeniem ciastek, żeby zwrócić uwagę na mnie i mój kiepski nastrój.

Byli całkiem fajną parą.

Co to tak naprawdę oznacza? Justyna miała status jego prawdziwej dziewczyny? Myśleli o przyszłości?

Ona sama nic dla mnie nie znaczyła, dlatego się wyprowadziła.

Skoro poznała jego rodziców, to musiała znaczyć więcej, o wiele więcej.

Coś nas łączyło. Kiedyś.

Jak na „coś”, ich relacja wyglądała na o wiele poważniejszą i głębszą, niż mówił.

W mieszkaniu nagle robi się chłodno, a z moich płuc ulatuje powietrze. Czuję na plecach znajome spojrzenie.

– No! Jesteś wreszcie! – woła uradowany Bartek.

– Mówiłeś, że będziesz dzwonił – mówi niechętnie Szymon. Chyba nie jest zbyt zadowolony z wizyty brata. – Idziemy?

– Gdzie ty chcesz iść?

– Chciałeś pogadać.

– Nie przywitasz się z Natalią? – pyta zaskoczony Bartek. – Dziewczyna tutaj prowadzi małą fabrykę ciastek! I na pewno się stąd nie ruszę, bo te cuda zostały mi obiecane. Ale nie próbuj wspominać o tym Amelii.

– Hej – rzuca Szymon, dalej wpatrując się w moje plecy.

Na tobie zależy mi bardziej.

Te przeklęte słowa dźwięczą mi w uszach.

Obracam głowę i przyglądam się uważnie Bartkowi. Ma szeroki uśmiech, aż oczy mu się świecą. Chwilę wcześniej był ze mną szczery. Opowiadał o Justynie, jakby rozmawiał z koleżanką, a nie z dziewczyną swojego... Dodaję dwa do dwóch, a moje serce się zatrzymuje.

On nie wie.

On nie wie o nas.

Nie wie o żadnej cholernej próbie.

Brakuje mi ciasta. Dłonie znowu zaczynają się trząść. Na szczęście moje oczy pozostają suche. Jeszcze.

– Możecie iść – odzywam się obcym dla siebie głosem. – Gotowe ciastka zostawię na stole.

– Powiedziałem, że nie...

– Chodźmy – mówi stanowczo Szymon.

– Jezu, jaki uparty – żali się Bartek. – W innych okolicznościach postraszyłbym cię krwiożerczymi pająkami, ale z racji, że sam je hodujesz, ograniczę się do: spłoniesz w piekle, jeśli nie dostanę tych ciastek.

– Dostaniesz. Nie martw się – zapewniam go.

Dotyka dłonią mojego ramienia i mocno je ściska.

– Uwielbiam cię!

Patrzę na niego przez ramię i wysilam się na uśmiech. Bartek jest w zupełnie innym świecie, więc chyba nie zauważa różnicy. W przeciwieństwie do Szymona, który uchwyca moje spojrzenie. Nieznacznie kręci głową, jakby próbował mi coś powiedzieć. Ale to mnie nie obchodzi. Nic już mnie nie obchodzi.

Wychodzą.

Do moich płuc wraca powietrze. Obrzucam nieprzychylnym wzrokiem blat wypełniony ciastkami. Potrzebowałabym tony takich jak one, żeby ból w klatce piersiowej stał się znośniejszy.

***

Leżę na kanapie u Mai. Przyjaciółka przytula mnie do siebie i milczy, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Krzysiek pojawił się kilka razy w salonie, ale nie obrzucił mnie ani jednym spojrzeniem. Potraktował jak powietrze. Nie mam siły się nad tym zastanawiać,

Wypłakuję się w ramię przyjaciółki, która ani razu nie powiedziała: a nie mówiłam? Zaciska tylko usta, głaszcze po włosach i powtarza, że wszystko, do cholery, się ułoży.

Komórka brzęczy mi w dłoniach. To Hania. Przypomina o sobie i niespodziance.

– To on? – pyta zatroskana Maja.

Kręcę głową.

– To Hania.

– Nie wyglądasz na zadowoloną.

– Kolejne rodzinne spotkanie. Hania będzie z mężem. Moja mama będzie się rozpływać nad idealnością ich związku, a ja znowu nasłucham się, że dokonuję tylko niewłaściwych wyborów i nie potrafię utrzymać przy sobie żadnego mężczyzny – łkam. – Przez chwilę myślałam, że...

– Chciałaś zabrać ze sobą Szymona?

Podnoszę wzrok. Maja wygląda na zszokowaną.

– Po tym wszystkim, naprawdę chciałaś go jeszcze przedstawić rodzinie?

– On... on czasami bywa cudowny – mówię.

– Tak, jeśli zauważa, że cię traci – wyrzuca z siebie. – Teraz pewnie zrobi to samo. Przytuli, poużala się nad sobą, zaśnie w twoim łóżku, a następnego dnia wszystko zacznie się od początku. To takie błędne koło, Natka. – Spogląda na mnie z troską. – Naprawdę nie chcę, żebyś tak cierpiała.

– Czy ja naprawdę jestem aż tak głupia?

– Nie. – Ramiona Mai obejmują mnie mocniej. – Chcesz być kochana, a to nie jest oznaka głupoty. Trafiasz na dupków, którzy wykorzystują twoje dobre serce.

Wypuszczam głośno powietrze z płuc.

– Szkoda, że żaden z nich nie potrafił mnie pokochać...

– Musisz być cierpliwa – pociesza mnie przyjaciółka. – Czasami musimy przejść przez najgorsze bagno, żeby wreszcie zaznać szczęścia.

– Mówisz tak, bo między tobą i Krzyśkiem...

– Nic złego się nie dzieje – zapewnia Maja.

– Ale ja widzę coś innego – upieram się. – Dlaczego on taki jest?

Maja spuszcza głowę.

– Chwilowe problemy. Nic, czym powinnaś zawracać sobie teraz głowę. – Podnosi na mnie wzrok. – Chcesz wracać do domu?

Kręcę głową.

– Nie mogę tam dzisiaj być. – Zerkam na milczącą komórkę. – Nawet nie chcę...

– Pościelę ci tutaj, dobrze? Nie będziesz miała nic przeciwko?

– A co z Krzyśkiem?

Przyjaciółka macha niedbale dłonią.

– Nie będzie przeciwny. Uwierz mi.

Kiwam głową, chociaż nie do końca jej wierzę. Jej mąż nawet nie potrafi ukrywać niechęci wobec mnie. Nie wiem, co takiego się wydarzyło, że nagle stałam się dla niego wrogiem. Przyglądam się uważnie przyjaciółce, gdy krząta się po salonie w poszukiwaniu pościeli. Jest blada i sprawia wrażenie wycieńczonej. Coś mi ciągle umyka. Tylko dlaczego nikt mi niczego nie mówi? O co tu chodzi?

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3030 słów i 18018 znaków.

2 komentarze

 
  • Mysza

    Nie wierzę w ani jedno jego słowo. W ogóle mu nie ufam, ale to nie ja jestem bohaterką opowiadania 😃 Końcówka budzi ciekawość. Mam nadzieję, że szybko wyjaśnisz o co chodzi 😊

    12 gru 2020

  • elorence

    @Mysza przyznaję, że sama bym mu nie ufała, ale no... też nie jestem bohaterką tego opowiadania 😄 Mam nadzieję, że jutrzejszy rozdział się spodoba ❤

    12 gru 2020

  • LadyTyna

    Jak zwykle genialne! Jestem ciekawa czy Szymon porozmawia szczerze z Natalią i czy jej wyjaśnij sprawę z Justyną. Jestem jak najbardziej na tak i czekam na więcej ❤❤❤

    12 gru 2020

  • elorence

    @LadyTyna dziękuję za cudowny komentarz ❤

    12 gru 2020