Za bardzo - Rozdział 9

Upycham ziemniaki w naczyniu żaroodpornym. Po cichu liczę, że kupiłam dobrą odmianę i po długim pobycie w piekarniku, będą bardzo miękkie i pyszne. Polewam je sosem własnej roboty, bo wszystkie znane przepisy już dawno mi się przejadły, a na koniec posypują dużą ilością sera. Jest prosto jak na mnie, ale nie zawsze muszę poświęcać gotowaniu parę godzin. Temperatura w mieszkaniu przekracza trzydzieści stopni. Włączenie piekarnika tylko ją podwyższy. Zerkam na swoje krótkie spodenki. Gdybym miała całe mieszkanie dla siebie, z pewnością pozbyłabym się zbędnych ciuchów.

– Hej – mówi Szymon, wchodząc do kuchni.

Zerkam przez ramię i zamieram. Widzę go po raz pierwszy od tygodnia. Unikanie mnie wychodzi mu świetnie. Na krótką chwilę nasze spojrzenia się krzyżują, ale to ja pierwsza odwracam wzrok. Nie chciał, żebym go przepraszała, więc będzie lepiej, gdy w ogóle nie będę się do niego odzywać – najbezpieczniejsza opcja.

– Hej – szepczę i skupiam wzrok na zapiekance. Podliczam w głowie ilość składników, a potem chwytam naczynie żaroodporne. Podchodzę do kuchenki, ale nie otwieram piekarnika, tylko wpatruję się w Szymona. Ustawia stos garnków na blacie i do każdego dopasowuje pokrywkę. Obiecałam sobie, że będę milczeć, ale zwycięża ciekawość. – Co ty robisz?

– Zamierzam wyczyścić terraria.

Zaciskam mocniej palce na naczyniu.

– Co? – wyduszam z siebie, próbując w głowie powtórzyć jego słowa. – Po co ci te garnki?

Szymon nieruchomieje i unosi brew.

– Muszę w czymś zamknąć pająki, bo z pewnością nie będą zadowolone, gdy...

– I zamierzasz włożyć je do garnków? – Moje serce zrywa się do biegu. – Od kiedy tak robisz?

– Od zawsze?

Naczynie wypada mi z rąk i roztrzaskuje się z hukiem o podłogę. Zamiast zabrać się za sprzątanie, wpatruję się w Szymona i zastanawiam się, czy powinnam go zabić za własną niewiedzę.

– Natalia, chyba...

– Chcesz mi powiedzieć, że używałam tych garnków do gotowania? – warczę wściekła. – A chwilę wcześniej siedziały w nich te oślizgłe, włochate potwory?

– Pająki nie są oślizgłe – wyjaśnia Szymon.

Przewracam oczami.

– Nawet w tej chwili zamierzasz mnie pouczać?

– To tylko garnki – mówi ugodowym tonem. – Umyję je i po problemie.

– Po problemie? PO PROBLEMIE? – zapowietrzam się. – Te bestie są jadowite! Może zostawiają w nich jad albo inne cholerstwo! Skąd pewność, że od tego nie umrzemy?!

Szymon niespodziewanie parska głośnym śmiechem. Jeśli liczyłam na powagę z jego strony... No cóż, przeliczyłam się – nic nowego.

Zaciskam zęby, bo mam ochotę krzyczeć.

– Co jest w tym takiego śmiesznego? – cedzę.

– Robisz z igły widły. – Wzrusza niedbale ramionami. – Szybko wyczyszczę im te terraria, a potem osobiście umyję garnki.

– Jesteś naprawdę stuknięty! – Macham energicznie rękami. – Kupujesz nowy zestaw!

– Po co? – Marszczy brwi. – Przecież ten jest dobry.

– Ale zainfekowany!

Znowu parska śmiechem. Zaciskam dłonie, bo zaraz chyba wyjdę z siebie. Co za dupek!

– Jesteś dzisiaj wyjątkowo zabawna! – mówi rozbawiony. – Mogę przedstawić cię oficjalnie pająkom, jeśli właśnie tego sobie życzysz. Może, gdy nie będą ci obce, pozytywnie rozpatrzysz ich wniosek o tymczasowe meldunek w naszych garnkach.

– Podziękuję za taki zaszczyt – syczę.

Chce do mnie podejść, ale wtedy zerka na podłogę.

– Może pomogę ci to posprzątać?

– Może pojedziesz kupić nowy zestaw garnków i odkupisz naczynie żaroodporne? – pytam przesłodzonym głosem, chociaż mój wzrok mógłby zabijać. – Od rana jestem głodna. Chciałam zrobić sobie pyszny obiad, ale przez te oślizgłe i włochate bestie muszę dalej głodować.

– One nie są oślizgłe – przypomina.

Zgrzytam zębami.

– Nie obchodzi mnie to. Dla mnie są oślizgłe, włochate, wstrętne i niebezpieczne!

Szymonowi drgają kąciki ust. Mrużę wściekle oczy.

– Nie zaczynaj – dodaję, obrzucając go lodowatym spojrzeniem.

Unosi dłonie w poddańczym geście.

– Dobra, tylko skończ się wydzierać.

Przekrzywiam głowę i wbijam wzrok w jego twarz. Wygląda tak, jakby powstrzymywał się od kolejnego wybuchu śmiechem.

– Czy ja się wydzieram?

Patrzy na mnie znacząco.

– No tak, a to tylko małe pająki. Jesteś od nich większa, a panikujesz, jakby były wielkości dinozaurów.

Przymykam powieki i nabieram powoli powietrza do płuc.

– Jeszcze słowo i przysięgam, że pożałujesz – warczę.

Szymon nagle poważnieje. Obrzuca mnie jednoznacznym spojrzeniem, od którego dostaję gęsiej skórki. Czy on już kiedyś nie wspominał, że wściekłe laski są bardziej podniecające?

– Najpierw im wyczyszczę, bo podejrzewam, że nie chcesz też słuchać o zawartości ich terrariów w naszym koszu na śmieci – mówi spokojnie.

Obracam się do niego bokiem, żeby przerwać kontakt wzrokowy, ale również po to, aby uniemożliwić mu gapienie się na mnie.

– Zrób tak, żeby było dobrze – burczę pod nosem. – Po użyciu zostaw te garnki u siebie. Nie chcę ich widzieć w kuchni.

– W porządku.

Szybko się wycofał. Pewnie przeze mnie. Pierwsza rozmowa po tylu dniach i od razu zaczęliśmy się kłócić.

– Przepraszam za krzyki – mówię niechętnie, gdy Szymon podnosi stos garnków. Zerkam na niego kątem oka, a moje serce wariuje. – Nigdy nie zachowuję się w ten sposób, ale te pająki... One mnie naprawdę przerażają – wyjaśniam, a potem cicho wzdycham. – Jeśli cię poproszę, żebyś zajmował się nimi pod moją nieobecność, to...

– Mogę ci to obiecać – wpada mi w słowo. – Żadna z poprzednich współlokatorek nie wytrzymała towarzystwa moich pająków. Doceniam, że jako jedyna dostajesz jedynie ataku paniki.

Obracam się do niego przodem i wykrzywiam usta w grymasie.

– To wiele wyjaśnia – stwierdzam cierpko.

– Dlatego prosiłem, żebyś nie wchodziła do mojego pokoju. – Świdruje mnie wzrokiem. – Gdybyś mnie posłuchała, pewnie teraz nie kłócilibyśmy się o zestaw starych garnków.

Przymykam oczy i delikatnie się krzywię.

– Zostawmy już ten temat – mówię błagalnym tonem. – Po prostu kup nowy i zapomnijmy o tym.

– W porządku. – Uśmiecha się z trudem. – Na pewno nie chcesz, żebym pomógł ci to posprzątać?

Kręcę energicznie głową.

– Poradzę sobie. – Wysilam się na uśmiech. – Lepiej już idź. Te włochate potwory pewnie przebierają nogami ze zniecierpliwienia.

Szymon otwiera usta, ale po chwili je zamyka. Marszczę brwi i wzdycham ciężko.

– No tak, one nie mają nóg – dodaję. – Całkowicie zapomniałam.

W orzechowych oczach dostrzegam błysk.

– Może byłabyś w stanie je polubić.

Mrożę go wzrokiem.

– No dobra, może nie polubić, ale przynajmniej zacząć tolerować – poprawia się.

Wzruszam ramionami.

– Może.

Patrzymy na siebie przez dłuższą chwilę, aż wreszcie Szymon wychodzi z kuchni. Oddycham z ulgą. Spuszczam wzrok na podłogę i nagle odzywa się mój brzuch. Jestem głodna jak wilk, ale wychodzi na to, że będę musiała jeszcze długo poczekać na posiłek, bo pozostało mi zamówienie czegoś gotowego. Mam tylko nadzieję, że czas oczekiwania na realizację nie przekroczy godziny.

***

– Kurczę, mogłam do niej zadzwonić – mówię, siadając na kanapie. Krzysiek przygląda mi się badawczo. – Ostatnio nie odzywała się do mnie i jak tylko znalazłam wolną chwilę, postanowiłam tu wpaść.

– Znowu wyszły negatywnie – mówi dziwnym tonem.

Zaciskam mocno usta, czując potworny żal.

– Bardzo mi przykro – szepczę szczerze. – Kiepsko z nią, prawda?

– Lekarz uważa, że to przez stres. – Krzysiek marszczy brwi, a na jego czole pojawiają się zmarszczki. Wygląda na zmęczonego. – Chyba powinniśmy trochę wyluzować, ale to jest niezwykle trudne, gdy ciągle myślimy o dziecku.

Czuję coś dziwnego w żołądku. Jakaś malutka część mnie cieszy się, że im nie wychodzi. Jestem idiotką. Moi przyjaciele przeżywają ciężkie chwile, a ja się cieszę, bo nie tylko ja mam pod górkę?

Spuszczam wzrok na swoje kolana i wzdycham ciężko. Muszę jak najszybciej się ogarnąć. Podnoszę głowę i patrzę prosto w oczy Krzyśka.

– Próbowaliście z alkoholem?

Unosi wysoko brwi.

– A alkoholem? Ale po co?

– Żeby pomógł wam się wyluzować? – sugeruję. – Seks to nie tylko płodzenie dzieci.

Zakrywa sobie dłońmi oczy i parska histerycznym śmiechem.

– Czy możemy nie mówić o takich rzeczach? Jesteś przyjaciółką mojej żony i czuję się z tym bardzo niezręcznie – mówi szybko. – Porozmawiaj z nią o tym, ale najlepiej pod moją nieobecność.

Powstrzymuję się od uśmiechu.

– Słyszałam, że są też specjalne pozycje, które ułatwiają zajście w ciążę.

Krzysiek jest czerwony jak burak. Nie powinnam się z niego nabijać, ale chcę mu poprawić humor i przy okazji pozbyć się wyrzutów sumienia.

 – Koniec tematu – ucina. – Nawet nie chcę wiedzieć, o czym rozmawiacie, gdy nie ma mnie w pobliżu.

Przyciskam dłoń do ust, żeby nie parsknąć śmiechem. Krzysiek kręci głową, ale po jego twarzy błąka się uśmiech – to dobry znak.

– Długo nie wraca... – Zerkam na telefon. – Wizyta u lekarza chyba tyle nie trwa, prawda?

Krzysiek odwraca się do mnie plecami, podpiera się pod boki i zgrzyta zębami. Nie musi nic mówić. Majka prawdopodobnie płacze w samochodzie.

– Pójdę do niej – oznajmiam i wychodzę.

Droga do furtki nie jest długa, ale mam wrażenie, że nigdy tam nie dotrę. Ciąży mi serce. Wciąż mam wyrzuty sumienia, że kiepska sytuacja moich przyjaciół bardziej mnie ucieszyła niż zasmuciła. Majka jest moją jedyną i najlepszą przyjaciółką. Mogę jej wszystko powiedzieć, a w zamian jeszcze otrzymać potrzebne wsparcie.

Boże, przecież prawdziwa przyjaźń nie zazdrości. Powinnam skakać z radości, że Maja znalazła Krzyśka i są ze sobą tak bardzo szczęśliwi – jak Hania i Kamil. To nie ich wina, że nie potrafię uporządkować własnego życia.

Zatrzymuję się przy furtce i otwieram ją z rozmachem. Od razu dostrzegam bordowy samochód. Nie jest pusty. Powoli podchodzę do niego i wsiadam. Maja nawet nie obraca głowy w moją stronę. Ściska dłońmi kierownicę i płacze.

– Myślałam, że się udało – chlipie. – Przecież wcale nie pragnę dużo... Chcę mieć tylko dziecko. Naprawdę wystarczy mi jedno... – Ściera palcami łzy z policzków. – Lekarz powiedział, że powinniśmy sobie na jakiś czas odpuścić i odpocząć. Odpocząć, rozumiesz?

Szarpię zębami dolną wargę, bo nie jestem pewna, czy powinnam się odzywać. Maja potrzebuje się wygadać.

– Ale ja nie chcę odpoczywać. Chcę zajść w ciążę – mówi zimno. – Cholerne trzy testy! Trzy kłamliwe testy! – Uderza gwałtownie dłonią w kierownicę i zanosi się głośnym płaczem. – Ja chcę tylko jedno dziecko... Jedno, malutkie, kochane dziecko...

Wyciągam rękę i obejmuję Maję, a potem przyciągam ją do siebie. Przyciska twarz do mojego ramienia, a z jej oczy płyną łzy. Jej drobne ciało się trzęsie. Wiem, że to nie wina temperatury – na dworze jest ponad trzydzieści stopni.

– Wiem, że to boli. Wiem. – Wolną dłonią zaczynam głaskać ją po splątanych włosach. Moje ruchy są delikatne i spokojne.  – Będziesz najlepszą mamą na świecie. Uwierz mi, nie znam kobiety, która spełni się lepiej w macierzyństwie od ciebie. Będziesz śpiewała swoim dzieciom kołysanki i tuliła je tak mocno do siebie, że nie pozwolisz im spać w ich łóżeczkach. Będziesz wpatrywać się w małe, zaciśnięte piąstki i marzyć, żeby nigdy nie dorosły. – Płacz powoli cichnie, ale nie przerywam głaskania. – Krzysiek będzie pokazywał im, jak działają samoloty. Będziesz się złościć, ale gdy tylko usłyszysz słodki śmiech, od razu odpuścisz. Spojrzysz na nich z miłością i zapragniesz, by czas się zatrzymał. I on się zatrzyma. – Milknę, bo głos zaczyna mi się łamać. – Stworzycie piękną rodzinę.

Nie wiem, czy Maja zdaje sobie sprawę, że to wszystko, co ode mnie usłyszała... to moje małe marzenia. Mrugam, żeby odgonić łzy. Nie jestem pewna, co się z nami stanie, jeśli moje słowa okażą się nieprawdą, zwykłą fikcją, która nigdy nie będzie mogła stać się rzeczywistością.

Maja niepewnie odsuwa się ode mnie, a na jej twarzy pojawia się niewyraźny uśmiech, chociaż szare oczy pozostają puste. Siedzi zgarbiona z włosami w nieładzie i rozmazanym makijażem. Nie jest sobą. Już od dawna nie jest...

– Dziękuję – szepcze.

– Od tego jestem.

– Dlatego będziesz najlepszą matką chrzestną – mówi lekko zachrypniętym głosem. – Jeśli urodzę piątkę dzieci, będziesz musiała pomyśleć o zostaniu milionerką.

Udaję przerażenie, ale po chwili uśmiecham się szeroko.

– Wybranie pięciu imion nie będzie łatwe.

– Mam listę.

Marszczę brwi.

– A Krzysiek wie?

Maja parska cichym śmiechem.

– Nie. – Ściera palcami rozmazany makijaż z okolic oczu. – Dowie się w odpowiednim czasie.

– Czy będę mogła wybrać chociaż jedno imię? – pytam z nadzieją.

Nie odpowiada, tylko zaczyna zbierać swoje rzeczy. Widzę jak zgniata zdjęcia USG i wciska je do torebki. Nie komentuję tego, bo prawdopodobnie sama bym się ich pozbyła.

– Uznaję milczenie za odpowiedź twierdzącą.

Maja posyła mi półuśmiech i wysiada, więc idę w jej ślady. Stajemy przy samochodzie. Słońce wyciąga blask z brązowych włosów mojej przyjaciółki.

– Dzięki, Nati – mówi ponownie. – I nie mów...

– Nie powiem. – Uśmiecham się konspiracyjnie. – Zanim tu przyszłam rozmawialiśmy o pozycjach seksualnych, więc pewnie wciąż próbuje dojść do siebie...

– O. Mój. Boże – jęczy Maja. – Nie dostał zawału?

– Zakrył twarz dłońmi i powiedział, że jestem przyjaciółką jego żony i ta rozmowa go krępuje.

Wybuchamy śmiechem. Nagle Maja poważnieje i zaczyna mi się uważnie przyglądać.

– Cieszę się, że przyszłaś.

– Podziękuj pająkom – mówię niechętnie.

Otwiera szeroko oczy.

– Ale nie przyniosłaś żadnego ze sobą? No wiesz, jako nieproszonego gościa?

Posyłam jej mordercze spojrzenie, a ona znowu parska śmiechem.

Oddycham w duchu z ulgą. Tym razem mi się udało, ale co będzie po kolejnych próbach?

***

Upijam porządny łyk kawy i wracam do pisania. Jestem w plecy z pracą, bo mam do napisania tyle zaległych recenzji... Ten miesiąc spędzony z Łukaszem odwrócił moją uwagę od rzeczy ważnych. Zawsze byłam ze wszystkim do przodu. Po każdej wizycie w restauracji dokładnie spisywałam notatki. Oceniałam wystrój, zachowanie kelnerów, kartę dań i same dania – nie tylko smak, ale również sposób podania. Interesowałam się szefami kuchni i ich karierą – lub jej brakiem.

Mam dwie kolumny, co może nie jest jakimś ogromnym osiągnięciem, ale mi w zupełności wystarcza.

– Natalia!

Obracam się na krześle w stronę redaktorki.

– Tak?

– Z tego, co wiem, szefem kuchni w „Hiszpańskiej uczcie” nie jest Szymon, ale Konrad Racławski. – Pani Karolina patrzy na mnie chłodno. – Dobrze, że znam tę restaurację! Konrad pewnie dostałby zawału po przeczytaniu tego artykułu.

Moje policzki są czerwone ze wstydu.

– Rozmawiałam z nim. To bardzo miły człowiek – mówię szybko.

– Właśnie! A ty mu nóż chcesz wbić prosto w serce!

Kuba siedzący za plecami pani Karoliny przejeżdża sobie palcem po gardle, a potem udaje martwego. Odrywam od niego wzrok i przenoszę na redaktorkę.

– Przepraszam – szepczę skruszona, odbierając od niej kartki.

– Popraw to, a później mi przynieść, żebym sprawdziła jeszcze raz. – Odchodzi, ale po chwili się odwraca. – Nie wiem, kim jest Szymon, ale przypominam, że jesteśmy w pracy. Tu nie ma miejsca na bujanie w obłokach.

– Dobrze i przepraszam.

Pani Karolina macha niedbale dłonią i odchodzi.

– Szymon, tak? – kpi Kuba. – To już nie spotykasz się z tym lizusem, Łukaszem?

Tutaj nic się nie uchroni. Współpracownicy zawsze znajdą jakiś sposób, żeby ktoś inny wypaplał im całą historię swojego życia. Długo się wzbraniałam, aż wreszcie Łukasz zrobił to za mnie, przychodząc po mnie kilka razy. Nie pochwalałam tego, ale z drugiej strony było to całkiem miłe. No może nie ostatnie spotkanie, w czasie którego zaczął perfidnie mną manipulować. Dość. Nie odbieram jego telefonów, więc powinnam również przestać o nim myśleć.

Przewracam oczami i obracam się na krześle.

– Nie odpowiem na to pytanie.

– Ej no, nie bądź taka!

Zerkam na niego przez ramię.

– Jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek zjeść choćby malutki kawałek mojego sernika, to lepiej zostaw ten temat w spokoju.

Kuba unosi dłonie i również obraca się do swojego komputera.

– Jak coś, to ja nic nie mówiłem i o nic nie pytałem.

Znowu przewracam oczami, na koniec parskając cichym śmiechem.

– Faceci i ich miłość do sernika – rzucam rozbawiona pod nosem.

– Słyszałem!

***

Wchodzę wściekła po schodach. Wciąż nie mieści mi się w głowie, że pisałam artykuł z myślą o Szymonie. To było bardzo nieprofesjonalne. Ostatecznie wszystko rozeszło się po kosztach. Kuba przez jakiś czas będzie mi rzucał jednoznaczne spojrzenia, a pani Karolina pewnie każe mi przynosić dokumenty kilka razy – po każdej najdrobniejszej poprawce. Jeszcze w tym tygodniu tekst pójdzie do druku. Konrad dostałby zawału, gdyby zobaczył obce imię przy swoim nazwisku.

Wsuwam klucz do zamka i zaczynam go nerwowo obracać. Powinnam chyba pójść do jego restauracji i zamówić całą górę jedzenia, a potem wszystko głośno i hojnie skomplementować. Dawno nie jadłam na mieście, więc pomysł wydaje mi się idealny. Przez chwilę myślę o Szymonie. Ciekawe, czy jemu również przypadłaby do gustu kuchnia Konrada?

 Kręcę głową. Nie ma opcji, żebym go gdziekolwiek zaprosiła. On nie chce związku, ja nie chcę być dziewczyną na chwilę. Musimy trzymać się od siebie z daleka. Z taką myślą wchodzę do mieszkania i zamieram.

Szymon nie jest sam. Robi się przeciąg i drzwi nagle zamykają się z trzaskiem, a wszyscy odwracają głowy w moją stronę.

– O, cześć! – woła wesoło Bartek, podnosząc się z krzesła. Patrzy z wyrzutem na Szymona, który wygląda jakby zobaczył ducha. – Mówiłeś, że jest zajęta, a popatrz jakie ma wyczucie czasu. – Przenosi na mnie wzrok. – Masz może sernik?

Niepewnie przyglądam się twarzom pozostałych osób.

– Dzień dobry – mówię, obejmując wzrokiem dwójkę starszych ludzi, a potem spoglądam na drobną kobietę, siedzącą po drugiej stronie Bartka. Trzyma na kolanach małą dziewczynkę. – Pójdę do siebie, bo nie chcę przeszkadzać – dodaję szybko.

– Przeszkadzać? – pyta zaskoczony Bartek. – Mamo, tato, to właśnie ta dziewczyna, o której wam mówiłem. – Kiwa głową z uznaniem. – Pająki jej nie wykurzyły.

– Jeszcze – dodaje drobna kobieta.

– Chodź tu do nas. – Bartek macha energicznie dłonią, żebym podeszła bliżej. – Poznasz moją żonę, Klarę, oraz naszą córkę.

Zerkam na Szymona. Wbija wzrok w stół i milczy. Moja obecność jest mu nie na rękę. Chcę uciec do siebie, ale wiem, że nie wygram z jego bratem. Posiedzę z nimi chwilę, a potem udam, że mam dużo pracy i... jakoś to będzie.

– Masz może czasteczka? – pyta niespodziewanie mała dziewczynka. – Wujek Simon mówi, że może mi zrobić frytki, ale one... – Odwraca głowę w stronę mamy i marszczy śmiesznie brwi. – Jakie są frytki?

– Niezdrowe, kochanie.

– No właśnie. – Mała kiwa głową i wygląda bardzo poważnie. – Frytki są złe, ale czasteczka nie. Prawda, tatusiu?

Klara obrzuca męża zabójczym spojrzeniem, ale ten uśmiecha się szeroko do córki.

– Oczywiście, słoneczko.

– Przez najbliższy tydzień będziesz ją karmił rybą – mówi Klara, na koniec niedbale wzruszając ramionami. – Nie wiem, jaki sposób wymyślisz, ale ma zjeść cały obiad. Codziennie.

Bartek nie wygląda na zadowolonego, ale wystarczy jedno spojrzenie na córkę, a jego twarz rozświetla radość. Jak on ją musi kochać... Moje serce ściska żal. Dlaczego nie potrafię znaleźć takiego mężczyzny? Dlaczego innym kobietom się udaje?

Czuję na sobie wyczekujące spojrzenie, dlatego obracam się w stronę rodziców Szymona. Jako pierwsza odzywa się jego matka.

– Mój syn chyba nie zamierza się odezwać, więc...

– Jest u siebie – mruczy Szymon, nie odrywając wzroku od stołu.

– Ale to wcale nie znaczy, że powinieneś zachowywać się w ten sposób – beszta go. – Natalia, tak? – pyta, chociaż pewnie Bartek powiedział jej o mnie wszystko – w przeciwieństwie do swojego brata.

Kiwam głową.

– Usiądź z nami. – Uśmiecha się ciepło. – Z miłą chęcią poznamy kobietę, która nie boi się mieszkać pod jednym dachem z pająkami mojego syna.

– Mamo – cedzi Szymon, ale ona kompletnie nie zwraca na niego uwagi i tylko patrzy na mnie wyczekująco.

– Dobrze. – Posyłam jej wymuszony uśmiech. – Nie zbawi mnie parę minut.

Siadam na jedynym wolnym miejscu z duszą na ramieniu. Nie wiem, czego mam się spodziewać. Patrzę niepewnie na Bartka i od razu dostrzegam jego zadowolony wyraz twarzy. Przełykam z trudem ślinę. Na pewno to będzie bardzo ciekawe popołudnie.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3603 słów i 21709 znaków, zaktualizowała 8 sie 2020.

2 komentarze

 
  • Użytkownik agnes1709

    Mamusia namiesza, coś czuję :D

    13 sie 2020

  • Użytkownik elorence

    @agnes1709 oj tam, zaraz namiesza :)

    16 sie 2020

  • Użytkownik Speker

    Nooo Szymonowi to nie w smak, bo nie chce pokazać jak bardzo ciągnie go do Natalii. Bartek chce najwyraźniej ratować duszę brata, albo ma dość swojej żony xd

    8 sie 2020

  • Użytkownik elorence

    @Speker coś jest w tym, co napisałeś :) Bartek kocha Klarę, a w Natalii... ale ja chcę dzisiaj Wam spoilerować! Już siedzę cicho :)

    8 sie 2020

  • Użytkownik Speker

    @elorence ja mam 6 zmysł, to może nie będę komentował xd

    8 sie 2020

  • Użytkownik elorence

    @Speker to może nie spoileruj innym :)

    8 sie 2020

  • Użytkownik Speker

    @elorence nie będę, nie taki był mój zamiar. Zachęcam do czytania.

    9 sie 2020