,, Tam nie może nikt zamieszkać..." cz. 29 ostatnia

,, Kiedy chorzy umierają, mówi się, że winni są lekarze, a kiedy przychodzą do zdrowia, przypisuje się ich uzdrowienie bogom”
                                                                                                          Pomponazzi Pietro
                                      
                                      Prolog

Nie pamiętam wypadku, ani czasu odkąd Ania zmieniła się w coś, co zaczęło mnie przerażać. Jak się urodziłam miała już trzynaście lat i chyba była w domu z nami, jak mi kiedyś opowiadała mama. Muszę jej wierzyć, bo mnie nigdy nie okłamała, choć gdy Ania odeszła… gdy ona im to zrobiła… miałam tylko pięć lat. No, prawie sześć, ale licząc miesiącami to pięć.
Osiem lat temu, jak to opowiadała mama rodzice mieli straszny wypadek. Jechali wtedy nad morze i jakiś pijany kierowca wjechał prosto na nich wywołując czołowe zderzenie. Jakimś cudem rodzice siedzący z przodu wyszli z tego bez szwanku, za to zginęła moja starsza siostra Natasza, a Ania doznała bardzo silnego wstrząsu, który wywołał u niej śpiączkę. W trakcie śpiączki przeszła operację, w której wyciągnęli jej kawałek odłamka z samochodu, który ugrzązł jej za uchem. Operacja się udała, lecz już nic nigdy nie miało być takie samo.
Początkowo wszystko z Anią wydawało się być w porządku, jednak, gdy skończyła czternaście lat, a ja miałam roczek zaczęła rozmawiać z wyimagowanymi przyjaciółmi, czy też duchami, o których sądziła, że nikt nie wiedział. Najgorsze było jednak to, gdy we własne czternaste urodziny, podczas gdy każdy z nas przygotowywał jej jakąś niespodziankę, to ona zaskoczyła wszystkich.
Ania bardzo lubiła niespodzianki, więc i tym razem chcieliśmy jej ofiarować wszystko, z czego by się mogła ucieszyć i schowaliśmy się za tapczanem w pokoju, aby w ostatniej chwili z niego wyskoczyć i krzyknąć głośne:
NIESPODZIANKA!  
Słychać już było, że się zbliżała, a dziadkowi przypomniało się, że prezent, jaki dla niej wystrugał zostawił przypadkiem na stole, więc się wrócił, ale chciał schować się tam gdzie my … cóż… dziękuję tylko Bogu, że tego nie pamiętam.  
Nie wiedzieć, czemu Ania szła wtedy za dziadkiem i biorąc strugak dziadka do drzewa zamachnęła się na niego i gdyby nie dziwny odgłos zza tapczanu pewnie nikt by się nigdy nie dowiedział, że własna wnuczka zadźgała dziadka na śmierć. A potem, gdy upadł cały zalany krwią doskoczyła do stołu zauważając tort i zabrała z niego wisienkę.
- A gdzie huczne słowo NIESPODZIANKA?- Zapytała zszokowanych rodziców i babcię Amelię, po czym sama podbiegła do nich i powytrącała z ich rak zapakowane prezenty.
Mama przez całe życie nie potrafiła wyjść z traumy, ale z obawy przed wyrokiem, jaki miałby być wyznaczony dla Ani babcia Amelia wzięła całą winę na siebie. Podobno babcia Amelia chorowała na Aitshailmera, więc umorzono prawdziwe fakty, a zastąpiono je chwilową utratą kontroli nad umysłem. Mama podpowiedziała, że babcia sądziła, iż to był złodziej i dlatego jej uwierzyli. Babcia była już stara i potem to już faktycznie sama uwierzyła w to, że to ona to zrobiła, więc pewnego dnia w zakładzie dla obłąkanych jeden z leczonych pomógł jej się powiesić w swoim pokoju. Podobno przekonywała go faktami, że nie potrafi znieść myśli, że zadźgała swojego męża nożem do wycinania figurek z drewna, a skoro i tamten pacjent był na leczeniu, zwyczajnie wydawało mu się, że zrobił dobry uczynek.  
Było to równe pięć lat od chwili, gdy moja siostra zamordowała mojego ojca.
Gdy raz ją odwiedziłam, a były to dwa lata od chwili, gdy trafiła do zakładu powiedziała mi, żebym odwiedziła babcię Władzię, bo jest bardzo samotna. Obiecałam jej to, choć babcia Władzia nie żyła już od dłuższego czasu. Nie wiem dokładnie, od kiedy, ale na pewno zaraz po babci Amelii babcia Władzia miała zawał i zmarła we własnym mieszkaniu. Znalazła ją Pani Sąsiadka, kiedy chciała przyjść, jak co wieczór do niej w odwiedziny na lampkę czerwonego winka, które sama robiła.
Siostra powiedziała mi też, że piwnica, w której mieszkaliśmy była nawiedzona, choć tak na prawdę nigdy nie wyprowadziliśmy się z domu na Zdrojkach Lewych. Nigdy się nigdzie nie przeprowadzaliśmy, a jedynie jej się wydawało, że tak było.
Dzień odkąd twierdziła, że mieszka w piwnicy był dla nas szokujący i myślę, że to on mógł wywołać traumę u Ani. Być może gdyby nie jej przejście z jednego pokoju do drugiego, nasi rodzice nadal by żyli. Nie mogli jednak postąpić inaczej, bo Ania nie pozwalała wchodzić do swojego pokoju nikomu, za wyjątkiem mnie i to ja zobaczyłam, że ma podrapane ściany, rozwalone meble, a także nieszczelne okno, przez które przedzierało się zimno każdego dnia i nocy.  
Tata postanowił, że na czas remontu przeniesie Anię do mojego pokoju, a mnie do sypialni rodziców i praktycznie od wtedy całkiem się zmieniła. Raz nawet chciałam ją przekonać, że nie mówi prawdy, bo nie mieszkamy w żadnej piwnicy, tylko w dawnym domu, ale rodzice mi tego zabronili. Mama powiedziała, że nie chce, aby Ania znów zachorowała i musieliśmy odgrywać swoje wymyślone role specjalnie dla niej. Gdy mówiła, że za jej łóżkiem są jakieś kraty i że tam czai się coś, tak naprawdę nie było tam żadnych krat, tylko duży ścienny obraz z materiału. Był tam po to, aby śpią nie dotykała plecami ściany, tylko materiału. Niestety tego też rodzice zabronili mi jej wyjaśniać. Byli przekonani, że gdy będą starali się żyć w jej świecie Ania sama pewnego dnia zrozumie, że piwnica, która siedziała w jej głowie nie jest tym, co jej się wydawało, tylko zwyczajnym moim pokojem, w którym miała pomieszkać tylko kilka tygodni, póki tata nie naprawi jej dawnego pokoju.  
Niestety stało się tak, jak się stało i rodziców już nie ma. Ania zabiła najpierw mamę, a potem tatę. Nawet nie wiemy, kiedy, a wykuła w ścianie dziurę, zaraz pod dywanowym obrazkiem za łóżkiem i to tam zawlokła mamę, a potem chciała zawlec i tatę, lecz na szczęście do naszej sąsiadki Elwiry Rążek przyjechała nasza Pani Sąsiadka, ta, która mieszkała kiedyś w Dobrej w tej samej klatce co Babcia Władzia. Odwiedzała nas czasem i nieraz nawet przychodziła do Ani i namawiała ją, aby zaczęła spisywać swoje myśli i wszystko, co tylko przyjdzie jej do głowy, abyśmy zrozumieli, czy ona była zwyczajnie chora, czy może potrzebowała opieki specjalisty. Ania jednak zamiast pisać tam rzeczy normalne, pisała jakieś znaki, słowa, wymyślone zdania, z których nikt z nas nic nie zrozumiał, choć może dla niej było to jasne.  
Nikt nigdy nie odgadł, co działo się w głowie mojej siostry, bo nikomu o tym nie mówiła, a ze słów i dziwnych zdań z jej dziennika praktycznie wciąż pozostaliśmy głupi. Jedno, co tylko chodzi mi po głowie, to zapytanie skąd wymyśliła sobie nazwę Linnon 1946, skoro niczego takiego nie ma i nigdy nie było.  
Wtedy na widzeniu powiedziała, że Grupa Żywych starała się tam ukrywać jakiś Żydów, choć nikt jej w to nie uwierzył. Wzięli to za kolejny objaw szaleństwa i tylko zwiększyli jej leki. Ja w sumie też nie chciałam wierzyć w nic, co ona mówiła, póki sama pewnego dnia tak bez pukania i bez zapowiedzi odwiedziłam Panią Sąsiadkę, bo ostatnio podupadała na duchu i na zdrowiu. I tam, w stercie gazet, które składała i co jakiś czas wyrzucała moje oko wychwyciło jakiś staroć.  
Dwie stare strony jakiejś gazety, która nie miała środka. Bardziej z ciekawości, niż z przymusu wyjęłam ją i na pozór zwykłą prawie sama ją zmięłam, lecz coś mi mówiło, abym przyjrzała się jej jeszcze raz.  
Najpierw obezwładnił mnie strach, a potem panika, że i ja wariuję. Inaczej nie potrafiłam tego wyjaśnić. Gęsia skórka wyszła mi na myśl, że i ja mogłabym oszaleć tak jak Ania, lecz to, co trzymałam w dłoniach nie było ani zwidem, ani niczyim wyobrażeniem. W rękach faktycznie trzymałam zwykły kawałek gazety, ale nagłówek w połowie niej sugerował, że może moja siostra nie była całkiem stuknięta, tylko, że nikt nigdy nie wziął jej słów na poważnie, tylko z góry zakładano, że bredzi.  
Otóż czytając słowo po słowie, prawie sama dostałam zawału, gdy przeczytałam to raz, drugi i trzeci. Nagłówek, bowiem głosił:
GRUPA ŻYWYCH PRZYŁAPANA NA GORACYM UCZYNKU
LINNON 1946 ZDEWASTOWANE PRZEZ BOMBĘ
NIE ZYJE DWADZIEŚCIA PIĘĆ OSÓB, JEDNA WCIĄŻ POSZUKIWANA
Nie wiem, czy to ja zwariowałam, czy ktoś robił mi kawał, ale czy to nie chodziło o tą Grupę, o której wciąż powtarzała mi Ania? Czy faktycznie mogła wiedzieć o rzeczach, o których mówiono kiedyś, a teraz były przez wszystkich zapomniane?
Nawet nie zauważyłam, jak Pani Sąsiadka weszła do kuchni i patrzyła na mnie nie ze złością, lecz udawała tylko zaskoczoną moją wizytą rezygnacją.
- Zostaw to. Nie powinnaś nigdy tego znaleźć.
Poczułam zmieszanie, bo nie powinnam tak wtargać do czyjegoś domu, ale nadal pozostawałam w fazie rozumowania czegoś, do którego faktu trudno mi było przejść przez mój własny mózg.
- Ale… czy to nie o tym ona mówiła? Tu jest przecież napisane Linnon 1946. Ona sobie tego nie wymyśliła.
Pani Sąsiadka podeszła do mnie i wyrwała mi ten kawałek gazety, który natychmiast wrzuciła do starej kuchni, gdzie się paliło.
- Czemu Pani to zrobiła? Przecież to był jedyny dowód na to, że moja siostra nie zwariowała! A przynajmniej nie tak bardzo, jak sądzili lekarze… i my…
Staruszka spojrzała na mnie z przekrzywioną głową, którą zaczęła obracać w kółko, przez co wyglądała upiornie. Odeszłam od niej jeden krok do tyłu, lecz ona wcale nie zwracała na mnie uwagi. Zwyczajnie podeszła do drzwi i przekręciła je.
- Co Pani robi! Chcę stąd wyjść! Natychmiast!
Kobieta zaśmiała się histerycznie i grubo wciąż stojąc przy drzwiach. Do ręki wzięła tasak z szuflady, która znajdowała się przy drzwiach i zaczęła go obracać robiąc przy tym dziwne koła.
- Nie powinnaś była tu przychodzić Agatko. Niepotrzebnie wzięłaś tą gazetę do ręki. Czy rozumiesz, że właśnie wypisałaś na sobie datę własnej śmierci?
- O co tutaj chodzi! Jesteś nienormalna!
Fakt, że zaczęłam mówić do niej na ty nie pochodził z sytuacji, że znałam ją od dawna, praktycznie od urodzenia, tylko z okoliczności, które sprawiały, że żadne pan, ani pani nie wchodziło w grę. Ten, kto groził mi śmiercią z automatu nie miał dla mnie duszy człowieka, tylko podłego zwierzęcia, do którego mówi się na ty.
- Może tak, może nie, ale jak wiesz zapłacisz teraz za śmierć wielu osób.
- Ale dlaczego! Na litość boską, czego ode mnie chcesz?
- Ja ? Niczego. Oprócz kufra pełnego biżuterii i pieniędzy, który czekał na mnie zbyt wiele już lat.
- O czym ty mówisz?
Próbowałam ją zająć rozmowa, aby wzrokiem poszukać czegoś ostrego, co posłużyłoby mi za broń. Gazeta na stole, szmatka pod kuchnią, spinka pod lustrem, nie mogły mi posłużyć za jakakolwiek obronę, więc moje chwile były jednak policzone. Nie chciałam jednak umierać, bo śmierć w tej chwili jedynej z ocalałych byłaby bardziej bezsensowna niż jej głupie gadanie o jakimś kufrze.
- Mówię o dawnych czasach moje złotko. Wszyscy z Grupy Żywych odeszli, a jakaś mała smarkula nie będzie mi stała na drodze do takiego bogactwa.
Tuż za gazetą dostrzegłam długopis. Niewielka rzecz, ale jeśli będę musiała użyję jej, jako broni, osłony i jedynego narzędzia, które może ocalić mi życie. Dlatego, gdy tylko jej tasak obracając się nie dookoła, a raczej w kierunku siebie zatoczył koło nie świadoma niczego zrobiłam najszybsze cztery kroki w jej stronę i napierając z całych sił i ciałem do przodu i ręką z długopisem wbiłam jej długopis w lewe oko, a sylwetką przyskrzyniłam ostrze w kierunku jej brzucha, które teraz tam tkwiło.
- Ty mała dziwko…- wypowiedziała ostatnie słowa zanim upadła. Ja w szoku wybiegłam z jej domu na ulicę wrzeszcząc w niebogłosy, aby ktoś wezwał policję. Darłam się na całe gardło, bo nie potrafiłam zrozumieć jak mogło do tego wszystkiego dojść. To wszystko było dla mnie za wiele. Potem upadłam na ulicę, bo nagle zrobiło mi się słabo. Odruchowo złapałam się za brzuch i teraz było już wszystko jasne. Może i wybiłam jej oko, ale za to tasak tkwił w moim brzuchu…
Gdy się ocknęłam obok mnie była babcia Amelia i babcia Władzia. Obie uśmiechały się promiennie, lecz nie były zadowolone z mojego widoku. Pomagając mi się podnieść stękały, jakbym ważyła sto kilo więcej od nich. Następnie to, co zrobiły całkiem zbiło mnie z tropu. Gdy już doprowadziły mnie do pozycji stojącej obie przytuliły mnie na zmianę dodając jakiejś siły, której nie potrafiłam wytłumaczyć, a która przeszyła całe moje ciało.
- A teraz wracaj i dbaj o nią. Niech opowie ci o ojcu, który kiedyś ją krzywdził. Nie wiń jej za to wszystko, bo matka o wszystkim wiedziała- powiedziały razem i popchnęły mnie w przepaść, której wcześniej nie zauważyłam. Spadałam z taką siłą, że nawet nie miałam czasu, ani odwagi myśleć co może ze mną się za chwilę stać. Perspektywa stania się plackiem przerażała mnie do tego stopnia, że zamknęłam oczy wyczekując najgorszego. Przy nagle ostrym bólu brzucha zrozumiałam, że bałam się na tyle, iż przegapiłam własną śmierć. Czując, że skoro nie ma już gorszej rzeczy od własnej świadomej śmierci otworzyłam oczy.

     
Gdybym powiedziała, że życie po śmierci wygląda na całkowitą pustkę, ciemność i krótki sygnał nieprzerywanego pik, pik, pik byłabym w błędzie. Jednak to właśnie wszystko zobaczyłam, gdy moje gałki oczne zaczęły działać właściwie.  
Jakaś głupia siła ściskała mój palec, więc starając się trafić w nią drugą rękę zdjęłam ją z palca, po czym nastąpiło przeraźliwie głośne piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii. Potem nagły wybuch ostrego światła zaślepił mnie na tyle, abym znów nie mogła normalnie widzieć, więc zakryłam oczy rękami, co znów wywołało falę bólu w okolicy brzucha. Słysząc jakieś głosy wystraszyłam się, że i ja zwariowałam, lecz to, co zaraz usłyszałam sprawiło, że poddałam się wszystkiemu. Może i nie anielski głos, lecz gruby baryton powiedział do mnie:
- Miałaś szczęście. Nasz kopciuszek się przebudziła Pozwól nam nad sobą popracować, a będzie dobrze.
- Pozwolę, ale obiecajcie, że przyprowadzicie do mnie moją siostrę. Muszę ją za coś przeprosić i wysłuchać wszystkiego, co ma do powiedzenia.
- Dobrze, ale najpierw pozwól nam się tobą zająć.
- Dobrze- odparłam i już się nie bałam.
Przeżyłam.  
Czy można było chcieć więcej?

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii horror, użyła 2832 słów i 14899 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik nienormaln@&

    Niewiele z tego zrozumiałam, ale fajne

    5 maj 2018

  • Użytkownik Ewelina31

    @nienormaln@& cała historia była oparta o dziewczynkę, która była chora psychicznie i w głowie powstawały jej różne wydarzenia. Również przeprowadzka do Dobrej, co w prawdziwym świecie oznaczało, że zmienili jej pokój na inny. W opowieści zabiła swoją rodzinę w podziemnym mieszkaniu, a naprawde uczyniła to w domu. Odziedziczyła chorobe po babce. Zagmatwane, wiem, ale ja tak lubię pisać ;)

    5 maj 2018

  • Użytkownik zakręconaa@07!

    @Ewelina31 nigdy nie czytałam czegoś lepszego!!!

    7 maj 2018

  • Użytkownik Ewelina31

    @zakręconaa@07!  :redface:

    8 maj 2018

  • Użytkownik Ewelina31

    Dajcie jakiś komentarz, jeśli wam się podobało :hi:

    10 lut 2018

  • Użytkownik zakręconaa@07!

    @Ewelina31 mam jeszcze nick jako nienormaln@amp z powodu dwóch telefonów.

    7 maj 2018