,, W człowieku tylko żołądek bywa i to nie czasem w pełni zadowolony”
Mill Stuart John
20
Droga do naszej piwnicy upłynęła mi dość dziwnie spokojnie. Ulicą nie przejechał żaden samochód, ani rowerzysta, ani też nikt nie szedł w pobliżu chodnika, zupełnie jakby ojciec na czas mojej wędrówki zatrzymał wszystkie pojazdy i wszystkich ludzi. Szłam w całkowitej ciszy, a myśli, które kłębiły mi się w głowie wcale nie były mniej straszne niż cisza.
Gdy skręciłam w nasze podwórko najpierw zamiast pójść do mamy, skręciłam na wcześniejsze schody i pobiegłam do babci Władzi. Zapukałam w nie tylko jeden raz, gdy niemal od razu stanęła w drzwiach.
- Witaj skarbie!- Powiedziała i mocno mnie uściskała.
- Cześć babciu!- Rzuciłam się jej na szyję. Była ciepła i rzeczywista. Nie wiem jak ktoś mógł uznać ją za zmarłą.
Weszłam i przemierzyłam ten sam zakurzony korytarz, trochę już wysprzątaną kuchnię i stwierdziłam, że od czasu, gdy mnie nie było musiała niczego nie dotykać, bo wszystko stało tak jak je wcześniej zostawiłam. Nawet miska z wodą wciąż stała na krzesełku, tak jak ostatnio i ledwo zdążyłam się powstrzymać, żeby nie sprawdzić, czy woda nie jest ciepła. Nie chciałam popadać w paranoję, ale już sama chwilami nie byłam pewna, co jest prawdziwe, a co nie.
- Babciu- Zaczęłam mówić, gdy obie usiadłyśmy przy stole.- Pani Paulina twierdzi, że gdy był ten wybuch w piwnicy ty zginęłaś razem z nimi, z tymi Żydami, których mieliście odesłać autobusem w bezpieczne miejsce. Powiedziała, że ty byłaś z nimi, gdy wybuchła bomba i że twojego ciała nigdy nie odnaleziono.
Wgapiałam się w jej oczy, które się rozszerzyły, zupełnie jakbym poznała tajemnicę, której nigdy nie powinnam poznać. Nie wiedziała tylko, że moja wiedza była bardziej niezrozumiała dla mnie samej, niż dla niej w tej chwili.
- Skąd o tym wiesz? Jaka pani Paulina ci o tym powiedziała?
Wyprostowała się na krzesełku, a przez twarz przeleciał jej grymas złości.
- No ta, która mieszka u państwa Nowaków, tam gdzie tata teraz pracuje. Stawia im dom od podstaw i teraz najpierw kopie jakiś dziwny tunel, do którego potem wyleje beton- Wyznałam chcąc powiedzieć jak najwięcej z tego, co zapamiętałam. Zupełnie jakby ilość słów zależało od tego, czy ta wiadomość będzie prawdziwa, czy nie.
- U państwa Nowaków? Ale gdzie to jest?- Jej siwe włosy stały się jeszcze bardziej posiwiałe, jakby każde słowo sprawiało, że biel staje się bardziej bielsza. Jej chusta lekko opadła do tyłu odsłaniając zaniedbaną głowę, która być może dawno nie widziała czystej wody.
- No tam na prosto od naszego domu. Idziesz cały czas prosto tym chodnikiem i potem, gdy już ma się prawie kończyć stoi taki duży piętrowy chyba dom w kolorze zdechłej pomarańczy i to tam. Tata stawia drugi dom obok tego dużego, ale nie wiem, dla kogo. Wiem tylko, że dobrze mu płacą i to tam jest ta pani. Ona dużo wie o tym wybuchu i nawet w tajemnicy opowiedziała mi o handlu organami.
- Handlu organami? Duży piętrowy dom w kolorze zgniłej pomarańczy?
No może niezbyt dobrze sprecyzowałam kolor, ale tak właśnie wyglądał. Jak dojrzała pomarańcza, która zaczęła już gnić. Nie było na nim mchu, ani żadnych porostów, ale gdyby go zaokrąglić, mógłby spokojnie uchodzić za zgniły owoc pomarańczy. Że już nie wspomnę o jego stęchłym zapachu. Zupełnie, jakby lodówka im się rozmroziła, a w niej stał nadpsuty ser, stęchłe mleko i zgniły bochenek chleba. Jednak te spostrzeżenia pozostawiłam dla siebie. Nie chodziło tu przecież o obrażanie kogoś, a o dokładny opis budynku.
- No bo miejscami jest ciemniejszy i gdzie niegdzie widać na ścianie ciemne przebarwienia. Pewnie dlatego budują nowy.- Powiedziałam z rozwagą.
- Ale… Jesteś tego pewna?
Teraz to już sama nie byłam pewna niczego. Albo babcia nie znała tej okolicy, albo jej pamięć zaczęła zawodzić. W jej wieku to mogło być normalne, dlatego zaczęłam sobie powtarzać w duchu, żebym była cierpliwa i dała jej czas na dojście do siebie. Pokręcony rozum starszej kobiety mógł funkcjonować na różne sposoby. Mogła na przykład nie pamiętać kilku ostatnich dni, lub kilku lat do tyłu. Zresztą i informacje mogły docierać do jej móżdżka nieco wolniej. Trzeba było czasu, aby babcia przyswoiła sobie te fakty, więc go jej dawałam.
- Tak babciu. To nie wiesz gdzie to jest?
- Ja wiem, ale obawiam się, że ty nie wiesz, co mówisz.- Powiedziała niepewnie.
- Jak to nie wiem, co mówię, babciu, przecież byłam tam i gadałam z tą staruszką. Zaprosiła mnie do domu, tego obok, jakby jakiejś komórki, ale w środku wyglądało na to, że to mały domek jednopiętrowy. A co jest z nim nie tak, że babciu się tak dziwisz?
Babcia wzięła głęboki oddech i choć widziałam, że chciała powiedzieć coś ważnego, albo coś, co sobie pomyślała, to jednak, gdy wydmuchała powietrze jej usta złożyły się w zupełnie inne słowa. Albo przynajmniej takie, o których mogłam się dowiedzieć.
- Aniu, dom, o którym mówisz już nie istnieje. Spłoną razem ze wszystkimi domownikami.
Teraz to już chyba podejrzewałam, że psychoza od babki mogła być jednak zaraźliwa.
Dodaj komentarz