,, Tam nie może nikt zamieszkać..." cz. 23

,, Jeśli chcesz być tam, gdzie nigdy nie byłeś, musisz iść drogą, którą nigdy nie szedłeś. Jeśli chcesz osiągnąć to, czego nigdy nie miałeś, musisz robić to, czego nigdy nie robiłeś”
                                                                                                       Coniguliaro Dominick
          23

- Halo? Mama? Jest tu ktoś?- Atmosfera w piwnicy nawet w ciągu dnia nie była miła. Gdy tylko do niej wchodziłam prawie natychmiast czułam na sobie czyjeś spojrzenia, zupełnie jakbym okalana była kamerami, gdzie oglądało mnie tysiące oczu.- Mama?- Znów zapytałam, ale cisza, jaka tutaj była zdawała się odpowiadać sama za siebie. Miałam, więc czas, żeby wziąć latarkę i oprócz zapalonych żarówek, bo tata nigdzie nie pozakładał żyrandoli, przejść do trzeciego pokoju.
Zabawne, że dopiero teraz mnie zastanowiło, dlaczego ten pokój, gdzie ja spałam był nazywany trzecim, a nie ostatnim. Zupełnie jakby był jakiś inny, jeszcze jeden, za kratami…
- Nie wchodź tam…- Rozległ się szept z rogu mojego pokoju, gdzie akurat nie było żarówki. Miałam tylko latarkę, ale zamachując się nią dookoła nie dostrzegłam nikogo. Starałam się też wymacać kogokolwiek w tej ciemności, ale oczy odmawiały mi posłuszeństwa. Dodatkowo piekły mnie i parzyły, jakbym przez kilka minut spoglądała w wielki snop światła i teraz znalazła się w ciemności, gdzie nie widziałam nic, prócz…  
- To ty Nata?- Spytałam, choć ręce mi się trzęsły, a to coś wewnątrz mnie kazało mi wiać gdzie pieprz rośnie.
- Nie wchodź tam…- Znów powtórzyła i kiedy skierowałam wzrok w kąt po prawej stronie i zgasiłam latarkę oczy odzyskały dawna widoczność i dopiero ją dostrzegłam. Małą dziewczynkę w czarnych lakierkach z poprzedzieranymi czubkami, tą samą, która wcześniej przed czymś uciekała.
- Dlaczego mam tam nie wchodzić i gdzie? Masz na myśli to miejsce za kratami?
Dziewczynka co jakiś czas rozglądała się na boki przestraszonym wzrokiem i potem wskazała palcem na kraty.
- Tam są oni.- Szepnęła.- Nie lubią, gdy ktoś ich niepokoi. Potrafią być przez to bardzo niegrzeczni.
Jej szept był głosikiem małej dziewczynki, którą była, ale która mogła wiedzieć coś, o czym nie mówili mi babcia i pani Paulina. I chyba przeszła dużo więcej, niż zdawałoby się zauważać na pierwszy rzut oka.
- Ale kto to jest?- Również zapytałam szepcząc.
- No Oni.- Podkreśliła.- Oni nie mają imion, ani nazwy. Są tutaj od bardzo dawna i czasem, gdy im się nie schowam robią mi straszne rzeczy.- Orzekła wzruszonym głosem, który lekko drgał.
- Jakie rzeczy?- Spytałam podchodząc do niej, ale zamiast się nie bać ona uskoczyła w drugi kąt. Zupełnie jakby myślała, że i ja ją skrzywdzę.- Czemu uciekasz przede mną? Ja ci nic złego nie zrobię.
- Ty nie, ale Oni tak. Gdy tylko wyczują, że byłam blisko…
- Żywych?- Dokończyłam jej zdanie, choć nie odpowiedziała.
- Janek i Nikola już zostali skrzywdzeni. Poodcinali im najpierw po jednym palcu, a potem wydłubali im oczy. To było straszne.- Zapewniła mnie, choć nie potrafiłam sobie wyobrazić, żeby można było duchowi zrobić jakąś krzywdę.
- Ale jak? To można zrobić coś takiego duchowi? A kto to był ten Janek i Nikola? Twoje rodzeństwo?
Tym razem nie podchodziłam, bo nie chciałam, aby jej ktoś wyrządził coś podobnego. Z wrażenia aż sama objęłam się rękoma, bo strach przed takimi rzeczami był niczym w porównaniu z bólem, jaki musieli przeżyć.
Ale czy dusze mogły cierpieć? Można im było coś uciąć, czy wydłubać? Chyba lepiej, abym nie myślała nad tym za długo.
- Nie, to byli koledzy. Razem siedzieliśmy tu kiedyś z innymi.
Teraz zajarzyłam!
- To wy byliście tymi ludźmi, którzy zginęli w tej piwnicy? To was bronili ludzie?
Nata nagle spojrzała za siebie, choć za nią była ściana i z wybałuszonymi oczami uciekła wgłęb łazienki. Pobiegłam tam za nią, ale zamiast niej zastałam tam ciemną postać stojącą do mnie tyłem.
- Aaa!- Zapiszczałam i wybiegłam z łazienki tak szybko jak się dało. Po drodze przewróciłam się w drugim pokoju, gdzie paliła się żarówka i pomyślałam, że w świetle jestem bezpieczna. Przecież, gdy podświetliłam latarką na nią, to ona zniknęła, czy raczej nie było jej widać. Gładząc sobie kolano położyłam lampkę na podłodze, gdy nagle zgasło światło. Znowu zapiszczałam, choć tym razem z większym przerażeniem i krzycząc próbowałam się wydostać z piwnicy, która nagle stała się dla mnie labiryntem. W którąkolwiek stronę bym nie biegła tam nic nie było! Zupełnie, jakby postawiono mnie na jakiejś bieżni, która kręciła się, a ja na niej biegłam.
- Nieee! - Darłam się, bo nigdzie nie było niczego, czego mogłabym się złapać. Wszędzie tylko ciemność i pustka. A na dodatek, gdy chciałam wymacać ręką latarki okazało się, że nie było żadnej podłogi, ani dywanu, ani niczego, na czym mogłabym stać. Kompletna pustka! Widząc, że ten, kto mi to robił był na tyle silny, żeby sprawić takie rzeczy musiałam się poddać. Musiałam z tym czymś porozmawiać i dowiedzieć się, dlaczego to mnie robią takie rzeczy.
Przecież ja im nic złego nie zrobiłam!
Wzięłam głęboki oddech i postarałam się uspokoić na tyle na ile było to możliwe. Czyli, że pozwalałam łzom spływać po policzku, lecz nie ścierałam ich rękawem. Niech zobaczą, że nie wstydzę się łez.
- Czego ode mnie chcecie?- Dopytywałam się gdzieś w przestrzeń bez twarzy odruchowo trzymając zawiązane ręce.
Szmer i chłodny wiatr zasugerował mi, że ktoś do mnie nadchodził. I choć wciąż było ciemno i pusto nagle wyczułam, że coś się do mnie zbliżało.
- Boisz się?- Zapytał męski głos, czego się nie spodziewałam. Dotychczas rozmawiałam tylko z kobietami, czy też ukazywały mi się tylko kobiety, ale teraz był tam też mężczyzna.
- Tak! Boje się! Ale nie dlatego, że mi się ukazujecie, ale dlatego, że mnie straszycie!- Wykrzyczałam czując, że i tak, co bym nie zrobiła Oni mieli względem mnie swój plan.
Ktoś zaśmiał się, a potem dołączyło do niego kilkanaście innych głosów. Śmiały się złowieszczo raz to przybliżając, a raz oddalając z różnych stron, tak że już sama nie wiedziałam w która stronę miałam patrzeć.
- Dlaczego się na mnie umściliście? Co ja wam zrobiłam?
Krzyczałam desperacko, bo opanować się w całkowitych ciemnościach i wiedząc, że komuś wydłubali oczy nie było łatwo się uspokoić.
- Co zrobiłaś, pytasz?
- Tak! Jestem przecież tylko dzieckiem! Nie było mnie na świecie, kiedy to się stało!- Załkałam.
- Byłaś, byłaś… tylko może tego nie pamiętasz- Odparł szept tym razem kobiety chyba w średnim wieku.- Zabiłaś mi męża i dwójkę dzieci. Zrobiłaś to celowo!- Zasyczała postać przebywając blisko mnie, tak, że czułam jej chłód na policzku, gdy do mnie mówiła.
- Ja? Ale to nie możliwe! Ja mam dopiero dziesięć lat! I nigdy wcześniej tu nie mieszkaliśmy!
Znów perfidne śmiechy i powątpiewania.
- Nie mieszkaliśmy, a to dobre!- Zaśmiał się cichy głosik małego chłopca.
- Janek, to ty? Ja ci przecież nic nie zrobiłam…- Mówiłam prawie szeptem.
- Janka już nie ma- odparł oburzony chłopiec.- Jak śmiesz go wspominać po tym co zrobił? On nigdy nie był z naszych. Może i jego matka była jedną z nas, ale spaprała się z Niemcem i musiał za to zapłacić- Zaśmiał się gardłowo.- Sam się tym zająłem. Już nigdy nie spojrzy nikomu w twarz…
Boże, to było straszne! Wciąż było ciemno, a one , te dusze krążyły wokół mnie i nigdy nie wiedziałam jak bardzo blisko mnie będą, ani jak daleko się posuną. W ciszy, w duszy zaczęłam odmawiać Ojcze nasz…
- Wysadzić ją!- Wrzasnęła jakaś inna kobieta.- Niech wie, co to znaczy, kiedy w jednej chwili cieszysz się, że zaraz będziesz bezpieczny, a potem nagle silna moc rozrywa ci ramiona, rozdwaja głowę i zadaje ból, którego wiesz, że nie przeżyjesz. A potem nagle widzisz obok siebie kawałek swojego palca i zanim krzykniesz z ust wydobędzie ci się krew, która zaleje twoje płuca, a ty będziesz się dusić, póki w końcu nie umrzesz!
Potem krzyczała inna kobieta.
- Najpierw ratowałaś nasza córkę, bo w dłoń wdała się infekcja, a potem bez cienia wyrzutu podłożyłaś tam bombę! I teraz śmiesz mówić, że sobie tego nie przypominasz?
Co oni do mnie mówili? Jaką bombę? Przecież to nie mogłam być ja? Mnie nie było wtedy na świecie. Matko Przenajświętsza…
- Opatrzyłaś mi nogę, a potem zabrałaś mi życie!- Wysyczał przez zęby jakiś facet plując chłodem mi w oczy.
- Ale to nie ja! Powtarzam wam! Nie ja wam to wszystko uczyniłam! To musiał być ktoś inny!- Błagałam ich, aby mi uwierzyli, choć śmiali się z moich próśb.
- Ach tak?- Zakpił znów głos pierwszego mężczyzny.- A przypomnij sobie wszystko! Tylko wszystko, powtarzam! Spójrz jak fałszywymi minami przekonywałaś nas, że to jest bezpieczne wyjście. Już niedługo będziecie wolni, zapewniałaś. Już niedługo z dziećmi pójdziecie do lepszego świata, mówiłaś i co? To ma być ten lepszy świat? Bycie duszą, którą nigdy nic nie odkupi?  Czekaliśmy na ciebie dość długo, aby teraz pozwolić ci uciec!
- Daliśmy ci wszystko, co chciałaś! Pieniądze i złote wisiorki! Nawet kilkoro z nas musiało poświęcić się dla dobra zasranych Niemców, a ty tak nas potraktowałaś!- Krzyczała kobieta.
Więc sprawa z organami była prawdziwa…
- Zrobiłaś z nami to samo, co Niemy kiedyś uczynili naszym rodzinom. Dałaś dach nad głową, złudną przyszłość i zabrałaś nam teraźniejszość…- Szepnęła z pogardą kobieta.
- Nie! Nie! Nie! To nie była ja!
W tym płaczu i strachu jakaś część mnie opanowała się i kazała zadać pytanie.
- Kim była osoba, która uczyniła wam tak wiele złego?
- Ha, ha, ha! To nie wiesz jak się nazywasz?- Zaśmiała się mała dziewczynka.
- Nie, zapomniałam. Przypomnijcie mi, jeśli możecie- powiedziałam przemiłym głosem.
- Amelia Klacz- Powiedział męski głos mi prosto do ucha. Aż przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Ale nie z powodu tego, że z ich ust wydobywał się lodowaty podmuch i czuło się, jakbym nagle znalazła się na Alasce, ale dlatego, że Amelia Klacz była moją babcią…

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii horror, użyła 2020 słów i 10398 znaków.

Dodaj komentarz