,, Tam nie może nikt zamieszkać..." cz. 10

,, Jedno było pewne. Musiała się bać. Potwornie.’’
                                                                                                Guillaume Musso

                                                    10
Chciałabym powiedzieć, że noc była ciemna i zimna, albo, że słyszałam śpiew słowika, czy też pohukiwania sowy, albo hałasy nocnej młodzieży wracającej z zabawy, czy dyskoteki, lecz niestety żadne z tych rzeczy nie docierało do trzeciego ciemnego i opuszczonego przez świat pokoju, gdzie spałam ja. Pościel, choć nikt w niej jeszcze nie spał zaczynała nabierać mojego zapachu, co stawało się dla mnie pocieszające, bo oznaczało, że nie byłam zjawą, ani niczyim wymysłem. Pościel nie była czarodziejska, ani nie była żadną zwidą, która mogła w każdej chwili wyparować, lub przemienić się w potwora. Być może tutaj w podziemiach pranie nie miało zapachu, bo ziąb i zapach wilgoci całkiem go zabijał. Być może…  
Chciałam w to wierzyć.
Nie wiem jak długo nie spałam, ale bezpieczna poczułam się dopiero gdy usłyszałam jak tata chrapał. Znajomy ciągnik uspokajał nieco moje nerwy, choć wciąż kraty obok mojej głowy wcale mi niczego nie umilały. Z głową pod poduszką bardzo często brakowało mi powietrza, dlatego musiałam zostawić jakiś mały lufcik, abym mogła spokojnie oddychać i się nie udusić. Dotyk krat z jednej strony napawał mnie lekiem, a z drugiej tak mnie fascynował, że postanowiłam w końcu spróbować wyłączyć fantazję, a włączyć logiczne myślenie i dotknąć nawietrzni, aby się przekonać, czy faktycznie za kratami nie ma niczego, oprócz ściany z betonu.
Odwaga, jakiej zdążyłam dokonać przesuwając się bliżej krat opuściła mnie bardzo szybko. I choć w myślach powtarzałam słowo za słowem z pacierza ,,Ojcze nasz’’, to jednak coś tam w głowie mówiło mi, że nic tam nie znajdę. Że nie będzie tam ściany, a nicość, którą czułam całym ciałem. Przerażała mnie ona tak mocno, że z powrotem odsunęłam się na środek łóżka, gdzie moje wcześniejsze ciepło już wyparowało i znów leżałam w zimnej pościeli przykryta na głowę. Gdyby nie szczękanie zębami, które wciąż huczało mi w głowie mogłabym pomyśleć, że gdzieś słyszę jakieś głosy, ale udawałam, że to nie do mnie. Udawałam, że to tylko moja wybujała wyobraźnia wciąż płata mi figle i próbuje zawładnąć moim umysłem, jak zawładnęła umysłem babci Amelii. Nie dawałam się i nigdy nie dam zamienić swojego mózgu na wodę, czy też na sieczkę, jak to niektórzy mówią. Mój mózg musiał być nieskalany i doskonały, czyli zwyczajnie, normalny.
Sekundę trwało nim wynurzyłam głowę spod pościeli i usiadłam na łóżku patrząc na ciemne coś, co stało przede mną. I choć strach nakazywał mi wskoczyć znów pod pościel, ciało odmawiało posłuszeństwa. Głos też uwiązł mi w gardle. Wyglądałam jak zwykła kukła, którą ktoś postawił na pościeli, choć w duszy krzyczałam z całych sił, aby ktokolwiek usłyszał moje błagania o pomoc.
- Musisz odejść- powiedział cień i owinął mnie woalem chłodu i mrozu.- Musisz odejść, póki nie jest jeszcze za późno…
Po tych słowach postać zniknęła oddalając się od łóżka, choć gdy była już przy wejściu do pokoju nagle zwinęła się i zamieniła w coś małego. Albo zdawało mi się, a tak na prawdę jedno odeszło, a przyszło drugie. Być może bardziej straszniejsze i mroczniejsze.
Podbródek trząsł mi się, aż po chwili dygotałam już na całym ciele. W głowie huczało mi przeraźliwie, jakby całe mnóstwo bachorów nagle zaczęło krzyczeć razem w jednej chwili. Wszędzie były piski, skomlenia i ból, który przechodził z ich ciałek na mnie i sprawiał, że czułam ich boleści. Łzy zaczęły mi spływać po policzku i skapywać z brody na posłanie. Całą swoją energię skupiłam na wytarciu się i schowaniu gdziekolwiek, choćby nawet po łóżkiem, lecz ani jeden mięsień nie miał zamiaru się poruszyć. Zmieniłam się w jeden tępy posąg, który odczuwał wszystko, a jedyne, co potrafił, to stać i czekać.  
- Uciekaj- powiedział dziecięcy głos, który najeżył mi włosy na całym ciele i sprawił, że błagałam, aby ktoś mnie uwolnił od tych zwidów.
- Uciekaj, to jeszcze zdążysz- powiedziała i wybiegła z pokoju.
Kim była ta dziewczynka? Dlaczego i ona przyszła do mnie? Kazała mi uciekać, ale pytanie brzmiało, gdzie? Pod kołdrę? Pod łóżko? Do rodziców? Do babci?
Strach, który mnie wcześniej sparaliżował nabrał mocy i pościł moje zmysły na naturalne odruchy. W jednaj chwili wydarłam się na całe gardło, a potem już tylko piszczałam zakryta kołdrą po same uszy. Piszczałam tak długo i przeraźliwie, póki matka nie podeszła do mnie, nie odgarnęła mojej kołdry i nie spoliczkowała mi twarzy.
- Zamknij się!- Wrzasnęła i zwyczajnie odeszła. Ja odkryta do pasa wciąż zalana ciemnością i łzami natychmiast przestałam płakać i krzyczeć. Wciąż wstrząśnięta zachowaniem matki, która powinna mnie przytulić, a nie uderzyć nie potrafiłam niczego zrozumieć. Zamiast płaczu kwiliłam cichutko trzymając dłonie zwinięte w piąstki przy swojej szyi. Drgałam na całym ciele i kwiliłam, póki z tego zmęczenia nie usnęłam.
Rano obudziłam się w pozycji, w której spałam jak zabita przez całą noc.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii horror, użyła 1019 słów i 5329 znaków.

1 komentarz

 
  • Ewelina31

    Napiszcie, jesli dobrneliście do tego działu, czy chcecie, abym przesłała wam dalszy ciąg :hi:

    9 lut 2018