,, W naturze człowieka leży rozsądne myślenie i nielogiczne działanie”
France Anatole
28
Zaczęłam przeglądać szarą teczkę, na której były moje imię i nazwisko, a także zdjęcie. Wyglądałam na nim jak jakieś zombie. Widać było, że leżałam na szpitalnym łóżku przykryta białym prześcieradłem. Poduszka była niebieska. Pod nogami miałam koc, a do ręki przyklejony bandaż z wenflonem. Włosy ktoś zaczesał mi do góry, a po lewej stronie nielicznie ich brakowało. Chyba były zgolone. Na brodzie i lewym policzku miałam kilka siniaków w kolorze jesieni, więc raczej już schodzących, aczkolwiek jeszcze świeżych. Reszta ciała, czyli ręce i ramiona, które nie były okryte prześcieradłem miałam trupio blade niczym posąg udający pacjenta. Aż ciężko było uwierzyć, że to byłam ja. Ale to byłam ja. I to bardzo mnie przerażało.
Obok stała aparatura z wykresem z jakimiś liczbami, których nie rozumiałam. Rok urodzenie wskazywał na to, że faktycznie miałam teraz skończyć osiemnaści lat, a nie dziesięć. Oczywiście istniała szansa na to, że to oni się pomylili i wpisali ją złą, lecz to by oznaczało, że to nie tam leżałam, tylko ktoś inny.
Ale to na prawdę byłam ja.
Oburzyła mnie tylko sytuacja, w której zrobiono mi takie zdjęcie. Przecież równie dobrze mogłam mieć przywieszony do łóżka pojemnik na mocz, a obok mogła stać kaczka na stolec, który mógł mimowolnie sam opuścić moje wnętrze. Dodatkowo mogły obok znajdować się pampersy, czy też kosz na śmieci, w którym zawartość oczerniałaby mnie jeszcze mocniej. Albo prześcieradło mogło być odsłonięte na tyle, że widać byłoby moje wypustki piersiowe, co oznaczałoby skandal, pornografię, do której mogliby się dopuścić, gdy byłam nieprzytomna. Byłam tym oburzona i zawstydzona jednocześnie, że ojciec i inni, którzy zajmowali się mną mogli mnie taką zobaczyć i to bez mojej zgody.
Naprawdę nie wiem jak można było przykleić je do karty choroby, bo tak pisało na tej teczce. Z pewnością żaden z pacjentów nie był tego świadom. Inaczej by się na to nigdy nie zgodził.
Mrużyłam oczy i z niedowierzeniem czytałam, jak osiem lat temu mieliśmy wypadek samochodowy. Rodzice wyszli z tego bez szwanku, ja straciłam przytomność i zostałam przewieziona do szpitala, gdzie leżałam w śpiączce. Następne słowa były dla mnie ciosem w twarz, gdy tam coś pisało o jeszcze jednej siostrze… Nataszy..
Nagle jak przez mgłę przeleciało mi pewne wspomnienie:
Hej! Złap tą piłkę Nata, bo inaczej do końca życia nie nauczysz się stać na bramce!
Wspomnienie jak szybko się pojawiło tak szybko zniknęło. Aż wstrząsnął mną dreszcz, gdy ujrzałam w rogu kuchni tą małą dziewczynkę…
- Ty jesteś Nata- powiedziałam do niej.- Nata, to skrót od Nataszy. Jesteś moją siostrą?
- Do kogo to mówisz, kochanie? Tata jak skołowany parzył na mnie i na miejsce, gdzie ja widziałam moją zmarłą siostrę, a on nic. Zupełnie nic.
Siostra pokiwała głową na zgodę.
- Przypomnij sobie coś jeszcze- szepnęła.
- Ale co? Co mam sobie przypomnieć?
Nata spojrzała na mojego ojca, który nie wiedział jak ma się zachować w takiej sytuacji. Na twarzy malował mu się strach, przerażenie i jakby wyczekiwanie na coś, co dawno zostało już zakopane....
I wtedy przyleciało do mnie jeszcze jedno wspomnienie…
Stoję na swoim łóżeczku i wyglądam przez okno. Widzę jak mama odjeżdża gdzieś samochodem, a tata kołysząc się na swoich nogach próbuje ją dogonić. Wymachuje coś do niej rekami, ale nagle potyka się i upada twarzą w piasek. Obserwuję całą sytuację z daleka nie odsłaniając zasłonki, bo podświadomie boję się, że mnie ujrzy. Niestety moje obawy potwierdzają się i tata podnosząc się z ziemi spogląda w moje okno. Widzi mnie i ta świadomość mnie przeraża. Z obawy, że wejdzie do domu i jakimś cudem przemierzy schody prowadzące do mojego pokoju podkładam pod swoje drzwi krzesełko i podpieram je. Potem dosuwam do niego jakąś małą szafkę i dygocząc na całym ciele gramole się pod swoje łóżko.
Zamykam oczy i udaję, że nie słyszę jak woła:
- Otwórz mi drzwi moja mała księżniczko… Tatuś już wrócił…
Bełkocze niezrozumiale, ale ja i tak wiem, co do mnie mówi. Zawsze, gdy za dużo wypije nazywa mnie jego Małą Księżniczką i gdy nikogo nie ma przychodzi do mnie w nocy…
- Wiem, że tam jesteś- Bebłocze pukając do drzwi.
- Odejdź!- Wyrywa mi się z gardła.
- Czy moja Mała Księżniczka mnie słyszy?
Głupie pytanie. Pewnie, że go słyszę, tyle tylko, że to jest część jego podłej zabawy.
- Zostaw mnie w spokoju tato! Odejdź!
Wciąż mam oczy zamknięte, ale słyszę jak on swoim wstrętnym cielskiem napiera na nie coraz bardziej. Uderza w nie rytmicznie śpiewając przy tym piosenkę,, Mała księżniczka prosto z gwiazd…’’ bezrymowym pijackim głosem, a mnie serce prawie staje, gdy po którymś tam razie szafka z wolna odsuwa się, a potem krzesełko opada…
- Zostaw mnie! Błagam! Powiem o wszystkim mamie!- krzyczę, choć wiem, że to na niego nie działa. Jutro i tak nie będzie niczego pamiętał i przestanie się do mnie zwracać w ten sposób.
- Moja mała księżniczka chce klapsa od tatusia?- pyta wpadając z hukiem do mojego pokoju i stojąc tak przez chwile widzę, choć wciąż się kołysze i pewnie rozgląda gdzie tym razem mogłam się ukryć.- Bądź rzeczna, to tatuś szybko sobie pójdzie- bebłocze i widzę, jak jego nogi posuwają się w stronę szafy. Otwiera ją, a ja zduszam w sobie krzyk, bo już niewiele dzieli mnie do najgorszego. Tyle razy to już przechodziłam i za każdym razem obiecałam sobie, że rano opowiem o wszystkim mamie, ale na próżno. Rano zmieniał się i był taki jak zawsze. Przepraszał mamę za to, że pił i obiecał poprawę. Ja nie wychodziłam cały dzień z pokoju, a gdy mama do mnie zaglądała udawałam, że jestem chora. Dawała mi wtedy jakieś tabletki, które potem wyrzucałam do toalety spłukując je dwa razy, aby nie zauważyła, że symulowałam. A potem starałam się wrócić do dawnych zachowań i być jak zwykle uśmiechniętą Anią.
Gdyby mama tylko wiedziała, jakie to było dla mnie trudne…
Teraz ojciec podchodzi do szafki z moimi ubraniami, które rozrzuca po dywanie. Co rusz otwieram oczy i zamykam, bo boje się, że to będzie już. Że to w tej chwili zaraz mnie dopadnie. On jednak podnosi moje majtki, które przecież upchnęłam jak najgłębiej i widzę jak kuca i je wącha. To jest straszne. Żołądek podchodzi mi do gardła i mam ochotę zwymiotować. Odruchowo zasłaniam swoje usta ręką, abym nie wydała przypadkiem żadnego dźwięku, choć i tak odczekuję tylko nieuniknione.
W chwili, gdy podnoszę na niego wzrok widzę, że mnie zauważył.
- Bawimy się w kotka i myszkę?- Zapytał z uśmiechem niemal natychmiast podchodząc do mnie i wyciągając mnie spod łóżka.
- Nie! Nie!- Krzyczę.- Zostaw mnie proszę! Nie rób mi już tego!
Wiję się próbując uciec gdzieś w bok, a potem na dół znów poszukać jakiejś kryjówki, ale on jest taki silny. Jednym pociągnięciem ściąga ze mnie spodnie, choć tym razem założyłam najbardziej obcisłe, jakie tylko miałam. Słyszę, że rozrywają się, choć mój krzyk roznosi się echem. Potem wchodzi we mnie natarczywie i patrzy jak cierpię. Leżę na plecach, a on dysząc patrzy jak bardzo się go boję. Im bardziej się wiję i szarpię, tym bardziej mnie boli, więc ustępuję. Wtedy ból jest mniejszy.
- Moja Mała Księżniczka dostała małego bacika, bo nie chciała posłuchać tatusia- mówi cicho i spokojnie, jakby zwracał się do niemowlęcia, choć scena, jaka się teraz toczy jest pełna bólu, rozpaczy i odrazy. Potem nie mam pojęcia, jakim cudem dochodzi i zostawia mnie w stanie nieodmiennej odrazy do samej siebie i całego świata.
Nienawidzę go za to. Tak bardzo go za to nienawidzę…
Wspomnienie jak szybko się pojawiło, tak szybko zniknęło. Nawet nie zauważyłam jak stoję i płaczę patrząc z gniewem w oczach na mojego ojca. Na jego twarzy maluje się strach.
- Czy to miałam sobie przypomnieć?- Pytam Nataszy, a ona potakująco kiwa głową, po czym znika.
- Od jak dawna widzisz coś?- Pyta zaniepokojony ojciec.
Coś? Moja siostra nie była Cosiem. Była osoba, która do mnie przychodziła w chwilach, gdy się bałam. To ona odganiała tą Staruchę, która planowała zniszczyć mi rodzinę, więc nie była Cosiem, tylko Ktosiem!
- To była moja siostra! Nie coś!
Niepohamowana złość wstąpiła we mnie, tak jak to robią duchy we francuskich filmach. Złość kiełkowała z każą chwilą, w której przestałam rozumieć wszystko i zaczęłam rozumieć wiele.
- No dobrze kochanie, już dobrze, uspokój się. Nie ma mamy, więc nie możemy gniewać się na siebie, dobrze? I wiesz, co? Może zabiorę cię na lody, tak jak niedawno chciałaś, a potem powiesz mi gdzie poszła mamusia, dobrze?
Mówił do mnie jak do małego dziecka, a przecież ja miałam już dziesięć lat! Nie obchodziło mnie to, że na karcie pisało inaczej. Ja sama dokładniej wiedziałam na ile lat się czułam. Nie uda mu się zrobić ze mnie wariatki, tak jak zrobili to z moją babcią. Ja nigdy nie byłam nią i nigdy nie będę!
- Mała Księżniczka była dzisiaj niegrzeczna… czy teraz tez dasz mi małego bacika?- Zapytałam z nienawiścią wielkości trzech stanów.
- Co… Co? Co ty mówisz?
Drżał na całym ciele. Oczy natychmiast mu poszerzały a z twarzy odleciał czerwony kolor pozostawiając tylko biel… Biel mojego straconego dziewictwa…
- Nie pamiętasz tatusiu? To może ja ci przypomnę?
- Gadasz głupoty… Aniu, zaczekaj, zaraz dam ci taką magiczną biała tabletkę, po której poczujesz się dużo lepiej…
- Moja Mała Księżniczko tatuś do ciebie przyszedł…- powtórzyłam słowa, które napawały mnie odrazą i nienawiścią do człowieka, który był moim ojcem.
- Aniu, kochanie, znowu masz te omamy?- Pytał tak zdenerwowany, że ręce całe mu się trzęsły i nawet głos drgał.
- A czy ty byłeś grzeczny Mój Mały Książę? Może i ja dam ci niespodziankę, co?
W trakcie paru chwil, które miały na zawsze zmienić moje życie mogło się wydążyć zupełnie wszystko. Ptaki mogły przelatywać nad naszymi głowami, gdyby zabrał mnie na lody tak jak tego chciałam wcześniej. Mógł na przykład przybiec jakiś pies i na mnie zaszczekać, lub miło pomachać ogonem. Mogliśmy też na przykład razem zacząć szukać mojej mamy i po jej odnalezieniu zaśmiać się z tych dziwnych przypadków. Mogliśmy też w końcu pójść razem jak każda porządna rodzina do kościoła i pomodlić się za nasze niemądre głowy, które wiele rzeczy potrafią zapomnieć, lub też w końcu odwiedzić naszą babcię Władzię, która wciąż czeka, aż tata sobie o niej przypomni.
Praktycznie mogło się wydarzyć to wszystko i jeszcze więcej, lecz niestety nie wydarzyło się z tego nic, poza chwilą, w której zamachnęłam się na mojego ojca tasakiem od mięsa, który trzymałam pod stołem, w chwilach, gdy on szukał teczki z wymyślonymi informacjami.
Chcieli ze mnie zrobić głupią idiotkę, ale im się nie udało.
Ciało taty, który tak bardzo chciał odnaleźć moją mamę położyłam na jej ciele w piwnicy, o której nikt nie wiedział. I praktycznie wszystko wróciłoby do normy, gdyby nie malutki fakt, który przeoczyłam i który wydawał mi się nieistotny, lecz okazał się być ostatnim elementem w moim wolnym życiu.
W trakcie sprzątania wpadła do naszej piwnicy policja. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego jakiś gbur w uniformie wiązał mi dłonie do tyłu i gadał coś o milczeniu. Potem na schodach ujrzałam całą zapłakaną twarz Agaty, która trzęsła się na mój widok i gdyby nie Pani Sąsiadka, której spódnicy się trzymała to pewnie by uciekła.
- Aga, uspokój się, dlaczego płaczesz?- Pytałam, gdy wynosili mnie jacyś idioci, jakby nie wiedzieli, że mam własne nogi. Na dodatek związali mi je sznurkiem jak jakiegoś królika, który miał być podany na ruszcie.
- Jak mogłaś to zrobić?- Zawyła szamocząc się z rękoma Pani Sąsiadki, która trzymała ją, aby nie pobiegła w moją stronę.
- Ale ja nic nie zrobiłam. To ta Starucha z tej piwnicy! To ona kazała mi to zrobić!- Krzyknęłam gdy ktoś położył mi rękę na głowie i wsadził do wozu policyjnego.
Potem już nic nie pamiętam…
Dodaj komentarz