,, Tam nie może nikt zamieszkać..." cz. 21

,, Uczony zna dobrze wartość pieniądza, ale bogaty nie zna wartości wiedzy”
                                                                                                                            Voltaire
         21

Nic nie zrozumiałam z tego, co babcia mi mówiła. Wciąż uparcie twierdziła, że tamten dom w 1946 roku spłoną. Podobno podpalili go komuniści w celu jakiegoś tam protestu, którego nikt nie rozumiał. Podobno dopominali się, żeby inne kraje przywoziły do polski więcej żywności, bo co z tego, że mieli pieniądze, skoro nie było, co za nie kupić.  
W domu z dojrzałej kiedyś pomarańczy mieszkał pewien biznesmen, który obiecał im, że załatwi sprawę żywności i że każdy obywatel nie będzie chodził głodny. Ludzie w podzięce sami przynosili mu pieniądze, żeby tylko jak najszybciej udały mu się negocjacje z rządem, podczas gdy on wciąż był na rozjazdach. Jego żona zbierała i przetrzymywała pieniądze od ludzi, którzy po czterech latach zaczęli się nieco niecierpliwić, bo wciąż żywność była na kartki, a w ich portfelach zamiast zmiany na lepsze, zaczynały się pustki, które obecne były także i w ich sklepach, które kiedyś nazywali Peweksami.
Pewnego dnia ludzie zebrali się pod jego domem, a było ich podobno całkiem sporo i zażądali rozmowy z tym człowiekiem. Wyszła oczywiście tylko małżonka mówiąc, że go nie ma, bo negocjuje przywóz konserw do naszego sklepu. Ludzie prawie jej uwierzyli, gdyby nie przypadek braku inteligencji ze strony biznesmana. Z ciekawości ilu ludzi buntuje mu się przed domem wyjrzał przez firankę i na jego nieszczęście został zauważony przez jednego z chłopów. Podobno  ów negocjator chował się za firanką i wcale nigdzie nie jeździł. Okazał się być zwykłym oszustem, który zamiast dbać o dobro mieszkańców dbał o dobro własne. Ludzie kiedyś nie tacy głupi z obawy, że zawiadomi władze rozeszli się do domów, lecz powrócili z pochodniami o północy. Każdy z ludzi przybyłych zapalał pochodnią kawałek budynku, który obrastała sucha winorośl. Jedni wybijali szyby, a inni wrzucali do nich pochodnie, które płonęły, jakby im ktoś knoty benzyną polewał. Podobno w domu dało się później słyszeć piski i krzyki, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Dla nich była to sprawiedliwość.
- Więc ten facet spalił się za żywca? Razem ze swoją żoną?- Spytałam nie wiedząc, co o tym myśleć.
- Oni tak. Niestety w domu była też matka tego mężczyzny i ich dwie córki, Kasia i Honorata. Nikt nie wyszedł z tego cało. Nikt nie przeżył. Paulinę, która była matką tego oszusta opłakiwaliśmy najbardziej, bo faktycznie należała do naszego zgromadzenia. Więc wiesz teraz, że tam nie może nikt zamieszkać.
Tam nie może nikt zamieszkać…
Chyba powinna powiedzieć, że tam nie może nikt zamieszkiwać tego domu. Tak byłoby bardziej gramatycznie, choć już same słowa, które wypowiedziała zadziałały na mnie złowieszczo. Zahipnotyzowały mnie, bo takie same były napisane na tej naklejce na butelkach, które same się turlały. Dreszczyk strachu pojawił się w moim umyśle, a gęsia skórka była tego dowodem.
- Więc, ja już nic nie rozumiem.
- Ja też moje dziecko, ja też.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii horror, użyła 583 słów i 3157 znaków.

Dodaj komentarz