,, Największe nieszczęście zdarza się wówczas, gdy człowiek o małych możliwościach posiada wielkie ambicje”
Vauvenargues Luc
25
Ciemność zarówno szybko jak się pojawiła, tak szybko zniknęła. Moja ledowa latarka znów świeciła pełnym blaskiem, choć wcale jej nie włączałam. Sama zresztą wciąż klęczałam na dywanie w miejscu, gdzie się potknęłam i przewróciłam, gdy nagle weszła mama.
- Ania? Co ty tu robisz? Przecież miałaś być z ojcem i Agatą?- Pytała przetaczając głową z boku na bok, zupełnie jakby rozprostowywała swoje kości szyjne chwilę przed wielką walką. Zignorowałam jej pytanie i strzeliłam własnym.
- Mamo, musisz mi powiedzieć prawdę. Jaka była moja babcia?- Wstałam, choć miejsce po upadku wciąż bolało. Mama wybałuszyła na mnie oczy i nagle zmienionym głosem, bardziej ludzkim odpowiedziała:
- Dlaczego wciąż o nią pytasz? Czy nie możemy spokojnie o niej zapomnieć? Ona nie żyje i niech jej dusza odpoczywa w spokoju, dobrze?
W spokoju? Odpoczywa? Bardzo zabawne. Gdyby tak było nikt nie obwiniałby mnie o całe zajście z czasów, gdy nawet nie mieli pojęcia, że się urodzę.
- Mamo. Wciąż chcecie o niej zapomnieć, ale to przecież była twoja matka. Naprawdę tak bardzo jej nienawidziłaś? Co ci takiego zrobiła, prócz faktu, że wydała cię na świat?
W pokoju panowała taka cisza, że bałam się, iż zaraz wydarzy się coś okropnego. Być może tak mi się tylko wydawało, a być może sprawił to fakt, że w rogu pokoju stała ta mała dziewczynka…
- Posłuchaj- odparła oburzonym głosem mama.-Po pierwsze, to, jeśli chcesz ze mną rozmawiać, to zapal najpierw światło, bo prawie nie widzę jak do mnie mówisz, Po drugie to nie życzę sobie, abyś mówiła do mnie takim tonem, a po trzecie to chodźmy do kuchni. Nie chcę, aby ktoś przyszedł i słuchał, o czym gadamy.
- Dobrze.- Odparłam i podążyłam za jej krokami.
Jak zwykle usiadłyśmy przy stole naprzeciwko siebie, abym ja mogła widzieć ją wyraźnie i dostrzec, gdyby chciała znów wymyślać jakąś niemrawą historyjkę, aby tylko nie powiedzieć mi prawdy. A wiedziałam, kiedy mama kłamała. Nawet ona nie zdawała sobie sprawy, że gdy uraczała mnie kłamstwem, to podnosiła swoją lewą brew do góry. Gdy mówiła prawdę obie brwi były na swoim miejscu.
- Mów, co chcesz wiedzieć i obiecaj mi, że gdy tylko się tego dowiesz raz na zawsze skończymy ten temat, dobrze?
- Dobrze.
Brwi pozostały na swoim miejscu.
- Więc, słucham.
- Kiedy, babcia Amelia umarła?
- Pięć lat temu.
Brew poszła do góry, czyli kłamała. Do tego pytania wrócimy jeszcze na końcu, więc będzie miała okazję się naprawić i wyznać mi całą prawdę.
- Gdzie umarła?
- W swoim domu. W Zdrojkach Lewych.
- Ale kiedyś mówiłaś, że w szpitalu dla obłąkanych.- Chciałam sprostowania.
- Tak, bo sądziliśmy, że jakoś da się nią uratować, ale z tego, co wiem, to umarła w swoim pokoju.
Brew poszła do góry. Znów mnie okłamywała. Zatarłam ręce pod stołem, bo spociły mi się ze złości, ale nie wydałam się z tym, że wiem, iż kłamie.
- Dlaczego umarł dziadek?
- Bo był stary.
Brew do góry.
- Czy umarł, dlatego, że chorował, czy był inny powód?
- Zwyczajnie, przyszła na niego kolej.
Brew na dole. Nie odpowiedziała dokładnie, tylko wymijająco.
- A czemu wyprowadziliśmy się ze Zdrojek?
Wzdechnęła.
- Już ci mówiłam. Babcia narobiła sobie wiele długów. Wcześniej chodziła do lekarza od głowy, który zdiagnolizował u niej psychozę paranoidalną. Leczenie było kosztowne i jeśli mnie pamięć nie myli chodziła do niego dobre dwa lata. Rachunki sama zawsze płaciła, więc nie martwiłam się, że może być coś nie tak. Twój ojciec pracował w Warszawie i widywaliśmy się czasem, co dwa, czasem co trzy tygodnie, więc i on nie myślał, że będzie coś nie tak. Potem, gdy przypadkiem weszłam do jej pokoju, gdy akurat była na sesji z doktorem zauważyłam, że stoi na jej stole duży karton, całkiem otwarty. Myślałam, że to jakaś paczka, ale gdy zajrzałam okazało się, że trzymała w nim niezapłacone rachunki. Prąd, woda, raty za abonament , raty za ziemię, podatki i takie tam. Gdy to wszystko przeliczyłam okazało się, że z samych odsetek uzbierał się ponad milion…
Przez całe śpiewy matki brew była uniesiona. Kłamała jak z nut. Pewnie wcześniej ustaliła taką wersje z ojcem i teraz oboje będą ją powtarzali.
Zadziwiło mnie, że z taką łatwością mogła kłamać mi prosto w oczy. Spokojnie mogłaby występować w teatrze, bo każdy uwierzyłby w jej słowa.
Za wyjątkiem mnie.
- Mamo!- Krzyknęłam, choć mnie samą zdziwiło moje zachowanie.- Dlaczego mnie okłamujesz?
Matka wstała oburzona od stołu i podeszła pod półkę, aby wyjąć z niej szklankę i napełnić ją wodą z kranu, którą za moment wypiła.
- No wiesz co? Jak możesz mnie o coś takiego oskarżać?- Pytała odwrócona tyłem, gdy odstawiała szklankę do półki. Wyraźnie była zdenerwowana, bo nawet nie zauważała, jak głos jej drgał.
- Bo kłamiesz! No, bo sama powiedz, skoro babcia umarła pięć lat temu, to dlaczego ja jej nie pamiętam?
- Bo byłaś zbyt…- Zrobiła przerwę, jakby szukała innego słowa niż te, które zamierzała wypowiedzieć.- … mała, a po za tym babcia wciąż chodziła na leczenie…
- Bzdura! – Podniosłam się z miejsca wściekła, że tak mnie okłamywano.- Co się stało w tym domu, że musieliśmy z niego odejść? Przecież było nam w nim dobrze. Ja i Agata chodziliśmy tam do szkoły i było nam tam dobrze. Tam mieliśmy znajomych, przyjaciół, a tutaj nawet nie ma ludzi. I do tego nie chodzicie nawet do babci Władzi, chociaż mieszka tuż obok!
Te słowa ją zmroziły.
- Jaka babcia? Gdzie mieszka? Czy ty wiesz, co ty mówisz?
W oczach miała paniczny strach i nie podchodziła do stołu, zupełnie jakby się mnie bała. Odchyliłam głowę do tyłu, bo emocje były na tyle silne, że już sama nie potrafiłam dawać z nimi rady.
- To już zapomniałaś, że babcia Władzia wciąż mieszka w swoim domu na piętrze? Naprzeciwko Pani Sąsiadki?
Mama zbliżyła dłonie do ust i w oczach malowało się przerażenie, zupełnie jak dziecko, które boi się burzy. Wahała się, czy cos powiedzieć, a mnie doprowadzało to do szału. Za każdy razem kłamała i teraz też wciskała mi kity, że nie wie, o kogo mi chodzi, choć przecież ojciec nie powstał z niepokalanego poczęcia i to w dodatku z klona ojca, a nie matki.
- Jej już nie ma, Aniu. – Powiedziała to takim spokojnym głosem, jakby chciała mnie uspokoić i udobruchać.- Babcia Władzia zmarła zanim odeszła babcia Amelia. Miała zawał serca i umarła w swoim mieszkaniu. Nie mogłaś jej widzieć kochanie, bo ona nie żyje…
Teraz byłam dla niej kochanie? Najpierw mnie ignorowała, a teraz mówiła do mnie kochanie? I dlaczego jej brew nie drgała na każde słowo, choć kłamała? Czemu pozostawała na swoim miejscu, choć przecież byłam u niej, byłam u babci Władzi i z nią rozmawiałam. Czemu moja własna matka ze mnie szydziła? Co jaj jej takiego zrobiłam?
- Skarbie…
- Nie jestem żadnym twoim skarbem! Wciąż mnie okłamujesz i nie rozumiem, dlaczego to robisz? Mówisz, że babcia Władzia nie żyje, a przecież przez cały ten czas, co tu siedzimy, w tej okropnej piwnicy z duchami i nie wiadomo, kim jeszcze, ja do niej chodziłam! I wiesz, co mi powiedziała?- Mama płakała, ale wciąż bacznie mnie obserwowała.- Że babcia Amelia zabiła swojego własnego męża, a mojego dziadka, a twojego ojca! Zabiła go, bo była zazdrosna o ta figurkę, którą ci podarował. Chciała mieć je wszystkie, ale ta była specjalnie dla ciebie, bo spodziewałaś się dziecka! Dziecka, które zmarło, zanim się urodziło!
- Anka, przestań!- Łkała mama rozglądając się na boki, jakby usiłując zawołać kogoś o pomoc. Bała się mnie, bo mówiłam jej prawdę.
- Nie! Jeszcze nie skończyłam! Powiedz mi mamo, dlaczego nigdy nie podzielałaś uwagi między mnie, a Agatę? Dlaczego to ona zawsze jest oczkiem w waszej głowie, a mnie spychacie na koniec?
- Przestań…- Zawyła i skuliła się na podłodze jak małe dziecko.- Powinnam była posłuchać…- Nie zdążyła dokończyć, bo ze złości podeszłam do niej biorąc nóż do mięsa leżący na brzegu lady i wbiłam go jej trzy razy w kark. Potem pobiegłam szybko po swój koc, który leżał na jej łóżku i nakryłam go na jej głowę i martwe ciało, aby nie pozostawić żadnych śladów. Zapaliłam wszystkie światła i łapiąc ją za nogi leżącą na brzuchu, bo ja popchnęłam i przewróciłam, zawlokłam ją do trzeciego pokoju.
W rogu łazienki, tam gdzie wydawało mi się, że był przełącznik do światła znajdowało się takie małe pstry kotko, które po naciśnięciu otwierało ścianę z krat. Poczekałam chwilę, aby tylko kawałek się otworzyło i znów łapiąc mamę za nogi powlokłam ją do ostatniego pokoju schodząc schodami na dół. Głowa jej trzepotała o każdy stopień wydając przy tym stłumione dźwięki głuchych uderzeń młotka w łeb od świni i tam na samym dole pozostawiłam ją i szybko wbiegłam na górę. Pozamykałam kraty i umyłam się w łazience ze łzami patrząc w swoje odbicie.
- Dlaczego mnie nie posłuchałaś, mamo? Przecież ja tylko chciałam, abyś powiedziała mi prawdę.
Dziewczynka wciąż obserwowała moje zachowanie, ale nic nie mówiła. Patrzyła tylko szeroko otwartymi oczami i uśmiechała się promiennie.
- Dobra robota.- Skwitował starszy głos gdzieś zza moich pleców.
- Przecież mówiłam wam, że dowiem się prawdy. Ja jak już coś obiecam, to dotrzymuję słowa.
Gdzieś w oddali było słychać stłumione śmiechy, gdy zamykałam drzwi do łazienki. W kuchni tylko poprawiłam krzesełko i umyłam jej szklankę.
Gdy już wszystko było na swoim miejscu wyszłam na dwór. Teraz musiałam porozmawiać z tatą.
Ciekawe, czy też będzie tak łgał.
Dodaj komentarz