,, Każdy człowiek może zbłądzić, uparcie trwa w błędzie tylko głupi”
Cyceron
27
Może to dziwne, ale dzisiejszej nocy spałam bardzo spokojnie. Starsza Kobieta nie przyszła ani razu, choć miałam nadzieję, że może da mi jakąś wskazówkę, abym mogła udowodnić tym wszystkim istotom, że nie jestem moją babcią, tylko zwykłą dziesięcioletnią dziewczynką, która ma zbyt wielkie tajemnice na karku, o czym nikt nie wiedział.
Po porannym prysznicu, choć mnie sam zdziwił fakt, że z rana poszłam się wykapać, wychodząc z łazienki ujrzałam na stoliczku pod ścianą małą karteczkę złożoną na cztery. Rozwinęłam ją i przeczytałam krótki napis:
JUŻ TYLKO TRZY DNI
Jak widać to coś wcale o mnie nie zapomniało. Zmięłam ją i opłukałam pod kranem, żeby zatarły się słowa na niej napisane, po czym wyrzuciłam ją do kosza i przykryłam papierem toaletowym. Zadowolona ze swojego wyczynu powędrowałam przez drugi pokój, pierwszy i zatrzymałam się przed kuchnią, gdzie siedział samotny ojciec.
- A gdzie jest Agata? Mama wróciła?
Tata spojrzał na mnie w przelocie i choć trwało to tylko odrobinę spostrzegłam zaczerwienione obwódki wokół oczu, co sugerowało, że płakał. Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek. Wciąż czekałam na odpowiedź, która nie padła, więc znów zapytałam:
- Tato, gdzie jest Agata?
Pociągnął nosem i wytarł go w rękaw nie przejmując się dobrymi metodami zachowania.
- Jest u sąsiadki. Zaprowadziłem ją tam, bo nie wiedziałem, co mam zrobić. Jej ciągle nie ma.
Na słowo jej aż gula podeszła mi do gardła. Głos ojca był taki zrozpaczony i przepełniony bólem, że aż serce samo się ściskało.
- To gdzie jest? Pytałeś wszędzie?
Przysiadłam się do stołu udając, że nie widzę jak płacze. Chciałam go jakoś pocieszyć, ale sama nie potrafiłam niczego wymyśleć. Mnie też brakowało mamy, ale wciąż miałam nadzieję, że wróci. Zakręciłam sobie włosy na palec i tak starałam się sobie przypomnieć cokolwiek z dnia wczorajszego. Wytężałam swój umysł zwiększając jego obroty na maksymalne, jednak pamiętałam tylko tyle, że się pokłóciłyśmy i koniec. Potem wyszłam na dwór, aby sprawdzić, kiedy wróci, bo wydawało mi się, że wychodziła i do tej pory ślad po niej zaginął.
- Tak. Nikt jej nie widział. Zresztą nawet połowa mieszkańców nie otworzyła mi drzwi. Zupełnie jakby w dupie mieli fakt, iż moja żona zaginęła, a ja nie mam pojęcia gdzie może być.
Zegar wskazywał ósmą dwanaście i choć nasze okno wciąż było w cieni, wydawało mi się, że dziś będzie ładny dzień.
- Nie powinniśmy byli tu przyjeżdżać tato. Zresztą, dlaczego musieliśmy zamieszkać akurat tutaj? W tej piwnicy? Przecież tutaj nie da się żyć. Wciąż nie wszędzie mamy oświetlenie i to nie z twojej winy, tylko z winy tego miejsca. Wszędzie pałętają się jakieś dziwne rzeczy i sam przyznasz, że nikt z nas nie czuje się tutaj najlepiej.
Nie wiem skąd u mnie ta zmiana tematu, ale chyba podświadomie chciałam skierować naszą rozmowę na babcię Amelie i jej tajemnicze zniknięcie, czy też śmierć, bo czekałam czy choć on powie mi prawdę.
- Przestań. Zaginięcie twojej matki nie ma nic wspólnego z tą piwnicą. Przecież nikt jej nie porwał…
Zastanowił się. Coś mi się kotłowało w głowie, że płacz po mamie może mieć drugie dno.
- No to gdzie jest? Przecież sama by nigdzie nie poszła. Nie była przecież jak jej matka.
Sądziłam, że wzmianka o babci Amelii pokaże na jego twarzy jakieś poruszenie, czy choćby zaskoczenie, jednak nic takiego się nie pojawiło. Zupełnie, jakby to, co przed chwilą powiedziałam było całkiem oczywistym faktem.
- Skąd możesz to wiedzieć. Przecież wcale jej nie znałaś.
Żałowałam, że nie potrafiłam odczytać w tacie oznak kłamstwa, tak jak u matki. Być może zbyt mało czasu spędzaliśmy razem, abym mogła dowiedzieć się o nim czegoś więcej, niż tylko tego, że był moim ojcem.
- To może mi o niej opowiesz? Ciągle z mamą unikacie tego tematu, a ja nie wiem, dlaczego. Zupełnie, jakby kogoś zabiła…
Wzdrygnął się na to słowo i natychmiast spojrzał na mnie poważnie.
- Ty coś wiesz, prawda?
- Ja?
Nie wiem czemu ale pod stołem zaczęłam nieświadomie zwijać róg ceraty w rulon. Robiłam tak zawsze, gdy byłam zdenerwowana, lub gdy coś toczyło się nie po mojej myśli.
- Tak ty. Wiecznie o nią wypytujesz. Kto ci powiedział? Znalazłaś coś po niej w domu na Zdrojkach?
- A miałam coś znaleźć?
- Nie wiem. Ale czasami zachowujesz się dziwnie. Zresztą od zawsze taka byłaś. Gdy coś wiedziałaś, drążyłaś do usranej chwili, kiedy któreś z nas ci o tym same powie. Nawe prezentów na gwiazdkę nie udawało się przed tobą ukrywać. Zawsze twoja mina świadczyła o tym, że ty już wiedziałaś, co kryje się w pudełku, zanim je otwarłaś. Próbowałaś być zaskoczona, radosna, ale tylko ja wiedziałem, że taka nie byłaś.
- Niby skąd?
- Po latającej brwi. Tak ją nazywałem. Gdy kłamałaś lewa brew unosiła ci się do góry, a gdy mówiłaś prawdę pozostawała na miejscu.
Uśmiechnęłam się.
- Tak jak mamie?
- Dokładnie. Nigdy jej o tym nie mówiłem, ale ja też wiedziałem, kiedy kłamała. Nawet domyślałem się, dlaczego nieraz znikała i wracała promienna niby przez ładną pogodę. Od zawsze to wiedziałem.
Posmutniał i zaczął wpatrywać się w niewidzialny kawałek czegoś na stole. Nie potrafiłam dostrzec dokładniej, na co patrzył, ale z wyrazu jego oczu widziałam, że nie było konkretnego celu. Był to raczej rodzaj porażki wykrzywionej udręką i dawnymi kłamstwami, na które nie miał wpływu.
- Co takiego?
Jego nagły wybuch zaskoczył mnie samą.
- To nie wiedziałaś? Nie widziałaś, co wyprawiała jak mnie nie było? Wyjeżdżałem za granicę i do Warszawy nawet nieraz na całe miesiące. Znajomi mówili mi, że moja żona bardzo często wychodzi z kimś innym, ale uznawałem to za żarty. Sądziłem, że zwyczajnie mi zazdroszczą. Byłem taki głupi i ślepy…
Ucichł. Zaległa prawda musiała długo krążyć po jego umyśle i dopiero teraz znalazła ujście. Fakty dotyczące mojej mamy były nie dość zadziwiające ile powalające moją teorię o najszczęśliwszym małżeństwie mojego taty z mamą. Zawsze wierzyłam w to, że nie ma drugiej takiej pary, która by tyle ze sobą nie przeszła, a mimo to byli tylko ze sobą i dla siebie. Słowa taty, choć nie całkiem potwierdzone sugerowały teorię, że moja mam go zdradzała.
Teraz nie byłam już pewna, czy chcę wracać do przeszłości.
- Tato, a kiedy domyśliłeś się, że coś się dzieję z mamą nie tak?
- Chyba nie powinniśmy o tym rozmawiać.
Ups! Chyba faktycznie nie było to dobre pytanie z mojej strony.
- Przepraszam, nie chciałam. Wiem, że jestem jeszcze na to za mała…- dodałam z odczuciem wypieków na twarzy.
Tata chrząkną, jakby chciał się sam doprowadzić do przyzwoitości.
- Już nie taka mała. Za miesiąc skończysz osiemnaście lat.
Zaśmiałam się.
- Osiemnaście? Tato, chyba ci się coś pomyliło. Ja mam dopiero dziesięć lat, nie pamiętasz?
Byłam oburzona faktem, że mój ojciec nie wiedział ile tak na prawdę mam lat. Przecież nie tak łatwo było pomylić twarz dziewczynki z twarzą kobiety, którą z pewnością nie byłam. Może i miałam już coś pod bluzką, nieznaczne wypustki, które kiedyś zamienią się w piersi, ale mój wiek mówił sam za siebie i byłam tego pewna.
- Skarbie, nie drocz się ze mną. Dziesięć lat to ty miałaś, gdy wydarzył się ten wypadek. Raczej powinnaś go pamiętać, bo trzy miesiące spędziłaś w szpitalu. Odwiedzaliśmy cię, ale dopiero po tygodniu obudziłaś się ze śpiączki. Nawet nie masz pojęcia jak się wtedy o ciebie martwiliśmy.
Ja? Wypadek? Niby, jakim sposobem? Jak widać znikniecie mamy wywołało w nim niezłą traumę, skoro nie znał wydarzeń dnia dzisiejszego i wymyślał wydarzenia, które nigdy nie mogły mieć miejsca.
- Tato, przestań. O jaki wypadek ci chodzi? Może to było przed moimi urodzinami?
Tata z powątpieniem wstał i skierował moją sylwetkę do pobliskiego lustra w korytarzu. Odsłonił mi kosmyk włosów z nad lewego ucha i kazał tam patrzeć.
Z początku nic nie rozumiałam. Było tam coś, co wyglądało jak blizna i nie rosły mi tam włosy, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Kiedy plotłam sobie warkocza, albo wiązałam kitkę zakrywałam to miejsce odruchowo i nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłabym mieć jakikolwiek wypadek.
- Jesteś pewny, tato? A może ja tylko spadłam z ławki, jak byłam mała i było to, gdy ciebie tu nie było, a teraz zwyczajnie przez nieobecność mamy coś ci się pomyliło. Może to przez to mamy poronienie…
Odwrócił mnie gwałtownie i spojrzał na mnie śmiertelnie poważnie z malującym się na twarzy znakiem zapytania. Obie brwi powędrowały do góry, oczy stały się wyłupiaste, a wargi zwęziły w jedną wąską linię przynoszącą mi na myśl linię wysokiego napięcia.
- Jakie poronienie? To twoja matka była teraz w ciąży?
Przeczesał obiema rękami włosy nie wiedząc, co ma ze sobą począć.
- Nie, mówię o tym dziecku, które było przede mną. Podobno mama poroniła, gdy ujrzała rękę dziadka w betonie…
Nie ujęłam tego dokładnie, ani nie przekazałam tego, co chciałam, lecz w każdym razie mina taty nie była wyssana z palca.
- Skąd o tym wiesz? Już pamiętasz? Wiesz, dlaczego to zrobiłaś?
Co ja niby znowu miałam zrobić? Przecież nawet mnie nie było, gdy dziadek umarł. Co się z nim działo? Tracił rozum?
- Ale ja niczego nie zrobiłam, co ty tato. Babcia Amelia zabiła czymś ostrym, chyba czymś wystrugiwał te swoje figurki…
Tata złapał się za głowę i odszedł do kuchni. Napił się zimnej wody z kranu, po czym poszedł do szafki tej najwyższej i wyciągnął mi jakieś papiery.
- Skarbie, poczytaj sobie. Może to rozjaśni ci umysł.
Dodaj komentarz