,, Tam nie może nikt zamieszkać..." cz. 14

,,Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”
                                                                                                             Canfield  Jack
             14

W nocy słyszałam jak rodzice o coś się kłócili, ale nie rozumiałam, o co. Potem nagle ich głosy ucichły i zrobiło się nieprzyjemnie chłodno i cicho. Czułam po kościach, że Stara Kobieta znów do mnie przychodzi, tylko ciekawa byłam, z czym teraz do mnie zawita. I jakby na potwierdzenie mojej tezy ciemna postać ni stąd ni zowąd pojawiła mi się przed łóżkiem.
- Mówiłam!- Krzyknęła ochrypłym głosem, a mnie znowu sparaliżował strach. Mimo iż wiedziałam, że przyjdzie i postanowiłam się nie bać, nie potrafiłam opanować emocji grozy, jakie ze sobą przyprowadzała. Zupełnie, jakby wraz z nią przychodził strach i to, co się z nim wiąże najgorszego, czyli lęk o bliskich, o siebie i o wszystko, co mogło nas z jej ręki spotkać.- Nie posłuchałaś- znów powiedziała, lecz zamiast słów i głosu wydobył się z jej ust dziwny dym, jakby jakieś mięso się przypalało na kuchence. Słowa dopiero potem nabrały dźwięku, lecz zapach swądu nie znikał.
- Czego chcesz?- Udało mi się powiedzieć prawie niemrawym szeptem, bo leżałam na łóżku z odkrytą głową. Bardzo chciałam użyć rąk, aby się przykryć na głowę, lecz żadne nogi, a ni ręce nie chciały mnie słuchać. Nawet zmysły jakby zastygły pozostawiając jedynie słuch, wzrok i smak. Smak przypalonych części kaczki, tak jak wtedy, gdy mama opalała ją w kuchni nad gazem.
- Nie musisz tego wiedzieć. To ostatnia szansa, żebyś poszła po rozum do głowy. Inaczej wszyscy zginiecie…
Zaśmiała się tak groteskowo i ochryple, że nie wiedziałam już czy wciąż żyje, czy to tylko najczarniejszy z wizji moich złych snów. Próbowałam za wszelka cenę zmusić swoje dłonie do jakiegokolwiek ruchu, choćby malutkim paluszkiem, jednak siła woli nie wystarczyła. To ta Stara Kobieta sprawiała, że całe moje ciało nieruchomiało. A najdziwniejsze było to, że nie mogłam nic zrobić, aby krzyknąć. Chciałam się wydrzeć jak najgłośniej, aby choć mama przyszła i nie ważne czy by mnie uderzyła, czy nie. Najważniejsze by było, że nie byłabym już sama.
- Nie!- Wydobyłam skądś swój głos, choć było mi bardzo trudno to zrobić, bo miałam wrażenie, że ktoś trzymał mi ręce na szyi. Mój krzyk był krótki i bardziej przypominał skomlenie psa, niż jakikolwiek inny dźwięk protestu. A potem coś szczelniej zacisnęło swój pas wokół mojej szyi i nagle zaczęłam się dusić. Teraz to już nie potrafiłam niczego z siebie wydobyć, bo coś trzymało się mojej szyi tak mocno, że zaczęłam już widzieć jakieś dziwne obrazy. O dziwo, nie obrazy mojej rodziny, a raczej jakiegoś faceta, który idzie jakimś korytarzem w dziwnym domu i podśpiewuje sobie wesoło. W ręku coś trzymał, ale nie potrafiłam tego dojrzeć. Było to coś małego i brązowego chyba. Potem nagle ktoś z tyłu rzucił się na tego faceta z czymś ostrym, zadając mu głębokie rany kłute na plecach. To było straszne. On próbował się obrócić i zobaczyć, kto mu robił taką krzywdę, lecz gdy tylko poruszył szyją w tył natychmiast ten ostry przedmiot wylądował na jego szyi. Facet przewrócił się i nagle ktoś z tyłu nakrył go jakimś kocem, aby spływająca krew z ran nie brudziła niczego wokoło. I nagle, gdy już myślałam, że umarłam, tajemnicza dłoń zsunęła mi się z szyi i gdzieś zniknęła. Gdy udało mi się złapać w końcu powietrze dygotałam na całym ciele. Łapałam powietrze tak łapczywie, że krztusiłam się, co jakiś czas. Pilnie potrzebowałam wody, ale choć moje mięśnie znów mogły się poruszać ja sama bałam się ryzykować wstając z łóżka. Co chwila przełykałam swoją ślinę, aby suchość w gardle zniknęła. Zakaszlałam kilka razy i kryjąc się pod pościelą zmówiłam na szybko pacierz i nagle…
Nagle zapadłam w błogi sen.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii horror, użyła 762 słów i 3944 znaków.

Dodaj komentarz