,, Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia’’
Einstein Albert
13
Przy kolacji, gdy tata z siostrą skończyli już jeść kanapki ze szynką, na którą w końcu było nas stać, bo tata pojechał do bankomatu i wypłacił nasze ostatnie pieniądze, i gdy już każdy poszedł w swoją stronę postanowiłam zapytać mamę o babcię Amelię.
- Mamo, a jaka była babcia Amelia?
Nie owijałam w bawełnę, tylko od razu zapytałam wprost.
- Babcia Amelia? A jaka mogła być? Oczywiście, że szalona i tyle.
Wcale nie dziwiła się, że o nią pytałam, jakby sama oczekiwała dnia, gdy ją o to zapytam.
- Ale, jak to szalona? Biegała z różańcem wokół kościoła, czy co?
Specjalnie walnęłam tą głupotę. Istniało malutkie prawdopodobieństwo, że tym sposobem powie mi coś więcej.
- Ale masz pomysły. Zresztą to nie o taki rodzaj dziwoty tutaj chodzi. Po prostu, twoja babcia miewała przeróżne obsesje. Lubiła kupować wszystko, nawet nie zwróciwszy uwagi na ceny, choć później kupowała byle jak najtaniej, lecz jak najwięcej. Na przykład, gdy spodobała jej się w sklepie jakaś apaszka, potrafiła wykupić ich aż siedem, bo choć każda miała taki sam fason, to jednak różniły się kolorami, które musiała mieć twoja babcia, choć potem i tak chodziła tylko w jednej. Reszta przeważnie leżała na dole w szafie pod stertą jej starych laczków. I nie pytaj skąd to wiem.
- I tylko tyle?
To było zbytnio za mało jak na moje wyobrażenie o niej. Potrzebowałam czegoś więcej. Jak wiadomo każdy z nas miał swoje obsesje, ale jakoś nikt nas wszystkich nie uważał za szalonych. Dzieciaki w szkole zbierały karteczki i się nimi wymieniały, ale nikt im nie mówił, że z tego powodu były nienormalne. Zresztą, tata lubił mieć w swoim garażu wszystkie rodzaje kluczy do samochodu, a mama zawsze musiała mieć w szufladzie wszystkich sztućców po dwanaście, choć było nas tylko czterech. I zawsze, gdy zbiła się szklanka, to od razu biegła do sklepu i kupowała taką samą, żeby nie było widać, że jakiejś brakuje, lub jest niekompletna. Agata musiała mieć każdy rodzaj pisaka w innym kolorze i gdy zdarzało się, że miała dwa takie same, to jeden dawała mi, bo twierdziła, że jest jej niepotrzebny. A z kolei ja zawsze chciałam wiedzieć wszystko o wszystkim, co mnie zaciekawi. I mogłam być cierpliwa, jeśli chodziło o zdobycie informacji. Marudzenie, że chcę wiedzieć wszystko od razu na nic się zdawało. Zazwyczaj osoba, która mnie czymś zainteresowała szybko zaczynała mnie nie lubić twierdząc, że robie jej dziurę w brzuchu, czego ja sama nie lubiłam. I jakoś nikt z nas nie był zamykany w zakładzie dla obłąkanych. Dlaczego więc babcia Amelia? Czyżby mama nie mówiła mi prawdy? Bądź całej prawdy?
- Oczywiście, że nie. Bo nie wiem czy wiesz, ale twój dziadek lubił strugać przeróżne figurki z drewna. Czasem były to słonie, czasem podkówki, a innymi razy nawet konie.
O kołysce z dzieckiem nie wspomniała.
- I co z nimi robił? Sprzedawał?
Matka prychnęła, jakby to, o co pytam było rzeczą oczywistą.
- Chciał, ale gdy tylko coś wystrugał twoja babka natychmiast pragnęła to mieć. Dla niej nawet sto podkówek, choć wszystkie były takie same, potrafiła udowodnić, że jednak się różnią. A to jedna miała mniejsze koło wyryte na spodzie, a to druga była grubsza, a to drzewo było innego kolory, a to podkówki inaczej pachniały i tak dalej w nieskończoność. Nie potrafiła nikomu podarować żadnej rzeczy, którą wystrugał dziadek, bo obawiała się, że ktoś inny będzie miał coś unikatowego, czego ona nie będzie posiadać.
- Wiec musiała ich mieć całe mnóstwo?
- No- Skrzywiła się i wychyliła głowę do góry, jakby liczyła w pamięci niewidoczne rzeczy.- Zapełniła nimi cały pokój. Figurki walały się jej na wszystkich półkach, regałach, pod łóżkiem, a potem i nawet na łóżku. Spała z nimi mówiąc, że to są jej dzieci. Jej i dziadka Radka.
No dobrze. Figurki z drewna nie mogły być żywymi istotami, wiec branie ich za ludzkie stworzenia nie mogło być normalne, ale ja tam wciąż nie widziałam, aby mieli podstawy do jej zamknięcia przed światem.
- Czyli, że bardzo lubiła dzieci?
- Oj tak, bardzo. Nie mogła tylko przeżyć, że tylko mnie jedną mogła mieć. Po porodzie ze mną była bardzo wykończona. Krwawiła zbyt mocno i lekarze obawiali się o jej życie. A potem wdała się infekcja i musieli jej co nieco usunąć, tak, że już nigdy nie mogła mieć więcej dzieci. Bardzo to przeżyła.
Mama była przy tym bardzo poważna. Mówiła zupełnie jakby nie do mnie, a do swoich wspomnień z dzieciństwa, choć nie mogła ich mieć, bo była zbyt mała, aby cokolwiek pamiętać.
- Czyli, że bardzo cię kochała?
I tu mama chwilę się zawahała, lecz potem spojrzała na mnie dziwnie i zapytała:
- A skąd cię nagle interesuje twoja babcia? Jakoś wcześniej nigdy się nią nie interesowałaś. Co się stało takiego, że wciąż o nią pytasz?
Przymrużyła oczy, a ja swoimi wystrzeliłam aż do orbit.
- Tak tylko pytam. Po prostu nieraz w szkole trzeba napisać jakieś opowiadanie, lub opisać swoich dziadków, a ja nie wiem nawet, kim była, ani jak wyglądała.
Rozłożyłam bezradnie ręce przed mamą ukazując swą boleść, że nie znałam swoich dziadków prawie wcale, ale na nią to nie podziałało. Z chwili na chwilę nagle zrobiła się jakaś ostra i patrzyła na mnie jak na intruza, a nie jak na własne dziecko.
Mogłabym przysiąc, że wyglądała tak, jakby coś w nią wstąpiło.
- Dzisiaj ty zmywasz- zarządziła i napięcie się odwracając wyszła z piwnicy. Po niej wszedł ojciec ze siostrą, ale spoglądając na mnie wyszli powrotem bez słowa.
- Dokąd wy idziecie?- Zapytałam siostrę, gdy już zamykała drzwi wyjściowe.
- Zmywaj- odparła po dziecięcemu i trzasnęła drzwiami. Prawie natychmiast pobiegłam po swój notesik i przy punkcie siódmym, gdzie wymazałam dziwne zachowanie mamy, natychmiast napisałam to znowu. Coś mi mówiło, że to nie wspomnienia ją tak poruszyły, a coś, co miało się wydarzyć o godzinie dziewiętnastej, bo zanim wyszła spojrzała na zegarek zawieszony w kuchni. Czy tata też patrzył nie byłam w stanie powiedzieć, bo wszyscy siedzieli w drugim pokoju i oglądali telewizję. Potem gdzieś poszli, ale wrócili i znów wyszli równo za mamą. Zupełnie jakby coś się wokół mnie działo, a ja tego nie dostrzegałam.
W tym wszystkim była jednak dla mnie wielka radość, bo nie oznaczało to, że to ze mną jest coś nie tak, tylko to z nimi coś dziwnego się musiało stać. Nie byłam, więc żadną psycholką, która nie wie, co robi, a raczej osobą, która przyglądała się temu z bliskiej odległości, lecz nie potrafiła nic pojąć.
Odtąd postanowiłam pytać ich, dokąd wychodzą. Wiem, że były nikłe szanse na to, że mi odpowiedzą, ale starając się czegokolwiek dowiedzieć musiałam po prostu pytać.
Tylko chwilami nie byłam pewna, czy chciałabym usłyszeć na nie odpowiedź.
Dodaj komentarz