,, Tam nie może nikt zamieszkać..." cz. 18

,, Chciwość pieniędzy jest największą przeszkodą w otrzymywaniu ich”
                                                                                                                     Ford Henry

                                                  18

Zrozumieć to jedno, ale być w stanie tego wysłuchać, to drugie. Podczas gdy pani Paulina opowiadała mi jak Krwawa Armia mordowała niewinnych ludzi w głowie mi się nie mieściło, że za pochodzenie można być skazanym na potępienie. Matki z rodzinami, ojcowie, a nawet dzieci szły na rzeź ze względu na żydowskie pochodzenie. Zupełnie jakby dzieci miały się urodzić po to, aby ktoś je zabił. Bez sensu. Nikt w tamtych czasach nie mógł być bezpieczny. Krwawa Armia podobno nawet posiadała spis osób, na których miała wykonać egzekucję. Szukali ich wszędzie, a gdy tylko znajdowali zaraz nie patrząc na otoczenie wyciągali swoje karabiny i strzelali nie patrząc na to czy ktoś ich widział, czy nie. Zabijali, bo takie mieli rozkazy.
Grupa Żywych broniła tych osób i to właśnie w tych podziemiach ich ukrywali. Opatrywali tych, którzy przeżyli, a byli ranni i dawali schronienie tym, co jeszcze żyli, lecz byli poszukiwani.
Dla mnie takie zachowanie zupełnie nie mieściło się w głowie.
- No dobrze, ale wciąż czegoś tutaj nie rozumiem. Dlaczego przechowywaliście te osoby, skoro wy sami nie byliście Żydami? Czemu wam zależało na utrzymaniu ich przy życiu?- Dopytywałam się, gdy pani Paulina na chwilę zamilkła.
- Bo krocie z tych było naszymi rodzinami. Kilka z nas było nawet w pół żydówką, a w pół prawdziwym polakiem, choć i były mieszanki kilku Rosjanek. Ja sama jestem w pół żydówką w pół polką, więc rozumiesz, że musiałyśmy bronić swoich.- Pokiwała głową znów przypominając sobie chwile grozy.
Podrapałam się po głowie, bo nijak to się miało do wieści, że miał tam kiedyś być bank. Gdy tylko to sobie przypomniałam natychmiast o tym wspomniałam.
- Ale czy Linnon 1946 nie było czasem bankiem?
- A no było. Tyle, że nie takim, w którym trzymano pieniądze, ale bankiem ludzkich organów.
- O matko święta! Jak to? Chowaliście tam szczątki ludzkie?
Zaśmiała się, choć ja nie widziałam w tym nic śmiesznego.
- Nie zupełnie. Otóż widzisz, każdy z nas miał rodziny, z których ktoś tam zawsze był Żydem. Krwawa Armia sprawdzała każdego człowieka pod wieloma względami, czy aby sam nie jest tym, kogo oni mają wytępić, dlatego musieliśmy stosować różne rzeczy, aby przeżyć…
W myślach błagałam, aby to wszystko było tylko kolejnym złym snem. Teraz już nie bardzo chciałam, aby mnie wtajemniczano dalej, bo to co wiedziałam już do reszty zapadło w mojej głowie. Bałam się tylko przerwać pani Paulinie, bo skoro mi o tym wszystkim opowiadała, to znaczyło, że sama spodziewała się szybszego zejścia z tego świata.  
Oby tylko mnie i mojej rodziny nikt nie namierzył, bo nie wiem czy bym to zniosła. Mi wystarczyło już, że mama dziwnie się zachowywała i to już samo w sobie było dla mnie straszne. Zaczynałam mieć podejrzenia, że może mnie nie kochać, a to bardzo bolało.
- Chyba pani mi nie powie, że…- Aż bałam się dokończyć.
- No niestety. Żeby przetrwać musieliśmy, co jakiś czas kogoś z nas poświęcić. Wiem, wiem, że to było straszne i grubiańskie z naszej strony, ale sama powiedz, jakie mieliśmy wyjście? Nie dosyć, że nasza Grupa znajdowała się pod ziemią, co wielu ludzi wiedziało, to jeszcze tamci zaczęli coś podejrzewać. Pomyśl, gdyby nagle tak po prostu weszli do nas i zobaczyli tych wszystkich ludzi… Wtedy rzeźnia, nie byłoby nawet odpowiednim słowem. Dlatego robiliśmy, co w naszej mocy, aby oszczędzić tych , którzy z nami byli.
Ale zaraz, zaraz. Najpierw mówiła o poświęceniu, a teraz o oszczędzeniu. Chyba to nie była jeszcze cała prawda.
- No dobrze, ale jak można było kogoś poświęcić i oszczędzić jednocześnie? No, albo się kogoś ratuje, albo…- To drugie słowo zawisło w powietrzu. Aż bałam się go wypowiadać, dlatego go nie dokończyłam.  
Chrząknęła, bo chyba domyślała się, że w końcu o to zapytam.
- Przekazywaliśmy im organy, które potrzebowali. – Spojrzała w dół na swoje laczki, podniszczone i okryte kurzem, tak jak jej serce.- Czasami ktoś z ich chorował i wtedy ten ktoś do nas przychodził, a my go ratowałyśmy. Kilkoro z nas było pielęgniarzami i doktorami, choć większości rzeczy nauczyliśmy się sami. Ktoś na przykład potrzebował nerki, albo serca… Więc za zgodę w milczeniu przedłużaliśmy mu życie, a on nie donosił na nas Krwawej Armii. Choć potem, ktoś wszystko zepsuł.  Do tamtej pory czułam, że ktoś z naszych był zdrajcą, choć nie mogłam rozwikłać tej zagadki. Krwawa Armia w pewnym momencie zaczęła przychodzić coraz częściej, zupełnie jakby zbierała chorych po całym świecie. Żydzi przechowywani u nas, co jakiś czas w nocy byli transportowani za granicę, a tam dalej mogli się ukrywać, ale pewnego dnia… Niewątpliwie ktoś nas zdradził…
- I nie wie pani, kto?
- Nie. Miałam pewne podejrzenia, ale tak na prawdę potem było już za późno, aby je kontynuować.- Spojrzała w okno oczyma pełnymi bólu i przerażenia. Wciąż wszystko pamiętała i wątpię, aby kiedykolwiek spała w nocy spokojnie.
- Ktoś odkrył, co robiłyście?
Przytaknęła.
- Tej nocy zebraliśmy dwadzieścia sześć osób, które miały o północy wyjść na autobus, który specjalnie wynajęłyśmy. Byliśmy już uszykowani, z pełnymi bagażami. Mieliśmy pewność, że droga jest wolna, więc nie martwiliśmy się, że ktoś z tamtych nas wypatrzy. Szesnaście było matek, dwóch ojców, a osiem małych dzieci. Dokładnie trzy dziewczynki i pięciu chłopców. Najbardziej lubiłam Nataszę i Nikolę. Obie były w tym samym wieku i obie pragnęły kiedyś pomagać rannym , tak jak my. Niestety, nawet nie wiem, kiedy do tego doszło, bo pamiętam tylko, że wyszłam z budynku z innymi pielęgniarkami, żeby zobaczyć czy autobus już podjechał, gdy nagle usłyszałyśmy za sobą ogromny wybuch. Z przerażeniem odwróciliśmy się, żeby zobaczyć, co się stało, choć pewnie umysł sam nam podpowiadał, że ich straciliśmy.
Zamilkła, po czym starła niewidzialny paproszek obok oka. Widziałam, że ta strata bardzo ją bolała i być może każdego dnia zdawała sobie sprawę, że tych dwudziestu sześciu osób nie dało się już uratować. Choć, być może któreś z nich przeżyło?
- I co było potem?- Było to jedyne pytanie, które potrafiłam wypowiedzieć, bo słowo śmierć nie chciało mi przejść przez usta.
- Potem?- Spojrzała na mnie, a ja dostrzegłam łzę, którą chciała ukryć.- Potem nie było już nic.- Nabrała powietrza i ze świstem je wypuściła. Zupełnie, jakby strach i zgroza tamtego dnia sprawiała, że nie potrafiła normalnie oddychać.- Tylko gruzy i oni… martwi. Nie muszę już dodawać, że wybuch zebrał tłum gapiów, przed którymi musieliśmy uciekać. Tamtym nie dało się już pomóc, ale my wciąż mieliśmy rodziny i bliskich. Gdybyśmy dały się złapać Grupa Żywych przestałaby istnieć, a tysiące, żeby nie powiedzieć miliony naszych rodaków straciłoby nie tylko dach nad głową, ale i własne życie.
Głos jej drżał, ale wyglądało na to, że to nie był koniec historii. Starsza kobieta z podziemi i ta dziewczynka musiały w jakiś inny sposób tam pozostać, bo w przeciwnym razie każdy z tamtych zabitych nawiedzałby tamto miejsce.
- Więc się ukrywałyście? Ale jak? Nikt się nie dowiedział, że to byłyście wy?
- Niezupełnie… Bo widzisz, większość z nas była znana już od dawna. Jeden drugiemu przekazywał, że u nas mogli mieć schronienie i perspektywy wyjazdu do późniejszych bezpiecznych miejsc. Oczywiście znali nasze wymogi i wiedzieli, że jest pewne ryzyko…
Pewnie pomyślała tu o tych organach. Nie wiem, czy moim zdaniem pomoc trzem ludziom była opłacalna, skoro gdyby potrzebowali serca musieli jedną z nich zabić. Nie rozumiałam tego, ale i nie prosiłam o zrozumienie. Być może z perspektywy stracenia stu ludzi, a u nich tylko dziesięciu ich miejsce pobytu wydawało im się bezpieczniejsze, choć sama nie wiem jak ja sama bym postąpiła. Życie na wolności groziło zabiciem w każdej chwili całej rodziny, a życie, czy też ukrywanie się w podziemiach na potwornych warunkach zapewniało jednak jakieś tam schronienie.  
- Organy…
- Tak. Musisz zrozumieć, że każde życie człowieka jest i było dla nas cenne…
- Rozumiem…- Odparłam niezrozumiale, bo bałam się zaprzeczyć. Z jakiegoś powodu to, co mi mówiła było ważne, ale i nie ważne na tyle, żebym pojęła nawiedzoną piwnicę. Dlatego też chrząknęłam, aby zwrócić na siebie jej uwagę i dopiero, gdy na mnie spojrzała odważyłam się zapytać.
- Pani Paulino, ja rozumiem, że w tamtych czasach przeżyła pani tragedię, ale ja wciąż nie potrafię pojąć, dlaczego w tej piwnicy pojawia się ta starsza kobieta. Ona wciąż mnie straszy, a nawet teraz zapowiedziała, że zrobi mojej rodzinie krzywdę, jeśli się nie wyprowadzimy.- Wypowiedziałam jednym tchem. Byłam przy tym niezwykle poważna, bo tu też chodziło o moją rodzinę, której groziło niebezpieczeństwo.
Pani Paulina namyśliła się chwilkę, po czym odparła z grozą.
- Bo pamiętasz jak ci powiedziałam ilu ich tam było? Dwudziestu sześciu.- Sama sobie odpowiedziała.- A wydobyto tylko dwadzieścia pięć ciał.
Czyli ciało jednej osoby tam pozostało…
Otworzyłam szeroko oczy i zapytałam:
- A kogo ciała nie wydobyto?
- Władki.- Z zamyśleniem spojrzała w okno.- Tylko Władka, moja przyjaciółka, a twoja babka pozostała w tych ruinach.
- Moja babcia? Ale ja przecież z nią wczoraj rozmawiałam.
Pani Paulina spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Ale to nie możliwe. Zanim nastąpił wybuch tylko ona jedna z nimi była. A nikt nie uszedł z życiem. Wiem, bo śledziłam w przebraniu wydobywanie ciał. Na miejscu przybyli liczni pielęgniarze, bo każdy liczył, że są tam normalni ludzie, którzy mogli przeżyć. Potem, jak się okazało, że to byli Żydzi już nie obchodzono się z nimi tak poważnie. Widziałam jak ich szczątki wrzucano na wóz jedno ciało na drugie. Ręka na rękę. Nikt nie przeżył. Bomba rozerwała nie jedno ciało. Potem wypożyczono jakiś spych i zamiast dalej poszukiwać tych ciał zwyczajnie ich zagruzowano. Być może nawet nie jeden urywek ciała wciąż tam spoczywa gdzieś pod gruzami…
- Ale to nie możliwe! Przecież my mieszkamy w tej piwnicy i wygląda na to, że była niedawno odnowiona. Żadnych pajęczyn, ani nawet kurzu. Musi pani nie wiedzieć jak tam teraz jest, skoro dawno tam pani nie było.
- Ach!- Machnęła ręką z rezygnacją.- Ja tam się nie mieszam, ale wiem, że jakaś kobieta wykupiła tą piwnicę. Podobno stać ją było, więc może i ją wyremontowała. A zresztą, ja tam się nie mieszam w nie swoje sprawy.
Przycupnęła na rogu wersalki wypatrując kogoś zza okna. Korzystając z sytuacji, że na chwilę się zamyśliła zaczęłam kalkulować w głowie usłyszane przez nią wiadomości. Z matematyki miałam czwórkę, ale z dodawaniem radziłam sobie świetnie. Reasumując wszystkie liczby wyglądało na to, że w chwili wybuchu w podziemiach było tam dwadzieścia sześć osób plus Władka, moja babcia. Wydobyto z gruzów tylko dwadzieścia pięć ciał, więc zaginione były dwie osoby, a nie jedna! Dochodząc do takiej niezgodności postanowiłam natychmiast podzielić się z panią Pauliną tym spostrzeżeniem.
- Ale jak? Skoro było was tam, to znaczy tych Żydów dwadzieścia sześć i ta Władka, niby moja babcia, to razem daje mi dwadzieścia siedem. A skoro wydobyto dwadzieścia pięć ciał, to gdzie podziały się te dwie osoby?
Pani Paulina wstrzymała oddech w głowie licząc prosty dla mnie rachunek. Dopiero po chwili znowu napotkała mój wzrok.
  - Moja babcia żyje. Byłam u niej kilka razy i ma się dobrze. W domu jest tylko trochę bałaganu, ale przecież zaparzyła mi herbatę i ją przytulałam. Gdyby nie żyła, jak miałabym tego dokonać?

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii horror, użyła 2272 słów i 12135 znaków.

Dodaj komentarz