,,(…) poszli w kierunku domu (…). Istnieją domy pełne życia (…). Są też takie, które sprawiają wrażenie… opuszczonych, niemal martwych. Ten dom zdecydowanie należał do tych ostatnich.’’
Jeanette Obro Gerlow, Ole Tornbjerd ,,Krzyk pod wodą’’
2
Sam wyjazd już wprawił mnie w zły nastrój, bo w busie prawie nie było dla mnie miejsca. Siostra usiadła na samym środku auta pomiędzy dwoma workami z ciuchami, więc było jej miękko, ale ja siedziałam na samym końcu, prawie w bagażniku i po lewej stronie miałam telewizor, a po prawej karton z naczyniami. Musiałam siedzieć trochę na boku, bo inaczej czułam się jak w klatce. Wszystko było tak obciśnięte, że gdy dojechaliśmy na miejsce prawie nie czułam ramion. Zupełnie, jakby to teraz mnie zapakowali do tej paskudnej walizki ze zgniłym różowym środkiem.
Tata wysiadł pierwszy rozglądając się po okolicy, lecz za moment wsiadł i dopiero podjechał pod wskazany adres. Już nie mogąc wytrzymać przecisnęłam się pomiędzy ubraniami, a telewizorem i wyszłam gdzieś pod spodem.
W pierwszej chwili nie bardzo wiedziałam gdzie jestem, ale zaraz obrazy zaczęły do mnie wracać jak bumerang.
- Jesteśmy w podwórku babci Władzi?- Zapytałam próbując odgadnąć minę ojca, który wyglądał na nieco zakłopotanego.
- Tak- odparł niepewnie patrząc w inną stronę, niż wejście do jej domu.
- Więc, teraz zamieszkamy z twoją mamą? A co jeśli babcia też jest chora na psychikę?
- Babcia nigdy nie była chora na psychikę, jak to ujęłaś, i nie u niej będziemy mieszkać, a tylko w tym podwórku. Zobaczysz, jeszcze ci się spodoba.
Rozejrzałam się dookoła i nie wiem czy byłam zachwycona tym, co zobaczyłam. Zaraz przy wjeździe do bramy po lewej stronie były wysokie schody prowadzące do domu babci, w którym nie byłam już od bardzo dawna. Na samej górze babcia mieszkała po lewej stronie, a naprzeciwko jej sąsiadka, która nazywaliśmy Panią Sąsiadką, choć miała na imię Mela, ale jakoś tak zawsze zapominaliśmy jej imienia. Czasami przychodziłam do niej, gdy byłam mała, bo miała fajną córkę Kaśkę, ale już nie pamiętam jak wyglądała. Pani Sąsiadka zawsze miała dla nas cukierki, gdy tylko ją odwiedzaliśmy, więc wspominam ją bardzo dobrze. Nie była może typem rozgadanej staruszki, ale zawsze grała z nami w różne gry. Potem kazała nam jej coś namalować i pozostawiała to sobie na pamiątkę. Miała taki duży skórzany notes, do którego czasami wklejała nasze rysunki mówiąc, że chce mieć po nas pamiątkę. Zupełnie jakby uważała, iż kiedyś może nas zabraknąć.
Kolejnymi mieszkańcami podwórka byli, a raczej była pani Róża Nosoj. Ona mieszkała obok domu babci i miały wspólną komórkę, i wspólny trzepak, o który zawsze się kłóciły, a który zawiesił mój tata jak był młody. A przynajmniej tak zawsze powtarzała babcia.
Byli też ludzie, którzy mieszkali naprzeciwko wjazdu, ale których nie znałam. I obok nich też był dom, w którym mieszkało pięć rodzin, ale też ich nie znałam. Babcia nie lubiła tamtych ludzi, więc nawet nie miałam pojęcia czy byli źli, czy dobrzy. Jedną tylko staruszkę pamiętałam z dziecięcych lat, ale nie wiedziałam nawet czy jeszcze żyje.
- Tato, ale gdzie my tu będziemy mieszkali?
- Za schodami- odparł i zabrał się do przenoszenia dwóch kartonów, w których były ciuchy moje i siostry.
- Za schodami?
Podążałam za tatą, który szedł prosto, jakby do domu tych sąsiadów naprzeciwko wjazdu, lecz potem skręcił w prawo. Faktycznie za schodami, które prowadziły do domu pięciu sąsiadów stała duża komórka i tuż za nią ukazały mi się dwa długie, choć wąskie okna.
- Będziemy mieszkali w piwnicy?- Zapytałam, bo tam było ostatnie miejsce, gdzie chciałabym wejść.
- To nie jest piwnica, tylko dom pod ziemią- próbował tłumaczyć tata, gdy schodził schodami w dół. Kiedy ziemia już była na wysokości jego oczu stanął przed drzwiami, kartony ustawił na schodku i zaczął szukać kluczy w kieszeni.
- Cholera, gdzieś tu powinny być- powiedział, a ja wciąż stałam przed ciemnym tunelem, do którego nie miałam zamiary wchodzić.
- Ja mam klucze- powiedziała mama.
Zeszła do niego i sama otworzyła metalowe drzwi. Zamek chrzęstnął i drzwi niemal same się otworzyły.
- I włala!- powiedziała mama wchodząc, jako pierwsza.
- Ja się boję- powiedziała Aga. Miała pięć lat, więc wcale jej się nie dziwiłam, że się bała, bo ja sama mając dziesięć niemal czułam jak popuszczam w gatki.
- Daj spokój kochanie- powiedział tata również znikając w podziemiu.
Obie stałyśmy przed piwniczną wnęką, która kruchymi schodami prowadziła w pustkę i ciemnicę otchłani. Nie wiem, czemu, ale nigdy wcześniej tak bardzo się nie bałam. Zupełnie, jakby tam gdzieś w środku czaiło się zło, które wyczuwało, że wiem o jego obecności.
- Ania ja się boję- powiedziała siostra przytulając się do mnie, czym wywołała we mnie nutkę wzruszenia, bo nigdy wcześniej się do mnie nie przytulała.- Ja chcę do domu.
- Ja też chcę do domu- odparłam głaszcząc jej małą czuprynkę delikatnych blond włosków.- Ja też się boję- wymsknęło się mi. Siostra spojrzała w moje oczy i zamiast otuchy ujrzała w nich takie samo przerażenia jak u siebie.
- Będzie dobrze- powiedziałam jej wciąż ważąc każdy krok, który miałam pokonać w stronę naszego nowego domu.
- Ale ja tam nie pójdę. Tam jest ziemia. Ja nie chcę mieszkać w grobie. Ja jeszcze żyję- powiedziała i zaczęła płakać.
- Cii, nie płacz. Tam jest mama i tata. Na pewno nie wybraliby tego domu, gdyby okazał się niebezpieczny.
- Ale ja nie chcę tam być- łkała.
- Ja też nie, dlatego zrobimy wszystko, aby poszukać jakiś nowy dom, dobrze? Na razie pomieszkamy w nim troszeczkę, ale będziemy się pytali sąsiadów, czy nie ma u nich jakiegoś wolnego miejsca. Zobaczysz, wszystko się ułoży.
Gdybym tylko sama chciała w to wierzyć.
Dodaj komentarz