,, Dom to nie miejsce, w którym mieszkasz, ale w którym ciebie rozumieją’’.
Morgenstern Christian
12
Wchodząc do piwnicy starałam się myśleć tylko o mamie. Nie patrzyłam na nic po bokach, ani na stolik, gdzie powinna leżeć tajemnicza gazeta. I gdy usłyszałam, jak mama śpiewa gdzieś tam z końca korytarza domyśliłam się, że brała prysznic. Odkąd pamiętam mama kąpiąc się śpiewała wymyślone przez siebie piosenki, z czego czasem z Agatą się naśmiewałyśmy, ale tak cichutko, żeby tylko nas nie usłyszała. Tym razem też śpiewała radośnie:
Jeśli tylko zdążymy, wyjedziemy stąd.
Zabierzemy buty i wpłyniemy pod prąd.
Jeśli tylko zdążymy pojedziemy tam.
Gdzie podmuchu cień nam na uszach gra.
Zobaczymy rzeczy, których nam jest brak.
Wspomnimy ludzi, których zabrał wiatr.
I na koniec powiem, że ja o tym wiem,
że to nie był duch, tylko zwykły cień…
Potem nagle jej śpiew ucichł. Pewnie wyszła i zaczęła się wycierać. Powinnam jej chyba powiedzieć, że mogłaby zacząć pisać piosenki, bo rymy miała całkiem fajne. Być może zostałaby nawet niezwykłą kompozytorką, czy kimś tam innym i zarabialibyśmy krocie. Wtedy to już na pewno nie mieszkalibyśmy w tym czymś, co oni nazywali domem, tylko w wielkiej willi z basenem i służbą….
Idąc do niej powtarzałam sobie w myślach, co mogłabym jej teraz powiedzieć. Gdzieś z głębi wylatywał dziwny dym, czy też mgła bez zapachu, ale nie przejmowałam się tym. Wiadomo, że ciepła woda wytwarza parę, a ona nie ma zapachu. Nie miałam zamiaru wpadać w panikę, tylko, dlatego, że mama się kapała. I choć para była chłodna i oplatała całe moje ciało ja brnęłam na przód do swojej mamy. Do mojej ukochanej mamy.
I nagle trzask! Podskoczyłam w górę jak opętana i wściekła zarazem, że pozwoliłam tak się wystraszyć. Ktoś trzasnął naszymi drzwiami wejściowymi, a ja omal nie napełniłam swoich gatków uryną. To dopiero byłby wstyd!
Przestraszyłam się, ale poszłam sprawdzić, bo to pewnie była Aga. Ona nigdy nie potrafiła zamykać drzwi normalnie, tylko zawsze musiała nimi trzaskać. Miała tak od zawsze, choć grała nam tym na nerwy.
- Agata!- Krzyknęłam idąc w jej kierunku, choć wszystkie pomieszczenia były puste.- Jest tu ktoś?
Naraz przypomniałam sobie o mamie, więc wystraszona pobiegłam do łazienki i otworzyłam drzwi na oścież. Mama będzie na mnie zła, ale nic nie potrafiłam poradzić na to, że bardzo się bałam i potrzebowałam jej teraz! Nie później.
Wparowałam jak oszalała. Cała łazienka była wypełniona parą od gorącej wody, w której miała kapać się mama.
- Mamo? Gdzie jesteś? – Dyszałam ciężko nie mogąc się uspokoić.-Coś mnie wystraszyło i przyszłam do ciebie.- Powiedziałam najpierw szybko, a potem przy słowie ,,ciebie’’ jakby wyszło ze mnie ze zwolnionym tempem.- Mamo- wydukałam, gdy spoglądając na lusterko całe zaparowane ktoś palcem napisał na nim:
Linnon 1946
Widząc ten napis wybiegłam z łazienki w histerycznej panice, bo choć cała była zaparowana, to jednak nikogo w niej nie było. Migiem przebiegłam przez pokoje i gdy doleciałam do drzwi wejściowych zaczęłam je pchać i upadłam przez to na kolana.
- Co jest kurde!- Wrzasnął ktoś za nimi i nagle ujrzałam leżącą na schodach mamę z zakupami.
- Mamo!- Krzyknęłam i rzuciłam jej się w ramiona.
- Anka? Coś ty narobiła? Czemu wrzeszczysz jak opętana? Popchnęłaś te drzwi i przez ciebie pękł mi jogurt dla Agatki. Zobacz!- Wskazała palcem na drugi stopień od dołu.- Cały się wylał! Nie możesz tak po prostu na mnie wpadać!
Mama odtrąciła mnie jakby z obrzydzeniem i złością, którą wcześniej rzadko u niej widziałam. Była na mnie zła, bo siostra nie dostanie swojego ulubionego jogurtu, a to, że ja byłam przerażona wcale się dla niej nie liczyło.
- Przepraszam mamo. Ja tylko…
- Wiem, że ciągle tylko ty i ty! A to się boisz spać w nocy, a to widzisz jakieś duchy, a to znikasz na długo i nie wiemy gdzie jesteś. Ciągle chcesz być w centrum uwagi. Dosyć mam już tego twojego zachowania, rozumiesz? Jeśli natychmiast się nie zmienisz, to nie wiem, co z tobą zrobię!
Więc jednak pamiętała ten policzek…
Stałam jak wryta w drzwiach, gdy nagle popchnęła mnie na bok drugi raz i przeszła obok ze złością.
- Posprzątaj ten jogurt zanim wróci ojciec!
I tyle było z moich przeprosin. Zrezygnowana poszłam po szmatę do łazienki i biorąc ją dopiero ujrzałam, że lustro nie było już zaparowane, ani nie było na nim napisu. Ktokolwiek tam był bardzo zgrabnie naśladował głos mamy, bo uwierzyłam, że to ona tam śpiewała. I teraz jak zwykle nie było niczego, co mogłoby pokazać, że to nie ja świruję, tylko te rzeczy dzieją się naprawdę.
Albo tylko w tej piwnicy…
Powycierałam schody najpierw na mokro, a potem na sucho. Nie było śladu po jogurcie. Pozostała tylko mokra plama, która niebawem wyschnie, wiec poszłam zanieść brudną szmatę do pralki, w której jeszcze mama nie prała, choć tata zamontował już na górze małą żarówkę, która dawała dość dobre światło. Wchodząc nie zwróciłam uwagi na dźwięki z łazienki, tylko na nagły krzyk mamy:
- Dlaczego wchodzisz bez pukania!
Nie dojrzałam dobrze, w którym stała miejscu, ale na pewno w kabinie prysznicowej, którą tata obiecał naprawić.
- Przepraszam mamo, już wychodzę!
Głupio by było zobaczyć własną matkę rozebraną. Nawet nie próbowałam sobie tego wyobrazić. Mógłby to być trwały uszczerbek na zdrowiu. Chyba już nigdy nie rozebrałabym się do naga, nawet do kąpieli. Dlatego wychodząc odwróciłam głowę, aby nie pokalać własnego ego i nie narazić się na wstyd. Cofając się do tyłu z lekkim uczuciem porażki i wstydu niespodziewanie na kogoś wpadłam.
- Aaa!- Wydarłam się odwracając. Przede mną stała sylwetka matki.- Kim jesteś?- Wyrwało mi się, bo już nie rozumiałam niczego, co się w tej piwnicy działo.
- Ja?- Spytała zdziwiona mama.- Nie poznajesz mnie? Czy ty coś bierzesz?
Odwróciłam się w stronę łazienki, gdzie nic i nikogo nie było. Ani pary, ani nikogo, kogo widziałam wcześniej. Już nic nie rozumiałam. Sceny powtarzały się w kółko, a ja nie byłam pewna czy to w tej chwili stała tutaj mama, czy może znowu coś, co ja naśladowało.
- Pomóż mi z zakupami, bo są ciężkie. Muszę się pospieszyć, bo twój ojciec zaraz wróci, a wiesz, że nie lubi być głodny.
Matka trzymała w rękach tą samą reklamówkę na zakupy, z której przedtem wytraciłam jej jogurt. Aż bałam się zapytać, czy go kupiła. Potwierdzenie jej mogłoby oznaczać, że przewiduję przyszłość, a jego brak, że tego jogurtu nie kupiła, lub go nie miała, bo już wcześniej się wylał na schody. Lecz, czy gdybym ją o to zapytała powiedziałaby mi prawdę?
I kto tutaj szalał? Świat? Czy ja?
- Ale…
- No chyba, że masz lepsze zajęcie do roboty.
Albo to świat, w którym żyłam stawał na głowie, albo to tylko moje dziedzictwo upominało się o jestestwo…
Może to jednak ja zaczynałam być szalona…
Dodaj komentarz