„Co to to nie!” – część 15 i 16

by Koci & Hope
Uwaga! Czytasz na własną odpowiedzialność:)

15
Lidia

   Jakiś hałas, jakby coś spadło na ziemię, zmusza mnie, abym otworzyła powiekę. Światło włączonego telewizora lekko oślepia źrenicę. Zaspana chwytam za pilota, wyłączam pudło, odwracam się na kanapie na drugi bok i odlatuję w kolejny sen.
   Upływa zaledwie chwila, kiedy pomieszczenie przeszywa dźwięk budzika.
Piąta trzydzieści.
Trzeba ruszyć dupsko na pierwszą zmianę. Uciszam piejącego koguta oraz zamykam aplikację z erotyczną stroną.
Już nawet pornusy lulają mnie do snu niczym dobranocka z niedźwiadkiem. "Starość nie radość, młodość nie wieczność."
   Nucąc po nosem „Miś Koralgol wielki drań, trzepał ptaszka – bez dwóch zdań…” robię poranną toaletę, spinam czarne włosy w koński ogon, a następnie nakładam delikatny makijaż. Wychodząc z łazienki do sypialni, zahaczam o kuchnię, aby zrobić sobie dawkę ulubionego eliksiru. W międzyczasie, gdy ziarenka kawy są mielone przez ekspresówkę, zakładam łachy, które przygotowałam dzień wcześniej. Spoglądam do lustra… No dobra, jeszcze nie przypominam nuklearnej katastrofy.
   W pełni zadowolona wypijam cappuccino. Zerkam na zegarek „Komu w drogę, temu co??? Trampki! Tak jest!” Myślę sobie. Odsłaniam we wszystkich oknach żaluzje i ubieram buty oraz narzucam jeansową kurtkę.
   Nareszcie nie muszę słuchać porannego łomotu z piętra wyżej. Ciekawe jak długo będą napierdalać młotami pneumatycznymi? Przecież tego hałasu nie idzie udupić!

  Na miejscu pracy dowiaduję się, że jedna z koleżanek jest niedysponowana, a to oznacza – muszę ogarnąć dwa stanowiska oraz mam Tolcię pod sobą.
Warzywniak, lodówka z nabiałem i uczennica... „Za jakie grzechy?” wypowiadam w myślach, unosząc oczy ku sufitowi.
Kierownik kończy nadmierne pierdolety, po czym przystępujemy do pracy.
– Lidzia. W piątek był tutaj ten typek od popielniczki… – szepcze Tola tuż za moim tyłkiem. Bardzo urodziwa dziewczyna, aż zazdroszczę jej figury.
– I kupił jakąś? – Chcę wiedzieć, a tak naprawdę znam odpowiedź.
– Nieeee. Pytał o ciebie. Miałam wrażenie, że zaraz kapnie mu ślina z ust, kiedy wypowiadał twoje imię.
„Nawet nie wiesz, jak mu piana z mordy leciała, gdy wbił mi się na chatę! Istny labrador ze wścieklizną”. Oczywiście zatajam tę informację.
– Mogłaś zaproponować błotnik do roweru, który mieliśmy w promocji, plus pięć procent zniżki za kolejne odwiedziny w naszym sklepie – odpieram chłodno, lecz po krótkim namyśle dodaję – albo papierowy ręcznik kuchenny Zewa.
– Zewa? – dopytuje zaskoczona nastolatka. Przekręcam oczami.
– Kosztuje więcej od błotnika. Miałabyś lepszy utarg. – Pouczam. Tola zaczyna się głośno śmiać.
– Wszystko dla dobra klienta i jeszcze lepszego zysku dla nas! – Cytuje słowa szefunia.
– W końcu zrozumiałaś taktykę. – Ze słodkim uśmiechem na mordzie, klepię uczennicę po ramieniu.
   Po niecałej godzinie wyjaśniania mojego działu przechodzimy do nabiału. Tłumaczę, na co musi zwracać uwagę, jak układać towar i co robić, kiedy data ważności dobiega końca.
   No, no! Młoda szybko łapie. Jestem bardzo zadowolona, gdy podaje mi kolejny koszyk z ładunkiem, aby wlepić mu nalepkę „30% taniej”.
Lekko pochylona, by móc ułożyć następny asortyment z kuszącą naklejką, słyszę męski chichot.
– Hahaha… Serio? Hahaha... Zobaczę, co się da skołować. Tylko nie straćcie nerwów. Gnam z pomocą. – Krótka przerwa. – Mogę prosić trzymane w dłoni masełko?
  Spoglądam na klienta i sobie myślę „Co? Za mało miałeś wczoraj smarowania i rów cię szczypie?”
Szybko przyjmuję profesjonalną postawę.
– Ten produkt za trzy dni straci datę ważności. W związku z tym polecam panu „Masło extra”. Przy zakupie powyżej trzech kostek, dostanie pan dwadzieścia sześć procent zniżki na dany asortyment. „Kupujesz więcej – zyskujesz!” – Na koniec dodaję motto naszego sklepu.
Ja pierdolę! Cybula stoi z połkniętym ozorem! Jednak szybko wraca do siebie.
Podchodzi bliżej i patrzy mi głęboko w oczy.
– Chętnie skorzystam z takowej promocji na lody i rabarbar – mówi cicho. – W chwili obecnej jestem napalony na osełkę. – Chwyta za szmirę w mojej dłoni w taki sposób, że dotyka skóry.
Udaję, iż muśniecie nie sprawia na mnie żadnego wrażenia, a wgłębi ducha wzdycham, niczym piętnastolatka na widok Howiego z Backstreet Boys. Naprawdę apetyczny kawałek, tylko Marian ma paskudny charakter i dlatego nie będę wdawać się z nim w jakieś chore gierki.
– Proszę bardzo. – Daję faciowi osełkę, wracając do dalszej pracy.
– Nie wiesz, gdzie można kupić jakieś kebaby albo coś teges? Kurde, zleceniodawczyni karmi moich chłopów króliczymi przekąskami – skarży się.
   Od razu wiem, o kim mowa. Współczuję ziomeczkom, lecz bądźmy szczerzy? Szefuńcio ich tak wkopał. Nie musiał wchodzić Majce w tyłek.  
– Pojedzie pan w kierunku centrum miasteczka. Druga ulica w prawo, następna w lewo. Po jakiś dwustu metrach powinien widnieć szyld „Cleopatra”. Najlepszy imbiss w pobliskiej okolicy – informuję Mariana, wlepiając czerwoną nalepkę na wieczko jogurtu.
– Liczyłem, że wskażesz mi drogę po trutkę na szczury.
Czy ja właśnie usłyszałam nutkę rozbawienia?
„Jest po drugiej stronie regału, możesz się śmiało obsłużyć.” Myślę, lecz nie wypowiadam tego na głos, tylko przygryzam ozór.
– Na deser polecam... – Podnoszę do góry jogurt naturalny Bakoma 0% tłuszczu. – Nie można się oprzeć takim niskim procentom. – Uwodzicielsko się uśmiecham. Sąsiad spogląda na mnie, a w jego ciemnych oczach widzę własne odbicie.
– Muszę przyznać, że znasz się na fachu i potrafisz zrobić smaczek. Daj mi cztery truskawkowe Jogobelle.
Podaję kolesiowi jogurty o pojemności czterystu gram, przez co ziomek się dziwnie na mnie gapi.
– Duzi mężczyźni potrzebują odpowiedni podwieczorek. Mam rację albo mówię nieprawdę?
Marian z delikatnym uśmiechem na twarzy kręci głową, lecz serdecznie dziękuje. Żegnam gołodupca, po czym powracam do czynności. Nie uszło mojej uwadze, jak Tola zakryła dłonią usta, kiedy ukradkiem podsłuchała naszą rozmowę.
– Z czasem nauczysz się wyprzedzać myśli klienta – stwierdzam zadowolona.

***

   Wkładam klucz do zamka mieszkania. Trochę dziwnie, że muszę pociągnąć klamkę do siebie, żeby je otworzyć. „Może to efekt tego, jak ostatnio nimi pierdykłam?”. Nie zastanawiam się nad tym zbyt głęboko, tylko wchodzę do środka. Zrzucam ze stóp obuwie, wieszam na haczyk garderoby kurtkę oraz torbę, z której wyciągam telefon. Idę do salonu i opadam zadkiem na kanapę, zamykając oczy. Cisza, spokój… Zasłużony odpoczynek.
   Głęboko wzdycham, wyciągając przed siebie kopyta. – Żyć, nie umierać!
Trzymany w dłoni „sramsung” wydaje dźwięk wiadomości. Otwieram app.
„Przypominam o twojej urodzinowej wyżerce. Widzimy się za godzinę. Siostrzyczka.”
Delikatnie się uśmiecham. „Jednak małpa nie zapomniała.”

16
Marian

   Zdzieram racice, drepcząc od ponad dwóch godzin po dużym pokoju. Co chwilę spoglądam przez okno i chociaż mam pełną świadomość, iż zachowuję się niczym wariatuńcio, to po prostu nie mogę inaczej. „Że też musiała dzisiaj gdzieś wybyć! Wiem, iż ma urodziny i pewnie jakąś rodzinę oraz znajomych, no ale kurde… tak sobie wszystko zaplanowałem, a tu chuj wielki i mirabelki!”.
   Jedyna pociecha w tym, iż Lidka zostawiła uniesione rolety (co ma w zwyczaju robić, opuszczając lokum), toteż mogę zerkać, czy przypadkiem już nie wróciła. Mam jednak obawy, że zanim to nastąpi, wyślizgam dziurę w parkiecie, a tort, który z trudem upiekłem, rozkleksi się po całej lodówce. Ktoś zdecydowanie musi mnie nauczyć ubijać śmietanę, bo wyszła z deczka zbyt płynna.
   Łażę kolejne dwadzieścia minut i gdy zaczynam się martwić, iż zaraz noc mnie zastanie, wtem w mieszkaniu sąsiadki zapala się światło. Uradowany nawet nie łypię na zwierciadło, tylko pędem porywam z wazonu kwieciwo, z chłodziarki zapakowany tort, a także stojący koło sofy prezent. Ciesząc się na niespodziankę niczym głupi do sera, raźnie idę z bukietem i torebką z „giftem” w jednej, a ciachem w drugiej łapie. Fartownie zastaję niedomknięte skrzydło na dole, toteż nie muszę dzwonić domofonem i zdradzać lubej, że się pojawię. „Los jednak mi sprzyja”. – Myślę, pogwizdując radośnie, jednocześnie biorąc po kilka stopni na raz. Moment później stoję pod drzwiami Kruszonki.
   Tutaj jednak od razu coś mi nie pasi. Drzwi wejściowe są uchylone, a światło wewnątrz już się nie pali. Odkładam więc szpargały na podłogę, najdelikatniej jak tylko potrafię. Mocno ta sytuacja śmierdzi, a w takich sprawach zwykle mam nosa. Nie wydając żadnego dźwięku, czekam zatem, aż lampka na klatce zgaśnie i popycham drewno, wchodząc po cichu do środka. Już od progu zauważam stojącą przy oknie osobę, która na bank nie jest Lidią. Tyczkowata budowa ciała, w niczym nie przypomina znajomej babeczki. W mroku zauważam leżącą u stóp metalową łyżkę do butów, toteż kucam i ją podnoszę, a gdy ponownie jestem wyprostowany, bez zawahania pstrykam włącznik LED-ów. Mija sekunda i już wiem, kto się bejbi wtargał na chatę. Tym razem nawet nie zamierzam udawać milusińskiego.
   – Zgubiłaś coś tutaj, Mahujska? – Pada od razu, gdy dżdżownica odwraca chałapę ku wejściu. – Nie przypominam sobie, by moja dziewczyna pozwalała ci się zajmować kwiatami.  
   Paszkwil w mig robi się czerwony jak burak, a następnie zaczyna ujadać:
   – Czyli to prawda! – krzyczy i wymachuje rękoma, nie zwracając najmniejszej uwagi, iż przyłapałem ją na włamie. – Jesteś z nią, z tą, tą… pieprzoną grubaską! To ja ci robiłam ciasto i pomagałam w zakupach! Nie ona! Byłam taka dobra, milutka i grzeczna. Ba! Nawet pracownikom zdrową żywność podawałam razem z „Inką” do popicia. Ty, ty! Ty popaprańcu! Wolisz spaślaka ode mnie! Jak śmiesz?!
   Okej, tego się nie spodziewałem. Nie, że niejako wyzna mi uczucia, czy też będzie podkreślać własne „dobre” uczynki, ale, iż obrazi koleżankę z bloku. Trwam jednak w zawieszce tylko przez chwilę, po czym stanowczo wchodzę do salonu i łapię suchelca od tyłu za ramiączka sportowego stanika, wystającego spod „ikseskowej” koszulki. Niewiele myśląc, ciągnę piczę na klatkę, tak wkurwiony, jak chyba nigdy dotąd. Gdy jesteśmy na zewnątrz, puszczam patyczaka niczym wypierdka mamuta, w rzyci mając, że potyka się o własne pęciny i klapie zadem na podłogę. Wówczas zaczynam tyradę:
   – Ty zadufana w sobie kłamliwa pizdo! Naprawdę chciałaś obrabować mieszkanie Lidii, powodowana zwyczajną suczą zazdrością? Masz czelność mianować się jej przyjaciółką, a na boku obrabiasz dziewczynie dupę, nazywając spasioną i grubą? Ty glisto ludzka! Co z ciebie w ogóle za człowiek? – wyrzucam jak z karabinu, drąc mordę na cały regulator. Gdzieniegdzie pojawiają się sylwetki zaciekawionych sąsiadów, co tylko podsyca moją złość. – Nie dorastasz tej kobiecie do pięt. Ona jest zabawna i dobra, ty zaś miałka oraz nijaka. Mówisz, iż robisz komuś przyjemność, ale prawdziwą radość zapodałabyś, gdybyś zniknęła wszystkim sprzed oczu. Częstujesz ciastem, którego pies by nie tknął, bo pomyślałby, że to syf i do tego zatruty. Wypominasz, iż robisz kawę moim pracownikom? A w tyłek ją sobie wlej i wypłucz jak lewatywą, którą na pewno zapodajesz swojemu kościstemu kuprowi każdego wieczoru i ranka. Wiesz, co by włosi powiedzieli na tę twoją „Inkę”? Że ich chcesz, kurwa, obrazić! W dniu jutrzejszym, ekipa się od ciebie wyniesie i możesz być pewna, iż policzę ci co do grosza za wykonane prace, a jeśli nie będziesz chciała zapłacić, to podam twoje dane do sądu. Nie mam obowiązku kończyć zlecenia, gdy płatnik okazuje się nierzetelny. A ty jesteś złodziejką, manipulantką i do tego fałszywym paszczurem! Już ja dopilnuję, byś z tym rozpierdolonym mieszkankiem długo nie znalazła nowych majstrów. Wystarczy jedno moje słowo, a Natalia rozpuści właściwą famę w okolicznym budowlanym światku…
   Pinda robi coraz większe oczy. Widzę, że chce się jakoś wytłumaczyć, jednak nie pozwalam dojść trocinie do słowa:
   – Wracając zaś do Lidii. Wierz mi, chciałabyś być taka jak ona. Mądra, szczera, z ciętym żartem i do tego ciężko pracująca. Nie spoglądająca w lustro co pięć sekund i nie kalkulująca ile kalorii znajduje się w jebanym koktajlowym pomidorku! Ta kobieta ma mózg, duszę i ciało, a ty tylko mech i kupę mułu. Nie myśl sobie, iż o niczym jej nie powiem. Nie zataję najmniejszego szczegółu, który się dzisiaj wyda…
   – Nie będziesz musiał. – Pada raptownie za moimi plecami. Odwracam głowę i zauważam Lidię, stojącą na ostatnim schodku prowadzącym na półpiętro. Minę ma nietęgą, ale mam wrażenie, że bardziej jest smutna niż zła. Pomimo to podchodzi bliżej i staje u mego boku.
   – Nie chcę cię więcej widzieć – mówi w stronę żmii na glebie, a głos ma zimny i stanowczy. – Jeśli coś zniszczyłaś lub zabrałaś, masz to odkupić bądź zwrócić. Dostajesz dwa dni na ogarnięcie całego bajzlu.  
   – Ale ja nic… – zaczyna menda, jednak razem z Kruszonką uciszamy ją wzrokiem. Muszę przyznać, iż pomimo zastanej sytuacji, niezmiernie podoba mi się wspólny front.
   – Dwa dni – powtarza Lidka. – Jeśli się nie wywiążesz, doniosę glinom. – Podnosi wzrok i wykrzykuje. – A Państwa biorę na świadków! Przynajmniej wszyscy teraz wiemy z kim mamy do czynienia!
   Po tych słowach, dziewczyna odwraca się i wchodzi do mieszkania, zostawiając uchylone drzwi. Nie bardzo wiem co robić, więc zerkam ponownie na płaszczkę u stóp, a następnie na innych sąsiadów. Ci drudzy szybko znikają we własnych apartamentach, natomiast pinda nadal leży zszokowana na posadzce. Najchętniej bym ją zrzucił ze schodów, ale zamiast tego raz jeszcze podnoszę głos:
   – Buda stąd, jeśli ci życie miłe! Spierdalaj w podskokach na górę, ale to już!
   – Nie gadaj z dupą, bo cię osra – dociera do mnie cichy głos Lidii. Odwracam głowę i widzę zmęczenie malujące się na ślicznej twarzyczce. Ponownie mam ochotę zaszlachtować Majkę, ale gdy się odwracam, ta wbiega właśnie na górę. Wzdycham pod nosem i mówię do nadal stojącej w drzwiach czarnej:
   – Chciałem ogarnąć miłą niespodziankę, ale nie sądziłem, że wszystko się tak potoczy. Przepraszam, jeśli niepotrzebnie nakręciłem aferę na cztery fajery.
   – Jest okej – odpowiada i o dziwo po raz pierwszy spogląda mi w oczy, bez cienia złości czy przekory. Przez moment przestrzeń wypełnia cisza. Zdążam jednak zaledwie zauważyć, iż przygryza dolną wargę, a już rzuca pytanie:
   – Masz może ochotę na afterparty?

DING-DONG! WYBIŁA GODZINA ZERO!  

Kobieta wyrywa na żywca męskie serce. Spragniona nieokreślonych doznań wchodzi ze zdobyczą do własnej pieczary. Cóż pocznie mężczyzna, który bez tak ważnego organu, nie jest w stanie funkcjonować? Czy znajdzie siłę do walki? Wejdzie do groty, by wziąć co do niego należy?

   „– Pff – zacieszam w myślach, podnosząc bambetle z podłogi. – Zrobię to, co w tym wypadku uczyniłby każdy prawdziwy bohater…”.
   Uderzę w bajlando!

KociHopeCoop

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i komediowe, użyła 2632 słów i 15742 znaków, zaktualizowała 13 cze 2021.

3 komentarze

 
  • Użytkownik shakadap

    Dobre, bardzo dobre.
    Jak cala ta seria.  
    Oby tak dalej.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    13 cze 2021

  • Użytkownik KociHopeCoop

    @shakadap Dziękujemy bardzo :) Niezmiernie nam miło :)
    Pozdrawiamy!

    13 cze 2021

  • Użytkownik Mirka

    Bravo, bravo, bravissimo...
    Przemowa do paszczura - rewelacyjna. Wzorcowa, jak metr z Sevres, aż się prosi, aby ją wykorzystywać w podobnych sytuacjach.
    Od rana mam dobry humor, bo podśpiewuję sobie piosenkę o Kolargolu,  :rotfl:  
    Buziaki.

    13 cze 2021

  • Użytkownik Cosmo

    Szczerze przyznam, że całkowicie nie zrozumiałem ciągnięcia do siebie klamki i czemu Mahujska była w mieszkaniu Kruszonki skoro Kruszonka zaległa na kanapie, a potem zeszła z góry…? Help me out, plis!

    13 cze 2021

  • Użytkownik Kocwiaczek

    @Cosmo, Lidia była na spotkaniu z siostrą, która zaproponowała jej wyżerkę. Mahujska zaś wchodząc do mieszkania zapaliła światło (ludzki odruch), czym zaalarmowała Mariana. Ten myśląc, że to Lidka, popędził do niej z prezentem. Co do klamki – to znak, że coś z zamkiem dzieje się niedobrego. Jednak, aby zrozumieć całą sytuację zapraszam do kolejnego udostępnienia niebawem, a wszystko (niemal) stanie się jasne. Pozdrowienia!

    13 cze 2021

  • Użytkownik Cosmo

    @Kocwiaczek dobra, to z zejściem z góry sobie dopowiedziałem… Czekam z utęsknieniem!

    13 cze 2021

  • Użytkownik Gaba

    @Kocwiaczek to Lidka zostawiła otwarte odrzwia??? Nie użyła klucza do zamka? Dziwne zwyczaje w tym apartamentowcu panują... Ale ok, jak mus to mus.

    No i pięknie! Znakomicie się rozkręcają stosunki międzyludzkie, oby tak dalej!  
    Pozdrawiam Was🌷

    13 cze 2021

  • Użytkownik KociHopeCoop

    @Gaba dziękujemy bardzo za przeczytanie. Miło nam cię gościć. Wszystko wyjaśni się już niebawem. Pozdrawiamy serdecznie.

    13 cze 2021