Iluzja – rozdział 30

Iluzja – rozdział 30Na kuchennym blacie po raz kolejny czekał ogromny bukiet róż. Ich czerwień niemal raziła mnie w oczy. Przyglądałam się im bez wyrazu. Drgnęłam przestraszona, gdy Gavin nagle objął mnie od tyłu.
– Przepraszam – szepnął mi do ucha. – Po prostu… zdenerwowałem się. Wiesz? Sama mnie sprowokowałaś. Gdybyś nie skłamała… nic by się nie stało. Rozumiesz mnie? Byłem przekonany, że jesteś w pracy. Wiesz, jak to zabolało? Nie rób tego więcej, dobrze?
Nie reagowałam, gdy całował mnie po szyi. Czułam się jak pusta skorupa. Plecy nadal cholernie mnie bolały, tak, że ledwo byłam w stanie chodzić, oddychać. Zastanawiałam się, jak bardzo źle to wyglądało i czy przypadkiem czegoś sobie nie uszkodziłam.
Dusiłam się – to było najlepsze określenie. Ten piękny apartament, niegdyś tak przeze mnie podziwiany, stał się więzieniem, w którym nie mogłam wytrzymać. Miałam wrażenie, że byłam tu całkiem odizolowana od świata. Mimo ogromnych szyb, przez które widziałam całe miasto, miałam wrażenie, że nikt nie widział mnie. Nikt nie słyszał wołania o pomoc.
Wczoraj powiedziałam Gavinowi, że wychodzę do pracy – ale to było kłamstwo. Nie byłam rozpisana na ten dzień. Musiałam po prostu wyjść. Uwierzył, a ja przez sześć godzin włóczyłam się po mieście. Spacerowałam, wchodziłam do kawiarni, gdzie siedziałam nad parującą filiżanką, potem wychodziłam, znowu spacerowałam, szłam na cmentarz. To było jak błogosławieństwo. Byłam sama. Nie musiałam przed nikim udawać szczęścia. Mogłam na trochę zapomnieć.  
Tęskniłam za swoim domem. Tęskniłam za rodzicami. Tęskniłam za czasami, gdy Olivia z nami była. Wszystko było wtedy znajome i bezpieczne. Nawet po śmierci siostry czułam się bardziej sobą, niż teraz.
Sylwestra spędziliśmy na sali balowej pełnej ludzi, których nie znałam, ale jako żona Gavina musiałam ładnie się prezentować i uśmiechać się, nieważne, co by się działo. Miałam na sobie obcisłą, połyskującą sukienkę, w której źle się czułam, do tego niebotycznie wysokie szpilki. Nie było jednak szansy, że się w nich potknę, bo Gavin cały czas mnie obejmował. Dla ludzi obok wyglądało to jak czuły gest, ale tak naprawdę była to żelazna obręcz, niepozwalająca mi odejść. Obręcz, która mnie kontrolowała, która zaciskała się mocniej, gdy na chwilę zapominałam o uśmiechu albo kiedy za wolno odpowiadałam na pytania. Wtedy wiedziałam, że muszę się poprawić. Że gdy odpowiem dobrze, uśmiechnę się szerzej, wszystko będzie dobrze. Żelazna obręcz puści, przestanie mnie dusić.
Patrzyłam na mojego męża i już nie widziałam w nim tego człowieka, którym był. Przestałam mieć nadzieję na to, że wróci. Zastanawiałam się, czy to dlatego Kira odeszła. Na pewno miała swoje wady, ale może czuła się w tym związku tak jak ja i dlatego kłamała. Dlatego uciekała. Uciekła do Harveya, bo on był znajomy i bezpieczny. Uciekła przed manią kontroli i zazdrością. Na to pytanie też nie znałam prawdziwej odpowiedzi.
Wypiłam tylko jeden kieliszek szampana, bo na tyle mogłam sobie pozwolić. Gavin zapewne nie chciał ryzykować, że ponownie się upiję i go ośmieszę. Cały czas musiałam być trzeźwa, czujna. Po alkoholu mogłabym stracić kontrolę, a wtedy on znowu byłby zmuszony mnie ukarać. Proste. Jeśli nie sprawiałam problemów, on nie sprawiał mi bólu.  
Gdy wróciłam do domu, udając, że wracam z pracy, on już na mnie czekał z twarzą wykrzywioną wściekłością. Nie rozumiałam, o co chodziło, ale szybko mi to wytłumaczył:
– Nie byłaś w pracy. Okłamałaś mnie. Poszedłem tam, chciałem zrobić ci niespodziankę… wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy usłyszałem, że dziś nie pracujesz. A więc gdzie byłaś? – Zacisnął dłoń w pięść, jego oczy pociemniały. – Poszłaś do niego?
Nic nie dały zaprzeczenia. Nic nie dało to, że przecież nawet nie wiedziałam, gdzie Harvey teraz mieszkał. Gavin i tak wyszarpnął mi komórkę i sprawdził rejestr ostatnich połączeń. Dopiero wtedy przekonał się, że mówiłam prawdę.
– Więc gdzie byłaś? Dlaczego mnie okłamałaś?
– Po prostu… chodziłam. Po mieście. Potrzebowałam czasu dla siebie…
– Czasu dla siebie? – parsknął śmiechem. – Możesz mieć czas dla siebie. W kuchni. W pokoju z bilardem. Możesz zaszyć się w sypialni. Mało masz tu miejsca? Myślisz, że jestem głupi? Nie okłamałabyś mnie, gdybyś chciała tylko pospacerować po mieście. Pytam po raz ostatni: gdzie byłaś?!
Nie uwierzył mi. Złapał mnie za ramiona, potrząsał mną jak lalką, chcąc usłyszeć odpowiedź, która by go zadowoliła – ale gdy nie miałam mu do powiedzenia nic więcej poza kilkugodzinnym spacerem, odrzucił mnie od siebie z taką siłą, że uderzyłam plecami o ostry kant szafki. Zabolało tak, że nie byłam w stanie sama się podnieść. Gavin miał zaszklone oczy, gdy podnosił mnie z podłogi. Przepraszał raz za razem. Obiecywał, że więcej tak nie zrobi, że to już się nie powtórzy.
Teraz obydwoje patrzyliśmy na czerwone róże, choć ich kolor kojarzył mi się tylko z krwią.
– Muszę się położyć – powiedziałam zduszonym głosem. – Bolą mnie plecy.
– Dobrze.
Pomógł mi dotrzeć do łóżka, co najmniej jakbym była stara i schorowana. Nawet leżenie sprawiało mi ból. Przekręcenie się na drugi bok zajmowało mi parę minut. Poruszałam się ostrożnie, tak jakbym miała coś sobie złamać, jeśli wykonam zbyt gwałtowny ruch.
Myślałam, że z raną na palcu Gavin nieco się opanuje, ale wydawało się, że szwy w ogóle go nie ograniczały. Wciąż musiałam robić większość czynności, których nie był w stanie wykonać, na przykład przygotować śniadanie, rozpakować zakupy czy uprasować mu ubranie. Nie przeszkadzało mu to jednak w wymierzaniu mi kar – wtedy zapominał o bólu, jakby nie istniał.
Nie rozumiał, że kwiaty niczego nie naprawią. Nie rozumiał, jak wielki ból mi sprawiał, nie tylko fizyczny. Nic nie rozumiał. Miałam być jego rodziną. Czasem mówił o dziecku i dotykał mojego brzucha, nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo dysfunkcyjną rodzinę tworzylibyśmy. Byliśmy nią już teraz. Nie zamierzałam sprowadzać na ten świat dziecka, które cierpiałoby jeszcze bardziej niż ja.

Styczeń był dla mnie trudnym miesiącem. Zastanawiałam się, czy Gavin będzie pamiętał o śmierci Olivii. Byłam przekonana, że o tym zapomni, ale on zaskoczył mnie wieczorem propozycją pojechania na cmentarz. Po drodze kupił ogromny wieniec i zachowywał się tak, jakby faktycznie rozumiał, co czułam. Jakby jemu też brakowało Olivii, choć przecież nigdy jej nie poznał. Pocieszał moją mamę, przytulał ją tak czule, że prawie poczułam zazdrość. Potem pojechaliśmy do domu rodziców, gdzie na stole czekał tort urodzinowy. Miałam ochotę rzucić nim o ścianę. Nie potrafiłam jeść tortu w rocznicę śmierci siostry. Tort był na wesołe okazje. Ten dzień miał już nigdy taki nie być. Mama wyciągnęła albumy ze starymi zdjęciami i ze łzami w oczach pokazywała Gavinowi małą Olivię i małą mnie. Raz parskała śmiechem, a za chwilę zalewała się łzami. Nie mogłam tego znieść. Po cichu wstałam z kanapy i poszłam do pokoju siostry.
Nie pamiętałam, kiedy ostatnio tu zaglądałam. Pokój był ciemny i zimny, ale nienaruszony. Chyba żadne z nas nie było w stanie się zdobyć na sprzątnięcie rzeczy Olivii. Zapaliłam światło i omiotłam wzrokiem kurz, który pokrywał meble. Usiadłam powoli na jej łóżku, które skrzypnęło pod moim ciężarem. Bałam się powąchać pościel, bo jeśli pachniałaby Olivią, sama bym się rozpłakała. Siedziałam tam kilkanaście minut, patrząc uważnie na każdy mebel, przypominałam sobie wszystkie chwile, które tu spędziłam razem z siostrą. Miałam wrażenie, że w tej ciszy słyszałam jej śmiech.  
Co powiedziałaby teraz? Czy byłaby taka jak w moim śnie, czy jednak zachowałaby się jak moja siostra? Pomogłaby mi? Zauważyłaby to, co tak usilnie próbowałam ukryć? Julie próbowała mi pomóc, ale koniec końców, nie ufałam jej aż tak. Nie była moją rodziną. Nie wychowałam się z nią. Gdyby Olivia tu była… być może nie pozwoliłaby mi wyjść za Gavina. Może to całe zło nie miałoby miejsca.
W końcu przyciągnęłam do siebie poduszkę siostry i wtuliłam w nią twarz. Spodziewałam się poczuć jej zapach, ale czułam tylko zatęchły kurz. Wgryzłam się w materiał, by nikt nie usłyszał mojego szlochu.
Chyba nigdy nie czułam się bardziej samotna.

Z czasem nauczyłam się być posłuszna. Znałam już sytuacje, w których Gavina ogarniał gniew, potrafiłam w miarę możliwości go uspokoić, cofnąć się, gdy zrobiłam coś źle. Wkrótce sama zaczęłam pamiętać o najdrobniejszych detalach. Na pozór zasady były proste – miałam nie kłamać i zachowywać się dobrze. Musiałam jednak czytać między wierszami: nie mogłam się upijać i tracić kontroli. Nie mogłam go poniżyć przed znajomymi lub pracownikami. W mieszkaniu musiał panować idealny porządek. Gdy mówiłam, że idę do pracy, miałam faktycznie tam iść. Jeśli chciałam iść na zwykły spacer, musiałam powiedzieć o tym Gavinowi. Nauczyłam się, że zawsze odkrywał moje kłamstwa, wiedział, dokąd chodziłam, tak jakbym jakimś cudem miała wszczepiony nadajnik GPS. Tak już po prostu było, a ja przestałam to kwestionować. Zachowywałam się jak robot, który nauczył się uśmiechać na zawołanie, nie marudzić, nie narzekać, całą uwagę skupiać na mężu. Wtedy wszystko było dobrze. Powracał czarujący uśmiech, powracały czułości, przytulenia, pocałunki. Czasami nawet żartował, a ja obliczałam w myślach, w którym momencie mam się roześmiać, by było to jak najbardziej autentyczne.
Stałam się robotem i to była moja najtrudniejsza rola.
Widziałam, że Julie chyba się poddała. Zaprzeczanie jej oskarżeniom przychodziło mi już tak naturalnie, że nie wiedziała, jak inaczej do mnie dotrzeć i uświadomić mi problem. Nie wiedziała, że ja go widziałam. Byłam go świadoma. Nie rozumiała jednak, że byłam w sytuacji bez wyjścia. Wiedziałam, że Gavin nie da mi rozwodu. Wiedziałam, że jak komuś o tym powiem, on się zemści – na mnie lub na moich najbliższych. A jeśli nikt by mi nawet nie uwierzył? Dla reszty świata Gavin był ideałem. Wysoki, przystojny, wpływowy, zabawny, czarujący, szarmancki. Przed resztą świata traktował mnie z czułością, jakiej chyba nigdy nie doświadczyłam, nawet na początku związku. Nie sposób było poznać, że w środku aż krzyczałam.
W nocy, gdy Gavin spał, wymykałam się do łazienki z komórką i czytałam o przemocy domowej, próbując się rozeznać, czy miałam jakieś opcje i czy mogłam gdzieś szukać pomocy. Momentami byłam bierna i obojętna na to, co się działo, bo zwyczajnie nie miałam siły do walki; były jednak chwile, gdy czułam, że muszę się stąd uwolnić. Że jestem za młoda, by całe życie spędzić u boku tyrana, dla którego nie było już ratunku. Na pewno była jakaś opcja. Na pewno ktoś mógł mi pomóc.
Chwilę trwało, zanim sobie uświadomiłam, co tak naprawdę działo się u nas w domu. Zaczęło się niewinnie. Każdy się czasem złościł, prawda? Nie byłam jednak głupia. Miłość zaślepiła mnie tylko na chwilę. Internet – i rzeczywistość – otworzyły mi oczy.
Przykłady przemocy domowej:  
Krytyka i słowne ubliżanie – krzyki, drwiny, oskarżenia, werbalne groźby.
Nadużycia zaufania: kłamstwa, okazywanie zazdrości.
Izolowanie: mówienie, dokąd wolno i dokąd nie wolno chodzić ofierze, uniemożliwianie jej kontaktów z przyjaciółmi i/lub rodziną.
Nękanie: śledzenie i sprawdzanie ofiary, ustawiczne sprawdzanie, z kim ofiara się kontaktuje.
Groźby: agresywna gestykulacja, wykorzystywanie przewagi fizycznej do zastraszania ofiary, tłuczenie przedmiotów.
Przemoc fizyczna.
Wypieranie się: zaprzeczanie zarzutom złego traktowania, wmawianie ofierze, że sama ponosi winę za złe traktowanie, okazywanie przy innych dobroci i cierpliwości, płacz i błaganie ofiary o przebaczenie, obietnice, że to już się więcej nie powtórzy.

Czytając to, płakałam nad swoim losem. Ofiara. Tym właśnie byłam. To wszystko zrobił mi człowiek, w którym się zakochałam, który mi pomógł, który miał dać mi szczęście.
Jak widać, była to jedynie straszliwa iluzja. Pułapka bez wyjścia.
Zawsze jednak ograniczałam się tylko do czytania. Tak bardzo się bałam, że nikt mi nie uwierzy, że nawet nie próbowałam szukać pomocy. Tak bardzo się bałam, że mi się nie uda, a wtedy Gavin znowu się wścieknie. Pobije mnie jeszcze mocniej niż do tej pory. Znajdzie Harveya. Zwolni mojego tatę. Nie mogłam narazić bliskich. Musiałam to znosić – choćby dla nich.

Do badawczego spojrzenia Julie dołączyło też spojrzenie Briana. Przyglądał mi się ze zmartwieniem, gdy ustawiałam ciasta na witrynie.
– Dobra. Koniec tego. Co się dzieje? – Pociągnął mnie za łokieć i palcem uniósł moją twarz, by dokładniej się jej przyjrzeć. – Od paru tygodni wyglądasz jak cień dawnej siebie. Czy ty w ogóle coś jesz? Śpisz? – W jego oczy wkradało się przerażenie, gdy patrzył kolejno na siną skórę dookoła moich oczu, zmatowiałe włosy i chudsze niż zwykle ciało. – Jesteś chora? Stało się coś złego? Powiedz mi – nalegał, a ja usiłowałam szybko wymyślić jakąś wymówkę. Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Brian ze zwykłego kolegi z pracy stał się moim przyjacielem, ale nie mogłam się zmusić, by powiedzieć mu prawdę. Nikomu nie mogłam jej powiedzieć.
– Nic się nie dzieje, po prostu… problemy związkowe. Wiesz, jak to jest. – Uśmiechnęłam się niemrawo.
– Tak właściwie to nie wiem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem dziewczynę. – Nie wyglądał na przekonanego moimi słowami. – A szanse na nową są raczej marne.
– Dlaczego? – Chętnie podchwyciłam temat. Każdy inny był lepszy od dyskusji o moim żałosnym stanie. – Nikt nie wpadł ci w oko?
– Przeciwnie. Wpadł, ale nie mam u niej szans.
– Skąd wiesz? Niczego ci przecież nie brakuje. – I mówiłam prawdę. Brian był wysoki, szeroki w barach, korpulentny, ale miał zaskakująco ostrą linię szczęki i był naprawdę przystojny. Czasem czułam się przy nim malutka, jakbym stała przy dużym niedźwiedziu. Niedźwiedź był jednak miły i kochany, miał krótkie, kręcone włosy w ciemnoczekoladowym kolorze i zawsze wesołe oczy. – Gdybym nie miała męża, sama bym się za ciebie wzięła – zażartowałam. Żart. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio z czegoś żartowałam.
Roześmiał się krótko.
– Dziękuję. To pocieszające.
– Więc czemu uważasz, że ta dziewczyna cię nie zechce?  
– Jestem dla niej tylko kolegą.
– To żaden argument. Zawsze można to zmienić. – Teraz naprawdę mnie zaciekawił. – Może ci pomogę w zdobyciu jej serca. To oderwałoby mnie od… moich problemów związkowych.
– Wtedy musiałbym ci powiedzieć, kto to jest, a na to nie jestem jeszcze gotowy. – Odsunął się i zaczął przecierać blat, choć był idealnie czysty.  
– W porządku. Wszystko w swoim czasie. Ale nie czekaj za długo.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy oboje wróciliśmy do pracy, ale martwiło mnie to, że już nawet Brian widział, jak bardzo było ze mną źle. Widocznie wciąż za słabo udawałam. Specjalnie unikałam wizyt u rodziców, bo oni też by się domyślili, że dzieje się coś złego. Wolałam się od nich odsunąć, by ich nie narażać. Gavin był zdolny do wszystkiego. Miałam wrażenie, że nawet teraz na mnie patrzył. Że znał wszystkie moje myśli. Niemal słyszałam jego głos: pamiętaj, co się stanie, jeśli komuś o tym powiesz.
Pamiętałam. W każdej pieprzonej sekundzie każdego dnia.

Gavin miał kilka ciężkich dni w pracy. Nie bardzo rozumiałam, o co dokładnie chodziło, ale czasem docierały do mnie słowa takie jak współpraca, nowy kontrakt, nowi partnerzy. Było mi to właściwie na rękę, bo był tak zajęty pracą, że czasem zapominał o moim istnieniu. Wracał z biura, otwierał na nowo laptopa i często siedział przy nim aż do wieczora, albo wychodził, by się z kimś spotkać i coś jeszcze ustalić. Nie miałam nic przeciwko temu. Początkowo bałam się, że całe jego zdenerwowanie obróci się przeciwko mnie, ale nadal dobrze wykonywałam swoją rolę, więc nie miał się do czego przyczepić. Mieszkanie było posprzątane, zawsze miał gotowy obiad lub kolację, rano zawsze czekała na niego filiżanka kawy. Dzięki temu mógł się skupić na pracy, a ja – na tym, jak przetrwać.
Początkowa trudna sytuacja powoli stała się codziennością. Zdawałam sobie sprawę z tego, że byłam ofiarą przemocy domowej, ale nie wiedziałam, co mam z tym zrobić – jak zrobić cokolwiek tak, by nikt nie ucierpiał. Wmawiałam sobie, że mogę to znieść. Jeszcze jeden dzień dłużej. Jeszcze trochę. Gdy byłam posłuszna, było prawie tak jak kiedyś. Gavin znowu stawał się tym mężczyzną, w którym się zakochałam. Nie wspominałam już ani słowem o terapii, bo wiedziałam, że nic to nie da. Wiedziałam, że jedynym wyjściem było dalsze granie swojej roli, bo ten mężczyzna już nie wróci. Nigdy.
Dużo myślałam o Harveyu, ale w miarę jak mijał czas, miałam wrażenie, że zmieniał się w ducha, we wspomnienie, które niedługo miało być już niewyraźne i ulotne. Minęło zbyt wiele tygodni, odkąd z nim rozmawiałam. Prawie już nie pamiętałam jego głosu, jego śmiechu. Może byłam nienormalna, wciąż o nim myśląc, ale w tym momencie był dla mnie przyjemnym, bezpiecznym wspomnieniem, do którego mogłam wracać. Tego Gavin nie mógł mi zabronić.  
Czy Harvey nadal myślał o mnie? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Nie wiedziałam, co działo się teraz w jego życiu. Kira nie wrzucała nic na swoje media społecznościowe, więc nie wiedziałam, czy szczęśliwie urodziła i kto był ojcem jej dziecka. Obydwoje zniknęli, tak jakby nigdy nie było ich w moim życiu. Pozostał tylko Gavin. Niemal zapomniałam, jak sam kreował się na ofiarę, opowiadając mi historię związku swojego i Kiry. Zrzucił całą winę na nią i na Harveya, ani przez chwilę nie myśląc o tym, że może sam był za wszystko odpowiedzialny. Maniak kontroli. Agresor, tyran, potwór, który bił kobiety. Nienawidziłam go. Kochałam jedynie wspomnienie mężczyzny, którym kiedyś był – ale i ono zaczynało powoli blednąć.
Wydawało się, że wszystko w pracy szło dobrze – Gavin często był zmęczony, ale zadowolony. Wieczorem wyszedł na kolację z jakimiś inwestorami czy nowymi pracownikami – było mi to absolutnie obojętne. Cieszyłam się, że będę miała chwilę dla siebie.
Nie było go parę ładnych godzin. W końcu zrobiłam się śpiąca. Poszłam się wykąpać, a potem zakopałam się pod ciepłą kołdrą. Już prawie zasypiałam, gdy nagle usłyszałam, że drzwi od sypialni się otwierają. Gavin wszedł donośnie do środka, od razu mnie budząc. Gdy się zbliżył, usłyszałam jego ciężki oddech i zapach wytrawnego wina.
– Co się stało? – zapytałam zaspana, bo już wiedziałam, że coś było nie tak. Nie musiałam go nawet widzieć.
– Nie udało się – warknął, a kontury jego sylwetki z każdą chwilą robiły się coraz wyraźniejsze. – Już prawie udało się ich zwerbować, ale ten debil Malcolm… wszystko zjebał. Zjebał wszystko nad czym pracowałem przez ostatnie dwa tygodnie! – Rozbierał się wściekłymi ruchami.  
– Może jeszcze wszystko się uda. Uspokój się.
– Nic się, kurwa, nie uda! Najlepiej, jakbym zrobił wszystko sam… – Opadł na łóżko i ciężko oddychał. – Ale jak się pracuje z debilami, to tak właśnie jest. Kurwa, choć raz nie mógł utrzymać języka za zębami!
Nie miałam nawet szansy zapytać, co dokładnie poszło nie tak, bo przywarł do mnie wargami, które pachniały winem. Odwzajemniłam pocałunek, ale potem poczułam, jak jego ręka wślizguje się pod moje spodnie i obciąga je w dół.
– Gavin… jest późno. Nie mam na to ochoty – powiedziałam cicho, ale jakby mnie nie usłyszał. Dalej mnie rozbierał. Uniósł się i usadowił między moimi nogami, zdzierając ze mnie ubrania. Przygniótł mnie tak, że nie mogłam się ruszyć. – Gavin! – dodałam ostrzej. – Jesteś pijany. Nie chcę tego robić…
– Nie kłam – wydyszał mi do ucha, pochylając się i całując mnie po szyi. Czułam w oczach łzy wściekłości. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Siłą rozsunął mi nogi. – Jestem twoim mężem. Mam do tego prawo.
– Powiedziałam, że nie mam ochoty! – Usiłowałam krzyczeć, ale on zatkał mi dłonią usta i szybko we mnie wszedł. Zaczął się poruszać, gwałtownie i dziko, aż czułam ból między nogami. Po policzkach spływały mi łzy. Próbowałam go ugryźć w rękę, ale miałam wrażenie, że to tylko bardziej by go rozochociło. Nic do niego nie docierało. Nie obchodziło go, że nie chciałam. Myślał, że się z nim przedrzeźniałam. Uważał, że jako mój mąż miał prawo to robić za każdym razem, gdy miał ochotę. Po cichu płakałam, przesuwana po łóżku jak szmaciana lalka.  
Gwałcona przez własnego męża.
W końcu wysunął się ze mnie, ciężko dysząc. Nie widział moich przerażonych oczu. Pocałował mnie, tak jakby nic się nie stało i poszedł do łazienki. Usłyszałam szczęk kabiny prysznicowej i szum wody. Wciąż zapłakana, usiłowałam uspokoić drżące serce, które chciało wybuchnąć. Mózg odczuł to jako atak, zmuszał mnie, bym uciekała – ale przecież nie miałam dokąd. Usiłowałam uspokoić panikę, która wtłaczała w żyły adrenalinę, by ratować organizm.  
To był moment, w którym musiałam powiedzieć „dość”. Zrozumiałam, że nie wytrzymam w tym małżeństwie ani chwili dłużej.
Nie wiedziałam, która była godzina, ale nic mnie to nie obchodziło. Drżącą ręką wzięłam komórkę i szybko weszłam w kontakty. Łzy zamazywały mi obraz, ale odszukałam kontakt podpisany imieniem Kelly i bez zastanowienia kliknęłam na zieloną słuchawkę. Zaciskałam drżącą pięść, słuchając kolejnych sygnałów, błagając niemo, by Harvey odebrał.
Gdy w końcu usłyszałam jego głos, wyrwał mi się niekontrolowany szloch.
– Aurora? – Był autentycznie przerażony. Nie słyszałam jego głosu od tak dawna… a jednak w tej sytuacji był jedynym, który potrafił mnie uspokoić. – Co się stało?
– Popełniłam błąd – wyszeptałam łamiącym się głosem, co chwilę zerkając ze strachem na drzwi łazienki. A jeśli Gavin nagle wyjdzie? A jeśli odkryje, z kim rozmawiam? – Popełniłam ogromny błąd, Harvey… – Cicho płakałam, niemal kwiliłam, jak dziecko, które potrzebowało, by ktoś je przytulił i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. – Proszę… błagam, pomóż mi się wydostać z tego małżeństwa.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ


Bum.
Dotarliśmy do końca pierwszej części.
Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii! ❤️️

Druga część: https://lol24.com/opowiadania/dramaty/empiria-rozdzial-1-39305

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 4256 słów i 23661 znaków, zaktualizowała 6 kwi 2021.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Iga21

    Piękne i smutne jednocześnie.  
    No i kolejne zagadki.
    Mam nadzieje, że rozwiążesz pytania, które automatycznie i mi się pojawiły.  
    Mam nadzíeje, że szybko na nie odpowiesz,  
    A możesz to zrobić pisząc jak najszybciej drugą część :)

    26 mar 2021

  • Użytkownik candy

    @Iga21 też mam taką nadzieję, ale jak na złość mam blokadę :<

    26 mar 2021

  • Użytkownik Wer...

    Super 🥰 Nareszcie się odważyła Harvey na pewno o niej nie zapomniał a tym bardziej pomoże jej uciec bo zna tego okropnego człowieka 😡 Gavin pewnie będzie im to utrudniał ale dadzą radę jestem pewna prawdziwa miłość przetrwa wszystko ❤️💪

    Kiedyś bardzo dawno czytałam twoje opowiadania i mnie za każdym razem wciągały teraz po paru latach wróciłam ma tą stronę i jestem pozytywnie zaskoczona że nic się nie zmieniło nadal piszesz cudownie że tylko z niecierpliwością czekam następnej części 💓 Masz talent kochana !!

    23 mar 2021

  • Użytkownik candy

    @Wer... dziękuję! Choć muszę przyznać, że sama nie chcę wracać do moich poprzednich historii, bo miałam kompletnie inny styl i pisałam nieco dziecinniej, to jest mi ogromnie miło <3 a co do rozdziału... dokładnie, Harvey go zna, choć może nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, do czego Gavin jest zdolny - a na ciąg dalszy trzeba teraz troszkę poczekać, ale mam nadzieję, że będzie warto :)

    23 mar 2021

  • Użytkownik Wer...

    @candy Poprzednie też wydaje mi się że były krótsze ale też się dobrze czytało 😍  
    Poczekam bo jestem pewna że będzie warto ❤️

    23 mar 2021