Iluzja – rozdział 23

Iluzja – rozdział 23TERAZ

Wszyscy zamarli, włącznie ze mną. Nie byłam w stanie na nikogo spojrzeć. Patrzyłam tylko na Harveya, który nie miał już tej gęstej czupryny, którą zapamiętałam, tylko krótko ścięte włosy. W najwyraźniej pospiesznie i niedokładnie zapiętej białej koszuli stał pomiędzy ławkami i patrzył na mnie błagalnie. Czekał na moją odpowiedź.
Niemal czułam na własnej skórze wściekłość i zdumienie Gavina. Przeniosłam wzrok na moją mamę, która dalej trzymała się za serce, a jej wzrok skakał z Harveya na mnie. Uświadomiłam sobie, jak musiało to wyglądać – wszyscy, a zwłaszcza moi rodzice, myśleli, że zdradziłam Gavina. Że Harvey był kimś, z kim miałam przelotny romans przed ślubem. Co innego mogli myśleć? Tylko Julie wiedziała o Harveyu. Moi rodzice nie – nigdy im nie powiedziałam.
Jeszcze nigdy nie było we mnie wpatrzonych tyle par oczu. Jeszcze nigdy równie mocno nie płonęłam ze wstydu. Chciałam zapaść się pod ziemię, zniknąć stąd, stracić mowę lub wzrok, bo wtedy nie widziałabym tej sceny, która rozgrywała się przede mną.
Poczułam, jak robi mi się słabo. Brak jedzenia połączony z ogromnym stresem w końcu dał o sobie znać. Musiałam wziąć parę głębokich oddechów, by odzyskać jasność myślenia. Serce chyba nigdy nie biło mi tak szybko. Adrenalina rozchodziła się po moim ciele, dając mi znać, że jest ono gotowe do ucieczki przed katastrofą.
Bo tym właśnie to było – katastrofą. Próbowałam na nowo ułożyć sobie życie. Za chwilę miałam włożyć Gavinowi obrączkę na palec. Nie widziałam Harveya od pół roku. Odciął się ode mnie. Kategorycznie dał do zrozumienia, że nie chciał więcej mnie widzieć ani się ze mną kontaktować. Teraz jednak rozwalał mój ślub. Błagał, bym go zakończyła. Bym nie wychodziła za Gavina.
Czy on naprawdę sądził, że teraz z nim wyjdę? Po tym, jak mnie skrzywdził? Że wystarczy parę słów i akt odwagi, bym zostawiła Gavina samego przed ołtarzem? Przyszedł za późno. Zrozumiał za późno. Byłam zaręczona z innym. Właśnie miałam go poślubić.
– Wyprowadźcie go – wykrztusiłam z siebie, choć nie byłam pewna, czy ktoś mnie usłyszał. Sama siebie nie słyszałam. Bicie mojego serca zagłuszało wszystko. Rzuciłam słowa w eter, nie kierując je do żadnej konkretnej osoby. Chciałam tylko, żeby to się skończyło, żeby Harvey stąd wyszedł. – Proszę… niech ktoś go stąd wyprowadzi.
Po chwili zobaczyłam, jak z ławki wstaje dwóch kolegów Gavina i podchodzą kolejno do Harveya. Złapali go za ramiona, gotowi wyciągnąć z kościoła, co najmniej jakby był jakimś bandytą czy przestępcą. Widziałam, jak gwałtownie się szarpnął. Ostatnie, czego było mi trzeba, to bójka na moim ślubie.  
– Zabierajcie ode mnie łapy – warknął Harvey, patrząc po kolei na każdego z nich.
– Harvey – odezwałam się, tak cicho, że myślałam, że mnie nie usłyszał – on jednak od razu na mnie spojrzał. – Proszę. Proszę, wyjdź stąd.
Chyba nie tego się spodziewał. Wyprostował się powoli, opuścił ramiona, a na jego twarzy odmalował się szok połączony z bólem. Wciąż stał w miejscu, jakby czekał, aż zmienię zdanie – po czym powoli odwrócił się i wyszedł z kościoła. Szczęknęły drzwi. Zapanowała cisza.
Czułam, że zaraz zemdleję pod naporem wszystkich spojrzeń. Żeby ich uniknąć, spojrzałam na Gavina, który miał lodowaty wzrok. Patrząc mu prosto w oczy, szeptałam pod nosem przeprosiny, ale jakby ich nie słyszał.  
– Czy… możemy kontynuować ceremonię? – wtrącił nagle nieśmiało ksiądz.
– Tak. Kontynuujmy, proszę – powiedziałam, choć gardło miałam wysuszone i ostatnimi siłami powstrzymywałam łzy. Wiedziałam, że już na zawsze pozostanie we mnie to wspomnienie – zrujnowany ślub, uczucie upokorzenia. Wiedziałam, że w tej chwili goście wytykali mnie palcami, szeptali między sobą, o co tu chodziło, kim był Harvey i czy zdradziłam z nim Gavina. Wiedziałam, że będą powtarzać znajomym i dalszej rodzinie historię o moim ślubie i o aferze, jaka się podczas niego rozpętała.
Mój wielki dzień – stał się właśnie najgorszym.
Minęło kilka minut. Ksiądz dalej wygłaszał swoje kwestie, jakby nic się nie stało. Wszyscy nagle jakby się uspokoili. Gdy odważyłam się po raz kolejny spojrzeć na Gavina, był już spokojny i opanowany, ale wiedziałam, że pod tą skorupą na pewno cały się gotował. Nie tak sobie wyobrażał ten dzień. Tak samo jak ja.
Dlaczego Harvey musiał to zrobić? Akurat dzisiaj? Dlaczego nie przyszedł do mnie po ogłoszeniu zaręczyn? Dlaczego nie mógł tego zrobić choćby poprzedniego dnia? Dlaczego, do cholery, musiał tu wpaść i zrujnować mój ślub? Zasiać ziarno wątpliwości w gościach i zmienić to, jak postrzegali mnie moi rodzice?
Reszta ślubu przebiegała tak, jak na próbnej ceremonii i zanim się obejrzałam, przyszedł czas na wygłaszanie przysięg. Gavin był pierwszy; gdy zaczął mówić, ton jego głosu był lodowaty.
– Mało jest takich historii jak nasza. Mało jest takich, gdzie zaczyna się znajomość od jednego z większych błędów. Mało jest też takich przypadków, gdzie ludzie mimo wszystko się w sobie zakochują; gdzie ich cierpliwość jest testowana od samego początku. Daliśmy sobie nawzajem szansę i to sprawiło, że się pokochaliśmy. – Czytając tekst z ozdobnego papieru, ani razu nie patrzył na mnie. Jakby mówił to do podłogi. – To mnie w nas urzekło. To, jak oboje wybaczyliśmy sobie swoje błędy. Jak pokonaliśmy trudności, by dzisiaj stanąć tu, przed ołtarzem. By resztę problemów w życiu pokonywać razem.
Słuchałam go, próbując za wszelką cenę wyglądać na wzruszoną i nie myśleć o tym, co wydarzyło się chwilę wcześniej, ale… jakie błędy? W liczbie mnogiej? Tak, on popełnił błąd na samym początku znajomości i wybaczyłam mu to – ale w swojej mowie sugerował, że ja także popełniłam jakiś błąd, który musiał mi wybaczyć. To nie była prawda. Nasz związek nie należał do tych tradycyjnych. Jeszcze niedawno nawet nie pomyślałabym, że wyjdę za niego za mąż. Dlaczego więc wytykał mi błędy? Dlaczego mówił, że to on dał szansę mnie, kiedy było na odwrót?
– …Ale teraz zostawiamy to za sobą. Z uśmiechem i nadzieją wkraczamy w nowy etap naszego życia, który będzie zupełnie inny, niż to, co do tej pory przeżyliśmy. Nie będzie błędów. Nie będzie nieszczęść. Zrobię wszystko, by dać ci wszystko – mówił, a ja uświadomiłam sobie, że już wczoraj zacytował mi fragment swojej przysięgi. Nadal usiłowałam się uśmiechać, jednak w duchu zastanawiałam się, co to były za bzdury. Przed chwilą mówił, że będziemy razem stawiać czoła problemom – a teraz miało nie być już błędów ani nieszczęść? Miałam wrażenie, że sam sobie przeczył. Że nie mówił szczerze. – I choć wiem, że na ciebie nie zasługuję, to każdego dnia doceniam, że dałaś mi szansę. Że udało nam się doprowadzić do tego dnia. Dziś obiecuję ci ich jeszcze więcej.
Skończył mówić, a ja czułam pustkę. Wciąż walczyłam ze łzami. Zastanawiałam się, czy dobrze robiłam – po raz tysięczny. Myślałam, że miałam to już za sobą. Naprawdę cieszyłam się na ten ślub, mimo że na początku widziałam wszystko w czarnych barwach.  
W zaledwie parę minut wszystko się spieprzyło.
Julie podała mi sztywny papier, na którym była wypisana moja przysięga – ale miałam wrażenie, że ja też już nie mówiłam szczerze.
– Gavinie… – zaczęłam, a gardło miałam całkiem suche. – Stoimy tu dzisiaj dzięki twojemu uporowi. Walczyłeś o nas, o tę miłość. Nie było łatwo. – Uśmiechnęłam się drżącymi wargami. – Nie było łatwo, bo nasze drogi wielokrotnie się rozchodziły. Zawsze jednak znajdowaliśmy tę powrotną do siebie. Ty ją znajdowałeś. Nie poddałeś się, mimo moich próśb. Pamiętasz, co mi powiedziałeś? W obliczu prawdziwej miłości nie można się poddać… nawet gdy jej obiekt cię o to błaga. Wiedziałeś, że to cytat, ale nie pamiętałeś skąd. Nie wiem, gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach oglądałeś „Plotkarę”, ale… mam resztę życia, żeby się tego dowiedzieć. – Parsknęłam krótkim śmiechem, a goście wraz ze mną. – Tak samo jak i wielu innych rzeczy.
Mówiłam dalej, mając świadomość, że to była moja najlepsza gra aktorska, na jaką mogłam się zdobyć. Mówiłam to do Gavina, ale on… on mnie nie słuchał. W jego spojrzeniu nie było miłości. Jego uśmiech był sztuczny. Nadal był wściekły. Szkoda tylko, że oberwałam rykoszetem, choć przecież tego nie zaplanowałam. Przyszłam tu wziąć ślub. Harvey nie był częścią planu.
W końcu na moim palcu wylądowała obrączka. Przyglądałam się jej przez chwilę, a potem padły słynne słowa – możecie się pocałować. Dostaliśmy wiwaty i oklaski, ale atmosfera nadal była ciężka. Miałam nadzieję, że się trochę rozluźni, gdy wszyscy przejdą już do jedzenia i alkoholu.
Chciałam porozmawiać z Gavinem, ale nie mieliśmy dla siebie ani chwili. Wokół panował zgiełk; po wyjściu z kościoła musieliśmy stać i przyjmować gratulacje oraz prezenty, ale kompletnie mnie to nie cieszyło. Nie czułam, że właśnie zostałam czyjąś żoną. Nie czułam się mężatką.  
Później pojechaliśmy do hotelu, gdzie czekała na nas pięknie przystrojona sala i kelnerzy. Wyszliśmy na środek w akompaniamencie głośnej muzyki, a Julie i drużba Gavina powitali nas głośno przez mikrofony jako Państwa Młodych. Nienawidziłam tego – udawania szczęścia, gdy tak naprawdę pragnęłam po prostu położyć się do łóżka i przeanalizować każdy fragment z tego parszywego dnia. Chciałam też porozmawiać z Gavinem, ale on nawet na mnie nie patrzył. Też grał, tak jak ja, miał na twarzy uśmiech, który nie sięgał jego oczu. Ilekroć próbowałam coś do niego szepnąć lub odciągnąć go na bok, obok nas pojawiały się nowe osoby i byliśmy koniecznie do czegoś potrzebni. Na spokojną rozmowę nie było szans.  
Wszystko toczyło się ustalonym rytmem, aż w końcu mieliśmy chwilę spokoju, gdy podano jedzenie. Gdy Gavin odszedł od stołu do łazienki, odczekałam chwilę i poszłam za nim, sama właściwie nie wiedząc, co mu powiedzieć. Wiedziałam jednak, że dłużej tak nie mogłam. Musiałam wiedzieć, co o tym wszystkim myślał.
– Zatrzymaj się, proszę – wydyszałam, biegnąc za nim, gdy szedł szybkim krokiem w stronę łazienek.
Odwrócił się gwałtownie.  
– A niby dlaczego?
– Bo… właśnie zostaliśmy małżeństwem? – odparłam, zbita z tropu. – Wiem, że ślub nie poszedł zgodnie z planem…
– Zgodnie z planem? – prychnął Gavin, na nowo odwracając się i kierując się tym razem w ciemny korytarz, w którym znajdowała się szatnia i gdzie goście zostawili potrzebne im rzeczy – buty na zmianę czy cienkie płaszcze. – To mało powiedziane.
– Ale to nie moja wina – powiedziałam z naciskiem, wchodząc za nim do szatni i przymykając drzwi. – Przecież nie zaprosiłam Harveya do kościoła i na pewno nie prosiłam go, by rozpieprzył ceremonię!
– Upokorzyłaś mnie! – syknął Gavin, a w jego oczach płonęła nienawiść. – To była moja szansa, by się pokazać. Nie mam rodziny, więc zaprosiłem znajomych i przyjaciół, a ty zrobiłaś ze mnie idiotę! Co ja mówię, doprawiłaś mi rogi!
– To nieprawda i dobrze o tym wiesz!
– Ale oni tak myślą – rzucił z kpiną. – Nie wiesz o tym? Każdy o tym myśli. Każdy o tym po cichu rozmawia. Nabijają się z tej ceremonii zwanej ślubem. Myślą o tobie najgorsze, a nade mną się litują.
– Ja też zostałam upokorzona! Harvey zachował się skandalicznie. Nie powinno go tu w ogóle być. Nie rozmawiałam z nim od pół roku! Wiem, że to była katastrofa, ale czy naprawdę musimy przekreślać wszystko przez niego?  
Gavin nagle jakby opadł z sił. Oparł się o ścianę i posłał mi zbolałe spojrzenie.
– Miałaś być moją rodziną. Nie mam rodziców, nie mam rodzeństwa… nie mam nikogo. Ty miałaś być moją rodziną.
– Jestem nią – szepnęłam, znowu będąc o krok od płaczu. Moja piękna suknia szeleściła przy każdym ruchu, ale nawet tego nie słyszałam. Równie dobrze mogłam mieć na sobie dresy. Nie czułam się już tak pięknie. Nie czułam się jak mężatka. Czułam się obolała, upokorzona i smutna. – Przecież się pobraliśmy. Jestem twoją żoną. – Podniosłam do góry dłoń, na której błysnął pierścionek zaręczynowy i obrączka. – Harvey tego nie zmieni.
– Po tym, co tam zobaczyłem… – Pokręcił głową. – Nie chcę tego. Nie tak powinna wyglądać rodzina.
Nie wiedziałam już, jak do niego mówić. Nie docierały do niego żadne tłumaczenia. Zachowywał się tak, jakbym co najmniej zaplanowała to wszystko.
– Przecież go odprawiłam. Kazałam mu wyjść. Wzięłam ślub z tobą. Co jeszcze mam zrobić?  
– Ty? Nie musisz nic robić. – Odepchnął się od ściany, na nowo wściekły i rozpierany energią. – Dopóki on jest blisko ciebie… nigdy nie będziemy w pełni małżeństwem. Nie odpuścisz. Nadal będziesz o nim myślała.
Nagle zrobiło mi się przeraźliwie zimno.
– Dlaczego to brzmi… jakbyś mu groził? Jakbyś chciał go skrzywdzić?  
Zaśmiał się.
– Nie bądź głupia. Przecież nic bym mu nie zrobił.
Chciałam mu wierzyć – ale nagle nie potrafiłam.
– Pobiłeś go, gdy byłeś z Kirą – wyjąkałam. – Pobiłeś go za nic. Twierdzisz, że teraz, po tym, jak wtargnął na nasz ślub… nie skrzywdzisz go w żaden sposób?
Gavin przez chwilę milczał. Po jego twarzy przemknął… jakby uśmiech?
– Cóż… tak to już jest, gdy inny mężczyzna sięga po to, co moje. – Skierował się ku drzwiom, ale w ostatniej chwili odwrócił głowę w moją stronę. – Być może popełniłem błąd, żeniąc się z tobą. – Wyszedł, zostawiając mnie samą.
Nie sądziłam, że jego słowa zabolą mnie aż tak – ale nagle nie potrafiłam oddychać. Zgięłam się wpół, usiłując brać głębokie wdechy, ale miałam wrażenie, że się dusiłam. Długo hamowane łzy w końcu pociekły mi po policzkach. Mój mąż właśnie powiedział, że żałuje ślubu ze mną. Nie minął nawet dzień.  
Nagle ktoś złapał mnie za rękę i pomógł się wyprostować.
– Aurora… przestań. Nie tutaj.  
Julie stanowczo zaprowadziła mnie do łazienki, w której na szczęście nikogo nie było. Szybko zamknęła drzwi na klucz, by nikt nie wszedł. Opadłam na podłogę, mając gdzieś, czy była czysta i czy właśnie brudziłam suknię ślubną. Serce pulsowało mi bólem.  
– Słyszałaś naszą rozmowę? – wydusiłam, gdy Julie podeszła do mnie z torbą, w której znajdował się cały zestaw awaryjny Panny Młodej – plastry, nici, igła, zapasowe rajstopy, a także kosmetyki do ratowania makijażu.  
– Tak – potwierdziła cicho, kucając obok mnie. – Możesz wstać? Pobrudzisz sobie suknię.
Powoli wstałam. Oparłam się o umywalkę i wzięłam parę głębokich wdechów. Serce nieco mi się uspokoiło, ale i tak miałam wrażenie, że tonęłam.
– Ten dzień… miał się potoczyć kompletnie inaczej – wyszeptałam, wpatrując się w swoje odbicie. Makijaż był dobrze wykonany, prawie się nie zniszczył mimo mojego wybuchu płaczu. – Nie wierzę, że Harvey to zrobił.
– Był zdesperowany – powiedziała cicho Julie. – Co nie jest usprawiedliwieniem, ale… sama wiesz, że z desperacji ludzie robią różne rzeczy.
– Wiem. – W końcu sama z desperacji przespałam się z Gavinem. Gdybym tylko wiedziała, do czego to doprowadzi… Przeniosłam na przyjaciółkę poważny wzrok. – Julie… powiedz mi coś.
– Tak?
– Czy uważasz, że popełniłam błąd, wychodząc za Gavina?
Nie odpowiedziała od razu. Wyjęła z torby delikatne chusteczki i otarła mi świeże łzy z policzka. Później chwilę patrzyła w blat umywalki, aż w końcu spojrzała na mnie.
– Uważam, że Harvey zachował się idiotycznie. Nie znam go, ale tego się po prostu nie robi. Nie powinien był tam wpadać. Nawet jeśli nagle uznał, że jednak coś do ciebie czuje. Takie niezdecydowanie nie jest dobre. Może tylko namieszać. Uważam też, że Gavin potraktował cię za ostro. To nie twoja wina. Nie odpowiadasz za to. I… – Spojrzała mi prosto w oczy. – Tak, uważam, że ty też popełniłaś błąd. Nie powinnaś była za niego wychodzić.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3015 słów i 16780 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Agaaa

    Tego się nie spodziewałam🙂
    Coś czuję, że Gavin dopiero teraz tak naprawdę pokaże na co Go stać.

    26 lut 2021

  • candy

    @Agaaa dokładnie tak :D

    26 lut 2021

  • agnes1709

    Głupia, a jeszcze myślałam, że się rozmyśli. Gavin to jednak burak, tak, jak to pokazał na początku. Obaj są do bani, powinna znaleźć sobie dziewczynę:lol2:

    25 lut 2021

  • candy

    @agnes1709 hahaha, a z babą to niby mniej problemów?

    25 lut 2021

  • agnes1709

    @candy No jasne :D

    25 lut 2021