Iluzja – rozdział 26

Iluzja – rozdział 26Długo myślałam nad propozycją Gavina dotyczącą mojej pracy. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym więcej plusów widziałam. Nie chciałam więcej oglądać ciężarnej Kiry ani Harveya, który przecież mógł tam wpaść jak gdyby nigdy nic. Nie zamierzałam całkiem rezygnować, ale pomyślałam, że mogłabym po prostu poprosić Darrena o mniej zmian. Byłam zmęczona szalonym tempem, w jakim żyłam przez ostatnie miesiące. Potrzebowałam chwili oddechu, spokoju. Miałam trochę oszczędności, nie zostałabym od razu bez pieniędzy; podobała mi się jednak myśl, że do pracy będę przychodzić tylko dwa, trzy razy w tygodniu i że nie będzie to już niemal jedynym, a za to największym źródłem dochodu. Podobało mi się to, że teraz będę miała czas dla siebie.
Gdy Gavin wychodził do pracy, a ja zostawałam, upajałam się ciszą panującą w mieszkaniu i odgłosami miasta dochodzącymi zza okien. Na całe godziny chowałam się w biblioteczce, grałam w bilard sama ze sobą, wspominając, jak jeszcze niedawno miał tu miejsce nasz pierwszy pocałunek. Chodziłam boso po idealnie czystej podłodze i zastanawiałam się, czy Gavin nie zatrudniał przypadkiem jakiejś sprzątaczki. Raczej nie sądziłam, że to on tak idealnie tu sprzątał. Kuchnia pozostawała za to zawsze w perfekcyjnym porządku. Mgliście pamiętałam, że Gavin nie potrafił gotować. Pewnie organizował sobie jedzenie w inny sposób. Jedynym używanym często sprzętem był ekspres do kawy, który buczał każdego ranka, przygotowując ciemny napar. Był inny od tego, który miałam w pracy, ale za to prostszy w obsłudze – nie miał kolby, w której kawa się mieliła, a następnie była idealnie ubijana. Tutaj wystarczyło kliknąć parę przycisków i gotowe – musiałam przyznać, że była to miła odmiana.
Dokładnie przejrzałam zawartość wszystkich szafek w kuchni i postanowiłam, że wprowadzę do niej nieco życia. W końcu teraz byłam żoną. Chciałam przygotować mężowi kolację, gdy wróci do domu. Czułam się tu dobrze, już nie tak obco. Poszłam na szybkie zakupy, a po powrocie włączyłam radio i nucąc piosenki, zaczęłam przygotowywać tartę ze szparagami, boczkiem i pomidorkami koktajlowymi, co chwilę zerkając na zegarek. Gavin powinien niedługo wrócić. Drzwi windy otworzyły się z cichym pyknięciem w momencie, gdy wsadzałam silikonową foremkę do piekarnika. Zaraz potem poczułam na biodrach czyjeś ręce.
– Cześć, żono – mruknął Gavin wprost do mojego ucha, przygryzając jego płatek, a mi od razu zrobiło się gorąco. Żono. Choć początki mieliśmy fatalne, teraz podobało mi się to słowo. To, że faktycznie byłam żoną. Że należałam do niego. – Widzę, że już się w pełni zadomowiłaś.
Odwróciłam się z uśmiechem.
– Cześć, mężu – mruknęłam i pocałowałam go, przyglądając mu się przez chwilę. Był taki przystojny. Kiedyś był dla mnie jedynie klientem kawiarni, którego obserwowałam z daleka – teraz mogłam pochwalić się tym, że jest mój. Obrączka na jego palcu cholernie mnie podniecała. – Tak, kuchnia jest cudowna. Żal z niej nie korzystać. Przyszykowałam ci kolację. – Uśmiechnęłam się radośnie, ale mina mi zrzedła, gdy Gavin wyraźnie się zmieszał.
– To… bardzo miłe, kochanie, ale tak się składa, że zrobiłem nam rezerwację w restauracji. Chciałem cię zaprosić na kolację. Nie musiałaś się fatygować. – Pocałował mnie szybko i dodał: – Dopiero wstawiłaś?  
– Tak – przyznałam. – Jeszcze jest surowe.
– To może wyjmij to z piekarnika i wstaw do lodówki na potem?  
– A… Nie możesz odwołać tej rezerwacji? Nie możemy zjeść w domu? – Poczułam, jak ogarnia mnie palące rozczarowanie. Chciałam zjeść z mężem kolację w mieszkaniu, po prostu. Myślałam, że się ucieszy – a on mimo wszystko wolał iść do drogiej restauracji.  
– Już za późno na odwołanie. Myślałem, że się ucieszysz. – Wyglądał na rozczarowanego… choć to chyba ja miałam do tego większe prawo. – Przecież nic się nie zmarnuje. Zjemy to po prostu później. A teraz chciałbym cię poprosić, żebyś wyłączyła piekarnik, wyjęła to, co tam włożyłaś i ubrała się w coś ładnego. Dobrze?
W milczeniu pokiwałam głową, choć miałam ochotę mu powiedzieć, że wcale nie chcę się ładnie ubierać i iść do jakiejś restauracji, w której będę się czuła niezręcznie od krzyczącego dookoła przepychu. Chciałam tu zostać. Nacieszyć się nim.
Schowałam jednak surową tartę do lodówki i poszłam do garderoby.

Dziobałam widelcem swoje carpaccio z polędwicy wołowej i byłam w mizernym nastroju. Czułam się prawie tak, jak podczas pierwszej kolacji z Gavinem. Tym razem byliśmy w innej restauracji, już nie tak ogromnej i wykwintnej jak poprzednia, ale nadal było mi przykro. Może tarta z boczkiem i szparagami nie była szczytem kulinarnym, ale chciałam po prostu zrobić dla Gavina coś miłego. Pragnęłam, by to docenił, a nie ciągnął do restauracji.
Chyba zauważył mój nastrój, ale się nie wykłócał. Gdy wróciliśmy do domu, a ja zmywałam z siebie makijaż i zdejmowałam sukienkę, delikatnie pocałował mnie w ramię.
– Przepraszam. Nie chciałem, żebyś pomyślała, że nie chcę jeść tego, co przygotowałaś. Po prostu nie sądziłem, że lubisz gotować.
– Lubię – powiedziałam, patrząc się w lustro. – Zwłaszcza jeśli mam dla kogo.
– A więc załatwione. Jeszcze będziesz mnie błagać, żebyśmy poszli do restauracji. – Delikatnie mnie ugryzł, na co zareagowałam śmiechem.
I znowu było dobrze.  
Poszliśmy do łóżka, ale żadnemu z nas jeszcze nie chciało się spać. Gdy opadliśmy na poduszki z ciężkim oddechem, nagle rozdzwonił się mój telefon. Sięgnęłam po niego i zobaczyłam, że to Julie. Postanowiłam odebrać, raczej by nie dzwoniła, gdyby to nie było coś poważnego.
– Halo?
– Aurora! Cześć! Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale właśnie dostałam potwierdzenie! – piszczała tak, że ledwo ją rozumiałam.
– Potwierdzenie czego?  
– Rezerwacji! No nie mów, że nie pamiętasz!
Z wysiłkiem odkopałam wspomnienie – fakt, Julie chyba mówiła, że starała się o rezerwację loży w jakimś super klubie, bo zbliżały się jej urodziny. Oczywiście byłam zaproszona, ale jakoś wyleciało mi to z głowy.
– Pamiętam, pamiętam. Super. Kiedy?
– Za tydzień w sobotę, więc wpisz sobie do kalendarza i ani mi się waż rozchorować, zapomnieć albo nie przyjść!
– Oczywiście, że przyjdę. – W głowie już planowałam, co jej kupię na prezent. Musiałam się jakoś odwdzięczyć za to, że była dobrą przyjaciółką i dobrą świadkową. Rozłączyłyśmy się, a ja od razu otworzyłam laptopa i zaczęłam poszukiwania.
– O co chodziło?  
– Julie robi imprezę urodzinową w klubie, już za tydzień, dlatego muszę szybko jej coś kupić. Ostatnio wpadła mi w oko taka świeczka, w której zatapiają wybraną biżuterię i…
– Będziesz tego szukała teraz? – Usłyszałam zniesmaczenie w jego głosie.  
– Nie, po prostu chciałam…
– Zrobisz to jutro. – Gwałtownie zamknął laptopa, przytrzaskując mi dłoń. – Wieczór to jedyny czas, który mamy dla siebie. Nie chcę, żebyś go marnowała na szukanie prezentu dla Julie.
– To moja przyjaciółka.
– A ja jestem twoim mężem. – Prześwietlał mnie wzrokiem. – Wolisz się do mnie przytulić i zasnąć, czy mam iść spać sam?
Nie rozumiałam jego złości, ale faktycznie – było już dość późno. Posłusznie odstawiłam laptopa na szafkę nocną i zgasiłam lampkę. Opadłam na poduszki i przymknęłam oczy, czując otaczające mnie ramię Gavina. Parę minut później słyszałam już tylko jego spokojny, rytmiczny oddech.
Musiałam zacząć się do tego przyzwyczajać – do tego, że tego właśnie będę słuchała już do końca życia. Że to jego ramię będzie mnie otaczało. Przed oczami jednak wciąż miałam Kirę i jej ciążowy brzuch. Nie mogłam przestać myśleć o tym, kto był ojcem dziecka. Nie mogłam oprzeć się myśli, że był nim Harvey. Że być może mnie zdradził. Nieważne, że byłam żoną innego – jeśli Harvey mi to zrobił, chciałam wiedzieć. Chciałam po prostu znać prawdę.

Tydzień minął błyskawicznie; zdążyłam jednak kupić Julie świecę z zatopionymi w środku kolczykami. Do tego dorzuciłam całkiem pokaźną paletę cieni z Sephory, a torebkę prezentową wypełniłam do połowy cukierkami. Miałam nadzieję, że jej się spodoba. Musiałam też kupić prezent dla mojej mamy, bo zbliżały się także jej urodziny – przy okazji dziwiłam się, jak dużo się zmieniło od jej ostatnich urodzin. Przeszłam się do centrum handlowego, bo w końcu miałam dużo czasu, z którym nie miałam co zrobić – postanowiłam przy okazji kupić sobie trochę nowych ubrań. Wyszłam z kilkoma ciężkimi torbami, ale zadowolona. Miałam nowe dżinsy, kilka nowych bluzek i idealną sukienkę na imprezę w klubie, która była już dziś wieczorem.
Nie wiedziałam, o której wróci Gavin, ale na wszelki wypadek zostawiłam mu do upieczenia małe naczynie żaroodporne z lasagne oraz kartkę z przypomnieniem, dokąd wychodzę. Szykowałam się w łazience, rozkoszując się jej rozmiarami, które wciąż były dla mnie nowe. Wzięłam szybki prysznic, po czym zajęłam się prostowaniem włosów, które ostatnio sporo urosły, a potem robieniem makijażu. Nigdy nie byłam w tym mistrzynią, ale udało mi się zrobić całkiem ładne kreski na powiekach, które wyostrzyły mi spojrzenie. Potem wsunęłam na siebie mój nowy nabytek – czarną, dość obcisłą sukienkę na cienkich ramiączkach, z dość odważnym dekoltem. W uszy wpięłam duże połyskujące kolczyki, większe od tych, które nosiłam zazwyczaj. Do tego czarne szpilki, mała srebrna torebka. Nie planowałam się upić i stracić kontroli, ale wolałam nie brać za dużo pieniędzy, by nie ryzykować, że ktoś je ukradnie.
Usłyszałam, że otwierają się drzwi windy. Wyszłam szybko z łazienki, by dać Gavinowi buziaka na pożegnanie, ale on stanął na mój widok jak wryty.  
– Gdzie się wybierasz tak ubrana?
– Przecież… dziś są urodziny Julie – powiedziałam, zbita z tropu. – Mówiłam ci o tym. Napisałam kartkę… zostawiłam ci lasagne, gdybyś był głodny…
– Nigdzie nie wyjdziesz tak ubrana – warknął, mierzwiąc dłonią brązowe włosy. W jego oczach pojawiła się wściekłość. – Masz za duży dekolt. Po co się tak ubrałaś? Żeby inni faceci patrzyli się na twoje cycki?
Kolejny wybuch, na który nie byłam przygotowana. Nie zamierzałam jednak się przebierać, słuchać się go, jak córka ojca, który twierdzi, że ubrała się zbyt odważnie na domówkę u koleżanki.
– To normalna sukienka. Idę do klubu! Mam się zaprezentować w dresie?
– Możesz iść nawet w worku na ziemniaki, ale na pewno nie w tej sukience. – Rzucił teczkę z dokumentami na podłogę i poluzował krawat. – Zmień ją, proszę.
– Nie będziesz mi rozkazywał.
Spojrzał na mnie ostro.
– Jesteś moją żoną. Moja żona nie chodzi po klubach ubrana jak… – urwał, ale ja doskonale wiedziałam, co chciał powiedzieć.
– Jak kto? Jak striptizerka? Jak dziwka? – dokończyłam, zaciskając pięści.
– Nie o to mi chodziło i dobrze o tym wiesz.
– Wychodzę – powiedziałam drżącym głosem, zmuszając się do ruchu i mijając go. Wcisnęłam przycisk windy, która od razu się otworzyła. – I lepiej, żebyś zmienił swoje nastawienie, kiedy wrócę. – Z całych sił próbowałam powstrzymać się od płaczu. Dziś nie chodziło o mnie, tylko o Julie. Gavin był po prostu zazdrosny. Nic więcej.
Do klubu pojechałam taksówką. Już z daleka słyszałam dudniącą muzykę i usiłowałam przypomnieć sobie numer naszej loży. Po paru długich minutach trafiłam do stolika, przy którym siedziała Julie razem z jakimiś dziewczynami, których nie znałam. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Briana.
– Ty tutaj? – zapytałam, przekrzykując muzykę i witając się z każdym po kolei.
– A kto mówił, że to impreza tylko dla dziewczyn?! – odkrzyknęła Julie, rzucając mi się na szyję. – Im więcej, tym weselej!
Wyściskała mnie mocno, zwłaszcza po tym, jak zobaczyła prezent, a później szybko zapoznała mnie z resztą towarzystwa. Wkrótce na stół trafił pakiet urodzinowy – duża butelka błyszczącego prosecco, wódka, kolorowe napoje, patera przekąsek. Z takim zestawem rozmawiało się dużo łatwiej. Moje uszy szybko przyzwyczaiły się do głośnej muzyki, a gardło do krzyczenia. Po paru drinkach poszliśmy tańczyć. Julie niewątpliwie się wyróżniała, zwłaszcza że miała na sobie lśniącą szarfę, co najmniej jakby był to jej wieczór panieński. Miała jednak prawo obchodzić urodziny po swojemu. W końcu się rozluźniłam, szalałam na parkiecie, aż zaczęły boleć mnie stopy, ale tańczyłam dalej. Cieszyłam się, że był tu Brian, bo teraz i jego mogłam poznać w normalnej sytuacji, nie w pracy. Świetnie tańczył i każda z nas wirowała z nim na parkiecie, gdy brał nas po kolei do tańca.  
Nagle jednak poczułam na swoim tyłku czyjąś rękę. Obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam uśmiechniętą twarz jakiegoś faceta. Nie znałam go, tego byłam pewna. Uśmiechał się szeroko, wręcz obleśnie; był nawet przystojny, ale miałam to gdzieś. Nie zamierzałam pozwolić się obłapiać.
Odeszłam bez słowa w inną część parkietu, ale to nic nie dało. Czułam, że mnie obserwował. Po paru minutach znowu był blisko. Przestałam czuć się rozluźniona, czułam wyłącznie niepokój. Gdy po raz kolejny znalazł się obok mnie, gapiąc się na mnie tak lubieżnie, że aż poczułam gęsią skórkę na całym ciele, nie wytrzymałam. Jego ręka znowu zawędrowała w okolice mojego pośladka, a ja krzyknęłam:
– Przestań! Odczep się ode mnie!
Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Wątpiłam, że ktoś usłyszał mój krzyk w tej tętniącej muzyce, ale on doskonale wiedział, że mi się to nie podobało, a wciąż przysuwał się bliżej.
– Na pewno mam przestać? – zapytał niskim basem. – A co myślałaś, ubierając się w tą kieckę? Że idziesz do kościoła? Nawet tam nikt nie jest święty.
Niemal odebrało mi dech z oburzenia, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo nagle koło mnie wyrósł Brian.
– Kolego, masz jakiś problem? – zapytał tamtego tonem, jakiego jeszcze nigdy u niego nie słyszałam. – Bo jak nie, to zaraz możesz mieć.
– A ty co, jej strażnik i obrońca? Chyba umie sama mówić.
– I powiedziała, żebyś się odczepił. Powtórzyć ci to? Napisać na czole? – Brian wyglądał całkiem groźnie, mimo że do tej pory znałam go jako sympatycznego kolegę z pracy. Wzruszyło mnie, że tak mi pomógł, że mnie bronił. Facet stojący przed nami przez chwilę się na mnie gapił, po czym wzruszył ramionami i rzucił:
– Nie warto. – I tak po prostu odszedł.
Odetchnęłam z ulgą, a z moich ust wyrwała się lawina podziękowań.
– Nie ma o czym mówić. – Brian machnął ręką. – Poniekąd po to tu jestem. Damy niech się bawią. Ja was obronię. – Puścił do mnie oczko i zanim zdążyłam wymamrotać kolejne podziękowania, złapał mnie za rękę i gwałtownie obrócił. Znowu tańczyliśmy; później znowu piliśmy.  
Nawet nie patrzyłam na zegarek, nie wiedziałam, o której skończyła się impreza i o której wyszłam z windy, starając się iść po cichu, choć ściany mieszkania lekko falowały. Wzdrygnęłam się, gdy nagle zapaliło się światło. Musiałam gwałtownie zmrużyć oczy. Dopiero po chwili zobaczyłam Gavina, siedzącego na kanapie w salonie.
– Śmiertelnie mnie wystraszyłeś – mruknęłam, zasłaniając oczy ręką. – Co ty tu robisz? Która jest w ogóle godzina?
– Późna… albo wczesna, zależy jak na to patrzeć. – Nie miał na sobie piżamy, cały czas był w spodniach od garnituru i koszuli, której podwinął rękawy. Wzrok miał lodowaty. – Jak się bawiłaś?
– Dobrze, ale co to ma do…
– Dobrze? Podobało ci się, jak obcy facet się do ciebie przystawiał? To właśnie nazywasz dobrą zabawą?
Zamarłam. Przez chwilę sądziłam, że się przesłyszałam. Było mi niedobrze od nadmiaru alkoholu i chciałam się położyć, by ściany dookoła mnie przestały wirować.
– Skąd ty…  
– Naprawdę sądziłaś, że pójdziesz tam tak ubrana, a ja się o niczym nie dowiem? Nie wiesz, że mam znajomości? – Wstał gwałtownie z kanapy i podszedł do mnie szybkim krokiem. Twarz miał wykrzywioną wściekłością. – Właściciel klubu to mój kolega. Miał na ciebie oko. I na szczęście słusznie! Jak dorwę tego skurwysyna…
– Gavin, przestań… zatrzymaj się, przestań! – Usiłowałam go złapać, gdy szedł do wyjścia. – Brian mi pomógł, nic się nie stało! Może lepiej porozmawiajmy o tym, dlaczego, do cholery, kazałeś mnie śledzić?! Gavin! – Nie byłam w stanie go zatrzymać. Pożegnał mnie dźwięk zamykanych drzwi windy.
Przez chwilę stałam jak wryta, a mój pijany mózg próbował ogarnąć, co się właśnie wydarzyło. W końcu poszłam zmyć makijaż i zdjąć sukienkę. Przebrałam się w piżamę. Dochodziła piąta. Byłam piekielnie zmęczona, ale nie potrafiłam zasnąć. Dokąd poszedł Gavin? Jak mógł znowu kazać mnie śledzić, nawet jeśli to był jego kolega? Czy on miał kontakty w całym pieprzonym mieście? Nie ufał mi? Zamierzał zamknąć mnie w tym apartamencie, w klatce, która nieważne jak duża i piękna była, pozostawała klatką?  
Dwie godziny później winda znowu się otworzyła. Miałam wrażenie, że wytrzeźwiałam w sekundę. Podbiegłam do Gavina, gotowa go ochrzanić, wrzasnąć z całych sił, ale zatrzymałam się gwałtownie, gdy zobaczyłam, że miał rozciętą brew, szramę na policzku, a z wargi ciekła mu krew. Koszulę miał rozdartą, pokrytą czerwonymi śladami. Jeszcze nigdy go nie widziałam w takim stanie.
– Chryste! Co się stało?! – Podbiegłam do niego i pomogłam mu dojść do kanapy. Wtedy zobaczyłam, że miał dziwnie przekrzywiony nos, a gdy zaczął kaszleć, wypluł krew na dywan.  
– Myślałem, że… będzie sam – wycharczał i znowu splunął krwią. – Ale on był z kumplami. Pieprzonymi kumplami na sterydach.
Czy on naprawdę poszedł pobić faceta, który położył mi rękę na tyłku? Nawet nie chciałam wnikać w to, jak go znalazł i co się tam działo. Byłam zbyt przerażona jego stanem.  
– Powinniśmy jechać z tym do szpitala… – zaczęłam niepewnie.
– Nie. Żadnego szpitala. Samo przejdzie…
Wiedziałam, że go nie namówię, więc poszłam po gaziki, plastry i spray dezynfekujący. Zaczęłam przemywać mu rany, choć wiedziałam, że mało to da, bo na pewno miał złamany nos i Bóg wie, jakie jeszcze obrażenia.
– Gavin, coś ty zrobił? – wyszeptałam, delikatnie przykładając gazę do ran, podczas gdy on krzywił się i syczał.
– Myślałaś, że puszczę mu to płazem? Wszystko zobaczyłem na kamerach. Nie było trudno go znaleźć…
– Ale… po co? Po co? Nie mogłeś odpuścić? To był jakiś idiota! Brian mi pomógł i się odczepił!
– Będzie miał nauczkę na przyszłość. Już nigdy nie dotknie ani ciebie, ani żadnej innej zajętej dziewczyny. A ty… – Przeszył mnie ostrym spojrzeniem. – Ty też masz nauczkę, by więcej nie wkładać takich ubrań.
Powoli opuściłam rękę z gazikiem, patrząc na niego z niedowierzaniem.
– Uważasz… że to moja wina? – zapytałam cicho. – Bo włożyłam sukienkę?  
Odsunął się ode mnie z cichym sykiem.
– Myślę, że sama znasz odpowiedź na to pytanie. – Chwiejnie wstał i poszedł do łazienki. Gdy trzasnął drzwiami, poczułam pieczenie nosa, zwiastujące łzy. Miałam wrażenie, że już nic ostatnio nie robiłam, tylko płakałam. Na pozór byłam szczęśliwa, ale to te momenty były najważniejsze – te, w których wszystko się waliło.  
Jego słowa tak cholernie bolały. Nie miałam jednak siły na kłócenie się z nim. Był w złym stanie, ja zresztą też. Powoli poszłam do naszej sypialni i usiadłam na łóżku, nasłuchując odgłosów z łazienki. Pragnęłam położyć się i zasnąć, ale nie potrafiłam, gdy on był gdzieś indziej. Powoli docierało do mnie w pełni, co się stało – Gavin znowu kogoś pobił. Dotkliwie. Przypomniało mi się podbite oko Harveya, jego siny policzek.
Tylko że tym razem to nie był Harvey, a Gavin sam ucierpiał.  
Zerwałam się gwałtownie z łóżka, gdy usłyszałam bolesne jęki. Otworzyłam drzwi do łazienki w momencie, gdy Gavin pochylił się nad klapą sedesu i zwymiotował.
Nie wiedziałam, czy do niego podchodzić czy sobie iść. Oskarżył mnie o to, że sama sprowokowałam tego faceta. Ubraniem. W tej chwili go nienawidziłam – ale był moim mężem. Na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie. Zmusiłam ciało do ruchu. Uklękłam przy nim i delikatnie dotknęłam jego pleców, by wiedział, że tu jestem.
Siedzieliśmy w łazience, aż wstał dzień. Nie zmrużyłam oczu nawet na sekundę.  

Obydwoje byliśmy zmęczeni po nieprzespanej nocy, ale mnie dodatkowo męczył upór Gavina. Gdy po raz kolejny zwymiotował, nie wytrzymałam. Pochyliłam się nad nim i powiedziałam cicho:
– Powinniśmy pojechać do szpitala. Myślę, że masz złamany nos. Możesz mieć wstrząśnienie mózgu. Ja tu nie pomogę. Potrzebujemy lekarza…
– Przestań – warknął, odpędzając mnie ręką. Był cholernie blady. Czułam bezradność. Nie wiedziałam, jak mu ulżyć. Zbywał każdą propozycję wody czy herbaty. Dałam mu jedynie tabletki przeciwbólowe, ale bałam się zrobić coś więcej. Potrzebowaliśmy pomocy lekarza. Nie mogłam jednak zaciągnąć go tam siłą. – Samo przejdzie. Muszę się po prostu wyspać… – Chwiejnie podniósł się z podłogi i wtoczył się do sypialni. Zdarł z siebie resztki koszuli i opadł na łóżko z jękiem.
Wyszłam za nim i przez chwilę tylko patrzyłam na jego ciało skąpane w świetle poranka. Zaczynało się już pokrywać siniakami. Poszłam do kuchni, by nalać mu świeżej wody i wziąć kolejne tabletki przeciwbólowe. Wszystko położyłam na jego szafce nocnej. Potem położyłam się cicho obok niego i zwinęłam się w kłębek. Byłam tak cholernie zmęczona. Co prawda był już dzień, ale mogliśmy iść spać, bo była niedziela. Chciałam jeszcze wyszukać w Internecie rady, co robić przy wstrząśnieniu mózgu, ale oczy same mi się zamknęły.  

Gdy się obudziłam, był już wieczór. Przez chwilę byłam kompletnie zdezorientowana, bo nie przywykłam do spania w dzień. Rozglądałam się dookoła, aż wydarzenia z wczorajszego wieczora trafiły we mnie ze zdwojoną siłą. Bolała mnie głowa, ale nie mogłam położyć się i spać dalej, bo musiałam sprawdzić, co z Gavinem – nie było go w łóżku.  
Wstałam i podeszłam do drzwi łazienki, za którymi paliło się światło. Delikatnie zapukałam, ale nikt nie odpowiedział. Pchnęłam je więc i zobaczyłam, jak Gavin stał przy lustrze, mrużąc oczy i oklejając sobie twarz plastrami ściągającymi. Przez chwilę patrzyłam, jak siłuje się sam ze sobą i mruży oczy od ostrego światła, po czym zapytałam:
– Co się wczoraj stało?
Spojrzał na moje odbicie w lustrze.
– Przecież wiesz.
– Nie, nie wiem. Wiem tylko, że kazałeś mnie śledzić, a później wyszedłeś i wróciłeś pobity. Taka wersja wydarzeń mnie nie zadowala.  
– A co mam ci powiedzieć? – Skrzywił się, gdy dotknął rozciętej brwi. – Nie podobała mi się twoja sukienka. Mówiłem ci, żebyś ją zmieniła, ale ty… jesteś zbyt uparta i naiwna. Może nie wiesz, jak myślą faceci, ale ja wiem. I wiedziałem, że na pewno znajdzie się jakiś cwaniak, który będzie chciał cię wykorzystać. Oczywiście, miałem rację. – Odwrócił się, oparł o umywalkę, skrzyżował ręce na klatce piersiowej i wbił we mnie ostre spojrzenie. – Więc dziwisz się, że poprosiłem kolegę o pomoc? Już ci mówiłem, że pilnuję tego, co moje. Nikt nie będzie obłapiać mi żony.
– Ale dlaczego musiałeś go pobić? Co ci to dało? Nie mogłeś odpuścić? Zobacz, jak teraz wyglądasz!
– Należało mu się. Szkoda tylko, że był z kumplami. Gdyby nie to…
– Nie powinieneś w ogóle tam iść! Nie powinieneś był kazać mnie śledzić! Nie bije się przypadkowych ludzi, nieważne, co zrobią! – W końcu wybuchłam. Nie potrafiłam dłużej być spokojna. – Tak się nie robi! Myślałam… myślałam, że już taki nie jesteś. Mówiłeś, że to przy Kirze stałeś się toksyczny, ale potem się od tego uwolniłeś. Przy mnie byłeś szczęśliwy, a przynajmniej tak twierdziłeś. Proszę cię, nie idź dalej tą drogą. – Podeszłam do niego i delikatnie ujęłam w dłonie jego pokiereszowaną twarz. – Nie jestem Kirą. Możesz mi ufać. Nie zdradzę cię i nie okłamię. Jesteśmy małżeństwem, to wszystko zmienia. Nie musisz się bać, że mnie stracisz. Nie musisz robić takich rzeczy… Proszę, nie rób tego. Nie takiego cię… – Nagle się zawahałam. – Kocham. – Znowu to słowo. Słowo, którego Gavin nigdy do mnie nie wypowiedział, nawet gdy się oświadczał. Teraz uświadomiłam sobie, że ja powiedziałam to do niego po raz pierwszy. Znowu to dziwne uczucie. Byliśmy małżeństwem, a ja dopiero teraz powiedziałam, że go kocham. Dlaczego? Dlaczego tak było między nami?
W jego spojrzeniu coś się zmieniło. Delikatnie oderwał moje ręce od swojej twarzy.
– Rozumiem – powiedział po chwili. – Przykro mi, że kochasz mnie tylko wtedy, kiedy zachowuję się według twoich ustalonych standardów. Twoich oczekiwań.
– Co? Nie, Gavin, przecież nie o to mi chodziło… po prostu nie chcę, żebyś czuł się zmuszony do śledzenia mnie, bo to chore! Chcę, żebyś mi ufał. – Złapałam go za rękę, ale on już wychodził z łazienki i z powrotem kierował się w stronę łóżka. – Proszę, porozmawiaj ze mną.
– Jeśli nie masz nic przeciwko, to chciałbym się jeszcze zdrzemnąć – powiedział sucho, nie patrząc na mnie. – Boli mnie głowa.
Zgasił lampkę i położył się do mnie bokiem. Znowu zostałam sama, znowu w ciszy, znowu nie wiedząc, dokąd zmierza moje małżeństwo.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 4779 słów i 26736 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Mysza

    Gość zaczyna wywoływać we mnie złość. Ona mu miłość wyznaje a ten swoje. Chory z zazdrości i chciałby sobie ją ustawić. Po co mu ten ślub i małżeństwo bez miłości? Gorzej jak dziecko

    9 mar 2021

  • Użytkownik candy

    @Mysza no dokładnie :D tzn on ją kocha... ale na swój sposób.

    11 mar 2021