Iluzja – rozdział 22

Iluzja – rozdział 22Przyszła wiosna i znowu zrobiło się ciepło. Śnieg się roztopił, ustępując miejsca kwitnącej na nowo naturze, zielonym drzewom, ćwierkającym ptakom. Częściej niż kawę robiłam teraz kolorowe owocowe smoothie. W cieplejsze dni ludzie siedzieli na zewnątrz kawiarni, chodzili do parku. Wiosna była piękna w tym roku – a ja nigdy nie czułam się bardziej pusta.
Harvey zniknął – zmienił mieszkanie, numer telefonu, pracę. Poszłam tam, gdy wyszłam z jego bloku. Facet z długą poplątaną brodą powiedział, że Harvey już tam nie pracuje. Że musiał zacząć od nowa.
Zablokował mnie na Facebooku. Uciął każdą możliwą formę kontaktu. Zniknął. Nikt nie wiedział, dokąd się przeniósł, gdzie teraz mieszkał. Nagle człowiek, z którym jeszcze niedawno spędzałam każdy dzień, zniknął i nie wiedziałam, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę.  
Byłam jakby zawieszona – niekiedy chodziłam jak duch, bez siły, niezbyt nadążałam za tym, co działo się wokół mnie. Gavin za to ciągle był obok. Nawet nie wiedziałam, kiedy to się stało. Wszedł w moje życie tak gładko, jakby był w nim od zawsze. Nie byliśmy razem, ale w pewnym momencie poczułam się tak, jakbyśmy byli – często był u mnie w domu, moi rodzice go uwielbiali; zdarzało się, że podwoził mnie do pracy lub z niej odbierał. Był słodki, uroczy i już nie popełniał żadnych błędów. Idealny facet – a jednak w głowie miałam masę wątpliwości.
Nawet nie pytałam, czy to on był odpowiedzialny za moje rozstanie z Harveyem. I tak nie powiedziałby mi prawdy. Nadal nie do końca mu ufałam, choć musiałam przyznać, że gdy był obok, żyło mi się łatwiej. Wciąż coś do niego czułam; choć nadal trzymałam go na dystans, on się nie zrażał. Spędzaliśmy ze sobą masę czasu, nawet, jeśli niekoniecznie tego chciałam. Po prostu cały czas był obok, niekiedy celowo, niekiedy nie – ale był. Cały czas. Zawsze chętny do pomocy, a jednak dający mi przestrzeń i czas. Jak partner, który rozumiał moje potrzeby.  
Dla wielu osób mogliśmy wyglądać para i w pewnym momencie poczułam, że chyba rzeczywiście nią jesteśmy – niepisana umowa, której żadne z nas nie zawarło, a jednak dało się wyczuć między nami więź. Czułam się lepiej, gdy był blisko. Bałam się, że to wszystko było za piękne, że zaraz coś się zniszczy – ale nie. Nie było kolejnych akcji jak ta z Danielle czy ta, gdy Gavin nie chciał mnie przedstawić koledze. Nie popełniał żadnych błędów. Był facetem idealnym. Tak idealnym, że wkrótce sama zaczęłam kwestionować swoje wybory i zastanawiać się, co było ze mną nie tak.
Czułam jednak, że nie byłam już tą samą osobą co wcześniej. Zmieniło mnie odejście Harveya. Zmienili mnie ci dwaj mężczyźni, którzy doprowadzili mnie do przekroczenia granicy. Nie chciało mi się dłużej być ostrożną i spokojną. Nigdzie mnie to nie doprowadziło – jedynie zostawiło ze złamanym sercem; więc jeśli Gavin chciał być obok, nie zamierzałam mu tego zabraniać. Może właśnie tak to się powinno skończyć – miałam u boku mężczyznę, któremu na mnie zależało. Może nie był tym, którego chciałam, ale czułam coś do niego. Był dobry. Mimo błędów, które popełnił, wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi, że będzie mi z nim dobrze.
Uczucia do Harveya raz odchodziły niczym fala w morzu, a za chwilę wracały – przyzwyczaiłam się już do tego, że prawdopodobnie nigdy o nim nie zapomnę. Musiałam jednak nauczyć się z tym żyć. Mógł walczyć. Mógł się postarać, ale wolał się poddać. Prawdopodobnie nigdy nie poznam prawdy, nie dowiem się, kto i co tak naprawdę stało za naszym rozstaniem. Musiałam to zaakceptować. Nie mogłam wiecznie stać w miejscu. Skoro on ruszył dalej ze swoim życiem, beze mnie, ja też musiałam.
Trzymałam Gavina na dystans, ale w końcu zmęczyło to nawet mnie. Byłam kobietą, która miała swoje potrzeby. Nie chciałam wiecznie być sama, czekać na coś, co nigdy miało nie przyjść. Może nie istniały idealne rozwiązania i musiałam się zadowolić tym, co już miałam – a miałam Gavina. Ciężko było udawać, że nie wzruszały mnie jego umięśnione ramiona czy mięśnie brzucha, ani to, jak na mnie patrzył. W końcu nie wytrzymałam – tak jak wtedy w górach. Ponownie ogarnęło mnie pożądanie, nad którym nie potrafiłam zapanować. W jednej chwili byliśmy przy stoliku w kawiarni, a w drugiej – w łazience, zamkniętej na klucz. Kiedyś seks publiczny wydawał mi się czymś odrażającym i nienormalnym – w tamtym momencie odkryłam jednak, że było to przede wszystkim cholernie podniecające. Nie byłam już sobą. Mogłam przejść do następnego etapu w moim życiu.
I tak oto staliśmy się nieoficjalną parą. Nagle zaczęliśmy trzymać się za ręce, całować na powitanie; on czasami nocował u mnie, czasem ja u niego, w jego ogromnym apartamencie, w łóżku, które pomieściłoby ze cztery osoby. Kochaliśmy się w drogiej pościeli, a ja zastanawiałam się, czy tak właśnie będzie od teraz wyglądać moje życie – przejście z biednej rodziny, z zaciągniętych kredytów do luksusowego mieszkania, w którym zmieściłby się cały mój dom.
Nie mogłam powstrzymać myśli, że Olivii nie do końca by się to spodobało, ale fakty były takie, że Olivii już tu nie było, a ja musiałam radzić sobie sama. Nie mogłam żyć z mężczyzną, którego pokochałam, bo jego też już tu nie było – a Gavin był. To on był teraz moją teraźniejszością.
W wyjątkowo zimny wieczór, gdy leżeliśmy pod kołdrą, uspokajając oddech po seksie, po raz kolejny czułam się jak inna osoba. Miałam wrażenie, że oglądam film, w którym gra ktoś, kto wygląda jak ja, ale zachowuje się kompletnie inaczej. Czasami wciąż mnie to zaskakiwało. Najczęściej uciszałam wątpliwości i myśli seksem, ale dziś nie pomogło nawet to. Podniosłam się, chcąc założyć szlafrok, ale Gavin nagle powiedział:
– Aurora… poczekaj.
Zerknęłam na niego i zobaczyłam, że założył z powrotem bokserki i właśnie sięgał do swojej szafki nocnej.
– Tak?
Zszedł na podłogę i zanim zdążyłam się zorientować w sytuacji, uklęknął przy łóżku, otwierając czerwone pudełeczko, w którym błysnął pierścionek. Aż zamrugałam i gwałtownie przybliżyłam się do niego, chcąc się upewnić, że dobrze widziałam. Ogromny diament błyszczał w świetle lampy. Zszokowana, przeniosłam wzrok na Gavina, który uśmiechał się nerwowo.
– Wiem, że to szybko. Za szybko. Że mieliśmy burzliwe początki i momenty, kiedy nawet ze sobą nie rozmawialiśmy. Cała nasza historia jest wyjątkowa… ale nie chcę dłużej czekać, bo czuję, że to to. Że chcę cię mieć przy sobie do końca życia. Poznaliśmy się, gdy byłem toksyczny, w mrocznym miejscu… ale przy tobie znów odżyłem. Dałaś mi szczęście. A ja chcę dać je tobie. – Uniósł pierścionek nieco wyżej, a w mojej głowie wybuchały wątpliwości – jedna po drugiej.
Tak, to było za wcześnie. Za szybko. Nikt normalny nie oświadczyłby się po kilku miesiącach, zwłaszcza takich, jakie przeżyliśmy. Miałam co do niego tysiąc wątpliwości, których nigdy nie wyjaśniłam. Nie czułam, że to on był mi przeznaczony. Nie miałam tej pewności, którą powinnam mieć, przyjmując pierścionek…
Ale desperacko chciałam być szczęśliwa. Mieć kogoś obok, kto by o mnie dbał, kto by ze mną był, komu mogłabym się zwierzyć… miałabym kogoś, z kim mogłabym iść przez życie. Wiedziałam, że Gavin da mi szczęście. Już to zrobił. Przy nim czułam się lepiej. Był dobrym człowiekiem i troszczył się o mnie.  
– Zgodzisz się? Zgodzisz się zostać moją żoną?
Moje serce krzyczało, ale uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę.
– Tak – szepnęłam, a Gavin wyjął pierścionek i wsunął go na mój serdeczny palec, który od razu wydał mi się cięższy. Potem mocno mnie pocałował, a ja czułam na policzkach łzy – nie potrafiłam tylko powiedzieć, czy wynikały ze szczęścia, czy może z poczucia paniki, które we mnie szalało.
Co ja zrobiłam?
Czy popełniłam właśnie najgorszy błąd w moim życiu?

Musiało minąć parę ładnych godzin, bym w końcu uspokoiła swoje myśli i oddech. Wciąż jednak nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Patrzyłam na swoją rękę, na pierścionek i raz za razem uświadamiałam sobie, że byłam zaręczona.
Moi rodzice oczywiście nie posiadali się z radości. Julie była mocno zdziwiona, ale zapewniała, że cieszy się razem ze mną. Nadal przetwarzałam tę całą sytuację, dlatego sama się zdziwiłam, kiedy przy piciu szampana z moimi rodzicami Gavin nagle zapytał:
– To co, zaczynamy planowanie?
– Tak od razu? – zapytałam z lekkim niepokojem.
– A na co tu czekać? – odpowiedział pytaniem z uśmiechem, po czym pochylił się i mnie pocałował. – Kocham cię. Chcę się z tobą ożenić. Jak najszybciej.
Moja mama skwitowała to szerokim uśmiechem i łzami wzruszenia, a mnie nagle wydało się dziwaczne, że po raz pierwszy powiedział, że mnie kocha. Czy to nie było dziwne, że nie użył tych słów przy oświadczynach? Dlaczego dopiero teraz?
Nie chciałam rozgłosu, ale rodzice uparli się, że powinniśmy to ogłosić. Zostałam wręcz zmuszona do zrobienia zdjęcia z pierścionkiem zaręczynowym i zamieszczenia go na Facebooku. Oczywiście, zaraz zaczęły spływać polubienia, wiadomości, gratulacje. Ja nagle zastanowiłam się, czy Harvey to zobaczy. Czy śledził co u mnie, mimo że mnie zablokował i odciął się ode mnie na każdy możliwy sposób?  
Obserwując powiadomienia o komentarzach i wiadomościach, pomyślałam, że jeśli istniała dla nas jeszcze jakaś mała, najmniejsza szansa, to właśnie ją zniszczyłam.

Nie miałam pojęcia, że zaplanowanie ślubu wymagało aż tyle czasu, pieniędzy, dbania o detale. Nie chciałam dużego wesela, ale Gavin się uparł, że za wszystko zapłaci. Nie chciałam, protestowałam, prowadziliśmy długie dyskusje, ale on twierdził, że musi się pokazać i że będzie to wyglądało dziwnie, jeśli ktoś taki jak on będzie miał skromne wesele. Ostatecznie przegrałam tę walkę i zasiadłam do planowania. Wkrótce pękała mi głowa od ilości spraw, które wymagały załatwienia. Poprosiłam Gavina, byśmy zatrudnili kogoś do pomocy – profesjonalna wedding plannerka wydawała się dobrą opcją, bo okazało się, że kompletnie nie miałam głowy do planowania ślubu i wesela. Było tego po prostu za dużo, a ja nie czułam się w tym najlepiej. Może miało to coś wspólnego z tym, że sama nie wiedziałam, co czuć względem małżeństwa z Gavinem – dlatego bardzo liczyłam na pomoc kogoś, kto pomógłby mi z tym wszystkim. Gavin jednak był innego zdania.
– To wyrzucenie pieniędzy w błoto. Lepiej przeznaczyć je na wesele. Przecież na pewno sama świetnie sobie ze wszystkim poradzisz.
– A więc… mam robić to sama? – spytałam z niedowierzaniem. – Przecież to ty chciałeś wielkie wesele! Naprawdę oczekujesz, że będę załatwiała wszystko w pojedynkę?
– Nie, oczywiście, że nie. Oczywiście, że ci pomogę. Chodziło mi o to, że w Internecie na pewno jest mnóstwo wskazówek i planerów, jak wszystko po kolei ogarnąć. Nie potrzebujesz do tego jakiejś obcej kobiety.
Cały wolny czas spędzałam przeglądając sale weselne, polecanych DJ–ów, ozdoby na stół, bukiety, prezenty dla gości, suknie ślubne. Byłam jednak rozdrażniona samymi poszukiwaniami. Mama naciskała, bym zażyczyła sobie suknię szytą na miarę, ale ja chciałam oszczędzić sobie kłopotu i wybrać którąś z gotowych. W końcu to było tylko na jeden dzień. Dlaczego miałam dokładać sobie problemów i przeglądać tysiące modeli, by potem jeszcze czekać na szycie na zamówienie?
Miałam przeczucie, że nie tak powinno wyglądać planowanie ślubu. Powinnam być szczęśliwa. Powinnam skakać z radości – tymczasem miałam wrażenie, że na wszystkich warczałam i byłam wiecznie wściekła. Kumulacją tych uczuć okazało się niespodziewane spotkanie na targach ślubnych, gdzie – nie spodziewając się tego nawet w snach – stanęłam oko w oko z Kelly.
Nie pamiętałam, kiedy ją ostatnio widziałam ani kiedy z nią rozmawiałam. Była wyraźnie zmieszana moim widokiem. Odruchowo chciałam ją minąć bez słowa – nie miałam jej nic do powiedzenia. Ona jednak złapała mnie za łokieć.
– Aurora, stój.  
– Co? – Spojrzałam na nią z irytacją. – Teraz nagle masz mi coś do powiedzenia? Gdzie byłaś rok temu, co?
– Ja… wiem, że jesteś na mnie wściekła, ale… miałam nadzieję, że cię tu spotkam. Widziałam, że się zaręczyłaś i chciałam do ciebie zadzwonić…
Zadzwonić? Nie wiedziała, co mi powiedzieć po śmierci Olivii, ale gdy zobaczyła informację o zaręczynach nagle chciała udawać dobrą przyjaciółkę?
– A ty co tu robisz? – zapytałam, choć odpowiedź była oczywista.
– Cóż… Ian się oświadczył. – Uniosła rękę z pierścionkiem.
– Super. Gratulacje. – Chciałam ruszyć dalej, ale zatrzymała mnie słowami:
– A… gdzie twój narzeczony?
Powstrzymałam się od warknięcia. Nieświadomie poruszyła kolejny problem – mianowicie taki, że deklaracja Gavina o pomaganiu mi nie zawsze miała praktyczne zastosowanie. Większość rzeczy musiałam robić sama. Gdy jedna z miłych pań przy dziale florystycznym zapytała, czy mój narzeczony do mnie dołączy, mało nie zapadłam się pod ziemię ze wstydu. Musiałam wszystkim wciskać jakieś wymówki, a prawda była taka, że mój narzeczony był bardziej zajęty pracą, niż swoim ślubem i weselem, którego tak chciał.
Nie chciałam jednak rozmawiać z Kelly o niczym. Nie chciałam wciskać jej żadnych kitów. Chciałam po prostu odejść.
– Nie udawaj dobrej przyjaciółki – powiedziałam chłodno. – Gdy Olivia umarła, zniknęłaś. Schowałaś się za Danielle i Emily, olałaś mnie. Zostawiłaś w potrzebie. Nigdy ci tego nie wybaczę, nawet jeśli będziesz mi gratulować do wieczora.
Wyprostowała się i odsunęła.
– Wiem, że źle zrobiłam, ale…
– Ale co? Daruj sobie, Kelly. Nie mam czasu na słuchanie kolejnych kłamstw.
Poprawiła torebkę i zrobiła krok w tył, rzucając mi ostatnie spojrzenie.
– Zmieniłaś się – rzuciła tylko i odeszła, zostawiając mnie samą.
Tak. Zmieniłam się. Zmieniałam. Na gorsze. Wiedziałam to, ale nie potrafiłam tego zatrzymać.

– Jak było na targach? – zapytał Gavin, nie odrywając wzroku od laptopa.
Miałam dość. Postawiłam torebkę na podłodze, czując, jak wzbiera we mnie wściekłość.
– Mam dość robienia wszystkiego sama. To ty chciałeś wielkie wesele, a nic nie robisz w tym kierunku.
– Ufam ci, kochanie. Wiem, że wybierzesz ładne rzeczy. Ja się na tym nie znam. – Dalej patrzył w ekran. – Tylko bym przeszkadzał.
– To po co chciałeś kosztowne wesele? – wybuchłam. – Moglibyśmy zrobić małą kolację dla najbliższej rodziny i to by w pełni wystarczyło!
– Nie mam rodziny. – W końcu na mnie spojrzał. – Ale mam przyjaciół i chciałbym ich zaprosić na porządne przyjęcie, a nie kolację w domu.
– Więc się postaraj! Jeśli nie dla mnie, to dla swoich przyjaciół.
– Co to ma znaczyć? – Nagle jego głos zrobił się niższy i podsycony złością. Zatrzasnął laptopa i wstał. – Nie staram się? Naprawdę?  
– Jeśli chodzi o przygotowania, to nie. Praca jest ważniejsza. Za każdym razem!
– Chyba należy mi się chwila spokoju? – warknął. – Przecież to ja za wszystko płacę!
Poczułam się, jakby dał mi w twarz. Nie mogłam uwierzyć, że to powiedział.
Natychmiast się zreflektował. Powrócił jego opanowany wyraz twarzy.
– Przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć. Jestem zmęczony. – Podszedł i mnie przytulił, ale ja nadal byłam w szoku. Po raz kolejny rzucił mi w twarz pieniędzmi – w tym przypadku, ich argumentem. Tak jakbym to ja chciała wielkie wesele. Tak jakbym go do tego zmusiła.
Harvey nigdy w życiu by mi nie powiedział czegoś takiego.
On zawsze znajdował dla mnie czas.
Gdy Harvey wrócił, siedziałam nad jakimś programem graficznym dla amatorów. Ślęczałam nad tym chyba już trzecią godzinę i poważnie rozważałam zrobienie sobie kawy, choć był już późny wieczór. Niemal odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam otwierające się drzwi.
– Przepraszam za spóźnienie – wydyszał Harvey, otrzepując sobie włosy i buty ze śniegu. – Przyszła dziś do nas jakaś wariatka, która twierdziła, że uszkodziliśmy jej laptopa. Pewnie jej to spartaczyli w innym zakładzie, ale próbuje zrzucić na nas winę i dostać jakieś odszkodowanie. Cały dzień był młyn, masa ludzi, siedziałem do wieczora, a w dodatku zjawiła się ona… Musiałem wyciągać całą historię transakcji i zleceń… – urwał, przyglądając mi się. – Nad czym tak siedzisz?
– Darren kazał mi zrobić plakaty reklamujące kawiarnię – jęknęłam. – A ja kompletnie się na tym nie znam. Jeśli dam mu coś fatalnego, to nie wróżę sobie długiej kariery. Ale nieważne. – Odłożyłam laptopa na bok i gestem zachęciłam Harveya, by usiadł obok mnie. – Przytulenie na pocieszenie?
– Oj tak. – Opadł na łóżko koło mnie, kładąc głowę na moim brzuchu, a ja wplotłam mu palce we włosy i zaczęłam je przeczesywać. Uwielbiał to. Przymknął oczy i cicho westchnął. – Jestem padnięty.  
– Widzę – powiedziałam cicho, przesuwając wzrokiem po jego lekko sinej skórze pod oczami. – Jesteś głodny? Chcesz jakąś kolację?
– Robiłaś ją wczoraj. – Chwycił mnie za rękę i pocałował. – Nie będziesz tu tyrać jak jakaś kucharka.
– Nie przeszkadza mi to…
– A mi tak. – Nagle otworzył oczy. – Nie chcę, byś miała poczucie, że cię do czegoś wykorzystuję.
– To tylko kolacja – powiedziałam z delikatnym uśmiechem. – Ciężko to nazwać wykorzystaniem.
– Nie chcę, żebyś mi usługiwała tylko dlatego, że późno wróciłem. – Wywrócił oczami. – Zrobimy ją razem. Ale zaraz. – Nagle się podniósł i chwycił za mojego laptopa. – Teraz pokaż, co tu masz.
– Uwierz, nie chcesz tego robić.  
– Właśnie chcę. Zobaczysz, wysmaruję takie plakaty, że Darren zatrudni nawet mnie. – Posłał mi jeden ze swoich łobuzerskich uśmieszków. – Pomogę ci i będzie z głowy. Potem zrobimy kolację. Może tak być?
– Jest późno. – Delikatnie dotknęłam palcami jego twarzy i przesunęłam je po skórze pod czekoladowymi oczami. – Na pewno jesteś zmęczony. Nie wolisz pójść spać?
– Nie. Wolę ci pomóc. – Przybliżył się i delikatnie pocałował mnie w usta. – Sen nie ucieknie.

Uświadomiłam sobie, że miałam łzy w oczach. Odsunęłam się od Gavina i poszłam do łazienki, by nie widział, jak płaczę.
Wieczorem, gdy Gavin poszedł pod prysznic, otworzyłam laptopa i folder, którego przysięgłam sobie więcej nie otwierać. Patrzyłam na zdjęcia z Harveyem i usiłowałam nic nie czuć. Z całych swoich sił. Marzyłam o tym, by spojrzeć na jego twarz, wspominać przeczesywanie jego czupryny i niczego przy tym nie czuć. Żadnej tęsknoty. Żadnego bólu.
Gdyby to tylko było takie proste…

Czas leciał jak szalony. Nim się obejrzałam, mieliśmy już ustaloną datę, wynajętą salę, listę gości, wynajętego fotografa, kamerzystę – Gavin oczywiście pociągnął za tylko sobie znane sznurki – florystkę, motyw kolorystyczny sali i wiele innych rzeczy. Przerażało mnie tempo, w jakim to wszystko posuwało się do przodu. Zawsze myślałam, że takie rzeczy ciągną się miesiącami czy nawet latami, ale wszystko szło idealnie, tak jakby świat nam sprzyjał. Wszyscy mieli akurat wolny termin. To wszystko było aż podejrzane.
Mama poszła ze mną do salonu ze sukniami ślubnymi, a ja byłam w paskudnym humorze, bo zawsze wyobrażałam sobie, że tę chwilę będę dzieliła z Olivią. Ona powinna tu być. Powinnyśmy być we trzy.  
Przymierzyłam kilka sukienek, ale wkrótce mnie to zmęczyło. Nie cieszyłam się tak jak powinnam. Szczerze mówiąc, miałam dość tego całego planowania. Wiedziałam, że prędzej czy później moja mama to zauważy.
– Aurora, kochanie… mam wrażenie, że nie cieszysz się tym ślubem – powiedziała w końcu, patrząc na mnie ze zmartwieniem. – Dlaczego?
Mogłam jej tyle powiedzieć… ale nie chciało mi to przejść przez gardło. Mogłam jej powiedzieć, że tak naprawdę zastanawiałam się nad sensem tego ślubu. Że tak naprawdę nie powinniśmy się pobierać. Często myślałam nad tym, czy dobrze robiłam; jednak gdy tylko myślałam o zerwaniu zaręczyn, opuszczała mnie odwaga. Już tyle rzeczy byłoby gotowych. Co powiedzieliby ludzie? Jak miałabym się z tego wytłumaczyć? Zależało mi na Gavinie, oczywiście, że tak. Na swój sposób go kochałam. Tylko że… moje wątpliwości nie potrafiły zniknąć.
– To za szybko – powiedziałam w końcu. – Gavin i ja… przecież tak naprawdę wcale się nie znamy.
– Znacie się. Na tyle, na ile wam to potrzebne. A na poznanie całej reszty macie całe życie. – Przyglądała mi się badawczo. – Ja przyjęłam oświadczyny twojego taty po roku. Też uważałam, że to za wcześnie, ale czułam w środku, że to była dobra decyzja. Że tego nie pożałuję.
I tu się różniłyśmy – ja czułam kompletnie odwrotnie. Nie miałam jednak serca jej tego powiedzieć. Mama przecież uwielbiała Gavina – i pragnęła mojego szczęścia.
– On cię naprawdę kocha – dodała. – Widzę to po nim. Cały aż jaśnieje, kiedy wchodzisz do pokoju. Gdy milczysz, zerka na ciebie i sprawdza, czy wszystko w porządku. Gdy mówisz, patrzy tylko na ciebie – mówiła, a ja czułam w środku narastające ciepło. – Oczywiście, nie jest ideałem… i nawet ja miałam obawy, bo… jest od ciebie sporo starszy. Ale to nieważne. Jesteście dorośli. Dobrze wam ze sobą. Właśnie o to w życiu chodzi.
– Przepraszam… – Nagle zbliżyła się do nas konsultantka z miłym uśmiechem. – Wydaje mi się, że znalazłam sukienkę odpowiadającą pani wymaganiom, o których wcześniej rozmawiałyśmy. Chciałaby pani ją zobaczyć?
Przytaknęłam, nadal czując to dziwne ciepło w środku po słowach mamy. Może miała rację. Może całkiem źle na to patrzyłam. Fakt, Gavin na pewno nie był idealny, ale… kto był? Nie tego chciałam. Ostatecznie chciałam przecież tylko kogoś, kto by mnie pokochał – i chyba właśnie tak było.
Następną sukienkę przymierzałam już z uśmiechem na ustach.  

W końcu nadszedł ten dzień. Piętnasty sierpnia – przeddzień mojego ślubu. Jutro, szesnastego, mieliśmy w końcu się pobrać. Wszystko było dopięte na ostatni guzik – trochę dzięki szczęściu, trochę dzięki kontaktom Gavina. Szalone tempo, w jakim żyliśmy przez ostatnie parę miesięcy, w końcu miało zwolnić. Leżeliśmy obok siebie na łóżku, milcząc. Byłam zbyt podekscytowana jutrzejszym dniem, by cokolwiek mówić – i nadal zmęczona po panieńskim, który miał miejsce już parę dni temu, ale ja nadal go odreagowywałam.
– Jak się czujesz? – zapytał Gavin, patrząc na mnie z uśmiechem. – Moja… przyszła żono.
– Denerwuję się – przyznałam. – I… boję.
– To dobry strach?
– Myślę, że tak. Ogranicza się do tego, że boję się o jakieś wypadki, o to, że ktoś się zatruje tortem czy…
– Nie martw się takimi rzeczami – przerwał mi i położył się na mnie, przykrywając moje ciało swoim. – Martw się tym, że od jutra będziesz widywać moją twarz… codziennie aż do końca życia – uśmiechnął się szeroko. – Aż będziesz miała mnie dość.
– Tym się nie martwię – szepnęłam i pocałowałam go. Tym razem mówiłam szczerze. Zmieniłam zdanie o sto osiemdziesiąt stopni. Wiele się zmieniło przez te tygodnie. Nauczyłam się go kochać – całą sobą. Wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi. Wiedziałam, że będzie dla mnie dobry.
Że dzięki niemu w końcu będę szczęśliwa. Na pewno.
– Zrobię wszystko, żeby dać ci wszystko. Wiesz o tym, prawda? – dodał.
Przymknęłam oczy.
– Tak, wiem – szepnęłam.  
I wiedziałam, że to prawda.
Jutro – jutro wszystko miało się skończyć… i zacząć.

Obudziłam się tak podekscytowana, jak jeszcze nigdy. Miałam wrażenie, że w ogóle nie spałam – wiedziałam jednak, że makijażystka i fryzjera zrobią wszystko, co w ich mocy, by nie było po mnie tego widać. Z nerwów nie mogłam przełknąć śniadania. Miałam może jedną chwilę spokoju, zanim zaczęło się całe szaleństwo – przygotowania, makijaż, fryzura, a także bycie w pełni Panną Młodą. Julie, jako moja druhna, była obok mnie niemal od rana. Godziny leciały jak minuty; zanim się obejrzałam, byłam gotowa. Ślub miał się odbyć w małym, urokliwym kościele niedaleko hotelu, w którym później zaplanowaliśmy wesele. Wszystko dookoła mnie było tak piękne, jakby to był sen.
W końcu poprosiłam wszystkich o wyjście – zbliżała się godzina zero, więc potrzebowałam chwili dla siebie. Wzięłam parę głębokich oddechów na uspokojenie. Przesunęłam ręką po mojej śnieżnobiałej sukni, uśmiechając się do siebie. Była idealna. Taka, jaką sobie wymarzyłam – na górze obcisła, na cienkich ramiączkach, jednak rozszerzająca się na dole, który kręcił się przy najmniejszym ruchu. Wykonana z delikatnego tiulu, na którym zostały wyszyte kwiaty, lekko błyszczała w słońcu. Gdy ją na siebie wkładałam, czułam, jak wilgotnieją mi oczy. To dziś. Dzień, na który czekałam od tylu miesięcy. Dzień, do którego odliczałam dni w aplikacji, którą zainstalowałam na komórce dzień po zaręczynach, choć przecież termin ślubu ustaliliśmy dużo później. To dzień, który miał wszystko zmienić. Za chwilę miałam ująć tatę pod rękę, a on miał poprowadzić mnie do ołtarza. Wszyscy będą mieli w oczach łzy, będą patrzeć na mnie ze wzruszeniem i szeptać, jak pięknie wyglądam. Powiem „tak”, wybuchną brawa. To będzie ten moment – najszczęśliwszy w moim życiu. Byłam tego absolutnie pewna. Po tylu wątpliwościach, musiałam być.
– Jesteś gotowa? – Usłyszałam delikatne pukanie i wyczułam, że moja mama się uśmiecha. – Zostało już tylko kilka minut.
– Tak – odpowiedziałam drżącym głosem, bo przecież byłam gotowa. Czekałam na ten dzień i gdy w końcu nadszedł, odczuwałam go na całym ciele, które co chwilę pokrywało się gęsią skórką z ekscytacji. – Zaraz przyjdę.
Mama zniknęła za drzwiami, a ja rzuciłam ostatnie spojrzenie w lustro. Fryzura była idealnie ułożona, makijaż na szczęście się nie rozmazał. Poprawiłam welon i wstałam, próbując opanować drżenie nóg. To ten dzień. Nareszcie. Po tylu nieudanych dniach, miesiącach, latach – w końcu miałam otrzymać swoje szczęśliwe zakończenie. Wiedziałam, że Gavin mi je da. Bo niby kto inny?
Parę minut później kroczyłam już w stronę ołtarza. Uśmiechałam się tak, że bolały mnie policzki. Wszyscy mi się przyglądali, co trochę mnie peszyło, ale także napawało szczęściem. Z każdą sekundą zmniejszałam dystans, który dzielił mnie od mężczyzny, którego miałam poślubić. Widziałam, jak jego gardło zaciskało się ze wzruszenia.  
W końcu stanęłam przed nim, gotowa wypowiedzieć słowa przysięgi. Widziałam, jak moja mała kuzynka aż rwała się do podania nam obrączek. Odliczałam sekundy. Jeszcze chwila i cały mój koszmar się zakończy.
Ksiądz donośnie wygłaszał swoje kwestie, gdy nagle drzwi kościoła otworzyły się tak gwałtownie, że aż uderzyły o ścianę. Podskoczyłam lekko, nie mając pojęcia, co tu się wyprawia. Z niedowierzaniem popatrzyłam na mężczyznę, który wbiegł do kościoła, ciężko dysząc.
– Aurora! – zawołał, a moje serce zamarło. Harvey. Nie. To nie tak miało być. Co on tu robił? Przecież… wyprowadził się. Zniknął. Miałam go już nigdy nie zobaczyć. W jednej chwili uleciało ze mnie całe szczęście, cała pewność siebie. – Błagam, nie rób tego. – Szedł w naszą stronę pewnym krokiem, a ja czułam, że nie mogę oddychać. – Jeśli jeszcze cokolwiek do mnie czujesz… – Zbliżył się na tyle, że widziałam przerażenie w jego ciemnych oczach. – …nie wychodź za niego.
Goście zaczęli szeptać między sobą, patrzeć na mnie pytająco, a ja zamarłam. Nie mogłam się ruszyć. Czułam, jakby ktoś mocno kopnął mnie w brzuch. To nie mogło się dziać.
Popatrzyłam na mężczyznę, który miał zostać moim mężem. Na początku na jego twarzy malowało się zdumienie.
– Aurora… – Zwrócił się do mnie tonem prawie że rozbawionym. – To chyba jakiś żart. – Po chwili jednak zorientował się, że to nie żart i że w tym momencie nie byłam już pewna, co miałam dalej robić. Na jego twarz powoli wstąpiło niedowierzanie i gniew. – Czy ty… – Zachłysnął się powietrzem. – Czy ty nadal coś do niego czujesz? – Wbił we mnie stanowczy, przerażający wzrok.
Co miałam powiedzieć? Prawdę? Miałam skłamać? Do jasnej cholery, stałam przecież przed ołtarzem. Przed Bogiem.
– Przepraszam – jęknęłam cicho, sama nie wiedząc, za co właściwie go przepraszałam. Za to, że ten dzień jednak nie okazał się być tak idealny? Czy może przepraszam go za moje uczucia? Przecież go kochałam. Naprawdę. Tylko że ten, który wbiegł do kościoła, też nie był mi obojętny. Nagle moja piękna suknia nie miała już znaczenia. Zobaczyłam, jak mama łapie się za serce. Przeniosłam wzrok na moją dawną miłość, mojego dawnego kochanka i wiedziałam, że mój koszmar rozpoczął się na nowo.


Bum! Tym oto sposobem dotarliśmy do momentu z prologu 😃

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 5420 słów i 30343 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Agaaa

    Prolog mega mnie zaciekawił, więc bardzo wciągnęła mnie ta historia. I tak czytając każdy następny rozdział, gdzieś tam z tyłu głowy przypominał mi się właśnie prolog. I wkońcu oczekiwany moment.🙂 I muszę się przyznać, że obstawiałam trochę inaczej, a mianowicie że to Harvey stoi przy ołtarzu, a Gavin wyparuje do kościoła odpowiednim momencie. A tu niespodzianka 🙂 brawo 👏

    24 lut 2021

  • candy

    @Agaaa cieszę się, że historia zaciekawiła <3 i chyba jesteś jedyną osobą, która tak myślała, z tego co wiem, wszyscy obstawiali inaczej :D

    24 lut 2021

  • agnes1709

    A ja wiedziałam, że wparuje do kościoła:dancing::p Pięknie! :ciuch:

    23 lut 2021

  • candy

    @agnes1709 a będzie tylko piękniej :D

    24 lut 2021

  • agnes1709

    @candy Wiadomo;)

    24 lut 2021