Dopóki wystarczy nam sił – o8

Parę dni spędziłem zamknięty w pokoju, usiłując w końcu napisać nowe piosenki. Choć nie zawsze mi szło, zmuszałem się siłą woli i powoli coś zaczynało powstawać. Było to korzystne i dla zespołu, i dla mnie – pisząc, nie myślałem o Valentinie, a także o Clarze, która w danym momencie wydawała się jeszcze gorsza niż Sofia. No, może nie do końca – nie szantażowała mnie ani nie atakowała na każdym kroku – ale jej niezdolność do rozumienia aluzji zaczynała mnie powoli wykańczać. Gdy oznajmiła mi z promiennym uśmiechem, że zostaje, zapaliła mi się w głowie czerwona lampka – ale co miałem zrobić? Skoro chciała zostać, niech zostaje. Na pewno nie zamierzałem się z nią spotykać. Choć z początku wydawała się normalna, była w końcu siostrą Sofii, a to oznaczało, że zapewne miała te same popieprzone geny. Cokolwiek strzeliło mi do łba, by wymieniać się z nią numerami, już dawno mi to przeszło.  Może chciałem zamienić Valentinę na kogoś nowego. Teraz jednak widziałem, że to był błąd i zamierzałem podziękować Clarze za tę „znajomość” i więcej jej nie oglądać.
W końcu postanowiłem zrobić sobie przerwę i wyjść z pokoju, w którym zaczynało już trochę śmierdzieć, bo ostatnimi dniami ciągle tam przesiadywałem, razem z jedzeniem. Pewnie zaczynała tam już kwitnąć flora i fauna. Otworzyłem szeroko okna, zebrałem talerze i udałem się z nimi na dół, do kuchni. Wstawiłem je do zmywarki i włączyłem ekspres.
– No, patrzcie, kto w końcu wyszedł z pokoju. Jaskiniowiec Liam.
– Dla twojej wiadomości, Al, pisałem piosenki – rzuciłem, nawet nie odwracając się od ekspresu, gdzie patrzyłem, jak czarna kawa leje się pięknym strumieniem do filiżanki. – Nie zadekowałem się tam tylko po to, by się odciąć od twoich komentarzy.
– Ale drażliwy się zrobił – skomentowała siostra, dalej mówiąc o mnie w trzeciej osobie.
– Och, Alexia, daj mu spokój – wtrąciła się łagodnie mama, włączając zmywarkę. – Miał proces twórczy, a teraz chyba w końcu go zakończył. Jak poszło pisanie piosenek, kochanie?
– Całkiem dobrze. Muszę teraz pokazać je chłopakom i może jeszcze jakąś napiszemy wspólnie. – W tym momencie poczułem wibrowanie telefonu, więc wyciągnąłem go z kieszeni, modląc się, by nie była to Clara. Serce zabiło mi nieco szybciej, gdy zobaczyłem imię Valentiny:

VALENTINA: Cześć. Myślałam o tych dzieciach z oddziału onkologicznego. To bez sensu, byśmy my pisali piosenkę dla nich, w ogóle ich nie znając. Pomyślałam, że moglibyśmy całym zespołem odwiedzić te dzieci i napisać piosenkę wspólnie – każde dziecko miałoby w nią jakiś wkład.  
Pomyślałem, że taka inicjatywa na pewno zyskałaby większy rozgłos, ale Valentinie chyba chodziło tylko o uczucia tych dzieci i o to, by coś dla nich zrobić. Oto nazywają się dwie strony medalu oraz dwie pieczenie na jednym ogniu.

LIAM: Dobry pomysł.

VALENTINA: W porządku. Zapytam chłopaków, kiedy mogą ruszyć swoje leniwe tyłki i zadzwonię do szpitala. Poinformuję Cię, jak coś ustalę.

Dziwnie oficjalne były te smsy, ale w sumie nie miałem pomysłu, jak dalej pociągnąć rozmowę, więc nie odpisałem nic poza:

LIAM: Ok.

Już miałem blokować ekran, kiedy telefon zabrzęczał ponownie. Zerknąłem na niego z rosnącą irytacją.

CLARA: Hej, co dziś porabiasz?

Postanowiłem zostawić jej wiadomość bez odpowiedzi. Już chowałem komórkę do kieszeni, kiedy przyszedł następny sms:

CLARA: Mam dzisiaj parę rozmów o pracę, ale między nimi też trochę wolnego czasu, dasz się namówić na spacer?

Chciałem jej stanowczo odpisać, że nie, nie mam czasu ani ochoty na spacery z nią, że nie dam jej się na nic namówić i żeby przestała do mnie wypisywać – ale się opamiętałem. Postanowiłem ją ignorować, aż może sama załapie aluzję, a w niedalekiej przyszłości zmienić numer. To właściwie było chyba najlepsze rozwiązanie – przy okazji uciekłbym od Sofii, Grace i Ashley, które w każdej chwili mogły znowu coś ode mnie chcieć, a w końcu każda z nich była na swój sposób nienormalna. Chyba działałem jak pierdolony magnez, przyciągając same wariatki.
Ekspres zagrał melodyjkę, dając mi do zrozumienia, że kawa gotowa. Podniosłem filiżankę do ust i wypiłem napój kilkoma szybkimi łykami.  
– No cóż, chyba wracam do pracy – rzuciłem, wciskając przycisk, by oczyścić ekspres. W tej samej chwili mój telefon zadźwięczał ponownie. Już miałem przejść na wyższy poziom wściekłości, kiedy z lekkim zdziwieniem zobaczyłem, że tym razem był to sms od Finna:

FINN: Muszę się wyrwać z domu. Wychodzimy?

To było dziwne. Finn nigdy nie wysyłał takich wiadomości, nigdy też nie czuł palącej potrzeby, by, jak to określił, „wyrywać się z domu” – a na pewno nie w środku dnia. Zawsze też preferował towarzystwo swoich różnych koleżanek, a nie nasze, dlatego w pierwszej chwili myślałem, że może pomylił numery. Po chwili przypomniało mi się jednak jego dziwne zachowanie w klubie i doszedłem do wniosku, że chyba coś się z nim działo. Moim zdaniem, cokolwiek to było, powinno go dopaść już dawno temu, bo całe swoje życie był kompletnie beztroski.  

LIAM: Tylko się ogarnę.

Poszedłem wziąć szybki prysznic, potem narzuciłem na siebie pierwsze lepsze ciuchy i płaszcz, bo dzień był zimny. Finn w międzyczasie napisał, że już jest blisko mojego domu. Gdy wyszedłem przed drzwi, dostrzegłem go stojącego przy głównej ulicy.
– Siema – rzuciłem, podchodząc do niego. Uznałem, że pytanie „co z tobą?” na samym początku może nieco zepsuć atmosferę, dlatego ograniczyłem się do: – Gdzie idziemy?
– Sam nie wiem. – Wzruszył ramionami. To też było do niego niepodobne. Aż zaczynałem się martwić. – Jesteś głodny?
– Nie, a ty?
– Nie.
– Czyli… wychodzimy się tylko przejść? Sami? – Coraz mniej go rozumiałem.
– Nie wiem, Liam – burknął, po czym wziął głęboki oddech. – Chcę znaleźć jakąś laskę.
O, to już bardziej do niego pasowało.
– Czy nie szukasz ich zwykle w klubach?  
– Sam widziałeś, co było ostatnio. – Finn wyglądał, jakby powiedzenie tego równało się z celibatem do końca życia. – Może muszę zacząć poznawać laski w normalny sposób, a nie w burdelach.
– Gwoli ścisłości, klub to nie burdel – zacząłem, ale przerwałem, widząc ostre i nieszczęśliwe spojrzenie Finna. – W porządku, wyjdźmy na miasto poznawać laski w normalny sposób. – Skapitulowałem. – To po prostu chodźmy przed siebie.
Kupiliśmy po drodze kawę, choć dopiero co piłem jedną, ale stwierdziłem, że może przysłuży się to mojej wenie twórczej. Próbowałem zagadywać Finna, ale on był w bardzo dziwnym nastroju, zupełnie jak nie on. W końcu doszliśmy do parku, klapnęliśmy na ławkę, a on od razu zaczął rozglądać się dookoła.
– Kto biega w takie zimno? – Wskazał na starszą panią, która biegła po dróżce powolnym truchtem.
– Starsze panie, które chcą pozostać w formie. To za takimi paniami chcesz się teraz oglądać? – Wyszczerzyłem się, a Finn prychnął.
– Akurat się napatoczyła. Za to tamte dwie… – Wyprostował się gwałtownie i wskazał gdzieś palcem. – Na pewno są w formie. I nie są stare.
– Może są, tylko się maskują.
– Przede mną nic się nie ukryje. Nawet botoks. – Finn z zaciekawieniem obserwował nowo zauważone dziewczyny, które powoli szły w okolice ławek. – Zobacz, ta w czarnym płaszczu. Z daleka ładna, no nie?
Średnio mnie to interesowało, ale przytaknąłem.
– Nie… jednak nie. – Finn skrzywił się, gdy dziewczyna zbliżyła się do nas na tyle, by było widać ją wyraźnie. – Chryste, co za paszczur. Nie chciałbym zobaczyć jej rodziców.
– Jesteś kurewsko chamski – zauważyłem ze śmiechem, bo dziewczyna faktycznie była niezbyt ładna, mimo pięknej figury.
Finn ponownie opadł na ławkę, nagle przygnębiony.
– Co jest, kurwa? Czemu nagle nie mogę zdobyć żadnej laski? A jak już się jakaś napatoczy, to wygląda tak, że tylko założyć jej worek na głowę.
Słuchałem go ze zmarszczonymi brwiami. Nadal coś mi tu nie pasowało, choć z pozoru był jak dawny Finn – gadał bzdury, psioczył, rozglądał się za dziewczynami, ale był dziwnie zgaszony.
Postanowiłem wyłożyć kawę na ławę.
– Dobra, stary. Co się z tobą dzieje?
– Nic. – Nawet na mnie nie spojrzał.
– Daj spokój, mnie nie oszukasz. Nie żebym cię podziwiał, ale przecież nigdy nie miałeś problemów z dziewczynami.
Finn prychnął donośnie.
– Ja i problem z dziewczynami? Te słowa nie spotykają się nawet przez ścianę.
– No właśnie. Nic trudnego, zwłaszcza dla ciebie. Wkładasz tulipana między kolana i po sprawie. – Odchrząknąłem, gdy starsza pani przebiegła bliżej nas i najwyraźniej usłyszała moje słowa, bo spojrzała na mnie ze zgorszeniem. – A widzę, że coś jest z tobą ostatnio nie tak.
– Wcale nie.
– To czemu jesteś mizerny jak ogórki w śmietanie? – Palnąłem bez namysłu, a Finn w końcu porzucił maskę powagi i parsknął urywanym śmiechem.
– Piękne porównanie. Mam nadzieję, że do pisania piosenek użyłeś innych.
– Nie zmieniaj tematu, tylko gadaj. Co z tobą? Mi możesz powiedzieć – dodałem, przypominając sobie, jak jeszcze niedawno moja pięść lądowała z łoskotem na jego twarzy. Życie potrafi być jednak zmienne.
– Nie wiem. – Finn wzruszył ramionami i uciekł wzrokiem. – A może wiem. – Czekałem cierpliwie, kiedy wykrztusił po chwili: – Wiem, tylko nie chcę powiedzieć.
– Ok… – Nie bardzo wiedziałem, jak na to zareagować. – Gadasz jak potłuczony. Dobra, to jak już się zdecydujesz, to mi powiedz. – Przechyliłem kubek do ust.
– Zakochałem się – wykrztusił nagle, a ja prawie wyplułem kawę.
– Że co? – zapytałem po chwili, patrząc na niego uważnie. Finn zgniótł kubek po kawie i rzucił go do najbliższego kosza. Nie trafił. – Ty? Zakochany? – Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem.
– Liam, kurwa! – Poczułem, jak wali mnie pięścią w ramię. – To nie jest, kurwa, śmieszne.
Z trudem się opanowałem.
– Sorry. Po prostu… znamy się tyle lat i pierwsze słyszę coś takiego z twoich ust.
– Bo to chyba pierwszy raz – burknął, po czym wstał gwałtownie. – Zapomnij, że coś mówiłem.
– Siadaj. – Złapałem go za rękaw i siłą posadziłem z powrotem. – Dobra, nie będę się już śmiać. Mówisz serio?
Oczywiście, że mówił serio. To wyjaśniało jego ostatnie zachowanie – to, że nie był sobą i nie był w stanie nawet poderwać dziewczyny w klubie.
– Nie chcę o tym gadać. Zwłaszcza z tobą.
– Dlaczego? – zdziwiłem się.
Finn westchnął i spojrzał na mnie ponurym wzrokiem.
– Bo chodzi o Alexię.
No dobra, podejrzewałem ostatnio, że coś mogło między nimi być – tajemnicze wyjścia Alexii na randki, nie wiadomo z kim. Podejrzewałem Finna, a i tak poczułem się, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Finn i moja siostra? Nie, na Boga, nie. Byłem mu dozgonnie wdzięczny za to, że oddał jej swoją nerkę, ale za dobrze go znałem.
– Nie przywal mi znowu. – Usłyszałem jego markotny ton.
– Nie przywalę – odpowiedziałem automatycznie, choć przez sekundę faktycznie miałem na to ochotę. – No dobrze… zakochałeś się w Alexii. Jakkolwiek jest to dziwne…
– Owszem, to jest, kurwa, dziwne – przerwał mi nagle, wzburzony. – Ja się nie zakochuję! – Grzmotnął pięścią w ławkę. – Miłość to tylko niepotrzebne komplikacje i ból. Po jakiego chuja to komu? Ale… – Wzruszył ramionami i wbił wzrok w ziemię. – Sam nie wiem. Po przeszczepie jakoś się zbliżyliśmy. Zaczęliśmy dużo gadać, czasem razem wychodziliśmy. Stwierdziłem, że… skoro dałem się dla niej pokroić… to może warto dać temu szansę.
Miało to sens, choć dalej nie podobała mi się wizja ich razem. Mimo wszystko nie rozumiałem jego nastroju.
– To czemu jesteś taki dziwny? – spytałem po chwili. – Alexia od dawna się w tobie kochała. Pewnie teraz jest wniebowzięta.
– Spotyka się z kimś innym – odparł Finn tak rozżalonym tonem, że prawie nie brzmiał jak on.
– Skąd wiesz?
– Wiem i już. Parę razy odwołała spotkanie. Czymś się wymawiała, ale coś mi śmierdziało. Kiedy w końcu się znowu spotkaliśmy, cała aż się świeciła i z kimś smsowała. – Westchnął ciężko. – Raz w życiu na kimś mi, kurwa, zależy, a ona jest z kimś innym.
Z kimś innym? Nie spotykała się tylko z Finnem? W głowie mi huczało. Nie przychodził mi na myśl żaden inny facet, z którym Alexia chciałaby się spotykać.
– Może jeszcze się jej odmieni – powiedziałem po chwili, sam nie wierząc w to, co mówię. – Ona naprawdę się w tobie durzyła. Może jeszcze coś z tego będzie.
– Tak jakbyś pozwolił mi się do niej zbliżyć. – Finn uśmiechnął się posępnie, a ja parsknąłem urywanym śmiechem, po czym niepewnie poklepałem go po plecach. Tak naprawdę nie wiedziałem, co powiedzieć, bo Finn jeszcze nigdy nie wyglądał na tak przybitego.
Cudowna ironia losu.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2335 słów i 13434 znaków, zaktualizowała 29 sie 2019.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AnonimS

    Ciekawy odcinek. Zestaw na tak. Pozdrawiam

    10 sie 2019

  • candy

    @AnonimS dzięki ;)

    11 sie 2019