Dopóki wystarczy nam sił – 28

W końcu musieliśmy wrócić do normalności, wyjść z domu, gdy emocje opadły. Zgodnie ustaliliśmy, że jeszcze nikomu nie powiemy o ciąży i że będziemy starali się żyć normalnie. Wróciliśmy do pracy, Val dalej chodziła na terapię oraz do lekarza. Do tej pory wszystko przebiegało dobrze. Gdzieś głęboko w sercu zaczynała we mnie kiełkować radość oraz nadzieja, że jednak wszystko się dobrze skończy. Będę miał dziecko. Po terapii Valentina przestanie w końcu się bać i wszystko będzie dobrze. Tak, jak powinno być. Nie mogłem się doczekać obwieszczenia wszystkim radosnej nowiny. Już wyobrażałem sobie radość i łzy mojej mamy na wieść, że zostanie babcią.  
     Nie odpowiedziałem jeszcze na wiadomość od Jamesa. Wciąż byłem rozdarty. Próbowałem wyobrazić sobie siebie w innym zespole, innym od tego, który stworzyłem. Cały czas czułbym się nieswojo, jakby to nie było moje miejsce – ale mógłbym śpiewać. Znowu robić to, co kocham. Czy to było warte pracowania z kimś zupełnie obcym? To było tak jak z tym, co proponowała mi Valentina – dzieci z inną kobietą. To było bez sensu. Samo marzenie było nic nie warte bez bliskich osób.  
     Czasami kontaktowałem się z Finnem, ale miałem wrażenie, że unikał mnie ze względu na Jacksona. Ja z kolei byłem dalej wkurzony, że Jackson potraktował Finna jak kogoś obcego, kogoś, komu nie należało się nawet współczucie. Skoro ja byłem w stanie wybaczyć Finnowi sypianie z Ashley, Jackson mógł przełknąć dumę i zrobić to samo, jeśli chodziło o Alexię – tyle że nie chciał, a ja przecież nie mogłem go do tego zmusić.  
     W któryś sobotni wieczór Alexia i Jackson zaprosili nas na kolację. Zbliżał się termin ich ślubu, przygotowania właściwie były skończone. Alexia zaprosiła naszych rodziców oraz nas, by podziękować Valentinie za jej wkład – no i dlatego, że zaraz mieliśmy być wszyscy rodziną. Normalnie cieszyłbym się, mogąc tam pójść, spędzić miło wieczór. Teraz jednak miałem mieszane uczucia.
     – Nie wiem, czy powinienem tam iść.  
     – Dlaczego? – Valentina zmarszczyła brwi, wkładając butelkę wina do ozdobnej torebki.
     – Ostatnio trochę pokłóciłem się z Jacksonem. Myślę, że mogę zrobić to ponownie.
     – Poszło o Finna? – Domyśliła się. – Trochę was wtedy słyszałam.  
     – Nie rozumiem, dlaczego tak długo trzyma urazę. Gdy dowiedział się, że Finn sypiał z Ashley, przekonywał mnie, żebym mu wybaczył. Tymczasem sam wścieka się o rzecz sprzed lat, w dodatku zrobioną po pijaku.  
     – Chyba nie chodzi tylko o to. – Uniosła lekko brwi. – Trochę cię już znam.  
     Westchnąłem. Miała rację.
– Owszem. Chyba tak naprawdę jestem na niego wściekły, bo to przez niego zespół się rozpadł. Przez tą cholerną dumę. Przez jego hipokryzję. Kiedy wywaliłem Finna z zespołu, Jackson był naprawdę wkurwiony. Ciągle mówił, żebym zapomniał o Ashley i przyjął go z powrotem. Finn z nią sypiał, wielokrotnie. Alexię pocałował raz, a Jackson nagle już nie jest taki skory do wybaczania. – Spuściłem wzrok. – Przez niego straciłem coś, co budowałem przez kilka lat. Nie mogę mu tego wybaczyć.  
– Liam, jesteś jego świadkiem. – Zmartwiona, usiadła obok mnie. – Nie możesz iść na ślub z takim nastawieniem.
– Wiem. Dlatego nie chcę iść nawet na kolację. To zły pomysł.
– A może Jackson zmienił zdanie?
– Alexia mówiła, że nawet nie chciał rozmawiać o Finnie. – Wywróciłem oczami. – Wątpię, by o tym myślał, a co dopiero zmienił zdanie.
– Nie dowiesz się, jeśli tam nie pójdziesz i z nim nie porozmawiasz. – Stanowczo wstała i pociągnęła mnie za rękę. – Milczeniem i unikaniem go nie rozwiążesz problemu.
– Patrzcie, jaka waleczna się zrobiłaś. – Uśmiechnąłem się szeroko, po czym zaryzykowałem pytanie: – Czy to wpływ naszego równie walecznego maleństwa? – Dotknąłem jej brzucha, mając nadzieję, że nie popsuję tym nastroju.
– Chyba tak. – Wyczułem, że też się uśmiechała. – Już niedługo dowiemy się, czy to chłopczyk, czy dziewczynka.
Nieco mnie zaskoczyła, bo wcześniej w ogóle nie poruszała tego tematu – tak jakby nie wierzyła, że tym razem dotrwa do etapu, kiedy poznamy płeć. Jakby nie wierzyła, że w ogóle się urodzi.
– Masz jakieś preferencje? – zapytałem żartobliwie. Dobrze wiedziałem, że pokochałaby nawet zwierzę, gdyby akurat jakieś zagnieździło się w jej macicy.
– Sama nie wiem. – Zawahała się lekko. – A ty? Wolisz mieć następcę rodu Millerów czy córeczkę tatusia?
– Córka też może być następcą rodu. Może zachowa nazwisko albo będzie starą panną.
– Czy ty właśnie zrobiłeś starą pannę z naszej córki? – Zmarszczyła brwi. – Będzie tak ładna, że to niemożliwe, by sobie kogoś nie znalazła.  
– Masz rację. To w końcu nasze dziecko. Będzie wygrywało konkursy piękności, nieważne, czy jako chłopak, czy dziewczynka. – Lekko podciągnąłem jej bluzkę i pocałowałem brzuch, który nadal był płaski. Valentina zadrżała. Podniosłem wzrok i zobaczyłem, że ma zamknięte oczy. – Val? Wszystko w porządku? – Podniosłem się i dotknąłem jej twarzy.
– Tak – szepnęła, dotykając ręką mojej dłoni, która była przyciśnięta do jej policzka. Wtuliła się w zagłębienie ręki i powoli otworzyła oczy. – Chyba… chyba zaczynam być szczęśliwa – wyszeptała, uśmiechając się delikatnie.  
Poczułem się, jakby ktoś otulił mnie ciepłym kocem. Całe ciało mi się rozluźniło. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, w jakim stresie ostatnio żyłem. Po słowach Valentiny poczułem nieopisaną ulgę.  
– Ja też jestem szczęśliwy. – Przytuliłem ją mocno. – Nawet nie wiesz, jak bardzo.

***

Humor poprawił mi się na tyle, że jednak poszliśmy do Jacksona i Alexii. Świadomość tego, że Val zaczęła się powoli przekonywać do dziecka była tak pokrzepiająca, że postanowiłem odpuścić sobie złość na Jacksona. Wydawało się to mało znaczące w porównaniu z tym, że zaczęły się spełniać moje marzenia o posiadaniu rodziny.  
Kolacja przebiegała całkiem sprawnie. Miło było wrócić w dawne progi – Alexia i Jackson zajęli mieszkanie moich rodziców, to, w którym miałem mieszkać z Valentiną. Nieczęsto tu bywałem, bo kojarzyło mi się z Ashley i resztą dramatów, ale teraz byłem przesiąknięty rodzinną atmosferą – i to dosłownie. Alexia, jak to Alexia, paplała o zbliżającym się ślubie i wieczorze panieńskim. Ja byłem drużbą Jacksona, a Valentina, naturalnie, druhną Alexii. Przez ostatnie wydarzenia zdążyłem już o tym zapomnieć, o wieczorze kawalerskim Jacksona także. Chyba musiałem coś zorganizować.
– Toast! – Alexia otwierała butelkę wina, którą przynieśliśmy. Zaczęła je wlewać do kieliszków. – Toast za to, że jesteśmy i niedługo już pełnoprawnie będziemy wspaniałą rodziną. Toast za to, by ślub poszedł idealnie. – Spojrzała na Jacksona z uśmiechem, a on go odwzajemnił. Odstawiła butelkę na stół i uniosła swój kieliszek, zachęcając nas, byśmy zrobili to samo. – No, pijemy!
Podniosłem kieliszek i nagle zamarłem. Zerknąłem na Valentinę. Nie podniosła swojego kieliszka. Przez głowę przeleciało mi nagle tysiąc myśli. Uzgadnialiśmy, że jeszcze nikomu nie powiemy o ciąży, bo to za wcześnie, ale z drugiej strony – jaką mogliśmy mieć teraz wymówkę?  
– Val, nie śpij. – Siostra spojrzała na nią z uśmiechem. – Podnoś kieliszek i pij.
Milczałem, chcąc pozostawić decyzję Valentinie. Podłapała mój nerwowy wzrok i uśmiechnęła się uspokajająco. Wyczuwałem na sobie uważny wzrok mamy.
– Nie mogę pić – powiedziała, przenosząc wzrok na Alexię, która wytrzeszczyła oczy.
– Co? – pisnęła, a Valentina uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– Nie mogę pić, bo jestem w ciąży.
Przez parę sekund panowała cisza, a potem nagle wybuchł taki hałas, jakby było tu sto osób. Alexia z piskiem odstawiła kieliszek na stół i podeszła do Valentiny, wykrzykując jakieś radosne gratulacje. Moja mama oczywiście zaczęła płakać, a tata podał jej chusteczkę, patrząc na mnie z dumnym uśmiechem. Jackson też wstał i zaczął nam gratulować. Przez chwilę panował kompletny chaos, a ja uświadomiłem sobie, że Alexia przecież wiedziała o przeszłości mojej żony – i to dużo wcześniej niż ja. Z jakiegoś powodu Valentina zwierzyła jej się dużo wcześniej, niż mnie. To dlatego Alexia przekonywała mnie, bym dał Val jeszcze następną szansę – wiedziała, dlaczego ona uciekała i wiedziała, że traktowała mnie poważnie. Dopiero teraz to do mnie dotarło i przez parę sekund byłem w kompletnym szoku, ale zaraz porzuciłem tę myśl i z uśmiechem przyjmowałem gratulacje. W końcu coś w moim życiu poszło dobrze.
Wkrótce wszyscy stuknęliśmy się kieliszkami – Valentina napełniła swój wodą – i zaczęliśmy jeść. Żartowałem, że to na pewno nie Alexia gotowała, bo jedzenie było przepyszne. Ostatecznie cieszyłem się, że tu przyszliśmy. Kolacja jednak wkrótce dobiegła końca. Rodzice przeprosili nas i wyszli trochę wcześniej, bo musieli jeszcze pojechać na urodzinową kolację jakiegoś wujka. Alexia zaczęła sprzątać wszystko ze stołu. Valentina chciała jej pomóc, ale siostra nagle zaczęła ją traktować, jakby była ze szkła.  
– Bez przesady, mogę zanieść jeden talerz.
Dyskutowały głośno, śmiejąc się, a ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Udawałem, że nie widziałem znaczącego spojrzenia Jacksona. Chyba chciał ze mną porozmawiać, ale szczerze mówiąc, ja nie wiedziałem, czy miałem mu cokolwiek do powiedzenia.
Nie dowiesz się, jeśli z nim nie porozmawiasz, zabrzmiał mi w głowie głos Valentiny.
Uznałem, że przecież moja żona była mądrą kobietą i chyba powinienem jej posłuchać. Westchnąłem i spojrzałem na Jacksona.
On uśmiechnął się nerwowo.
– Gratuluję wam. Będziecie bardzo szczęśliwi. – Brzmiał szczerze.
– Dzięki – odparłem z uśmiechem.
Chwilę kręcił się w miejscu.
– Słuchaj… – westchnął w końcu. – Głupio wyszło z Finnem…
– Tak sądzisz? – mruknąłem.
– Spotkałem go. Minęliśmy się ostatnio na kawie… gratulował nam zaręczyn.
– Myślę, że naprawdę się tym cieszył – stwierdziłem.
– Nie wiem. Możliwe.  
Postanowiłem nie owijać w bawełnę.
– Zaprosisz go na ślub?  
– Pytasz serio? – Jackson aż zamrugał. – Liam, on przecież…
– Tak, wiem. – Wywróciłem oczami. – Pocałował Alexię. Dobrze wiesz, że on tego żałuje. Zmienił się, dorósł. Nie jest taki jak wcześniej. Gdy przespał się z Ashley, broniłeś go…
– Bo to było co innego! – przerwał mi gwałtownie. – Ashley sama mu się napatoczyła, wskoczyła mu do łóżka i wcisnęła kit, że zerwaliście. A teraz Finn doskonale wiedział, że Alexia jest ze mną. Wykorzystał szansę i…
– Powiem wprost. – Teraz ja mu przerwałem. – Chciałbym, żebyśmy znowu byli zespołem.
Jackson parsknął ironicznym śmiechem.
– Jak sobie to wyobrażasz? Nawet Zack...
– Zack odszedł do Reyesa, ale tylko dlatego, że wy nie mogliście się dogadać. – Wpadłem mu w słowo. – Wybacz mu w końcu, do cholery. Przepraszał cię milion razy. Był pijany, a kajał się przed tobą, jakby zrobił to na trzeźwo, całkiem świadomie. Byliśmy przyjaciółmi. Chciałbym do tego wrócić.
– Chciałbym mu wybaczyć. Serio. – Jackson westchnął ciężko i usiadł na kanapie. – Nie jestem już na niego zły. Ja po prostu… boję się, że gdy on będzie obok, to będę się ciągle zastanawiał, czy on znowu tego nie zrobi. Będę się bał, że Alexia znowu się w nim zakocha. Nie zniosę tego.
– Jesteś aż tak niepewny siebie? – Usiadłem obok niego i też westchnąłem. – Nawet, jeśli Finn znowu by to zrobił… a nie zrobi – dodałem, widząc spojrzenie Jacksona. – To już nie będzie twój problem. Alexia nie powinna być twoim zmartwieniem. Pobieracie się. Powinieneś jej ufać, że kocha tylko ciebie. A skoro tak nie jest, gdzie w tym sens?
W jego spojrzeniu pojawiła się jakaś pustka. Nic nie odpowiedział, a po chwili z kuchni wyszły roześmiane Alexia i Valentina. Rozmowa się urwała, ale miałem nadzieję, że dzięki temu Jackson przemyśli moje słowa.
Mimo wszystko poczułem ulgę, gdy wróciliśmy z Val do siebie i położyliśmy do łóżka, gdzie przytuliłem się do niej i delikatnie ucałowałem jej brzuch.
– Maluchu, wiem, że mi nie odpowiesz, ale tata bardzo cię kocha – szepnąłem, nie mogąc się powstrzymać. – Tak samo jak mamusię. – Podniosłem wzrok i uśmiechnąłem się. – Tak bardzo, że zaraz zrobiłbym jej kolejnego malucha, gdybyś ty już nie zajmował tego miejsca.
– Zboczuch – wytknęła mi z uśmiechem, wiążąc włosy.  
– Masz ochotę? – Trąciłem jej nos swoim, podnosząc się na łokciach.
– Jak tylko zatkam dzidzi uszy, żeby nie słyszała, że ma zboczonego ojca – mruknęła, całując mnie mocno.
– Nie martw się, będę cicho – wymruczałem, zniżając się lekko i całując ją w obojczyk.
Rozpierało mnie tak cholernie wielkie szczęście.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2330 słów i 13430 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.