Dopóki wystarczy nam sił – 27

Trzy dni później siedzieliśmy już w poczekalni u lekarza. Udawałem, że nie widziałem przerażonego wzroku Val. Udawałem, że nie wiedziałem o tym, że każdej nocy wyślizgiwała się z łóżka i szła do łazienki, zapewne sprawdzając, czy nie poroniła. Starałem się emanować spokojem i być dla niej oparciem.
Naszą lekarką okazała się energiczna kobieta po pięćdziesiątce, blondynka, w okularach, z miłym wyrazem twarzy. Na początku wizyty od razu się przedstawiła. Przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz rozgada się o całym swoim życiu, ale na szczęście szybko przeszła do konkretów.
– Badanie poziomu beta hCG potwierdza, że jest pani w ciąży. Zaraz spróbujemy znaleźć na USG pęcherzyk płodowy.  
– Poprzednia ciąża zakończyła się poronieniem w drugim miesiącu – odezwałem się, bo Val milczała. – Ale to nie znaczy, że tym razem musi być tak samo, prawda?
– Oczywiście, że nie. Występuje pewne ryzyko, ale cały czas będzie pani pod moją opieką. Nie spuszczę pani z oka. – Uśmiechnęła się ciepło do Valentiny, która starała się odwzajemnić uśmiech drżącymi wargami.  
Przez całą wizytę była jednak zmartwiona i milcząca, nawet, gdy na USG zobaczyliśmy pęcherzyk płodowy. Lekarka powiedziała, że to około piąty tydzień. Usiłowałem sobie przypomnieć, kiedy dokładnie Val mogła zajść w ciążę, ale nic z tego; nie pamiętałem, kiedy to mogło się stać.  
Liczyłem, że po wizycie Valentina się odezwie, ale dalej milczała i miała nieodgadnioną minę. Nie wiedziałem, czy powinienem ją zagadywać, czy może zostawić w spokoju.  
– Dalej się martwisz? – zapytałem ją cicho, gdy jechaliśmy do domu. Położyłem rękę na jej kolanie i pogłaskałem. – Słyszałaś, co powiedziała lekarka. Przy bliższej obserwacji i regularnych wizytach nie ma powodu, by tym razem nie poszło dobrze…
– Wiem – skwitowała krótko, patrząc przez okno.
– Rozluźnij się. Stres w niczym tu nie pomoże.
– Wiem – powtórzyła.
– Więc…
– Liam. – Rzuciła mi ostre spojrzenie. – Wiem.
– Powiedz mi, co cię uspokoi. – Nie wiedziałem, czy to podchodziło pod kategorię “naciskania”, ale nie mogłem się powstrzymać. – Chcesz wizytę w SPA? Urlop? Wolisz wyjechać czy zostać w domu? Powiedz cokolwiek, a zorganizuję ci to. Bylebyś trochę się uspokoiła.
Miałem wrażenie, że była na mnie zła, zirytowana, że w ogóle się odzywałem. Moje ciągłe gadanie na pewno jej nie pomagało. Musiała mieć powód, by tyle milczeć. Już miałem się wycofać, gdy westchnęła i odwróciła się w moją stronę.
– Przepraszam, że taka jestem. Wiem, że próbujesz mi pomóc, ale ja mam wrażenie, że śnię. To jest cholernie nierzeczywiste. Boję się tak, że ledwo rejestruję, co się dzieje wokół mnie. Chyba… chyba wolę zostać w domu. Jeśli wyjedziemy, będę się martwić, że będziemy daleko od lekarza i…
– Nie ma sprawy. Zostaniemy w domu. Porozmawiam z reżyserem i z Marcusem. Wyjaśnię im sytuację. – Zaoferowałem się.
– Nie mogę całkiem zrezygnować z pracy.  
– Wiem, ale potrzebujesz kilku dni przerwy. W tym stanie i tak nie możesz pójść na plan.
– W tym błogosławionym stanie? – Zironizowała lekko, ale dla mnie to był znak, że ta moja dawna Val gdzieś tam siedziała – tym bardziej, że posłała mi blady uśmiech.
– W tym stresie – sprecyzowałem. – Poczekajmy parę dni, aż emocje opadną. Świat się nie zawali, a ty i dziecko jesteście ważniejsze, niż ten wasz film.
– “Ten wasz film”. – Parsknęła urywanym śmiechem. – Ty naprawdę za nim nie przepadasz, co?
– Teraz w sumie lepiej go znoszę, gdy Marcus postanowił, że będzie cię nienawidził. – Poczułem ulgę, gdy rozmowa zeszła na inne tematy. – Bardzo ci się ostatnio naprzykrza?
– Radzę sobie z nim.
– Wiem. Radzisz sobie ze wszystkim.
Resztę drogi pokonaliśmy już w milczeniu.

***

Mijały kolejne dni, później zamieniły się w tygodnie. Valentina na trochę zwolniła się z pracy. Marcus zapewne się wściekał, ale żadne z nas się tym nie przejmowało. Ja też wziąłem parę dni wolnego. W moim przypadku interes nie cierpiał na tym jakoś szczególnie.
Siedzieliśmy w domu – po prostu. Chyba jeszcze nigdy nie mieliśmy tyle czasu wolnego. Obłożyliśmy się jedzeniem, piciem, kocami, poduszkami i po prostu spędzaliśmy razem czasem, oglądając seriale, śpiąc do południa, wychodząc na spacery z Bucksterem. Czasem rozmawialiśmy, ale najczęściej spędzaliśmy czas milcząc. Miałem jedynie nadzieję, że Valentina otworzy się bardziej podczas terapii, na którą nas zapisałem.
A przynajmniej sądziłem, że to będzie terapia dla dwojga – ale się myliłem. Gdy odprowadziłem ją na pierwszą wizytę, zatrzymała się przed drzwiami.
– Liam, myślę, że… powinnam zrobić to sama – powiedziała poważnym tonem, kładąc mi dłonie na klatce piersiowej.  
Chciałem zaprotestować, bałem się puścić ją samą, ale po chwili odpuściłem. Jak mówiła, to był jej strach. Może nie chciała, bym oglądał ją tak słabą i bezbronną. Może chciała się całkiem otworzyć i rozkleić. Powinienem zaufać terapeutce. O tym, jak rozmawiać z Val, mogłem z nią podyskutować na osobności. Nie potrzebowała mnie tam. Może powinno mnie to odrzucić, ale ja cieszyłem się, że zrobiliśmy krok naprzód.  
– Oczywiście. – Pocałowałem ją w czoło. – Skoczę na zakupy i odbiorę cię za godzinę.
Pokiwała głową, po czym stanęła na palcach i mocno pocałowała mnie w usta. Wplotłem jej dłoń we włosy i nie chciałem puszczać. Ona w końcu mruknęła:
– Kochanie, muszę iść.
– No tak. – Puściłem ją z żalem i odsunąłem się. – Powodzenia.
Patrzyłem, jak wchodzi do środka i zamyka drzwi. Naprawdę miałem nadzieję, że za nimi zdarzy się coś magicznego i Valentina, prędzej czy później, przestanie się bać.
W następnych dniach miałem wrażenie, że Val czuła się lepiej. Nie wypytywałem jej szczegółowo o terapię i o jej przebieg, wystarczało mi tylko, że Valentina opowiadała mi ogólnie, jak poszło danego dnia. Normalnie martwiłbym się tym, że nie opowiadała mi wszystkiego, ale nie naciskałem, bo widziałem delikatne zmiany w jej zachowaniu. Zdawało mi się, że zaczynała się cieszyć. Może były to płonne nadzieje, ale czasem widziałem, jak delikatnie się uśmiechała i dotykała swojego brzucha. Musiałem się powstrzymywać, by nie wybuchnąć radością na ten widok; było jeszcze za wcześnie na takie emocje.
– Powiemy komuś? – zapytałem niepewnie któregoś dnia.
– Nie… jeszcze nie. – Na jej twarz znowu wkradło się przerażenie. – To za wcześnie.
Nic nie mówiłem, bo nie chciałem dokładać jej zmartwień, ale któregoś dnia odezwał się do mnie James. Nieco się zdziwiłem, widząc jego imię na ekranie. Miał dla mnie propozycję – być może mógł mi załatwić miejsce w jakimś zespole. Nie znałem jeszcze szczegółów, bo póki co chciał wiedzieć tylko, czy byłbym zainteresowany, a sam tego nie wiedziałem. Z jednej strony tęskniłem za śpiewaniem, ale z drugiej… miałbym to robić z obcymi ludźmi? Bez Finna, Jacksona, Zacka? Bez Valentiny? Nie wyobrażałem sobie tego. Nie chciałem spełniać marzeń w pojedynkę.
Tyle że nie chciałem też odrzucać propozycji, która być może mogła pomóc mi wrócić do tego, co kochałem.  
Ten etap życia zaczynał mnie cholernie przytłaczać.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 1341 słów i 7591 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AnonimS

    Ciekawie jak sie dalej losy potoczą. Pozdrawian

    18 wrz 2019