Dopóki wystarczy nam sił – 24

Parę dni później, po pracy, poszedłem z Finnem do baru. Wcześniej dostałem wiadomość od Valentiny, żebym się za bardzo nie upił, ale nie po to tam szedłem – chciałem głównie pogadać z Finnem, dowiedzieć się, co robił przez ten czas, gdy się nie widzieliśmy. Zamówiliśmy po piwie i usiedliśmy przy stoliku, który wyglądał, jakby nie był myty od tygodnia.
– A więc… – mruknął Finn, wpatrując się w pianę w swojej szklance. – Jackson i Alexia się pobierają?
– Tak – przytaknąłem ostrożnie, nie wiedząc, czy to bezpieczny temat. – Alexia i Valentina zwariowały na punkcie planowania. Dlatego przyszli wtedy do nas.  
– Czy… Alexia jest zdrowa?
Jego pytanie kompletnie mnie zaskoczyło.
– Tak. Czemu pytasz?
– Kiedyś śniło mi się, że odrzucała przeszczep. – Pociągnął duży łyk. – Trochę mnie to przeraziło. W końcu to moja nerka, grzechem byłoby ją odrzucić. Jest całkiem smukła i ma poczucie humoru.
Uśmiechnąłem się półgębkiem, bo choć przez chwilę brzmiał jak stary Finn. Sam byłem zdziwiony, jak bardzo mi go brakowało.  
– Nic takiego nie miało miejsca. Wszystko jest w porządku. – Teraz ja upiłem spory łyk. – A… przeszło ci już? Uczucie do Alexii?
– Nie całkiem. – Potrząsnął głową, czym mnie zaskoczył. Mając wzgląd na jego charakter, myślałem, że już dawno mu przeszło. – Ale myślę, że zmądrzałem.
– Tak? – Zainteresowałem się. – Jak to?
– Uświadomiłem sobie, że tak bardzo chciałem, by Alexia wybrała mnie, bo po raz pierwszy w życiu się poświęciłem i zrobiłem coś bezinteresownego. To, że ona się we mnie podkochiwała, było dodatkowym ułatwieniem. Nie musiałbym jej zdobywać, starać się, tylko od razu miałbym to, co chciałem. W końcu wszystko byłoby proste, kolorowe i bezproblemowe. Jej związek z Jacksonem dobitnie mi uświadomił, że nic nie jest bezproblemowe. – Z hukiem odstawił szklankę na stolik. – Świat nie układa wszystkich wydarzeń tylko po to, by ułożyło ci się z tą jedną konkretną osobą. Musisz się sam postarać, a gdy nie wyjdzie, starasz się bardziej. Czasem musisz odpuścić i szukać innej osoby, a z nią też nie będzie łatwo. – Wywrócił oczami. – Sytuacja się zmienia. Ludzie się zmieniają i trzeba się dopasować, nadążać za tym wszystkim. Nic tu nie jest proste.
– O rany – wymamrotałem po chwili. – To piwo chyba mocno weszło. Chyba jeszcze nie słyszałem, żebyś powiedział tyle mądrych rzeczy. I to w jednej wypowiedzi. Jednego dnia.
– Dobra, dobra – zaśmiał się i lekko uderzył mnie w ramię. – Może niezbyt często mówię mądrze, ale jak już mi się zdarzy, to musisz przyznać, że szczęka opada.
Przez resztę wieczoru rozmawialiśmy o tym, co się działo w ciągu ostatniego półtora roku. Finn powiedział, że podróżował, bo nigdy nie miał na to czasu, a po rozpadzie zespołu chciał się odciąć od wszystkiego i wszystkich. Przez to nie był w domu, gdy jego mama zachorowała.
– Nie mogę sobie tego wybaczyć – mruknął, gdy byliśmy przy czwartej szklance piwa. – Zobaczyłem ją dopiero dzień przed śmiercią. Gdybym wrócił wcześniej albo w ogóle nie wyjechał…
– Przestań. Przechodziłeś przez trudny czas. Nic w tym złego, że chciałeś poznać siebie i zwiedzić trochę świata. Jestem pewien, że twoja mama nie ma ci tego za złe. – Odchrząknąłem. – Nie miała – poprawiłem się.
– Możesz mówić o niej w czasie teraźniejszym. Dzięki temu mam wrażenie, że wcale nie odeszła. To trochę pomaga.
Chciałem opowiedzieć mu o problemach moich i Valentiny, o tym, że chciałbym mieć dzieci, a ona się tego boi, ale słowa nie mogły przejść mi przez gardło.
Gdy wróciłem do domu, czułem się lekko wstawiony i śpiący. Valentina już spała. Usiłując zachowywać się cicho, położyłem się do łóżka i przytuliłem do jej pleców.
– Nigdy nie odchodź – szepnąłem, całując ją w odsłoniętą łopatkę.
– Nie odejdę – wymamrotała sennie. – Coś się stało?
– Nic, kochanie. Śpij.

***

Gdy następnego dnia rano wszedłem do kuchni, zastałem Valentinę siedzącą z kawą przed laptopem. Byłem zaspany, ale od razu zorientowałem się, że rozmawiała z mamą, bo dobiegały do mnie hiszpańskie słowa. Mało z tego rozumiałem, ale pochyliłem się, tak, by było widać mnie w kamerce.
– Hola, Nina – rzuciłem z uśmiechem w stronę laptopa. Mój hiszpański nie był najlepszy, ale czasem udawało mi się wtrącić jakieś słówka.
Mama Valentiny uśmiechnęła się szeroko.  
– Hola, Liam. – Po chwili przeszła już na angielski: – Jak wam się żyje, kochani?
– Wszystko w porządku. Potrzebuję tylko kawy. – Podszedłem do czajnika, podczas gdy Valentina dalej rozmawiała. Mnie za to zalały wspomnienia z czasów, gdy pojechaliśmy do Hiszpanii.
To było tuż po zaręczynach. Uznaliśmy, że nadszedł najwyższy czas, bym poznał rodziców Valentiny. Lot do Hiszpanii był długi, ale o wiele lepszy od poprzedniego, gdy wracałem do domu ze złamanym sercem. Stresowałem się, że rodzice Valentiny mnie nie polubią, ale przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Od razu poczułem się u nich jak w domu. Słabo ogarniałem hiszpański, więc zawsze w mojej obecności rozmawiali ze sobą i ze mną po angielsku. Chodziliśmy z Valentiną na długie spacery, podczas których pokazywała mi swoje ulubione miejsca. Naoglądałem się tysiąca zdjęć z czasów, gdy Valentina była mała, zjadłem tonę arepas… to były bardzo dobre dni. Mama Valentiny wciąż się nami zachwycała, robiła nam dużo zdjęć. Wtedy przyjmowałem to ze śmiechem i pewną rezerwą, do czasu, gdy przylecieli na nasz ślub i podarowali nam między innymi kolaż z naszych zdjęć, umieszczony na specjalnej kratce, którą zawiesiliśmy potem w salonie.  
– No dobrze, muszę już lecieć, mamo. Zaraz idę na plan.
– Dobrze, kochanie. Zdzwonimy się kiedy indziej. Pa, Liam!
– Pa, Nino! – zawołałem, ale Valentina zdążyła już zamknąć laptopa.
– Dzień dobry, skarbie. – Podeszła do mnie i pocałowała. – Smakujesz bardzo dobrą kawą.
– Pewnie jest dobra dlatego, że to ja ją kupiłem – przekomarzałem się. – Jak ty ostatnio kupiłaś kawę, mało jej nie zwymiotowałem.
– Może dlatego, że ją przesłodziłeś?
– Nie, to była wina kawy. Chcesz trochę?
– Już piłam. Muszę się zbierać. – Cmoknęła mnie szybko i pobiegła do sypialni. Po chwili zeszła na dół, kompletnie ubrana.
– Znikam. – Posłała mi buziaka w powietrzu. – Mogę wrócić późno, więc jak będziesz miał po pracy chwilę, to kup masło, bo się kończy.
Uśmiechnąłem się. Jeszcze niedawno nie wyobrażałem sobie, że będziemy dyskutować o tym, co i kto ma kupić. Małżeństwo bywało czasem nudne, ale i wspaniałe w tej swojej nudności.  

***

Kupiłem masło i jeszcze parę innych rzeczy. Wieczorem czekałem na Valentinę w domu. Siedziałem w salonie, zapatrzony w zdjęcia, które dostaliśmy od Niny. W Hiszpanii było fajnie – ciepło, piękne widoki, wszędzie palmy, moi przyszli teściowie, pyszne jedzenie. Trochę żałowałem, że teraz byliśmy tu, w Nowym Jorku, gdzie dopadły nas problemy życia codziennego. Chciałbym znowu być taki beztroski jak wtedy.
Drzwi otworzyły się i po chwili do środka weszła zziębnięta Val.
– Jestem wykończona – mruknęła, zdejmując kurtkę i podchodząc do mnie. Opadła na kanapę z westchnieniem, a ja objąłem ją ramieniem.
– Jak dzisiaj było?
– Tak sobie… – Bawiła się przez chwilę obrączką. – Szczerze mówiąc, chyba wolałam, kiedy Marcus uważał, że mnie kochał. Wtedy też był upierdliwy, ale nie aż tak.
Kolejna rzecz, która się zmieniła – Marcus. Nie był już zakochany w Valentinie. Z perspektywy czasu rzeczywiście to wydawało się być mniejszym złem.  
Kręcili teraz drugą część ich słynnego thrillera, ale Marcus i Valentina ledwo mogli ze sobą wytrzymać. Valentina doniosła na Samanthę policji po tamtej akcji z kamieniem, z którego zdjęli jej odciski palców. Smsy z pogróżkami dopełniły dzieła. Postawiono jej zarzuty nękania i na parę miesięcy trafiła do więzienia. Wyrok został złagodzony, ale Marcus był tak wściekły na Valentinę, że prawie nie zgodził się na drugą część filmu. Ostatecznie skusiła go wysoka pensja, ale z opowieści Val wynikało, że życie z nim na planie było teraz niemożliwe.
Buckster wskoczył na kanapę i usadowił się obok nas, opierając mi łebek na udzie. Siedzieliśmy w ciszy. Przez chwilę myślałem o Finnie i jego słowach – o tym, że sytuacja się zmienia, tak jak ludzie, do czego trzeba się dostosować. Nigdy nie spodziewałem się, że będę się słuchał Finna, ale chyba właśnie nadszedł ten moment.  
– Poradzimy sobie – powiedziałem nagle, przytulając do siebie Valentinę. – Nawet, jeśli będziemy tylko we dwójkę. Dostosuję się do tego.  
Uniosła powoli głowę i spojrzała na mnie ze strachem w oczach.
– Przecież ty chcesz dzieci. Nie mogę oczekiwać, że się dostosujesz do ich braku.
Pocałowałem ją w czoło.
– Nie oczekujesz. Nie prosisz mnie o to. To moja decyzja. Wolę brak dzieci z tobą, niż dzieci z kimś innym.
Nie wyglądała, jakby mi uwierzyła.
Prawdę mówiąc, sam nie wiedziałem, czy sobie wierzyć.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 1667 słów i 9478 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.