Dopóki wystarczy nam sił – 13

Nagrywanie nowych piosenek zajmowało nam teraz znaczną większość czasu. Znowu mogłem wdrożyć się w ten klimat zespołu, z jedną podstawową różnicą – teraz, śpiewając, nie przymykałem już oczu, wczuwając się w muzykę. Teraz patrzyłem na Valentinę, która przez większość czasu uważnie wpatrywała się w tekst i była maksymalnie skupiona na śpiewaniu. Ja jednak nie mogłem oderwać od niej wzroku. Sam nie wiedziałem, co nas teraz łączyło. Na początku trzymałem się na dystans, ona też. Później nagle się zbliżyliśmy; zbliżył nas pocałunek i przez chwilę było normalnie, tak, jakbyśmy znowu byli razem. Nie uzgadnialiśmy tego, nie obgadaliśmy, bo niby po co? Kochałem ją. Ona – miałem nadzieję – kochała mnie. Chciałem tylko porozmawiać o tym, co nas poróżniło, ale wszystko inne było dla mnie jasne. Powinniśmy być razem – innej opcji nie widziałem.
Między nagrywaniem kolejnych utworów pomagałem Valentinie z przeprowadzką. Większość jej rzeczy nadal była w walizkach, więc pakowanie poszło nam całkiem szybko. Wpakowaliśmy wszystko do mojego samochodu i zawieźliśmy do mieszkania, które odtąd miała dzielić z Clarą. Nie wyobrażałem sobie nagle obcowania z tą dziwną dziewczyną, ale nie chciałem nic mówić Valentinie, choć przecież sama kazała mi niegdyś uważać na swoją kuzynkę. Nie odzywałem się jednak, bo co miałbym powiedzieć? Że uważam, że to nie jest dobry pomysł, by Valentina z nią mieszkała, bo Clara non stop do mnie wypisywała i nie chciała podłapać aluzji? Brzmiało to idiotycznie. Jakby się tak nad tym zastanowić, to nawet nie podchodziło pod kategorię poważnego powodu, by czegoś nie robić. Może i Clara była namolna, ale nieszkodliwa. Ostatecznie nie mogła być gorsza od swojej siostry.
Całe szczęście, gdy przyjechaliśmy z rzeczami Val, nie było jej w mieszkaniu.
– Może zrobię nam kawy? – zaproponowałem, gdy Valentina zabrała się za rozpakowywanie rzeczy. – Ty sama sobie to najlepiej poukładasz.
Kiwnęła głową, ale ja nie ruszyłem się z miejsca. Zapatrzyłem się na jej tyłek, który wyglądał nieziemsko w dopasowanych dżinsach. Niezbyt często widziałem Valentinę w spodniach; sama powiedziała, że to są jakieś stare, znoszone dżinsy i że ubrała je tylko do noszenia pudeł. Jakikolwiek miała powód, wyglądała w nich obłędnie.
– Liam?
– Tak? – Wróciłem do świata żywych.
– Gapisz się na mnie. O ile na moim tyłku nie wyrósł nagle ekspres do kawy, chyba nie masz tu czego szukać. – Posłała mi karcący uśmiech.
– Jesteś okrutną kobietą – westchnąłem, ale posłusznie poszedłem do kuchni. Ekspresu tu nie było, więc musiałem nalać wody do czajnika i z szuflady wyciągnąć kawę w szklanym słoiku. Przypomniało mi się, jak razem z Valentiną mieliśmy wprowadzać się do starego mieszkania moich rodziców. Wtedy też robiliśmy kawę podczas rozpakowywania rzeczy. Wtedy jednak przyszła Ashley i wszystko zepsuła. Potem wydarzenia potoczyły się lawinowo i popsuło się absolutnie wszystko.
Z szafki wyjąłem dwie wysokie szklanki, mając nadzieję, że Clara nie wysmarowała ich trucizną. Wsypałem po dwie łyżeczki kawy do każdej, zalałem wodą, a później mlekiem.
– Słodzisz? – zawołałem w stronę pokoju Valentiny. Ot, takie głupie pytanie, a uświadomiło mi boleśnie, że nawet tego o niej nie wiedziałem. Być może miała rację, proponując przyjaźń. W końcu chodziło jej o to, byśmy się lepiej poznali. Ja z początku nie widziałem w tym sensu, ale teraz pomyślałem, że może miała rację. Skoro nie wiedziałem nawet, czy moja ukochana słodziła kawę, to jak mogłem tworzyć z nią udany związek?
– Jedną łyżeczkę! – odkrzyknęła.
Posłodziłem, ile chciała i poszedłem do jej pokoju, trzymając szklanki. Valentina zdążyła zapełnić już połowę szafy.
– Mogłabyś pracować w ekipie przeprowadzkowej – rzuciłem, stawiając szklanki na białym biurku. – Jesteś szybka i zwinna.
Wyprostowała się, otrzepała ręce i podeszła do biurka, by chwycić szklankę i upić łyk kawy.  
– A ty robisz doskonałą kawę. – Pochyliła się w moją stronę, jakby chciała mnie pocałować, ale nagle się odsunęła i odwróciła wzrok. – Muszę to dokończyć.
Zmarszczyłem brwi, kiedy odwróciła się ode mnie i podeszła do pudeł. Co się właśnie stało? Dlaczego się odsunęła? Kusiło mnie, by zapytać, ale nic nie powiedziałem. Podszedłem do niej i pomogłem wypakowywać jej rzeczy. Pracowaliśmy w milczeniu. Po pół godzinie opróżniliśmy już wszystkie kartony, które zaniosłem do piwnicy. Gdy wróciłem, Valentina siedziała na łóżku. Na mój widok poklepała miejsce obok siebie.
– Chodź. Usiądź.
Posłusznie poszedłem, choć nie bardzo wiedziałem, czego się spodziewać.  
– Chyba w końcu mamy czas na rozmowę – powiedziała Valentina, zerkając na mnie uważnie.
– Chyba tak – potwierdziłem, czując, że napinają mi się wszystkie mięśnie. – Ale najpierw… – Coś przyszło mi do głowy. – Chciałbym poznać historię twoją i Clary.
Valentina zmarszczyła brwi.
– Nie wiem, czy w ogóle jakąś mamy. – Sięgnęła do włosów, spiętych w koka i rozwiązała je. Ciemne włosy opadły jej falami na piersi. – Od dziecka przyjaźniłam się z Sofíą, a więc z Clarą też. Tylko że Clara… zawsze była dziwna. Pamiętam, że nie chciała się z nami bawić, zawsze była naburmuszona. Gdy podrosłyśmy, ja i Sofía chodziłyśmy na imprezy. Clara najpierw nie chciała z nami chodzić, a potem opowiadała rodzicom, że jej nie zabieramy. Była upierdliwa… i tyle. Dlatego wolałam Sofíę. Była, jaka była, ale przynajmniej nie ściemniała. Clara mówiła jedno, a robiła drugie, ciągle zmieniały jej się nastroje… raz była z nami, a za chwilę na nas skarżyła… – Wzruszyła ramionami. – To brzmi jak zwykłe dziecięce problemy, ale Clara nigdy z tego nie wyrosła. Przestałyśmy być blisko na jej własne życzenie.  
W milczeniu przetwarzałem jej słowa. Wyglądało na to, że Clara była zwyczajnie dziwna z natury. Mogłem zrozumieć, czemu Valentina jej nie lubiła. To, że Clara akurat wynajęła to mieszkanie, było czystym przypadkiem, ale jednocześnie też niezłym szczęściem – mimo niechęci, zawsze lepiej było mieszkać z rodziną niż z kimś nieznajomym.
– Ma to sens. – Pogłaskałem ją po włosach, po czym wziąłem głęboki oddech. – No to teraz… porozmawiajmy o Marcusie.
Valentina też nabrała powietrza w płuca.
– To jest akurat łatwa część rozmowy. – Ścisnęła moją rękę. – Nigdy nic między nami nie było.
I tyle? Zmarszczyłem brwi.
– Rozwiń to.
– Graliśmy razem w filmie. Zakochaną parę, jak sam wiesz. Tylko tyle. Po premierze filmu nie był on zbyt popularny, więc mój agent kazał mi udawać, że ja i Marcus zostaliśmy parą. Wiesz, film nas połączył, będziemy razem aż po grób… – Wywróciła oczami. – Ale ja tego nie chciałam, więc mój agent postanowił, że wypromujemy film piosenką. – Uśmiechnęła się do mnie. – Sam zresztą wiesz.
Wiedziałem. To dlatego Valentina pojawiła się w moim życiu. Jej agent przyjaźnił się z Jamesem i wykorzystali naszą popularność, by Valentina mogła u nas śpiewać piosenkę, którą wykonała też w filmie.
– Byłem naprawdę wkurzony, gdy wparowałaś mi na scenę – zaśmiałem się.
– Pamiętam. Myślałam, że zabijesz mnie na miejscu.
– Tylko twój seksapil mnie przed tym powstrzymał.
– Tak czy inaczej… Marcusowi podobał się pomysł udawania, że jesteśmy parą i był rozczarowany, gdy ja nie chciałam tego robić. Chyba się we mnie zakochał. Cokolwiek to było, dostał obsesji. Pamiętasz te telefony, podczas których najczęściej krzyczałam? – Spojrzała na mnie pytająco, a ja skinąłem głową. – To był Marcus. Ciągle do mnie wydzwaniał. Czytał każdy artykuł na mój temat, a kiedy zobaczył, że pojechałam z wami w trasę, zrobił się zazdrosny. Ciągle chciał, bym dała mu szansę. Nic do niego nie docierało, był taki męczący…
Przez głowę przemknęła mi myśl, że Marcus pod tym względem idealnie pasowałby do Clary. Nie chciałem jednak przerywać Valentinie.
– Później zobaczyłam, że spotykał się z jakąś dziewczyną, więc miałam nadzieję, że da mi spokój, ale nic z tego. Dalej ciągle do mnie wypisywał, a jego dziewczyna była zazdrosna. Tłumaczyłam, prosiłam, by przestał… ale on nie rozumiał. Gdy się rozstaliśmy… – Przełknęła z trudem ślinę, jakby to wspomnienie było dla niej trudne. – Skonfrontowałam się z nim twarzą w twarz. Powiedziałam, że go nie chcę, że nic do niego nie czuję i żeby dał mi spokój. On próbował mnie przekonać, że też go kocham, tylko o tym nie wiem. Nawet puszczał mi urywki z naszego filmu. – Parsknęła śmiechem. – Wskazywał na moją twarz na ekranie i mówił, że wyglądam na taką zakochaną. Ja mu powiedziałam, że to tylko dobra gra aktorska i nic ponadto. Nic nie poskutkowało. Później przysłał ten nieszczęsny bukiet kwiatów.  
O tak, dobrze to pamiętałem. Kurier z kwiatami pojawił się w najmniej odpowiednim momencie.
– I co dalej?
– Tu w sumie historia się kończy. Powiedziałam mu, że jeśli nie przestanie mnie męczyć, zgłoszę go na policję za nękanie. Chyba jednak kariera była dla niego ważniejsza, niż ta jego rzekoma miłość do mnie, bo przestał się odzywać. Dzięki Bogu.
Powoli przetwarzałem to, co powiedziała, czując nieznośny ucisk w piersi. Wyobrażałem sobie setki scenariuszy, ale na pewno nie taki. Byłem przekonany, że coś ich łączyło. Gdybym wiedział to wcześniej… gdybym wtedy dał jej dojść do słowa i nie uciekł…
– Nie obwiniaj się – powiedziała nagle Valentina, chwytając mnie za twarz i zmuszając, bym na nią spojrzał. – Mogłam powiedzieć ci wcześniej. Oboje mogliśmy wszystko wcześniej załatwić. Wyszło, jak wyszło. Nie ma sensu do tego wracać.
Pokiwałem głową, pochyliłem się i pocałowałem jej rękę, która dalej była złączona z moją.
– Powiedziałaś, że Marcus to łatwiejsza część historii – powiedziałem po chwili. – A co jest tą trudniejszą?
Chwilę później pożałowałem tego pytania, bo nagle na twarzy Valentiny odmalował się ból. Nie miałem pojęcia, czym był spowodowany, ale nie wyglądała, jakby była w stanie dłużej pociągnąć rozmowę. Widziałem, jak było jej ciężko. Nie wiedziałem, dlaczego, ale nie chciałem jej zmuszać do czegoś, co widocznie sprawiało jej ból, dlatego rzuciłem:
– A zresztą, nieważne. Nie musisz mówić. Przynajmniej nie teraz. – Drugą ręką pogłaskałem ją po policzku. – Dokończymy rozmowę innym razem.
Posłała mi spojrzenie pełne wdzięczności i oparła głowę na moim ramieniu. Siedzieliśmy tak przez chwilę, aż usłyszeliśmy szczęk otwieranych drzwi.
– Clara wróciła – zauważyła Valentina, prostując się, po czym zerknęła na moją skrzywioną twarz. – Co z tobą?
– Nic – mruknąłem.
– Gdyby to było “nic”, to twoja twarz nie wyglądałaby teraz w ten sposób. O co chodzi? Jeszcze niedawno chadzałeś z Clarą do nocnego kina.
Miałem wrażenie, że to było bardzo dawno temu. W innej rzeczywistości, z innym Liamem.
– Sporo się zmieniło od tamtej pory.
– Opowiedz.
Więc opowiedziałem. Powiedziałem, że zachowałem się głupio, chcąc się spotykać z Clarą, że zaraz pojąłem, że był to błąd, a ona stała się namolna i nie rozumiała aluzji; opowiedziałem o tym, jak naskoczyła na mnie na kolacji z Alexią i jak w końcu stanowczo powiedziałem, że nie jestem nią zainteresowany – tuż przed tym, jak Valentina się wprowadziła. Wyglądała, jakby sama nie wiedziała, czy się śmiać, czy może unosić brwi coraz wyżej.
– Widzę, że teraz będzie nam ekstremalnie niezręcznie – rzuciła po chwili.
– Nie przejmuję się nią – mruknąłem, przenosząc wzrok na zapięcie jej dżinsów. Teraz, gdy choć połowę spraw mieliśmy wyjaśnionych, ponownie ciężko było mi się kontrolować. Od dawna nie byliśmy tak blisko, jak teraz. – Ty tak?
– Trochę dziwnie mi słuchać o tym, że moja kuzynka się do ciebie dobierała… w dodatku kolejna. O tym samym wyglądzie.
– Jesteś zazdrosna? – zamruczałem, przybliżając swoją twarz do jej twarzy. – Chciałabyś mieć mnie tylko dla siebie, Martínez?
– Nie wyobrażaj sobie za wiele, Miller – szepnęła, a w następnej chwili jej usta odnalazły moje. Wyłączyłem myślenie. Odwzajemniłem pocałunek, jednocześnie przyciskając Valentinę do pościeli i kładąc się na niej. Wystarczyła sekunda i byłem już twardy jak kamień. Prawą ręką sięgnąłem do zapięcia jej dżinsów. Sprawnie rozpiąłem guzik i zacząłem zsuwać spodnie. Wyczułem, że Valentina sięgnęła rękoma do mojej koszulki i zaczęła podciągać ją do góry. Już miałem wstać i rozbierać się do naga, kiedy nagle drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie. Valentina podskoczyła jak oparzona, ja również poderwałem się do góry, patrząc z nienawiścią na Clarę, która patrzyła na nas z dezaprobatą.
– Możecie być ciszej? – rzuciła, wbijając wzrok w rozpięte dżinsy Valentiny. – Próbuję medytować.
Medytować, kurwa? Mało mi spodnie nie pękną, a jej się zachciało medytować?
– Spoko – powiedziała Valentina, wygładzając bluzkę i rzucając kuzynce nieprzychylne spojrzenie. – Postaramy się nie hałasować.
Clara zniknęła za drzwiami, ale po nastroju nie było już śladu. Westchnąłem ciężko.
– A mogło być tak pięknie – mruknąłem, zrezygnowany.
– Jeszcze będzie pięknie. – Valentina zapięła z powrotem guzik. – A teraz… – Zerknęła na zegarek. – Musisz już iść.
– Wyganiasz mnie? – jęknąłem, opierając się plecami o ścianę. – Poważnie? Nie mogę zostać na noc?
– Mieliśmy się przyjaźnić. – Szturchnęła mnie delikatnie. – Przyjaciele nie zostają u siebie na noc.
– A właśnie, że zostają – oburzyłem się.
– Dobranoc, Liam. – Cmoknęła mnie w policzek i zeskoczyła z łóżka.
– Dobra, pójdę sobie – parsknąłem i też się podniosłem. – Jeszcze ci się zachce miłości Liama, a wtedy jej nie dostaniesz.
Tak jakbym mógł dotrzymać tej obietnicy. Nie kontrolowałem się przy tej dziewczynie i dobrze o tym wiedziałem. Ona też.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2604 słów i 14652 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto