Formy krótkie #32 MAMUSIA

Marzył o dobrej pracy. O dobrym mieszkaniu. O dobrej żonie. O dobrym życiu.  
Wracając do świata rzeczywistego. Miał dobrą pracę (koszmarną!), bardzo dobre mieszkanie (ledwie przyzwoite), wspaniałą żonę (eufemizm), i ogólnie dobre życie […]  
    W drodze do pracy wstąpił do kawiarni po swoją ulubioną latte z podwójnym espresso. Kolejka jakby tę kawę za darmo rozdawali! Spóźni się do pracy. To pewne. Cholera! Z gorącą kawą w ręku podbiegł do tramwaju. Przynajmniej uniknie korków. Jest zadowolony. Już jest przed budynkiem, już wchodzi do windy. Nie spóźnił się. Jest dopiero pięć po ósmej, nikt nie zauważy. Wchodzi do biura, siada za biurkiem i włącza komputer. Szef (stary pierdziel) nie zauważył. Jest dobrze.  
    Dzień mija spokojnie, nikt nic od niego nie chce. Ma święty spokój, ale to cisza przed burzą. Wie to. Idzie na lunch, ale nie kupuje tego, na co ma ochotę. Nie ma jego ulubionego dania. Trudno. Kupuje coś innego i wraca do pracy. Jeszcze cztery godziny i będzie w domu. Wypije piwo, obejrzy mecz i odpocznie. Żona idzie do koleżanek. Będzie miał święty spokój. To dobrze. Jeszcze czterdzieści minut w tym burdelu (firmie o dobrej pozycji na rynku). Dzwoni telefon. Żona. Cholera!  
– Halo. Kochanie? – mówi słodkim głosem.
– Misiu, mama dzisiaj wpadnie na kolacje. – szczebiocze.  
– Aaale jak to? Dzisiaj? Mama? Przecież miałaś iść do koleżanek, dziubku. – świergocze.
– Miałam, miałam. Ale misiaczku, mamusia zadzwoniła, jakaś taka przybita była. Zaprosiłam ją. Ale nie gniewasz się, prawda? – jej głos jest tak słodki, że aż rzygać się chce.
– Ależ skąd, dziubku. Bardzo się cieszę, że mamusia przychodzi. – jego głos, ehh […]
– Wspaniale. Do zobaczenia misiaczku.  
– Pa dziubku.  
    Kurwa! Kurwa! Kurwa ja pierdolę! Mamusia. Ta stara, wredna krowa (może i ropucha?). "Na kolację”. "Misiaczku”. Zaraz mnie szlag trafi. Piwo i mecz poszło się […]. Spokojnie, oddychaj – pomyślał. Będzie dobrze. Spakował torbę i nie śpiesząc się, wrócił do domu.  
– Już jestem, dziubku!  
– Mamusia już jest. Chodź do nas misiaczku. – znowu szczebiocze. (jeśli jeszcze raz powie do mnie "misiaczku”, zwymiotuję – pomyślał).  
    Usiadł przy stole. Mamusia zmierzyła go wzrokiem. Nie lubiła go (nienawidziła).
– Jak tam w firmie? – zapytała na pozór miłym głosem.  
– A dziękuję mamo. Wszystko dobrze. – wysilił się na uprzejmość.  

----

– No nie wiem, nie wiem.  
– Czego mamusia nie wie?! – podniósł głos.  
– No i sam widzisz. Po co się tak unosisz? Ja wiedziałam, że jesteś porywczy. Ja zawsze to wiedziałam.  
– JA NIE JESTEM PORYWCZY!  
– Misiaczku, uspokój się. – wtrąciła żona.  
– NIE MÓW DO MNIE MISIACZKU!  
– Ależ misiaczku...
– ZAMKNIJ SIĘ!
– No i widzisz kochanie, ja ci mówiłam, że to nieudacznik, a do tego agresywny i pijak!
– TY STARA, WREDNA, ŚMIERDZĄCA KURWO! JAK ŚMIESZ TAK O MNIE MÓWIĆ?!

----

– Misiaczku, dlaczego nic nie mówisz? Misiaczku?  
– Co? Przepraszam, zamyśliłem się. A jak tam zdrówko mamusi?

TeodorMaj

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 509 słów i 3139 znaków, zaktualizował 8 maj 2016.

2 komentarze

 
  • Użytkownik jerzyk

    Jak bym u siebie był w niedzielne popołudnie kilkanaście lat temu :D

    9 maj 2016

  • Użytkownik violet

    Samo życie,  teściowa, samo zło ;)

    8 maj 2016