Siedział z kubkiem gorącej kawy i wyglądał za okno. Zastanawiał się czy to już. Czy wybrał odpowiedni sposób i miejsce. Nie miał stuprocentowej pewności. Miał dość. Dość ludzi, którzy nie widzą niczego poza czubkiem własnego nosa. Ludzi, którzy są zajęci swoją trywialnością, o której zapewne nie mają zielonego pojęcia. Miał dość żony, która na każdym kroku się go czepia i ma wieczne pretensje. Szefa, który wymagał więcej i więcej... Więcej niż powinien. Szefa, któremu się nic nie podobało. Wreszcie, miał dosyć siebie. Swojego idiotyzmu, głupoty. Swojego poczucia kompletnej beznadziejności.
Był zerem, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie mógł spać. Miał koszmary senne, które męczyły go co noc. Był przekonany, że ma kontakt z duchami, niemal pewien. Duchy chciały zabrać mu duszę. Chciały go zniszczyć. Opętały go.
Już czas – pomyślał. Kubek z kawą nieporadnie odrzucił za siebie, parząc sobie przy tym uda. Syknął. Otworzył szeroko okno, spojrzał w dół. Wszedł na parapet. Przechylił się do przodu. Zaczął lot. Lot ku lepszemu. Tam czeka spokój. Uśmiechnął się. Ziemia.
Obudził się z krzykiem.
– A ty czego się tak wydzierasz z samego rana kretynie!? – spytała żona.
3 komentarze
Margerita
święte słowa tacy są najgorsi
druid
Cholera, prawda!
violet
Nawiązanie? D zadanego Ci pytania?
TeodorMaj
@violet Może :P