Siedział już czwartą noc, trzymając szafę, jakby się miała na niego przewrócić. Absurd, ale mimo to, bał się. Nie chciał, aby na jego nagrobku napisano: "Zginął przygnieciony swoją własną szafą”. Chyba nikt nie chciałby tak skończyć, prawda? To by było żałosne, takie banalne, płytkie, bez sensu, beznadziejna śmierć po prostu.
Wróćmy do poprzednich nocy... Tłusty mężczyzna, przypominający wyglądem dorodnego knura, który przypuszczalnie waży więcej niż wspomniana wcześniej szafa, miał pewien defekt, natury psychicznej. Jego myśli odzwierciedlały jego fobię. Mężczyzna w wieku nieokreślonym, panicznie bał się małych przestrzeni, lecz nie była to klaustrofobia. Bał się otaczających go przedmiotów. Mebli. Bał się, że te, podczas, gdy on będzie spokojnie spać, zechcą go przygnieść, zabić... zrobić mu psikusa.
Drugiej nocy, gdy wszedł do swojej sypialni, niemal od razu poczuł niepokój, dyskomfort, którego nie mógł pokonać. Usiadł na wcześniej przygotowanym krześle i zamiast pójść spać, odpocząć po kolejnym pracowitym dniu, usiadł... i trzymał szafę. – Nie przewrócisz się na mnie, ty podstępna żmijo! – mówił. Ale jak wspomniałem wcześniej, mężczyzna miał problemy natury psychicznej. Noc dobiegła końca, a on siedział dzielnie, chociaż powieki ciążyły. Nie dał się podstępnemu demonowi, jakim w jego mniemaniu była szafa.
Trzeciej nocy scenariusz powtórzył się. Ale czwartej, kiedy mężczyzna był już u kresu sił, chodził niemal podpierając się brodą, mówiąc krótko, był cholernie nieprzytomy. Ledwo żył. Chciał tylko jednego... Pragnął tylko jednego... snu. Ale szafa, nadal stała w jego sypialni. Nadal stanowiła "zagrożenie”, bał się jej. Dość tego! – pomyślał.
Wszedł do sypialni... spojrzał najpierw na kusząco wyglądające łóżko, a potem na tę cholerną, demoniczną wręcz, szafę...
– Pierdolę! Żadnej szafy dłużej trzymać nie będę i idę spać.
Dodaj komentarz