
W pół godziny później, kiedy starano się dojść do kompromisu planu ataku na jednostki cesarstwa, gdzieś spoza Czarciej Iglicy dotarły do piratów odległe kanonady dział, lecz wzięto je za atak piratów na jakieś jednostki handlowe, zwłaszcza że nie słychać było odpowiedzi przeciwnika. Choć niektórzy piraci twierdzili, że należy zdwoić uwagę, to takich słów było w sumie niewiele i zaniechano tak bardzo potrzebnej w tamtej chwili ostrożności. Kiedy więc na stojących na kotwicach statkach dostrzeżono wyłaniające się z mgły bandery cesarstwa, wielu piratów obleciał blady strach. Powstał wielki tumult. Kapitanowie zaalarmowani niespodziewanym atakiem wybiegli z chatki akurat w momencie, kiedy galeony cesarstwa rozpoczęły ostrzał w stronę pirackich jednostek. Potężne żeliwne kule armatnie świsnęły w powietrzu, zataczając niewielkie łuki i z wizgiem wbiły się w zakotwiczone statki, chlupnęły w wodę lub zaryły się w piasek, przewracając stojących na brzegu ludzi. Kapitanowie szybko ocenili sytuację – byli na straconej pozycji! Pomimo tego postanowili nie poddać się tak łatwo. Padły natychmiastowe komendy kontrataku. Te najbardziej zewnętrzne statki rozpoczęły ostrzał, celując w okręt flagowy. Okazało się jednak, że jego burty wzmocniono, przed co nawet tak zmasowany atak na niewiele się zdał, zwłaszcza, że część pocisków nawet nie sięgnęła celu, jako że woda była na tyle wzburzona, że miotała jednostkami, uniemożliwiając precyzyjne celowanie. Ponadto zewnętrzne jednostki stanowiły najsłabiej uzbrojone korwety. Silniejsze statki, choć częściowo chronione przez nie, nie mogły prowadzić skutecznego ostrzału.
Do piratów dotarło, że muszą odsunąć korwety, by na światło mogły wyjrzeć trzypokładowe galeony, lub w tym przypadku mocno uzbrojone fregaty. No i należało jakoś zatrzymać ostrzał z cesarskich jednostek, co mogło okazać się nie lada zadaniem.
Skjop wraz z bosmanem stacjonującym na Królu zaczął obmyślać pan przebicia się przez zwarty szyk galeonów i karaweli. Nagle ich wzrok padł na ciężki okręt Sumanta. Obity był on grubymi płatami metalu do połowy swojej wysokości, a dziób w całości zrobiony był z grubego pancerza, i w licznych pirackich opowieściach nosił po prostu nazwę taranowca (przyp.autora: taranowce jako takie powstały dopiero pod koniec XIX wieku w czasie wojny secesyjnej i były albo mocno uzbrojone w działa, albo w ogóle), gdyż potrafił niezwykle mocno się rozpędzić i staranować przeciwnika. Problem tutaj polegał jednak na tym, że nie bardzo było miejsce na to, by nabrać prędkości przy użyciu żagli – Czarcia Iglica i przynależąca do niej zatoka znane były z tego, że wiatry rzadko tutaj dochodziły. Naprędce ustalono więc, że korwety ściągną chwilowo na siebie cały ostrzał nieprzyjaciela, dając z dział ile tylko się da i otworzą przejście dla galeonów i fregat, które z kolei zrobią miejsce dla Sumanty. Pomysł, choć genialny, przedstawiał sobą duży problem, bowiem należało wypchnąć wrogie statki, choć trochę do tyłu, by utworzyć miejsce dla pirackich galeonów. Stanęło w końcu na tym, że największy spośród obecnych tu okrętów żaglowych, bogato zdobiony Galeas o szumnej nazwie Pożeracz Mórz, który w przeciwieństwie do innych okrętów posiadał mocne uzbrojenie dziobowe, dzieki, któremu mógł ostrzeliwać cele znajdujące się przed nim. Po kilku manewrach, które jednocześnie prowadziły do uwolnienia galeonów z potrzasku, ostrzał floty cesarza lekko zelżał, kiedy zostały zniszczone dwa okręty osłaniające ten flagowy.
Kiedy powstał ten wyłom, Pożeracz ruszył naprzód, dzielnie ostrzeliwując wroga i zmuszając go do cofnięcia się. Jednakże zgromadzone za nim jednostki posiłkowe sprawiły, że nie mógł sprawnie wymanewrować. Widząc chwilowy zamęt w szeregach przeciwnika, Sumanta ruszył do boju. Na stosunkowo niewielkiej przestrzeni nabrał prędkości i własnym dziobem staranował okręt flagowy przeciwnika akurat w momencie, gdy ten wykonywał zwrot przez sterburtę. Metalowy dziób Sumanty dosłownie zmiażdżył opancerzoną burtę okrętu, a następnie z łatwością go zatopił. Gdy tylko ruszył do boju, Pożeracz usunął się z drogi, a do akcji ruszyły kolejne pirackie jednostki, ogniem swoich wszystkich dział zmuszając cesarstwo do wycofania się na otwarte morze. Porażka lidera doprowadziła do tego, że inne okręty zawróciły i zaczęły się pospiesznie wycofywać. Zaskoczeni tak szybkim zwycięstwem walki piraci na morzu zaczęli szacować poniesione straty.
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Freya
Taka bitwa w zatoce, to jak strzelanina na wiejskim odpuście. Gdy okręty są zakotwiczone, tracą swoją wartość bojową i przypominają stado kaczek siedzących na wodzie. Żagle pełne wiatru, wariackie manewry, wściekłość i strach, zapach prochu i krwi, wrzaski i jęki, ogień i woda - oto jest prawdziwa bitwa. Przez ten dym mało co było widać, łeee
elenawest
@Freya się nie podoba to po prostu nie czytaj... Piszę jak potrafię