Płynęli już niemal trzy tygodnie, a Tatia coraz rzadziej wychodziła ze swojej kajuty, kierowanie statkiem powierzając sternikowi.
W końcu jednak na horyzoncie zamajaczył brzeg wyspy, przy której z toni wodnej wystawał fragment kadłuba zatopionego okrętu Wilhelma. Statek Tatii zwolnił wyraźnie, wolno podpływając do wraku. Na jego pokładzie skupili się wszyscy piraci, dokładnie lustrując ocean i sam okręt, lecz nigdzie nie dostrzegli nawet zarysu statków cesarskich.
- Przygotujcie się do zejścia na ląd - powiedziała Tatia, rozglądając się wciąż niepewnie. Choć była już niemal w ósmym miesiącu, w ręku dzierżyła szablę i była gotowa za wszelką cenę bronić tego, co jej się należało.
Kiedy zeszli na brzeg, poleciła swym ludziom udać się po skarb, a sama usiadła na zwalonym pniu drzewa, czekając aż piraci przyniosą skrzynie. Okazało się jednak, że jest tego tyle, że znoszenie ich zajęło czas aż do wieczora. W końcu zmuszeni byli rozpalić ogniska, by ich pani kapitan mogła spokojnie przejrzeć zawartość kufrów. Po otwarciu pierwszego, Tatia poczuła dziwne ukłucie zawoduvw sercu-nie było tam złota, lecz jakieś rulony rozpadających się już papierów. Z niesmakiem postanowiła sprawdzić kolejną skrzynię. Gdyby nie ciąża, najpewniej otwarłaby ją kopniakiem. W tej złoto się już znajdowało, lecz nie było go tyle, ile sądziła. Była przygotowana na to, że każdy z kufrów zawierać będzie złoto aż po brzegi. W tym natomiast było go dopiero gdzieś na jednej trzeciej objętości kufra.
- Przenosić to wszystko na okręt! - zakomenderowała ostro, wskazując na poukładane niedbale na piasku skrzynie. Po wejściu na pokład, otaczając się pochodniami i nie zważając na dziwne milczenie jej załogi. W czasie sprawdzania zawartości, frustracja kobiety coraz bardziej dawała o sobie znać. Z ponad setki skrzyń, tylko połowa z nich zawierała złoto, którego część została uczciwie rozdzielona pomiędzy kamratów. Resztę wraz z licznymi kosztownościami zabrała Tatia, chroniąc się z tym w swojej kajucie. Kładąc się spać była rozdrażniona, czuła żal do swego przodka, że tak mało złota zachował i czuła się coraz gorzej. Nie zwróciła na to jednak szczególnej uwagi.
*´¯`*.¸¸.*´¯`* *´¯`*.¸¸.*´¯`*
- Peter! Chodź szybko! - mężczyzna usłyszał nagle wołanie jednego ze swoich ludzi. Znajdowali się właśnie w pirackim mieście, odpoczywając po kolejnej wygranej przeprawie z Cesarstwem. Podniósł się ociężale z ziemi, na której siedział i ruszył w kierunku, z którego go wołano. Gdy dotarł na miejsce, ujrzał swego człowieka kucającego obok bawiącego się w błocie chłopca. Mały nie mógł mieć więcej, niż dwa latka. Był jednak drobny i strasznie chudy.
- Czego się tak drzesz? - zagadnął Peter mężczyznę. - Co to za dzieciak?
- Wolałbym się co do tego mylić - mruknął tamten.
- Wobec czego?
- Wobec tego, kogo jest to syn.
- Nie bardzo rozumiem.
- To mu się uważnie przyjrzyj. Kogo on ci przypomina?
Mężczyzna pochylił się nad brudnym chłopcem i po chwili jego oczy zrobiły się duże jak talary.
- Co jest, kurwa? - mruknął zaskoczony podobieństwem małego. - Syn Tatii?
- Też zauważyłeś jaki jest do niej podobny?
- No wiesz... Trudno jest niezauważyć tak wielkie podobieństwo. Kuźwa, co ta dziewczyna odpierdziela? Zostawia tu chłopca samego?
- Wydaje mi się, że raczej nie zostawia pernamentnie, tylko już dawno to zrobiła i odeszła - mruknął jego zastępca, patrząc na niego chmurnie. - Mówiłeś przecież, że nie chciała tego dziecka.
- Masz rację, ale nie sądziłem, że go porzuci... Mały, gdzie mieszkasz?
Chłopczyk dopiero po chwili oderwał się od lepienia babek z błota, spojrzał na Petera swoimi jasnoniebieskimi oczami i ubrudzoną łapką wskazał duży budynek po drugiej stronie placu. Mężczyźni spojrzeli w tamtym kierunku i oboje zgłuoieli. Mały wskazywał na ni mniej, ni więcej, tylko...
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Kuri
Szybko dopłynęli xD Ten rozdział trochę namieszał w chronologii, mam nadzieję, że kolejne wszystko naprostują :P
elenawest
@Kuri naprostują... Taką mam nadzieję ;-)