Czarna Krew cz11.

Czarna Krew cz11.Rozzłoszczona Amelia weszła do swojej komnaty i z impetem zatrzasnęła za sobą drzwi. Podeszła do okna. Szeroki parapet pozwolił jej przycupnąć tam, z czego natychmiast skorzystała, wpatrując się w ciemny świat za oknem.
- Nie bulwersuj się już tak, moja droga. - aż podskoczyła, gdy niespodziewanie rozległ się za nią tak dobrze znany jej głos. Odwróciła się w stronę źródła dźwięku, lecz ze zdumieniem odkryła, że jest sama. Zmrużyła oczy, chcąc znaleźć "intruza". Śmiech rozległ się z alkowy.
- Czemu się chowasz? - zapytała, w irytacji wysuwając kły.
- Nie chowam się, tylko czekam tu na ciebie. Tak rzadko jesteśmy ostatnio razem... I schowaj te słodkie kiełki, nie są ci one do niczego potrzebne — usłyszała.
- Być może kiedyś zrobię z nich pożytek i wbiję ci je w gardło. Co ty na to? - warknęła, zeskakując lekko z parapetu i kierując się w stronę alkowy. Uśmiechnęła się na widok swojego kochanka. Ten podniósł się na łokciach, lustrując ją uważnie wzrokiem.
- Nie strasz, kochanie, bo i tak tego nie uczynisz... A teraz, najmilsza, powiedz mi, kto lub co cię tak zdenerwowało.
- Moja siostra! Twierdzi, że ten uratowany mężczyzna może nam się do czegoś przydać!
- I gdzie widzisz tu problem? - zapytał postawny wampir, wyskakując z łóżka.
- Ten mężczyzna jest wilkołakiem! - wyjaśniła ponuro.
- Co takiego?!
- Głuchyś? To wilkołak, a Elaine chce sobie zrobić z niego zabaweczkę!
- Rozmawiałaś o tym z królową? Przecież to bardzo niebezpieczny pomysł!
- Rozmawiałam, Patriku, lecz moja droga siostra chyba zgłupiała na punkcie owego jegomościa i nie przyjmuje żadnych racjonalnych argumentów! - zezłościła się młoda wampirzyca.
- Ciii, najdroższa. Teraz nie czas na sprzeczki i złości. Znów jesteśmy razem, łoże czeka, byśmy znów połączyli swe ciała — wyszeptał jej Patrik do ucha, dłońmi błądząc po odkrytych ramionach kobiety. Zamruczała, gdy zjechał palcami po jej placach, by następnie gwałtownym ruchem podwinąć jej suknię. - Mmm, nie masz na sobie bielizny! Cóż za perwersja, moja ukochana!
- Czułam, że dzisiaj do mnie przyjdziesz — wyjaśniła. W chwilę później wciągnęła głośno powietrze, gdy zacisnął swe lodowate dłonie na jej pośladkach.
- To dobrze! - jęknął jej namiętnie do ucha i rzucił na łóżko.

Tymczasem Elaine usiadła ciężko na najbliższym krześle i ukryła twarz w dłoniach. Co prawda była zła na siostrę za niepotrzebne przypominanie brata i jej oskarżenia o niedbanie o bezpieczeństwo poddanych, ale z drugiej strony czuła, że Amelia ma po części rację. Nie miała pojęcia, czy poradzi sobie z Gabrielem przemienionym w wilkołaka, ale chciała go przy sobie zatrzymać. Coś w jego spojrzeniu sprawiało, że kobieta czuła się zupełnie inaczej, niż normalnie.
Na rozmyślaniach o mężczyźnie minął jej czas do świtu. Nie zauważyła nawet, kiedy pierwsze promienie słońca wpadły do jej komnaty, rozświetlając ją. Rozmyślenia przerwało jej stanowcze pukanie do drzwi. Szybko otrząsnęła się i błyskawicznie zajmując miejsce za obszernym biurkiem, wpuściła gościa do komnaty.
- Witaj, Gabrielu — powiedziała, gdy mężczyzna wszedł do środka w towarzystwie czwórki postawnych strażników. - Podjąłeś decyzję?
- Owszem — odparł, stając przed nią dumnie wyprostowany. - Podjąłem decyzję.
- Znakomicie — uśmiechnęła się lekko, odsłaniając kły. - Mam nadzieję, że się na tobie nie zawiodę...
- Nie, moja pani. Nie będzie takiej potrzeby. Przemyślałem sprawę naprawdę dogłębnie. Wiem, że sam też jestem już przeklęty i nic tego nie zmieni... To przykre, bowiem jestem świadomy, że w ten sposób wielu pozbawię życia, lecz...
- Do rzeczy! - warknęła, przerywając mu. Strażnicy natychmiast dobyli mieczy, gotowi do wszelkiej interwencji.
- Oczywiście — skłonił się jej szarmancko. - Zdecydowałem, moja pani, że w obecnej sytuacji jedyną właściwą decyzją, będzie pozostanie przy tobie, jako twój wierny sługa...wasza wysokość.
- Cudownie! - ucieszyła się Elaine, klaszcząc w dłonie. Strażnicy wycofali się na korytarz, zostawiając wampirzycę i wilkołaka samych. Ten drugi wciąż stał w miejscu, nie wiedząc, co powinien dalej uczynić. - Twoja służba u mnie zacznie się już teraz. Ostrzegam jednak, że przez pewien jeszcze czas będziesz obserwowany przez moich ludzi, bowiem nie chcemy, byś stał się dla nas zagrożeniem. Wierzę jednak, że będziesz mi wierny.
- Będę — powiedział cicho, nie patrząc jej w oczy.
- Doskonale. Jak na razie twoim głównym zadaniem będzie stróżowanie w dzień na najwyższej wieży pałacu. Czasami twoi kompani lubią atakować w dzień lub chociaż zakradać się w pobliże, dlatego oczekuję od ciebie, iż będziesz pilnować, by żaden nie zakradł się w pobliże.
- Pani moja, wybacz, że śmiem ci przerwać, lecz jestem jeszcze młodym wilkołakiem, nie przeszedłem swej pierwszej przemiany, a ponadto nigdy nie walczyłem z innymi mego pokroju. Jeśli się tu zjawią, nie wygram z nimi. Nie sam!
- Oczywiście — przytaknęła mu łagodnie. - Dlatego chodzi mi tylko, byś ostrzegał nas przed takowym zagrożeniem. Z resztą sami sobie poradzimy.
- W dzień również? - zdumiał się.
- Nie wszyscy, ale część z nas zdolna jest do chodzenia w promieniach słońca — mówiąc to, położyła dłoń na blacie biurka, na który padało słońce. Gabriel oniemiały wpatrywał się w dłoń kobiety, która wbrew temu, co mówiły o tym legendy, nie zaczęła płonąć.
- Niesamowite! - spojrzał jej w oczy i zamarł, gdy ich spojrzenia po raz kolejny się spotkały.

W tym samym czasie Amelia oderwała się od szyi swego kochanka, z lubością zlizując jego krew ze swoich warg.
- Jak zwykle znakomicie smakujesz — wymruczała, opadając na poduszki tuż przy jego boku.
- Ty również, najdroższa — odparł z uśmiechem, ukazując długie kły. - A tak wracając do sprawy tego wilkołaka... Wydaje mi się, że wbrew temu, jak to wszystko może wyglądać, to zatrzymanie tutaj wilkołaka jako naszego szpiega może być całkiem przydatne!
- Zwariowałeś?! - Amelia podniosła się na łokciu i spojrzała uważnie na Patrika.
- Nie. Posłuchaj mnie, najmilsza. To dobry plan, lecz musisz przemyśleć go na spokojnie.
- To nie jest dobry plan! - warknęła, wyskakując z łóżka. Porwała z kozetki szlafrok i okryła się nim prędko. Wyjrzała z alkowy i skrzywiła się lekko. - Już świta! Powinieneś wracać do siebie.
- Dlaczego mnie odtrącasz, gdy jest nam razem tak dobrze? Czemu każesz mi wracać? Przecież możemy być razem! Dam ci dziecko, którego tak bardzo pragniesz! - Patrik podszedł do niej od tyłu, obejmując ją czule.
- Nie jest to dobry moment na tego typu propozycje, mój miły — wyszeptała, wtulając się w jego umięśnione ramiona.
- A kiedyż taki nadejdzie? - zainteresował się, chowając twarz w jej włosach.
- Za jakiś czas — wyjaśniła. - Sam zorientujesz się, kiedy się to stanie... A kiedy nadejdzie, zmieni się wszystko, co do tej pory znaliśmy...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1319 słów i 7217 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AuRoRa

    Przeczytałam jednym tchem, super :)

    9 maj 2018

  • Palolcia

    Jak zawsze świetne.  
    Dalej dalej  
    Świetnie piszesz.

    25 sty 2018

  • elenawest

    @Palolcia dzięki :-D postaram się dodać nowy rozdział w niedługim czasie ;-)

    25 sty 2018

  • AnonimS

    Ciekawe opowiadanie. Nie przepadam za horrorami ale ten jest ciekawy. Temat stary jak świat ale wciąga. Pozdrawiam

    18 lis 2017

  • elenawest

    @AnonimS dzięki :-D

    18 lis 2017