Czarna Krew cz 3.

Czarna Krew cz 3.Amelia obróciła się na pięcie i trzymając wysoki hełm pod pachą, wyszła z sali, przy każdym ciężkim kroku podzwaniając zbroją. Elaine została sama w komnacie, lecz słowa siostry zupełnie ją rozstroiły i nie była już w stanie skupić się na dalszym pisaniu. Odłożyła więc przybory i zamyśliła się nad dopiero co odbytą rozmową. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że kiedyś ludzie zaczną w końcu gadać na temat tego, że nie znalazła sobie jeszcze małżonka i nie powiła następcy tronu. Prawdę powiedziawszy, nie bardzo na to miała ochotę, bo nie uważała się za osobę zdolną do kochania, a tym bardziej do matczynych uczuć. Świetnie żyło jej się samotnie, z siostrą przy boku i kochankami na jedną noc. Nie potrzebowała wiązać się z nikim na stałe. Jej rozmyślania przerwał głos strażnika, który informował, że na audiencję przybył alchemik władczyni...

Tymczasem Amelia wolnym krokiem dotarła do swojej sypialni i rozzłoszczona upartą postawą siostry, warknęła tylko na biednego sługę, by pomógł jej ściągnąć ciężką i brudną od posoki zbroję. Trochę to zajęło i gdy pozbyła się ostatniego kawałka metalu, zaczynało świtać. Natychmiast zaciągnęła ciężkie i ciemne kotary w oknach.

Elaine spojrzała na przybyłego wampira i wyprostowała się w krześle.
- Słucham? - zapytała wyniośle.
- Pani moja, znaleźliśmy środek, dzięki któremu twoi poddani i ty sama będziecie mogli wychodzić na światło słoneczne! - powiedział mężczyzna, uprzednio zginając się w głębokim ukłonie.
- Interesujące — odparła kobieta. - Cóż to za wynalazek?
- Werbena, moja pani — wyjaśnił krótko.
- Werbena? - zapytała zaskoczona. - Jesteś pewny, że to pomoże? Twoje ostatnie próby o mało nas nie zabiły, gdy czarna jagoda okazała się dla nas zabójczo niebezpieczna.
- Tym razem się nie pomyliłem, wasza miłość! Jestem o tym przekonany! Testowałem ją od kilku dni i nic złego mi się nie przytrafiło!
- Zastanawiające — mruknęła cicho. - Jak się to stosuje?
- Ja wplotłem pędy tego zioła w ręcznie robioną bransoletkę.
- Czyż nie odpadnie, gdy się wysuszy? - zaciekawiła się, z zainteresowaniem oglądając podaną jej biżuterię.
- Gdyby tak umieścić zioło w zawieszkach, czy wtopić bezpośrednio w wykuwany metal, sądzę, że nie byłoby tego problemu — odparł natychmiast, bardzo pewny siebie.
- Rozumiem... Ilu moich ludzi poniosło śmierć w czasie eksperymentów?
- Żaden, łaskawa pani...
- Więc na kim testowałeś działanie ziół? Bo nie wierzę, byś od samego początku wiedział, jakie właściwości posiada ta roślina — zauważyła z przekąsem.
- Testowałem to na sobie, pani... Ostatnim razem dałaś mi bardzo wyraźnie do zrozumienia, iż nie życzysz sobie, bym eksperymentował na twych ludziach — rzekł cicho.
- Zgadza się — przytaknęła. - Jeśli ta werbena faktycznie działa tak, jak twierdzisz, to za chwilę pokażesz mi na sobie jej działanie...
- Wedle życzenia. - wampir skłonił się lekko i stanął przy wysokim oknie. Na horyzoncie malowała się już jasna łuna świtu. W zamku powoli zamierało całe życie...
Gdy pierwsze promienie słońca padły w końcu na marmurową posadzkę komnaty, Elaine wstała powoli ze swego miejsca i zbliżyła się powoli do okna, miarowo stukając obcasami. Wzięła głęboki oddech.
- Werbenę masz teraz w dłoni, jak rozumiem, tak? - powiedziała spokojnie, zwracając się do swego człowieka.
- Tak, wasza wysokość. I nie grożą mi promienie słońca — wyjaśnił, po czym odważnie wkroczył w plamę światła, choć nie powstrzymał się od mocnego zaciśnięcia oczu.
- Niesamowite! - wykrzyknęła zachwycona wampirzyca, z niemal klinicznym zainteresowaniem przyglądając się alchemikowi. Ten powoli otworzył oczy i pozwolił sobie na ciche wypuszczenie wstrzymywanego dotąd w płucach powietrza. Uśmiechnął się półgębkiem.
- Jak sama widzisz, pani, werbena działa — powiedział, starając się, by głos mu nie zadrżał.
- Widzę — przytaknęła chłodno. - Zadziałała, choć chyba nie byłeś tego aż taki pewien, prawda?
- Ależ skąd! Wiedziałem, że nic mi nie grozi! - zaoponował prawie natychmiast.
- Oczywiście... Teraz odejdź, wezwę cię ponownie po zachodzie słońca wraz z kowalami...
- Wedle życzenia, wasza miłość. - mężczyzna skłonił się najniżej, jak tylko potrafił, po czym wycofał się do drzwi. Elaine wkrótce została sama i zmęczona wydarzeniami ciężkiej nocy i rozmową z Amelią, wolno udała się do swej sypialni, ukrytej tuż za ruchomą częścią ściany. Oczywiście miała też swoją drugą sypialnię, gdzie mogłaby dużo wygodniej spać, gdyby nie to, że tam zawsze był strażnik wewnątrz i na zewnątrz tuż przy drzwiach. Dlatego wysyłała tam swoją pozorantkę, praktycznie jedyną zaufaną sobie osobę. A sypialnia za ścianą, o której oprócz niej i pozorantki wiedziała tylko Amelia, stwarzała poczucie bezpieczeństwa, dawała tak upragnioną swobodę i była odizolowana od zamkowego zgiełku. Z westchnieniem ulgi, zamknęła za sobą ciężką ścianę i sięgnęła po stojący tuż obok na niewysokim stoliku kaganek. Choć w ciemności widziała doskonale, to jednak lubiła, gdy w pomieszczeniu palił się ogień. Teraz też, gdy tylko przytknęła zapalony patyczek do knota, ten niemal natychmiast buchnął czerwono — żółtym płomieniem, oświetlając nienaturalnie blade policzki Elaine, jej długie czarne włosy i brązowe oczy. Uśmiechnęła się sama do siebie, bo jej komnata urządzona była z niemałym przepychem. Wampiry bowiem, pomimo tego, że musiały wciąż skrywać swe istnienie, bardzo umiejętnie prowadziły politykę wśród zwykłych ludzi, pomnażając dzięki temu swe majątki.
Ruszyła z kagankiem ku łaźni, gdzie chciała raz jeszcze zażyć relaksującej kąpieli. Niestety balia była pusta, a będąc osobą stosunkowo leniwą, zrezygnowała z niej. Zawróciła do łożnicy i usiadła na szerokim łożu, grubo krytym skórami i jedwabiem. Z lekkim trudem rozsznurowała suknię, bo nie chciała do każdej, nawet najprostszej czynności, wołać służki! Poza tym większość zamku sądziła, że królowa śpi w swojej komnacie, nie mając pojęcia, jaka jest prawda... Po niedbałym porzuceniu sukni na pobliskim krześle zdjęła cztery warstwy halek i bieliznę, sięgającą jej do kostek. Ale dopiero, gdy powyciągała spinki z włosów, które opadły jej na odkryte ramiona miękkimi puklami, poczuła się prawdziwie wolna. Prawda była taka, że Elaine nigdy nie pragnęła władzy. Jej matka, Rei, przekazała jej ją, pomimo tego, że pierwszym w kolejce do sukcesji tronu był starszy brat dziewczyn, Thomas. Ten jednak zupełnie nie zainteresowany władzą, lecz hulanką i swawolami, nie stanowił odpowiedniego materiału na przyszłego władcę. Dlatego też przy pierwszej nadarzającej się po temu okazji, cesarzowa publicznie dokonała wygnania przynoszącego hańbę syna i władzę przekazała Elaine. Młodziutka wampirzyca nie mając wielkiego wyboru, została nową władczynią, co zostało przyjęte z bardzo mieszanymi uczuciami. Silną ręką wykazała się, tłumiąc pierwszy i ostatni zarazem bunt swoich poddanych, i od tamtej pory rządziła nad wyraz twardo, choć jednocześnie sprawiedliwie, dzięki czemu wampirom żyło się naprawdę dobrze.
Teraz, siedząc na łożu, myślami wybiegła do wygnanego brata. Nie miała pojęcia, gdzie mężczyzna może się podziewać, bo nigdy nie dawał żadnego znaku życia i nie miała pewności co do tego, czy Thomas, aby w ogóle jeszcze żyje. Pomiędzy nią a Amelią panowała niepisana zasada, że o bracie się nie rozmawia i traktuje go tak, jakby nigdy nie istniał... Teraz poczuła jednak dziwną i przemożną chęć spotkania się z nim, porozmawiania i najlepiej, oddania mu władzy. Niestety nie mogła tego zrobić. Westchnęła więc ciężko i pozbyła się reszty odzienia, pozostając całkiem nagą. Niejedna osoba pewnie zgorszyłaby się takim wyglądem królowej, lecz Elaine miała to głęboko w rzyci.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1475 słów i 8216 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AuRoRa

    Podoba mi się jak wykreowałaś postać Elaine, ma swoje zdanie, wysłucha, ale swoje wie ;) Ostatnie zdanie świetne. :)

    1 maj 2018

  • Robert72

    Bardzo fajnie się zapowiada, fajne, czekam na dalsze części.

    1 maj 2017

  • elenawest

    @Robert72 postaram się dodać coś na dniach ;-) dzięki :-D

    1 maj 2017