Zapach czarnej kawy. Uwielbiałam go. Przynosił mi natychmiastowe ukojenie, sprawiał, że czułam, jak żyłam. Był głęboki, słodko-gorzki. A smak? Gorzkość przełamana cukrem, pobudzająca, ale i usypiająca. Przyjemny paradoks. Czarna kawa dawała wszystko, co człek zapragnął. Hulaj dusza, piekła nie ma! A może jest? Kto wie? Być może żyjemy w jednym wielkim piekle?
– Dzień dobry, co podać? – usłyszałam głos kelnerki. Tony były przyjemne dla ucha, lecz mimo to od razu wyczułam fałsz.
– Poproszę czarną kawę i ciasteczka maślane – równie miło odparłam. Słyszałam szpilki stukające o podłogę kafejki, wiedziałam więc, że odeszła.
Przed południem w kawiarni zazwyczaj nie było tłoczno, mimo to dobiegały do mnie rozmowy i śmiechy.
– … Pamiętasz tę Sabinę, co poznałyśmy na imprezie u Bartka? Ma tego przystojnego Sebastiana z naszej szkoły. Nieźle, no nie? – chichotała jakaś dziewczyna. Po chwili dołączyła do niej druga. Uśmiechnęłam się.
Z lewej strony ktoś przewracał gazetę, wnioskując po odgłosie, jaki wydawały kartki, był to kolorowy magazyn. Pewnie w stylu Pudelka. Kiedyś ktoś mi o nim powiedział, znienawidziłam go, mimo że nie mogłam czytać.
Nagle usłyszałam brzęk dzwonka drzwi kawiarni, obwieszczający, że ktoś przyszedł. Do knajpy wpadli studenci (wywnioskowałam to po ich rozmowach o zdanym egzaminie) i zajęli stolik obok mnie. Śmiechom tuż obok końca nie było. Zrobiło mi się smutno. Prawie każdy tu był z drugą osobą, a nawet całą grupą. Mnie bliscy zostawili po wypadku. Straciłam wtedy wzrok. Stwierdzili, że jestem za dużym ciężarem.
Poczułam łzy spływające po policzkach.
– Proszę pani, co się stało? – zasłyszałam. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. – Chciałaby pani dosiąść się do nas?
– Nie będę wam przeszkadzać, świętujcie – odpowiedziałam płaczliwym głosem. Chłopak jednak nie dał się tak łatwo zbyć. Niepewnie położył ręce na moich ramionach i pomógł wstać. Poprowadził do stolika swoich znajomych, odsunął puste krzesło i posadził mnie. Zabrał torebkę i podał mi ją.
– Proszę pani, co się stało? – powtórzył pytanie.
Opowiedziałam nieznajomemu całą historię. Czułam, że mogę mu zaufać, choć z biegiem czasu widzę, że było to wyjątkowo nierozsądne.
– Tylko proszę, nie zwracaj się do mnie na „pani”. Jestem Ewa – zakończyłam.
– Dobrze, Ewo. – Uśmiechnął się i zamówił nam drugą kawę. Bardzo dobrze nam się rozmawiało. Tamtego popołudnia sporo się o sobie dowiedzieliśmy….
I pomyśleć, że dwójkę różnych ludzi z różnych pokoleń połączyła czarna kawa…
Dodaj komentarz