To nie miało tak być – Ochłonęłaś?

To nie miało tak być – Ochłonęłaś?A tymczasem w Alfie.
      – Kurwa mać! – zaklął Leo, kopiąc drewnianą skrzynkę i natychmiast wybrał numer szefa.
      – Uciekła – oświadczył. – Uciekła i zabrała nową. A mówiłem, żeby jej nie ufać? Wezmę chłopaków i ją  
znajdę – dodał chełpliwie. Był z siebie bardzo dumny.
      Zorganizowanie transportu trochę trwało, Jason, jeden z ochroniarzy Antona, podstawił samochód pod klub dopiero po godzinie.
      – A ty dokąd? – zapytał nieprzychylnie Marco, gdy zobaczył Igora, chcącego wsiąść do wozu.
      – Jadę też.
      – Nigdzie nie jedziesz. Jesteś podejrzany i knujesz z tą szmatą, szczur nam niepotrzebny – warknął sutener i po chwili auto odjechało.


      Leo mocno załomotał w drzwi i gdy Willy uchylił skrzydło, chwycił chłopaka za szyję i mocno przydusił do ściany. Marco stanął obok, przeszywając chłopaka pogardliwym wzrokiem.
      – Gdzie ona jest? – zapytał cierpko Leo.
      – Nie rozumiem – wydusił przerażony Willy.
      – Gdzie twoja kurwa? Uciekła dziś rano – syczał wzburzony sutener.
      – Nie mam pojęcia.  
      – Myśl, kurwa, bo cię zajebię! Nie jest tak głupia, żeby jechać do siostry, do domu tym bardziej nie wróci, więc zostajesz tylko ty. Gadaj!
      – Naprawdę nie wiem, nie mamy żadnego domku letniskowego ani nic takiego – jęczał wystraszony Willy.
      – A jej znajomi?
      – Poczekaj – poprosił wystraszony Willy i chwilę później dał mężczyźnie mały notes. – Tu masz wszystko.
      – Notes? Chyba nie myślisz, że będzie tak głupia, żeby wykorzystać te adresy – warknął Leo, wytrącając zeszyt z ręki chłopaka. I nagle go olśniło.  – Stary, chyba wiem, gdzie może być. Jedziemy. – Spojrzał na Marco, a następnie na Willy’ego.   – A ty nie ruszaj mi się z domu, jeszcze cię odwiedzimy – zagroził chłopakowi palcem i podniósł notesik.


      – Cholera, zwiała – burknął Marco, widząc żar w kominku i brudne naczynia.
      Dokładnie przeszukali wszystkie pomieszczenia, lecz niczego ciekawego nie znaleźli.
      – Ktoś im pomaga – stwierdził Leo, wskazując stojący za domem samochód Sicka. – Tylko kto? Nie znam tego auta.
      – Nie odjechały daleko, kominek się jeszcze tli. Trzeba pokręcić się po okolicy i obstawić szpitale. Jest cała połamana, prędzej czy później będzie musiała coś z tym zrobić. Z takim bólem długo nie wytrzyma, to pewne. Jedziemy jeszcze raz do miasta. Rozglądaj się, może gdzieś się tu plączą, może gdzieś się zatrzymały…
      Leo wykonał telefon i kazał obserwować dwa szpitale w okolicach centrum i jeden na obrzeżach miasta. Znając zdrowy rozsądek Roxy nie bardzo wierzył w powodzenie swojej misji, aczkolwiek łudził się, że mu się poszczęści, że dziewczyna popełni błąd.
      Objechali wszystkie okolice i przedmieścia, lecz nigdzie nie było jakiegokolwiek znajomego wozu. Szukali kilka godzin, w końcu zmęczeni wrócili do Alfy. Leo jednak nie zamierzał dać za wygraną, był bardzo łakomy na władzę i szczerze nienawidził Rity.
      

      Gdy się ocknęła, padało. Cholera, zemdlałam? Niezgrabnie wstała i ruszyła w kierunku drogi; była pewna, że auto już na nią czeka. Pomyliła się jednak – droga była pusta. Zadzwoniła na numer Krisa, ale telefon był wyłączony. Ty durna kretynko, i co teraz zrobisz? – Wyrzuciła sobie niedawną kłótnię. Nie miała pojęcia, co robić, gdzie iść. Do Sicka numeru nie znała, o powrocie do domku w lesie nie było mowy, do miasta natomiast było za daleko, poza tym nie znała kierunku. Gościła w tym domku tylko dwa razy i bez nawigacji nie umiałaby sobie poradzić w dotarciu tu. Była też wściekła, nie spodziewała się, że zostawią ją w tej głuszy, zwłaszcza w takiej sytuacji. Kurwa, co robić? – Dumała, nie mogąc podjąć jednoznacznej decyzji. Wiedziała, że wyjście na drogę nie jest dobrym rozwiązaniem, że w każdej chwili może wpaść na ludzi z Alfy, a to będzie najgorszym z możliwych zakończeń jej ucieczki. Z drugiej strony bardzo zmarzła, co popychało ją do działania. Deszcz ze śniegiem rozpadał się na dobre, zebrała się więc na odwagę i wyszła z lasu. Prosiła losu aby szybko nadjechał jakiś wóz i zabrał ją stąd.
      Szła wolno, ściskając w dłoni broń i bacznie obserwując piaszczysty trakt. Była wyczulona na najmniejszy bodziec, więc gdy w oddali, za plecami, zauważyła mdłozielone auto, natychmiast się ożywiła. Zatrzymaj się. – Błagała, stając na środku drogi i chowając pistolet.
      – Dziękuję, że się pan zatrzymał – wystękała, widząc za kierownicą mężczyznę w podeszłym wieku.
      – Potrzebujesz pomocy? – zapytał kierowca, patrząc z nieufnością na dziwnie wyglądającą dziewczynę.
      Poprosiła o podwózkę do najbliższego motelu, prosząc w duchu, aby facet nie zadawał zbędnych pytań. Staruszek skinął głową i Roxy wsiadła do podniszczonego samochodu.


      Motel nie znajdował się daleko, dojechali do niego po pół godzinie. W przyhotelowym sklepie Roxy zaopatrzyła się w butelkę wódki i od razu po wejściu do pokoju ponownie zadzwoniła do Krisa. Telefon nadal był wyłączony, co wywoływało coraz większą irytację. Dziewczyna nie pojmowała, jak mógł nie naładować komórki, wiedząc, dokąd i po co jedzie.
      – Dureń! – Warczała, popijając ze szklanki. Siedziała i rozmyślała, walcząc z bólem, w końcu zmorzył ją sen.
      Spała bardzo długo, na dworze zaczęło się ściemniać. Od razu spojrzała na telefon – sześć nieodebranych połączeń. Zasnęła tak mocno, że nie słyszała, kiedy dzwonił. Olbrzymi głaz spadł jej z serca, wiedziała, że w końcu ktoś ją stąd zabierze. Ludzie Antona mogli dotrzeć wszędzie, dziewczyna nie czuła się tu bezpiecznie.  
      Po wysłuchaniu soczystych pretensji Krisa i przedstawieniu swoich, zakończyła rozmowę i postanowiła się wykąpać i podsuszyć wilgotne ubrania. Gdy zobaczyła olbrzymi krwiak na lewym boku, oniemiała. Ręka nie wyglądała lepiej, była już doszczętnie opuchnięta i sina. Kurwa, bydlaku… – Odgrażała się, walcząc z bólem.  
      Kąpiel pomogła tylko na chwilę, po kilku minutach dziewczyna znowu czuła się źle. Postanowiła, że jutro pojedzie do lekarza i zrobi ze sobą porządek, miała dość tej gehenny. Tylko do jakiego lekarza, przecież zaraz będą pytania?


      Odkręciła flaszkę i usiadła przy oknie. Skryta za firanką czekała na kolegę, niecierpliwiąc się. Im dłużej czekała, tym bardziej odnosiła wrażenie, że zaraz wpadnie tu Leo, Marco, szef, i nieźle jej się oberwie po raz kolejny. Szybciej. – Burczała; nienawidziła czekać. Czarne auto zobaczyła po upływie kolejnej godziny. To było jak wieczność, którą umilał przecinający ból.  
      – Ochłonęłaś? – zapytał spokojnie Blackie, gdy pojawił się w pokoju.
      – Dlaczego po mnie nie wróciłeś?!
      – Wróciłem, tylko zniknęłaś.
      – Nie wróciłeś; co to za wóz? Byłam tam cały czas, więc nie wciskaj mi kitu! – wykrzyczała wkurzona dziewczyna.
       – Jedziemy. – Blackie postanowił zakończyć sprzeczkę, otwierając na oścież drzwi pokoju.
      Nabuzowana Roxy szybko wsiadła do auta, robiąc sugestywną minę. Chłopak uderzył ironicznym śmiechem, lecz Roxy nie zareagowała na jego zaczepki. Była wściekła na przyjaciela, że naraził ją na takie niebezpieczeństwo.
      – Gdzie Cassie? Gdzie mój wóz, czyje to auto? – zapytała po dłuższej chwili milczenia.  
      – Auto zorganizował Sick, a Cassie jest bezpieczna. Tyle powinno ci wystarczyć – odparł chłopak; nadal był zły.
      – Więc jak, kurwa, wróciłeś, skoro przyjechałeś innym samochodem?! Musieliście dojechać do miasta, a ja nie czekałam w tym pieprzonym lesie tak długo! Dlaczego mi kłamiesz?! – wydarła się dziewczyna.  
      – Opanuj się, bo zaraz wysiądziesz… po raz drugi – warknął Blackie.  
      Roxy się wyciszyła i odwróciła wzrok.  
      – Dzwonił Anton – rzekł chłopak.  
      Rita spojrzała na niego zaniepokojona.
      – Dzwonił i kazał was szukać. I właśnie to robię. Jesteś kretynką, życie ci niemiłe? Anton nie odpuści, bądź tego świadoma. Rox, czy powtarza się zabawa z Alex?  
      Dziewczyna zmarszczyła brwi
      – Jaka zabawa?  
      – Nie truj, dobrze? I mi nie mów, że nie chciałaś jej wyrwać z tego bagna. Robisz przypał sobie i tym biednym dziewczynom – stwierdził gorzko Kris.
      – Gówno wiesz – warknęła Roxy. Była pewna, że nie wzbudzała podejrzeń. A jednak…


      Obrzeżami okrążyli miasto i po niecałej godzinie dojechali do starej opustoszałej farmy. Kris wprowadził auto do walącej się stodoły i zaparkował obok Bmw.  
      – Co to za dziura? – zapytała Rita.
      – A taka, żebyśmy oboje nie dostali kulki w łeb. Tu nas nie znajdą… was nie znajdą – syknął Kris. – Chociaż teraz jesteśmy z Sickiem w takim samym szambie. Tylko i wyłącznie dzięki tobie.
      – A kurwa, odpierdol się, dobra? Więc czemu przyjechałeś, czemu nie zadzwoniłeś do Antona i nie powiedziałeś, gdzie jesteśmy? Mam dość twojego pieprzenia! – krzyknęła Roxy i szybko opuściła pojazd.  
      Przysiadła za budynkiem i odpaliła papierosa. Była już kłębkiem nerwów i znowu czuła się zmęczona. Powoli zaczęła się też zastanawiać, czy dobrze zrobiła. Obecna sytuacja wzbudzała w niej coraz większe wątpliwości, a jednocześnie czuła, że nie mogła postąpić inaczej.
      – Roxy. – Cassie usiadła obok dziewczyny. – Wszystko ok?
      – Nie, kurwa, nie ok. Boli mnie wszystko i jeszcze ten dupek działa mi na nerwy. Czy oni po mnie wrócili?
      – Tak, wróciliśmy, ale gdzieś zniknęłaś. Bałam się, myślałam, że cię znaleźli i zabrali – wyjaśniła płaczliwie brunetka. – Gdzie byłaś?
      Roxy w odpowiedzi podniosła się z miejsca.
      – Spadajmy stąd, zimno jak cholera. Muszę zmienić te łachy.


      – Jutro jedziemy do lekarza – zarządził Sick, odpalając papierosa.
      – Do jakiego szpitala? – Roxy parsknęła śmiechem. – Myślisz, że nie obstawili szpitali? Zabrałam im zbyt cenny towar.  
      – Zaufaj mi i nie dyskutuj, wystarczająco się już napracowałaś, żeby wpakować nas wszystkich w niezłe gówno.  
       Roxy złośliwie zachichotała; kolega działał na nią w tej chwili jak płachta na byka.
      – Pamiętasz numer siostry? – Sick zwrócił się do Cassie. Roxy spojrzała na dziewczynę, przez to całe zamieszanie opcja ataku na rodzinę zupełnie wyleciała jej z głowy. Przeszedł ją zimny dreszcz.
       Cassie przytaknęła głową.
      – Dzwoń. Niech zniknie na trochę, wyjedzie. Na dłuższy czas. Bądź przekonująca, lepiej dla niej, jak posłucha. I nie wnikaj w szczegóły.
      Blada jak ściana Cassandra spojrzała na Roxy i bez sprzeciwu wzięła komórkę.  


      – Cześć – wystękała ciężko brunetka. – Abbie, musisz wyjechać na kilka dni. I nie pytaj, dlaczego, po prostu spakuj się i zrób sobie wakacje.
      Głos w słuchawce chwilę mamrotał.
      – Abbie, błagam cię, zrób, o co proszę. Na razie nie mogę ci nic wyjaśnić, po prostu mam kłopoty.    
      Siostra chyba nie była skora do współpracy, gdyż monolog z tamtej strony słuchawki dość długo trwał.
      – Ale Abb… – ciągnęła Cassie i w tym momencie Sick wyrwał jej słuchawkę.
      – Kurwa, zrób, o co cię prosi i nie zadawaj pytań! Zadzwoni za kilka dni i wszystko ci wyjaśni – burknął szorstko i zakończył rozmowę. – Mam nadzieję, że to załatwi sprawę.


Idzie jak krew z nosa, pomysłów jak nie było, tak nie ma. Pozostało się chyba tylko powiesić na przydrożnym drzewie. :sad:

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i erotyczne, użyła 1998 słów i 11573 znaków, zaktualizowała 16 mar 2023.

4 komentarze

 
  • Pani123

    Że trochę wymęczone to widać, ale i tak jest dobrze :smile: Ciekawam jak to dalej poprowadzisz i kto pierwszy zejdzie z tego świata  :D

    10 kwi 2023

  • agnes1709

    @Pani123 Ja, z braku pomysłów.😉

    10 kwi 2023

  • Somebody

    Jak na brak weny idzie bosko  :bravo: Chciałabym żeby mój brak weny był jak Twój  <3

    15 mar 2023

  • agnes1709

    @Somebody Wierz mi, nie chciałabyś. :D  Miło Cię widzieć. 😘

    16 mar 2023

  • Helen57

    Dobrze idzie

    13 mar 2023

  • agnes1709

    @Helen57 Nie idzie za dobrze, ale miło mi, że zajrzałaś.;)

    14 mar 2023

  • Iga21

    NAREŚCIE!!  Aby ich nie złapali  :jupi: I nie przesadzaj z tym powieszeniem  :kiss:

    12 mar 2023

  • agnes1709

    @Iga21 Tak, nareszcie, męczarnia to była. :rolleyes: Fajnie, że jesteś, może masz trochę weny odpalić? :kiss:

    12 mar 2023

  • Iga21

    @agnes1709 jakbym tylko mogła  :kiss:

    12 mar 2023