Opowieść inna, niż inne - rozdział 21

- Jak możemy go zniszczyć? – zapytał natychmiast Vincenzo, intensywnie wpatrując się w mojego partnera.
- Przede wszystkim należy pamiętać o tym, że facet przez całe lata skutecznie unikał oskarżenia ze strony Trybunału Norymberskiego, więc doskonale wie, jak się maskować – powiedział Sebastian powoli. – Jest przebiegły i raczej nie zostawia po sobie żadnych śladów, poza tym HYDRA też ma wiele do powiedzenia, bo skoro skutecznie sfingowali moją śmierć i nikt nie zorientował się, że to nie ja leżę w grobie, to mają naprawdę duże pole działania... Ponadto nie wierzę, by zwykły zamach na życie Zoli był dobrym pomysłem, bo niemal zawsze jest przy nim jego osobista ochrona.
- A gdyby ją wyeliminować? – zaproponował Marco.
- Musielibyśmy działać jednocześnie na kilku płaszczyznach, bo taki atak na pewno zwróciłby uwagę.
- Dobrze, a co powiesz na truciznę? Jest cicha, po jakimś czasie praktycznie już nie do wykrycia i można to bezpiecznie zaaranżować – podpowiedział Vincenzo.
- Nie jestem przekonany co do tej metody – mruknął ponuro Bucky.
- Dlaczego? – zainteresowała się nieśmiało Monique.
- Podejrzewam, że Zola może być uodporniony na znaczną część trucizn. Nie mając ścisłych informacji, o jakich substancjach konkretnie mówimy, możemy nie trafić i nasz plan weźmie w łeb. Oni wtedy się zorientują, że coś planujemy, a nie o to przecież nam chodzi, nieprawdaż? – odparł natychmiast.
- A co ze snajperem? Możecie przecież wynająć odpowiedniego człowieka, który załatwi sprawę z bezpiecznej odległości – zaproponowała Bianka.
- Odpada w przedbiegach... Wszystkie bazy HYDRY znajdują się głęboko pod ziemią i nie ma możliwości, by weszli do którejkolwiek z nich uzbrojeni ludzie, oprócz samych pracowników.
- Więc w jaki sposób Zola przemieszcza się między bazami? – zapytała zdumiona Sylvia, siedząc na kolanach Vincenzo.
- Podobnie do wszystkich pozostałych pracowników, na których życiu HYDRZE najbardziej zależy, korzystają oni z opancerzonego pociągu. Obiekt nie do sforsowania. Wiem, bo sam takim jeździłem, jako ochroniarz Zoli. Trzykrotnie przeżyliśmy wybuchy bomb...
- A gdyby tak wcielić się w jednego z pracowników? – zaproponowałam.
- Skanery siatkówki oka i odcisków papilarnych – odparł.
- Więc nie ma żadnego sposobu na to, by zniszczyć tego skurczybyka? – zapytał poważnie chrzestny Conty.
- Jest, jeden.
- Jaki? – zainteresował się natychmiast Marco, gwałtownie pochylając się w stronę Sebastiana.
- Trzeba dostać się w jego bezpośrednie otoczenie. Zadać cios tak, by nawet nie zorientował się, co go czeka – wyjaśnił Sebastian, jeszcze mocniej zaciskając pięści.
- O nie! – zaprotestowałam, zdając sobie sprawę z tego, co Bucky chce zrobić... – Nie możesz tam iść. Jesteś potrzebny tutaj! Zbyt wiele razy już opłakałam twoją śmierć!
- Wika, nie ma innej możliwości! – powiedział natychmiast, odwracając się w moją stronę.
- Jest! Na pewno jest, tylko trzeba przeanalizować jeszcze raz wszystkie za i przeciw!
- Gdyby takie wyjście było, on już dawno by nie żył – zauważył nie bez pewnej racji.
- Nie możesz znów odejść! Nie teraz, gdy coraz bliżej jest porodu! To dziecko potrzebuje ojca! Sebastian, proszę cię... Nie rób tego... Proszę! – odezwałam się po polsku.
- Mycha, kocham cię, ale nie widzę innego wyjścia – powiedział, natychmiast przechodząc na nasz ojczysty język. Pogładził mnie delikatnie po policzku, po którym zaczęły niepowstrzymanie spływać gorzkie łzy. – Nie płacz, proszę! – jęknął. – Nie zginę tam, obiecuje ci! Obiecuję naszemu dziecku!
- Błagam cię! Nie możesz tam pójść! Dlaczego tak bardzo mnie ranisz w momencie, kiedy dałam ci kolejną szansę? – chlipnęłam, ukrywając twarz na jego piersi. Z moich ust doby się stłumiony szloch.
- Wiktoria... – odezwał się zadziwiająco miękko szef Conty. – Nie puścimy tam twojego partnera bez wcześniejszego opracowania planu! Ten mężczyzna tam nie zginie, tego możesz być pewna!
Spojrzałam na niego ponad ramieniem Sebastiana i ponownie chlipnęłam.
- Pan... Pan zrozumiał, co powiedziałam? – zapytałam całkowicie zbita z tropu jego oświadczeniem.
- Nie – zaprzeczył. – Ale widzę, jak zareagowałaś...
Kiwnęłam niepewnie głową. – Nie mogę go stracić. Wtedy już nie miałabym po co żyć...
- Nie możesz mówić takich rzeczy! – zaoponowała natychmiast Monique. – Nosisz pod sercem nowe życie i twoim obowiązkiem jest wydanie na świat tego maleństwa. I jestem przekonana, że panowie zgodzą się ze mną, gdy powiem, że najrozsądniejszym wyjściem z tego wszystkiego, będzie zaczekanie z akcją, aż urodzisz... Opracowanie pełnej, bezbłędnej strategii i tak zajmie wam sporo czasu, zwłaszcza że nie macie w HYDRZE żadnego szpiega, który mógłby donosić wam o ich posunięciach.
- Zgadzam się – przytaknął szef Conty. – Dopięcie wszystkiego na ostatni guzik zajmie nam co najmniej trzy do pięciu miesięcy, więc spokojnie urodzisz, a twój partner pozna dziecko...
- Robicie dla nas aż nadto, biorąc pod uwagę to, czego dopuściłem się, będąc Zimowym Żołnierzem – powiedział poważnie Sebastian, patrząc to na Marco, to na jego zwierzchnika.
- Jesteś uczciwym człowiekiem, Sebastianie, dlatego, gdy poprosiłeś Marco o pomoc, udzieliłem mu mego pozwolenia, bo był to, czym heroiczny odważny i przede wszystkim nad wyraz szczery. Nie chodziło ci bowiem o bezpieczeństwo swoje i uniknięcie odpowiedzialności, lecz o zapewnienie bezpieczeństwa swej małżonce i nienarodzonemu dziecku, który nie byli winni żadną miarą tego, że HYDRA cię ścigała – odezwał się najstarszy z mężczyzn. – Fakt, stając się ponownie Zimowym Żołnierzem i to, że zdołałeś tu wedrzeć, trochę nam nabruździło, lecz pomimo tego nadal jesteśmy skorzy, by ci pomóc. HYDRA się rozzuchwaliła i trzeba mocno przytrzeć jej nosa, o czym słyszałem już nawet od ojców chrzestnych chicagowskiej i japońskiej mafii. Są oni bowiem zaniepokojeni podejrzanymi eksperymentami, jakie HYDRA wspiera, bowiem to, co robi ona z ludźmi, wychodzi poza nasze zdolności i należeć winno jedynie do Boga, bez względu na to, w jakiego wierzymy... Rosyjska mafia stała się dla nas tak niebezpiecznym przeciwnikiem, że nie możemy pozwolić, by dalej rosła w siłę i trzeba wykonać stanowczy krok, by zatrzymać ją w tym, co robi... Dlatego pytam cię tu i teraz, w obecności świadków. Jesteś w dalszym ciągu zdecydowany, by wspomóc nas w tej walce?
- Jestem – przytaknął Sebastian stanowczo, wciąż obejmując mnie mocno.
- Znakomicie... Wyszkolisz naszych ludzi do walki z tamtymi?
- Zrobię wszystko, by jak najmocniej dokopać HYDRZE. Ostrzegam jednak, że wasi ludzie nie zostali poddani działaniu serum, które wstrzyknięto zarówno mnie, jak i innym żołnierzom z tego projektu, dlatego też mogą nie dorównać mi siłą, co w ostateczności prowadzić będzie do tego, że nie będą stanowić aż tak wielkiego zagrożenia dla innych Zimowych Żołnierzy, nie mówiąc już o Żelaznych...
- Nie martw się ludźmi – odezwał się Marco. – Tych już ja ci dostarczę.
- Zgoda – powiedział Seba. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że pomimo wszystko wyraźnie się martwił... Istniała przecież niestety szansa, że pomimo doskonałego planu, obserwacji i przygotowania, on już do mnie nie wróci... NIGDY...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1263 słów i 7599 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Caryca

    Wspaniała część, rewelacja :)

    17 kwi 2017

  • elenawest

    @Caryca dzięki :-P

    17 kwi 2017