Opowieść inna, niż inne - rozdział 18

Wyszłam ze szpitala po dwóch tygodniach ciągłych badań, kroplówek, okropnych zupek, nieustannych godzin płaczu i wycia do Księżyca. Było mi tak cholernie trudno żyć ze świadomością, iż Sebastian już nigdy najprawdopodobniej mnie nie rozpozna... Jednocześnie i chciałam, by sobie mnie przypomniał, a z drugiej strony bardzo bałam się, by nie powrócił kiedyś znowu Zimowy Żołnierz. Chociaż teraz też nie było to w całości winą Sebastiana, to obawiałam się tego... W głębi serca nadal go mocno kochałam, lecz nie mogłam ryzykować, że znów mnie skrzywdzi.

Gdy Vincenzo przywiózł mnie do częściowo odnowionej willi, pilnowanej teraz czterokrotnie mocniej, niż wcześniej, pierwszym i największym chyba szokiem, jaki przeżyłam już w holu, był widok Bianki, która stała przy schodach, czekając na mnie. Rzuciła mi się na szyję, gdy tylko weszliśmy do środka i łkając, wydukała, czy nadal możemy być przyjaciółkami. Następnie spojrzała na mnie zapuchniętymi oczami i wychlipała:
- Przepraszam cię za tamte wszystkie złe słowa. Byłam zdołowana po śmierci ukochanego...
- Nie martw się — odparłam, bledziutko się uśmiechając. - Nie mam ci tego za złe, rozumiem, co przeżyłaś.
- Dziękuję! - wykrzyknęła, ponownie rzucając mi się na szyję. To ściągnęło nam na głowy ochroniarzy i resztę rodziny Pescarra.
- Dobrze widzieć cię tutaj z powrotem — powiedział Marco, delikatnie przytulając mnie. - Tęskniliśmy za tobą... Trochę się tu pozmieniało, ale wasze pokoje są dokładnie w takim samym stanie, w jakim je opuściłaś. Dostaniesz jednak na wszelki wypadek ochronę, która zadba o twoje bezpieczeństwo.
- Dlaczego?! - zdziwiłam się niebotycznie.
- Bo twój partner na pewno by tego po nas oczekiwał. Poza tym dziecko, które w sobie nosisz, jest świętą niewinnością, której nienarodzone życie trzeba za wszelką cenę chronić — wyjaśniła Monique, również się ze mną witając ciepło.
- Sebastian mnie skrzywdził. Nie wiem, czy jeszcze mu zaufam — wyznałam.
- Chcesz go zostawić? - zdumiała się Sylvia, podchodząc do Vincenzo.
- Nie wiem. Jestem rozbita — przyznałam ponuro. - Chcę jakoś się pozbierać, pogodzić z nową rzeczywistością. Muszę pogodzić się z tym, że Sebastian już do mnie nie wróci, że zostałam z tym wszystkim sama — mówiąc to, chwyciłam torbę i ruszyłam z nią powoli po schodach, odprowadzana smutnym wzrokiem domowników i idącymi za mną jak cień ochroniarzami, którzy taktownie zostawili mnie samą, gdy tylko weszłam do pokoju. Natychmiast owionął mnie przyjemny zapach perfum Sebastiana, który przez ten czas bynajmniej nie wywietrzał. Westchnęłam głęboko, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy i ruszyłam do sypialni. Odstawiłam walizkę w kąt i usiadłam na wygodnym łóżku, zapatrując się w okno. Przypomniało mi się, jak to właśnie przez nie dostał się Bucky, by mnie uśmiercić. Poczułam nieodpartą chęć natychmiastowego zniszczenia HYDRY, za wszystko to, co uczyniła Sebie oraz mnie... Aż zgrzytnęłam zębami ze złości! A potem musiałam się uspokajać, by nie zaszkodziło to dziecku.
- Głupia ja — mruknęłam sama do siebie, a następnie położyłam dłonie na brzuchu i zaśmiałam się do tej ukrytej w nim istotki. - Będziesz mieć matkę wariatkę!

Następnego dnia w przypływie... Tak naprawdę sama nie wiedziałam czego dokładnie, poprosiłam Marco o możliwość porozmawiania z Sebastianem. Spojrzał na mnie cokolwiek zaskoczony moją prośbą, ale widząc moje błagające spojrzenie, pozwolił mi zejść do środka razem z dwójką ochroniarzy, którzy mieli pilnować, by nic jednakowoż mi się tam nie stało.
Gdy weszłam do piwnicy, w której wcześniej był przetrzymywany również Michał, zachciało mi się niewyobrażalnie płakać, lecz w końcu dzielnie powstrzymałam łzy.
- Seba? - zagadnęłam lekko... ukochanego?, by zwrócić na siebie jego uwagę. Niechętnie podniósł na mnie wzrok, a następnie uśmiechnął się szyderczo.
- Przyszłaś do mnie, bym mógł zakończyć zadanie? - zaśmiał się.
- Zamknij się! - warknęłam. - Obiecałeś mi, że nigdy do tego nie dopuścisz! Że już nigdy nie staniesz się Zimowym Żołnierzem!
- Nie przypominam sobie, bym składał takie obietnice, suko! - prychnął.
Przykuliłam się w sobie, słysząc z jego ust tę obelgę.
- Bucky... Proszę!
- Nie jestem Bucky! - zdenerwował się i szarpnął w więzach, a ja cofnęłam się lekko. - A ty jesteś moją misją!
- Jestem twoją kobietą! - wydarłam się, a z oczu popłynęły mi wreszcie łzy. - Kochasz mnie i to dziecko!
- Ja nie mam dziecka, kobieto! - powiedział, aczkolwiek miałam wrażenie, że już nie tak pewnie, jak jeszcze przed chwilą.
- Masz! Noszę je w sobie! Cieszyłeś się! Wiele razy zapewniałeś mnie, że nas kochasz, że jesteśmy twoim szczęściem!
W pomieszczeniu rozległ się szczery i wielce szyderczy śmiech skutego Sebastiana.
- Jesteś zwykłą dziwką! W normalnych warunkach nawet bym na ciebie nie spojrzał!
To zabolało! Załkałam cicho i odwróciłam się do niego plecami z zamiarem wyjścia.
- Jesteś nic niewartą suką i gdy tylko się stąd wydostanę, z wielką przyjemnością skręcę ci kark.
Odwróciłam się gwałtownie na pięcie, podeszłam szybko do niego i patrząc mu prosto w oczy, z całych sił uderzyłam go z liścia w twarz.
Ponownie skierowałam się do drzwi i niemal, gdy dotykałam klamki, usłyszałam jego cichy i smutny głos:
- Wiktoria?! Przepraszam!
Zamarłam, nie bardzo wiedząc, jak zareagować, bo to oczywiście mógł być podstęp.
- Za co? - odparłam, starając się, by nie zadrżał mi głos.
- Za to, że cię kolejny raz zawiodłem — powiedział. Spojrzałam niepewnie w jego stronę. Patrzył na mnie zupełnie inaczej niż chwilę temu.
- Co powiedziałam ci podczas naszej studniówki? - zapytałam, chcąc sprawdzić, czy faktycznie odzyskał pamięć, czy może jednak blefuje.
- Wiktoria... Co ty? - zdumiał się.
- Co ci wtedy powiedziałam?! - warknęłam.
- Że nie chcesz, bym był tylko twoim przyjacielem! - odparł.
- Dlaczego?
- Co?
- Jak to uzasadniłam?! - wydarłam się, zdzierając sobie gardło.
- Powiedziałaś, że mnie kochasz, a ja cię pocałowałem. W jakiejś sali konferencyjnej w hotelu, gdzie była zabawa. Najpierw tańczyliśmy i powiedziałaś, że nie chcesz, by ten wieczór się skończył. I wyszliśmy porozmawiać. Zgadza się? - poruszył się niespokojnie, patrząc na mnie poważnie.
- Zgadza się — odparłam cicho, spuszczając głowę.
- Wybacz mi, wiem, jak mocno cię skrzywdziłem.
- Po raz ostatni.
- Co? - zdumiał się.
- Już nigdy więcej mnie nie skrzywdzisz, Sebastian.
- Nie dopuszczę do tego! - warknął.
- Wiem, ja również. Odchodzę...
- Wiktoria! Proszę, nie rób tego! - jęknął, szarpiąc się coraz mocniej. - Mycha, błagam. Już nigdy nie stanę się Zimowym Żołnierzem!
- Już mi to obiecywałeś...
- Teraz nie bardzo miałem wyjście! - wydarł się, a ja cofnęłam się, bo jego głos znów zadźwięczał stalą. Widząc jednak moje zestresowanie, momentalnie złagodniał. - Przepraszam! On dalej we mnie siedzi...
- To nie jest wytłumaczenie i nie zamierzam ich już więcej słuchać — oznajmiłam, otwierając drzwi. Wyszłam z piwnicy, słysząc, jak Bucky woła mnie z bólem w głosie. Postanowiłam jednak, że będę twarda i niestety nie dam mu szansy na powrót.

Dwa dni później.
- Wiki, naprawdę nie chcesz, by wrócił? - zapytała mnie Bianka. - Widzisz przecież, jak bardzo cierpi.
- A ty jakoś wyjątkowo szybko pogodziłaś się z tym, że to z powodu Sebastiana zginął twój facet — warknęłam, bo nie bardzo miałam ochotę wchodzić w ten temat. Było mi źle, prawie nie spałam po nocach i ogólnie wyglądałam jak trup w zaawansowanej ciąży, ale twardo obstawałam przy tym ciężkim postanowieniu i omijałam Buckiego szerokim łukiem.
- Pogodziłam się już z jego śmiercią. Miałam na to czas, gdy leżałaś w szpitalu, a ja biłam się z myślami, jak mam cię przepraszać... - powiedziała. - Na całe szczęście mi wybaczyłaś.
- Tobie, tak. Jemu nie zamierzam!
- "Szkoda..." - usłyszałyśmy głos Sebastiana, który przechodząc akurat korytarzem, usłyszał naszą rozmowę dzięki otwartym drzwiom pokoju. Odwróciłyśmy się w jego stronę. Seba wyglądał chyba jeszcze gorzej niż ja. Poczułam coś, jakby na kształt współczucia i wyrzutów sumienia, ale nie odezwałam się ani słowem. Wkrótce zniknął nam z oczu, a Bianka zwróciła się do mnie, mówiąc:
- Wybacz mu! Facet naprawdę chce o ciebie walczyć! O to dziecko również. Czemu jesteś taka uparta?!
- Bo próbował mnie zabić!
- Nie był przecież sobą!
- Nikt nie da mi gwarancji, że to się już nie powtórzy... Ja nie chcę ryzykować!
- Zapewniam cię, że HYDRA nie stanie wam już na drodze. Mój tata już się o to postara... A ty weź się w garść i wracaj do Buckiego!
- Nie!!!

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1666 słów i 9096 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Almach99

    Niezły pomysł z tym  ciosem w twarz - Sebastian obrywa od ukochanej i znikaja efekty prania mózgu. Ciekawe. Aha, Czy Michał powróci jeszcze? Zrobiłas z niego psychopate, i tak się zastanawiam czy powróci jako żolnierz Hydry by pokonać Sebcia. Co do Wiktorii - jest nieźle potłuczona przez los i uczucia

    31 maj 2018

  • elenawest

    @Almach99 oj tak ;-) i życie potłucze ją jeszcze bardziej ;-) Michał wróci, ale dopiero w ostatnich rozdziałach :-)

    31 maj 2018

  • Megi

    Super sie czyta!!pisz dalej,czekam z niecierpliwością :rotfl:

    29 mar 2017

  • elenawest

    @Megi dziękuję :-D z wielką przyjemnością dla takich komentarzy będę pisać dalej ;-)

    30 mar 2017

  • zabka815

    Super  :jupi: tak długo czekałam na kolejną część ale warto było  :rotfl: .

    29 mar 2017