Opowieść inna, niż inne - rozdział 6

Przekręciłam się na bok i obudziłam się gwałtownie, czując, że Sebastiana nie ma w łóżku. Lekko nieprzytomnym jeszcze wzrokiem rozejrzałam się po sypialni, ale nigdzie go nie zauważyłam. Tak samo, jak jego ubrania, które wieczorem wieszał na oparciu krzesła. Zwlokłam się powoli z łóżka i poszłam do kuchni, która na upartego mogła być również naszym pokojem gościnnym. Tyle że nawet nie mieliśmy kogo do nas zapraszać, bo nie utrzymywaliśmy z nikim kontaktów. Mieszkanie było wynajęte na pół roku z góry i bynajmniej nie stanowiło jakiegoś luksusu.
Zastałam Buckiego siedzącego przy niskim stoliku z filiżanką kawy w ręce. Przed nim leżała jakaś gazeta. Spojrzał na mnie, gdy weszłam. Zorientowałam się od razu, że musiało coś się stać, bo tak smutnego już dawno go nie widziałam.
- Co się stało? - zapytałam, podchodząc do niego szybko.
- Spójrz — podsunął mi gazetę. Na pierwszej stronie było duże, czarno — białe zdjęcie przedstawiające jakieś płonące budynki. Tekst był po rumuńsku, czyli nie do przeczytania przeze mnie niestety.
- Co to? - zainteresowałam się, siadając naprzeciw niego.
- HYDRA atakuje cywili — mruknął przybity.
- Dlaczego?
- Chcą, bym się ujawnił... Wciąż są wściekli, bo to, co mi wcześniej zrobili, gdy byłem Zimowym Żołnierzem, nagle zawiodły, urwałem się ich władzy i nie mogą mnie znaleźć. A chcą tego za wszelką cenę.
- Będą chcieli cię zabić? - jęknęłam cicho.
- Wszystko na to wskazuje... Ale mam tę przewagę, że doskonale znam ich metody i wiem, jak działają — powiedział, odkładając gazetę. - Nie martw się. Nie znajdą nas, a nawet jeśli jakimś cudem im się to uda, to swój żywot zakończą bardzo szybko, bo nie pozwolę, by tobie i dziecku stało się coś złego. - Podszedł do mnie i objął mnie mocno. Wyczułam bicie jego serca. - Kocham cię, Wikuś.
- A ja ciebie, Bucky... Boję się.
- Kotek... Powiedziałem, że nic złego ci się nie stanie i nie mam zamiaru tego zdania zmienić!
- Wiem, ale ja i tak się boję. Nie chcę, żeby coś ci się stało. Nie mogę stracić cię po raz drugi!
- I nie stracisz! Obiecuję ci to! - wyszeptał, czule głaszcząc mnie po włosach. Łzy popłynęły mi wartkim strumieniem. - Nie płacz. Już nigdy nie odejdę.

Oślepiły mnie promienie Słońca, gdy tylko wyszłam z ciemnej klatki schodowej. Osłoniłam lekko oczy i ruszyłam przed siebie, szybkim krokiem zdążając do sklepu po drugiej stronie ulicy. Zauważyłam, że jakieś dwieście metrów przede mną stoją na skrzyżowaniu policyjne radiowozy, a funkcjonariusze przepytują przechodniów, pokazując im jakieś zdjęcie. Coś podpowiedziało mi, że jeśli mnie zatrzymają, nie będzie to dobre rozwiązanie. Skręciłam do sklepu nieopodal, udając, że przyglądam się wystawie, na której znajdowały się niezbyt urodziwe sukienki. Faktycznie, to obserwowałam policję. Usłyszałam jednak, jak przechodzące za mną kobiety wymówiły rosyjską nazwę Zimowego Żołnierza. Zdrętwiałam na chwilę, jednak odwróciłam się w stronę kamienicy i niby to oglądając kolejne wystawy, szybkim krokiem w stronę kamienicy.
Do mieszkania wpadłam jak wicher, zatrzaskując za sobą drzwi. Zamknęłam je prędko na obydwa zamki. Sebastian wyjrzał z sypialni, zaniepokojony tym hukiem.
- Coś się stało? - zapytał niespokojnie.
- Szukają cię — wykrztusiłam z siebie, opierając się ciężko o ścianę i trzymając się za brzuch.
- Kochanie, spokojnie — powiedział, aczkolwiek widziałam, że mocno przybladł. - Kto mnie szuka?
- Policja — odparłam. - Zaczepiają przechodniów. Musimy stąd spadać, przecież ktoś mógł cię rozpoznać!
- Czekaj tu! - polecił, sadzając mnie na niskim stołeczku, a sam pognał do pokoju, gdzie prawie wyrywając drzwi, wypadł na balkon. Niespokojnie patrzyłam, jak rozgląda się po tylnej uliczce. Gdy wrócił do środka, wyszarpnął z szafy walizki i zaczął do nich pakować nasze rzeczy. Zerwałam się z krzesełka i rzuciłam mu się pomagać, ubrania upychając byle jak, bo nie było czasu na porządne układanie ich. W efekcie niezwykle szybkiego pakowania się, gdy skończyliśmy, oboje sapaliśmy niczym miechy kowalskie.
- Chodź — mruknął Sebastian po chwili, ciągnąc mnie w stronę balkonu kilka chwil później, gdy dopakowaliśmy już ostatnie bibeloty. Chwyciłam w biegu niewielki plecaczek. Stanęłam niepewnie na balkonie, gdy wtem za drzwiami usłyszałam potężny łomot i czyjeś gniewne okrzyki.
- Ufasz mi? - zapytał poważnie Sebastian, oglądając się nerwowo przez ramię. Kiwnęłam głową, zastanawiając się, co on chce zrobić. Szybkim ruchem wyrzucił nasze torby poza chwiejące się barierki, a następnie wyrwał je same z jednej strony, wyginając do dołu. - Jeśli się boisz, to nie patrz.
Chwycił mnie ostrożnie, ale jednocześnie mocno w pasie i trzymając się swoją biomechaniczną ręką wygiętej barierki, zszedł powoli w dół. Gdy tylko moje stopy dotknęły podłoża, puścił mnie, chwytając za torby. W górze za nami rozległ się ogłuszający huk, gdy drzwi wreszcie wyleciały z zawiasów, a zaraz potem okrzyki antyterrorystów. Nie oglądając się za siebie, pobiegliśmy naprzód. Gdy skręcaliśmy za róg, z balkonu rozległa się złowieszcza seria karabinowa. Pociski zagrzechotały nieprzyjemnie na chodniku tuż za nami. Przykuliłam się w sobie i lekko zwolniłam. Bucky obejrzał się na mnie niepewnie i przystanął.
- Kotku, nie możemy zwlekać... Jeśli nas dopadną... Nawet nie chcę myśleć o tym, co zrobią z dzieckiem — jęknął, lekko mnie popychając, bym przyspieszyła.
- Boję się — szepnęłam.
- Ja też... Chodź!
Ruszyliśmy dalej. Gdy zza rogu wypadł w naszą stronę młody policjant, Seba zatrzymał się lekko zaskoczony jego widokiem. Chłopaczek jednak był chyba jeszcze bardziej zdezorientowany i przestraszony, bo upuścił broń, którą trzymał. Bucky pozbawił go świadomości w krótkiej i niezbyt zaciętej bójce.
Dwieście metrów dalej włamał się do czyjegoś auta. Sprawnym ruchem oderwał obydwie tablice rejestracyjne, a następnie je zgniótł. Gdy usiadłam na miejscu pasażera, zrobiło mi się jakby trochę lepiej.
- Trzymaj się — mruknął w moją stronę, gdy uruchomił silnik. Zerknęłam na niego z ukosa, ale widząc jego zaciętą minę, natychmiast zapięłam pas. Bucky wcisnął gaz i auto wyrwało do przodu. Mimowolnie zerknęłam za siebie i ujrzałam wypadających na ulicę funkcjonariuszy. Zbladłam, gdy dostrzegłam, jak składają się do strzału. Seba skręcił gwałtownie, a kule śmignęły nieopodal nas. Gnaliśmy teraz lewym pasem, chamsko ignorując jadące z naprzeciwka samochody. Spowodowaliśmy przez to kilka kolizji, które w końcu skutecznie zatamowały ruch, więc ponownie przerzuciliśmy się na prawy pas.
- Spokojnie — powiedział, patrząc na mnie, gdy wypadliśmy na drogę szybkiego ruchu. - Już jesteśmy bezpieczni.
- Mam nadzieję — odparłam cicho, ręce zaciskając kurczowo na pasku od plecaka i co chwilę oglądając się nerwowo za siebie.
- Jestem pewny... Za jakiś czas zmienimy samochód. Zatrzymamy się w jakimś podrzędnym hotelu. Zaszyjemy się i nikt nas nie znajdzie.
- Pewnie już rozesłali nasz wizerunek do wszystkich mediów... Nie ukryjemy się tutaj.
- To zmienimy państwo! - odparł w miarę beztrosko.
- Jesteś aż zanadto pewny siebie — powiedziałam z naganą w głosie. - Sam mi przecież mówiłeś, że HYDRA ma dużą władzę. A co, jeśli przekupią wojsko? Nie zapominaj, że znajdujemy się blisko byłych republik radzieckich, w których Rosja wciąż ma duże wpływy...
- Ale nie aż tak, by przekupić ich wojska — powiedział, skręcając z dwupasmówki na zwykłą drogę. - HYDRA nie jest głupia. Doskonale wiedzą, że inne państwa nie są im przychylne, dlatego nie występują przeciw mnie otwarcie. Będą grać nieczysto, stosować różne sposoby, by mnie dorwać i albo zabić, albo sprowadzić z powrotem do siebie, ale nie podadzą do publicznej informacji tego, że są związani z tymi wszystkimi morderstwami, których dokonałem, bo wywołaliby co najmniej międzynarodowy skandal, jeśli nie trzecią wojnę światową! Rząd rosyjski wspiera ich bardzo ostrożnie, bo gdyby wyszło to na jaw, Stany byłyby pierwsze, które zażądałyby likwidacji HYDRY — wyjaśnił. - Ale masz rację, jesteśmy zbyt blisko Rosji.
- Więc co zrobimy? - zapytałam niepewnie, patrząc na zmieniający się za oknami krajobraz. Teraz otaczały nas łąki i pola. Zrobiło się prawie sielankowo.
- Pojedziemy do innego kraju... Ale teraz... Zatrzymamy się tutaj — powiedział, skręcając do przydrożnego hoteliku. Zbliżyłam nos do zaparowanej szyby i jęknęłam cicho, bo to, co zobaczyłam, stanowiło jeszcze większą ruinę, niż to w czym wcześniej mieszkaliśmy.
- Tutaj? - zapytałam po cichu.
- Kotek... Wiesz, że nie możemy zatrzymać się w niczym lepszym. Przepraszam, że nie mogę zapewnić ci takich luksusów, na jakie zasługujesz — mruknął cicho, zatrzymując auto i zaciskając mocno dłonie na kierownicy. Usłyszałam po chwili cichy trzask, gdy lewą ręką ją zniszczył.
- Spokojnie — powiedziałam, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Kocham cię i to się dla mnie liczy. Nic więcej — próbowałam się uśmiechnąć, ale chyba mi nie wyszło, bo przytulił mnie mocno do siebie.
- Ale zasługujesz na wszystko, co najlepsze, skarbie... We Włoszech mam pewną skrytkę. Schowałem tam kiedyś trochę pieniędzy... Będziemy dzięki nim mogli zacząć wszystko od nowa... Teraz stać mnie na to, by wynająć tu pokój, a potem jechać do Włoch.
- A więc tu przenocujemy kilka dni — odparłam spokojnie, wychodząc z samochodu. - A potem do słonecznej Italii.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1758 słów i 9926 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Malawasaczka03

    Suuper

    26 lis 2016

  • elenawest

    @Malawasaczka03 milusińsko :-D

    26 lis 2016

  • LesnaMoc

    Doczekałam się nareszcie!!!           Cuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudo :yahoo:

    24 lis 2016

  • elenawest

    @LesnaMoc miło mi ;-)

    25 lis 2016

  • Olifffka<3

    Kooocham

    24 lis 2016

  • elenawest

    @Olifffka<3 heh, dzięki :-P

    25 lis 2016