Opowieść inna, niż inne - rozdział 16

Opowieść inna, niż inne - rozdział 16Wiktoria
Westchnęłam ponuro, siadając na tarasie w promieniach słońca. Kiedyś cieszyłabym się z każdego takiego ciepłego dnia, lecz po zniknięciu, czy raczej po uprowadzeniu Sebastiana, nic nie było w stanie doprowadzić mnie choćby do lekkiego uśmiechu. Na dodatek Bianka była cały czas na mnie śmiertelnie obrażona i ostentacyjnie nie zwracała na mnie uwagi.
- Jak się czujesz? – zapytała mnie Monique, wychodząc na taras.
- Znośnie – odparłam cicho.
- Zobaczysz, odnajdziemy go – próbowała mnie pocieszyć, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Ale to nie przywróci chłopakowi Bianki życia – mruknęłam, nie patrząc na nią.
- Masz rację, nie przywróci – odparła, dosiadając się do mnie.
- A wtedy ona znienawidzi mnie jeszcze mocniej!
- Nie, tym nie musisz się martwić. Ona nadal cię lubi, tylko po prostu się boi.
- Czego? – zapytałam zdumiona.
- "Tego, że twój facet tu wróci i pozabija nas wszystkich!” – lodowaty głos dziewczyny sprawił, że obie podskoczyłyśmy na leżakach. Bianka stała w drzwiach i spoglądała na mnie spod przymrużonych powiek. – I tak, dalej będę cię nienawidzić, bo zniszczyłaś cały mój świat! – warknęła. Obróciła się na pięcie i zniknęła w głębi domu.
- Właśnie o tym mówiłam... – jęknęłam.
- Przejdzie jej...
- Wątpię. Jest na mnie zła i szczerze powiedziawszy, to wcale jej się nie dziwię, bo to przeze mnie zginął jej ukochany... Gdybym wtedy nie wpadła na pomysł, by wrócić do Sebastiana, wiele z tych złych rzeczy nigdy by się nie wydarzyło.
- Z pewnością masz rację – odezwał się Vincenzo, podchodząc do nas. – Ale z drugiej strony wciąż tkwiłabyś w tamtym toksycznym związku, cierpiąc jeszcze bardziej. Nie zamartwiaj się tak. Biance wkrótce przejdzie i dalej będziecie przyjaciółkami.
- A co, jeśli nie?
- Wiktoria, znam moją siostrę i doskonale wiem, jaka jest. W tej chwili oczywiście cierpi, podobnie do ciebie, ale jestem pewny, że za jakiś czas znajdzie sobie nowego faceta i schowa urazę głęboko do kieszeni.
- Ale przecież straciła chłopaka!
- Yhm, drugiego... Poza tym kilku wcześniejszych rzuciła lub oni ją opuścili i za każdym razem podnosiła się z upadku, nigdy nie rozpaczając dłużej, niż dwa tygodnie... Bianka taka już jest, szybko zapomina o swoich byłych, jeśli nie znaczyli dla niej zbyt wiele... Zobaczysz, że za jakiś czas wszystko wróci do poprzedniego trybu życia. Odzyskasz Bucky’iego i wszyscy ponownie będą szczęśliwi.
- Czyżby to oznaczało, że zebranie już się skończyło? – zainteresowała się Monique.
- Tak! Nie mogę zdradzić szczegółów, ale mogę was zapewnić, że HYDRA gorzko pożałuje tego, że ośmieliła się wedrzeć na nasz teren!

Zimowy Żołnierz
Podpiąłem linę do uchwytu i zsunąłem się po niej na dach budynku, nad którym przed chwilą zawisł śmigłowiec, którym przyleciałem w okolice Urbino. Do miasteczka, a właściwie na jego przedmieścia, gdzie mieszkała ta suka, którą miałem zlikwidować, chciałem dostać się samochodem. Działałem jak zwykle sam. Cicho niczym cień i niezauważalnie. Ta dziwka nigdy nie dowie się, kto zadał jej śmiertelny cios...
Patrząc, jak helikopter oddala się, zacząłem iść w stronę schodów prowadzących z dachu na sam dół opuszczonego budynku. Wokół mieściły się dużo niższe biurowce, więc nie obawiałem się, że ktoś mnie zauważy. A nawet gdyby... no cóż, byłem szybki... I nawet wyszkoleni komandosi nie mieli ze mną żadnych szans.
Spokojnie przejrzałem całe uzbrojenie i wyszedłem na zalane słońcem ulice. Wiedziałem, że o tej porze wszyscy są w pracy, ale i tak wolałem zachować maksimum ostrożności. Rozejrzałem się w poszukiwaniu odpowiedniego transportu i już po chwili mój wzrok padł na zaparkowane nieopodal czerwone Ferrari. Uśmiechnąłem się zwycięsko pod nosem, bo uwielbiałem tego typu auta. Na dodatek było to przecież GTC4Lusso. Szybkim, kocim krokiem podszedłem do niego i wytrychem otworzyłem drzwi, w sekundę później unieszkodliwiając alarm. Usiadłem za kierownicą, z przyjemnością wdychając zapach drogiej skóry, którą wyłożone było wnętrze. Pomruk odpalonego silnika przyprawił mnie o uczucie dziwnej ekstazy, której nigdy wcześniej nie czułem, nawet po dobrze wykonanej misji.
Dodałem gazu i wyjechałem z uśpionej jeszcze pracą ulicy, szybko kierując się w stronę Urbino. Obok mnie na fotelu leżały akta kobiety.

Po dosłownie kilkunastu minutach jazdy zaparkowałem na wzniesieniu, skąd roztaczał się oszałamiający – ale nie dla mnie – widok na ocean, odległe góry i wulkan oraz na znajdującą się w dole posiadłość, gdzie według informacji, miałem odnaleźć swój cel. Patrząc na dom, doznałem nieprzyjemnego i niezrozumiałego wrażenia, że coś mnie z nim w jakiś sposób łączy, a nie przypominałem sobie, bym był w tym mieście już wcześniej...
Wyciągnąłem lornetkę i rozpocząłem żmudną obserwację terenu, ukryty w zaroślach. Już po kilku minutach dojrzałem dziewczynę w oknie jej pokoju. Uśmiechnąłem się wrednie, bo wiedziałem, że nie spodziewa się mojej wizyty. Następnie skupiłem się na ochronie i pozostałych domownikach. Spora liczba ludzi uniemożliwiała mi wejście frontowymi drzwiami, więc naprędce musiałem wymyślić inną drogę wejścia i przede wszystkim jak najcichszej ucieczki.

Wiktoria
Odetchnęłam głęboko, starając się uspokoić po kolejnym napadzie histerii, ale nie było to wcale takie łatwe. Wciąż i wciąż brakowało mi Sebastiana. Jakoś nie potrafiłam przekonać samej siebie, że on wróci, że znów wszystko będzie dobrze. Po prostu czułam, że tym razem utraciłam go już na zawsze!...
Odwróciłam się, słysząc jakiś dziwny hałas na balkonie, ale gdy wyszłam sprawdzić, co go spowodowało, nikogo ani niczego na nim nie było. Niczego niepokojącego...
Wróciłam więc do pokoju i ponownie usiadłam na łóżku i przymknęłam oczy. Po chwili za sobą usłyszałam ciche kroki, lecz doszłam do wniosku, że to moja popieprzona wyobraźnia najwyraźniej płata mi głupie figle. Zerknęłam jednak za siebie i niemal w tym samym momencie zerwałam się na równe nogi.
- Sebastian?! – ryknęłam pełną piersią, z nidowierzaniem patrząc na ukochanego, który stał kilka kroków ode mnie, mierząc mnie spokojnym wzrokiem przymrużonych oczu. – Co ty tutaj robisz? Jak udało ci się zbiec?!

Zimowy Żołnierz
Podciągnąłem się na rękach i ostrożnie wszedłem na obszerny balkon, z którego miałem zamiar dostać się do pokoju kobiety. Spojrzałem na nią siedzącą na łóżku. Choć nie widziałem jej twarzy, zdawała się czymś zmartwiona. Ruszyłem cicho w jej stronę, lecz jakimś sposobem usłyszała moje kroki i odwróciła się w moją stronę. Spokojnie patrzyłem, jak w totalnym szoku zrywa się na równe nogi. Dojrzałem jej ciążowy brzuch...
- Cholera! – przekląłem w myślach, bo jeszcze nigdy nie przyszło mi zabić nienarodzonego dziecka. W chwilę potem skrzywiłem się, gdy wykrzyczała do mnie czyjeś imię. Postanowiłem ją udusić, a nie zastrzelić, jak miałem to w pierwotnych planach. Ruszyłem biegiem w jej stronę i zanim zdążyła zorientować się, co się dzieje, znalazłem się tuż za nią, zakładając jej Nelsona. Wierzgnęła, starając się oswobodzić, lecz tylko minimalnie zacieśniłem chwyt. To wystarczyło, by jej oddech zamienił się w rzężenie.
Czułem, jak z braku powietrza przestaje walczyć, jak słabnie coraz bardziej...
I nagle, gdy już zdawało mi się, że mam ją z głowy, dostałem czymś ciężkim w potylicę. Puściłem ją, samemu osuwając się na kolana, czując, jak pod włosami spływa mi gorąca krew. Syknąłem wściekle bardziej z irytacji, że mi przerwano, niż z bólu i podnosząc się, wyciągnąłem zza pasa nóż.
- Sebastian, uspokój się! – powiedział jeden z czterech stojących przede mną mężczyzn.
- Nie wiem, kim jest Sebastian, ale wy przeszkadzacie mi w misji – powiedziałem spokojnie, w głowie obmyślając wszystkie ewentualnie scenariusze walki.
- Nie zabijesz Wiktorii, Bucky! To twoja kobieta i nienarodzone dziecko!
Wybuchnąłem śmiechem, lecz gdy spojrzałem na kobietę, ponownie w mojej głowie pojawiła się jakaś nieznana mi kompletnie scena, w której się z nią całowałem! – Suka jest moim celem i wy mi w tym nie przeszkodzicie! – warknąłem, rzucając się do ataku. Nie doceniłem jednak napastników, bo w chwilę później dostałem pod kolana i w kark. Zamroczyło mnie porządnie, a wtedy zarzucili mi jakąś płachtę na głowę. W nagle ogarniającej mnie ciemności usłyszałem jeszcze:
- "Wiktoria ci tego nie wybaczy, stary...”

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1593 słów i 8856 znaków, zaktualizowała 5 mar 2017.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Megi

    Super historia!!czytalam wszystkie czesci z otwarta buzia????super piszesz Zaskakujacy przebieg wydarzen.Czekam z niecierpliwoscia na kolejna czesc!!!

    6 mar 2017

  • elenawest

    @Megi dziękuję bardzo :-D cieszę się, że się podoba ;-)

    7 mar 2017

  • Malawasaczka03

    Extra!!!

    5 mar 2017

  • elenawest

    @Malawasaczka03 dzięki ;-)

    5 mar 2017

  • Lili797

    Hej, nie poganiam ale możesz pisać częściej

    5 mar 2017

  • elenawest

    @Lili797 postaram się ;-)

    5 mar 2017

  • Lili797

    @elenawest trzymam za słowo

    5 mar 2017