To nie powinno się wydarzyć cz 8

Nie wiem jak długo staliśmy w wejściu. Dot nie odzywała się nawet jednym słowem, tylko wbiła wzrok w przerażoną kobietę, a ta patrzyła na mnie jakby szukała we mnie ratunku. Jej twarz zapłakana, wzrok zagubiony a brzuch coraz bardziej widoczny. Nie mogłem przecież powiedzieć jej wyjdź i opuść moje mieszkanie, nie mogłem bo przecież kiedyś coś jej już obiecałem.
- Kim pani jest?! - głos Dot wydawał się coraz bardziej drżący, coraz bardziej niewyraźny, a ja zdałem sobie sprawę, że czas wyjawić żonie prawdę. Jednak nie mogłem, jeszcze nie teraz, jeszcze nie w tym momencie na pewno nie już, nie tutaj.
- Powiedz mi uderzył Cię? - zignorowałem dziwne spojrzenie żony, zignorowałem jej nacisk na poznanie prawdy i spojrzałem w oczy kobiecie. Zamknąłem za nią drzwi i wpuściłem ją do środka bo przecież nie chciałem by coś złego spotkało ją, czy jej dziecko.
- Mam na imię Sylwia - spojrzała na twarz mojej żony. - Tak. Znów..., błagam Cię ja tego już nie wytrzymam - Sylwia schowała twarz w swoich dłoniach i rozpłakała się. Widziałem jakie to wszystko było dla niej trudne, jakie trudne i niezrozumiałe jest dla mojej żony. - Mogę tu zostać? - spytała kobieta. Dorota spojrzała na mnie i pokiwała przecząco głową, a ja bez chwili wahania zgodziłem się. Przecież miałem z nią umowę, przecież obiecałem.
- Tak jak długo będziesz chciała - powiedziałem cicho. Dorota zatrzymała wzrok na mojej twarzy i spojrzała na mnie wymownie. W jej spojrzeniu wyczytałem niemal wszystko od razu i wiedziałem, że ponowne ją tracę. Jednak każdy inny facet postąpiłby tak samo na moim miejscu. Wiedziałem, że najwyższy czas szczerze porozmawiać z moją żoną i wyjawić jej wszystkie tajemnicę, najwyższy czas powiedzieć jej prawdę, przyznać się, ale strach paraliżował moje ciało. Nie tyle strach, bo przecież ja nic takiego nie zrobiłem, ale tak bardzo nie chciałem jej w to mieszać. Tylko, czy ona nie była już w to wmieszana? tylko, czy skoro Sylwia przyszła do mojego domu nie narażała naszej rodziny? nie narażała dzieci, mojej żony? Dziś musiała się tu zatrzymać, ale nie mogła zostać tu długo. Jutro z samego rana musiałem na szybko znaleźć jej jakieś inne lokum, musiałem przecież chronić tych, których kocham. Jak miałem wyjawić żonie prawdę? jak miałem powiedzieć jej, że...  
- Chodź pokaże Ci pokój - rzekłem do kobiety. Ignorując zagubione spojrzenie żony poszedłem z kobietą na górę i zaprowadziłem ją do gościnnego pokoju.
- Tak bardzo Ci za wszystko dziękuję. Nie chciałam tu przychodzić, ale zrozum mnie - głos Sylwii załamał się.
- Dobrze zrobiłaś. Tu jesteście bezpieczne. Jednak nie możesz tu zostać. Moja żona, oni... to zbyt niebezpieczne - powiedziałem cicho. Położyłem rękę na brzuchu i przytuliłem roztrzęsioną kobietę.- Bezpieczna - powtórzyłem zdając sobie sprawę, że wcale nie jest taka bezpieczna jak mówiłem. Ja i moja rodzina też nie była.

Sylwia. Tylko tyle zdołałam się dowiedzieć, tylko tyle powiedzieli mi nim kobieta na dobre rozgościła się w naszym domu. Kim była? co łączyło ją z moim mężem i co najważniejsze czyje było dziecko, które nosiła pod sercem? Wszystko działo się tak szybko. Parę nic nie znaczących zdań między nimi, jedno najważniejsze pytanie z ust zapłakanej kobiety i po chwili znalazła się w naszym domu, w naszym pokoju u boku mego męża. A przecież jeszcze kilka minut temu nasze ciała płonęły żywym ogniem, pragnęliśmy się, byliśmy tak bardzo blisko siebie. Teraz znów czuję jakbym dostała jakimś obuchem w łeb, jakby ktoś wylał na mnie kubek zimnej wody.Kim ona była? co tu robiła? co ich łączyło?  
- Co tu się dzieje? - głos Sebastiana wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam na brata, ale nie powiedziałam nic, przecież sama tak niewiele wiedziałam.  
- To jest Sylwia i tyle o niej wiem - powiedziałam rozgoryczona. Spojrzałam na smutne, zmieszane spojrzenie Sebastiana i poszłam na górę. Miałam dość dziwnego, niemal współczującego spojrzenia brata. Miałam dość dziwnego, kompletnie niezrozumiałego dla mnie zachowania mojego męża, miałam dość tajemnic, dziwnych zachowań.Chciałam spokojnego, może nawet trochę nudnego, harmonijnego życia u boku ukochanej osoby, chciałam poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji, tej stabilizacji, o której zawsze marzą kobiety.Kiedy wyszłam za Kubę, kiedy urodziłam mu dzieci byłam pewna, że już nic złego nas nie spotka, że już nic złego się nie wydarzy, że teraz będziemy szczęśliwi, jakże wtedy bardzo się myliłam. Nie rozumiałam co właściwie działo się z naszym życiem, kiedy aż tak się posypało? gdzie popełniłam błąd? czy to możliwe, że Kuba, ten sam Kuba, który parę minut temu wyznawał mi miłość, ten Kuba, który zdobył moje serce, który trwał u mojego boku, był przy mnie w dobrych i złych chwilach przyprowadził do domu kochankę? czy to możliwe, że mężczyzna, który niegdyś mnie tak mocno kochał, który teraz podobno mnie tak mocno kocha mógłby upokorzyć mnie aż tak? nie ten Kuba, za którego wyszłam, nie ten Kuba, który był wzorcem dla naszych dzieci. Tylko co ja właściwie o nim wiedziałam? czy nie żyłam pod jednym dachem z obcym mężczyzną? czy chociaż w najgorszych snach, koszmarach podejrzewałabym czułego, kochającego męża, że ma jakieś inne wcielenie? czy podejrzewałam go o jakikolwiek romans, a już na pewno o romans z moim bratem? nie. Więc co ja właściwie o nim wiedziałam? Zadawałam sobie to pytanie tysiące, setki razy, ale nigdy nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Wiedziałam, że mnie kocha, że kocha nasze dzieci i na tym moja widza o mężu się skończyła. Czy można żyć z obcym człowiekiem? czy można go wtedy kochać? Tak. Bo przecież kochałam go całym sercem, byłam pewna, że gdyby była taka potrzeba bez wahania oddałabym za niego życie. Mój wypadek pozwolił mi uwierzyć, że jest dla nas jeszcze szansa, pozwolił mi uwierzyć, że może jeszcze da naprawić się nasze małżeństwo, ale teraz już nie byłam tego taka pewna.
- Tu jesteś - usłyszałam czuły, przerażony głos Kuby.
- A gdzie miałabym być? - odwróciłam się do niego twarzą i spojrzałam mu w oczy. - Kuba kim ona jest? Co Cię z nią łączy? - zapytałam, czując jak mój głos drży. Przez chwilę poczułam się niepewnie, przez chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami, a moje serce wariowało. Ta napięta atmosfera w oczekiwaniu na najważniejszą odpowiedź w życiu nie sprzyjała mojemu znerwicowanemu przez ostatni czas sercu.  
- Nie powinnaś się jej obawiać, nie stoi między nami - powiedział spokojniej. - Zrozum ja musiałem - rzekł. Próbowałam go zrozumieć, naprawdę, ale nie potrafiłam. Nie potrafiłam go zrozumieć, bo przecież prawie nic o niej nie wiedziałam. Przed kim uciekała? dlaczego znalazła schronienie u mojego męża? czyje było dziecko w jej brzuchu? Dlaczego nie chce powiedzieć mi prawdy? co on ukrywa?  
- Ty jesteś ojcem? - chociaż wiedziałam, że nie powinnam, musiałam zadać to pytanie. Pytanie, które nawet na jedną sekundę nie 0opuszczało mojej głowy.
- Daj spokój. To co wygadujesz jest kompletnie niedorzeczne. Nie nie jestem ojcem jej dziecka. Nie nie mam z nią romansu, zresztą nie ważne i tak cokolwiek powiem Ty dopowiesz sobie resztę - wkurzył się. Wiedziałam doskonale, że się wkurzy, ale miałam to gdzieś. Miałam prawo mu nie ufać, miałam prawo dzielić się swoimi wątpliwościami.
- To co to za Kobieta! - moja cierpliwość powoli się kończyła.  
- Nie ważna. Normalna i już skończ.Rano ona zniknie, obiecuję - usłyszałam.  
- Kuba albo powiesz mi prawdę, albo rano mnie już tu nie zobaczysz. Ani mnie ani naszych dzieci. Masz wybór - wyznałam. Mój mąż spojrzał na mnie, oceniając sytuację, pewnie sam nie był pewny, czy mówię prawdę, czy nie, ale byłam zdeterminowana. Byłam gotowa odejść, jeśli Kuba nie powie mi prawdy. Byłam gotowa przekreślić nasze małżeństwo, wyrzec się miłości do niego jeśli nie będzie chciał wyznać mi kim dla niego jest ta kobieta. Ile mogę żyć w kłamstwie? jak dużo mogę jeszcze znieść? co jeszcze przede mną ukryje?
- Nie rób tego, proszę - usłyszałam błagalny głos męża. Spojrzałam na niego i odwróciłam się do niego plecami. Spojrzałam na okno i zamknęłam oczy. Chciałam ukryć przed nim swoje łzy. Usłyszałam zbliżające się kroki i po chwili poczułam ciepły, kojący dotyk mojego męża. Delikatnie położył rękę na moim barku, a po chwili przytulił się do moich pleców. Jego ciało drżało, a ja zrozumiałam, że płaczę. - Dot proszę Cię. Nie możesz mi tego zrobić, słyszysz? nie możesz mnie opuścić, ja sobie bez Ciebie, bez Was nie poradzę. - płakał. Teraz słyszałam to doskonale.
- Kim ona jest? - starałam się stłumić głos, starałam się powstrzymać łzy.  
- Nic mnie z nią nie łączy. Do diabła! Dot musisz mi uwierzyć! To tylko znajoma, chciałem jej pomóc, przecież jest w ciąży. Kocham Cię, słyszysz? kocham Dot. Nie pozwolę Ci odejść! Nie pozwolę Ci odejść chociażby nie wiem co. Nie zostawisz mnie! Dot obiecaj, że mnie nie zostawisz proszę. Powiem Ci prawdę. Przysięgam. Nie teraz, nie dziś, nie jutro, ale gdy już będzie po wszystkim, gdy wszystko się wyjaśni Ty poznasz prawdę przysięgam na miłość do Ciebie i do dzieci. Powiem Ci prawdę, tylko zostań- usłyszałam. Chciałam odwrócić się i wyjść, chciałam wysłać go do diabła, ale nie potrafiłam. Kochałam go. Tak wciąż był moją pierwszą i jedyną miłością.
- W co Ty w nas wpakowałeś?! - odwróciłam się do niego twarzą i spojrzałam w jego zapłakane oczy.- W co nas wpakowałeś - powtórzyłam niemal szeptem, przerażona tym co się ostatnio między nami działo. CDN

No i powróciłam! A wy jak postąpilibyście na miejscu Doroty? odeszlibyście, czy pozostali u boku Kuby? Jak minęła Wam majówka?

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1919 słów i 10134 znaków, zaktualizowała 4 maj 2017.

2 komentarze

 
  • ShadowFalcon

    Zajebiste czk na kolejna

    5 maj 2017

  • cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną z niecierpliwością :* :)

    4 maj 2017