To nie powinno się wydarzyć cz 16

Stałam oparta o ścianę i z małej odległości obserwowałam jak mój syn gra z ojcem w kosza. Nasza córka dołączyła do nich a Kuba patrzył na nich z miłością. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak wielką krzywdzę chcieliśmy wyrządzić dzieciom, jak bardzo musiało w najbliższych dniach brakować im ojca i matki bo przecież nie poświęcałam im czasu. Tylko moja siostra poświęcała im czas, który ja im odebrałam.
- Mamo dołącz do nas - z oddali usłyszałam głos syna. Dopiero teraz zorientowałam się, że stoję na bosaka przed domem i patrzę jak świetnie się bawią.
- Tylko wróć się po buty - zaśmiał się Kuba by po chwili podbiec i z zaskoczenia wziąć mnie na ręce. - Przeziębisz się - powiedział to z taką czułością w głosie, że zmroziło mi krew. Gdy dotarliśmy do mieszkania i założyłam wygodne buty mój mąż niemal siłą wyciągnął mnie na dwór i nie zwracając uwagi na mój protest, że nie potrafię grać zaprowadził mnie do ogrodu, gdzie założył dzieciakom kosz i jeszcze kilka innych atrakcji.
- Ja Wam pokibicuje - rzekłam obronnie, jakbym jeszcze wierzyła, że to może ich przekonać.
- Mięczak - rzucił mój mąż by po chwili dzieci także wzięły jego stronę.
- Mama nie umie grać. Mama nie umie grać. Tchórzy - krzyczały śmiejąc się tak głośno, że ich śmiech odbijał się echem na całym terenie naszej posiadłości.  
- A może to?! - zawołał Kuba i chwycił w rękę węża ogrodowego i spryskał mnie lodowatą wodą.
- Nie błagam - prosiłam, gdy tylko na na moment udało mi się odsunąć. Po chwili kolejna porcja zimnej wody wylądowała na moich włosach i ubraniach. - Chcesz wojnę? - zagroziłam. Pobiegłam po wiaderko i z zaskoczenia wylałam Kubie na głowie. Dzieci chwyciły ten pomysł bardziej niż grę w kosza i szukając czegoś pod ręką chciały dołączyć do naszej zabawy. Po chwili całą czwórką laliśmy się wodą bawiąc się w najlepsze a śmiechy zapewne było słychać również u sąsiadów.  
- Może pojedziemy na piknik? - zapytał Kuba. Pogoda była wręcz idealna. Słońce świeciło wysoko na niebie, a błękitne niebo nie zapowiadało by w ciągu najbliższych godzin miało się cokolwiek zmienić.  
- Tak tak piknik! - dzieci przyjęły ten pomysł z entuzjazmem i pobiegły przebrać się z z mokrych ubrań.
- Ty też powinnaś się przebrać - odezwał się cicho Kuba przyciągając mnie do siebie.
- Dobrze się bawiłam wiesz? - rzekłam cicho posyłając mu szczery uśmiech. Pozbieraliśmy z ogródka porozrzucane rzeczy tak by doprowadzić ogródek do porządku i po chwili trzymając się za ręce weszliśmy do domu, by przygotować najpotrzebniejsze przekąski i rzeczy. Kuba poszedł się przebrać, a ja wciąż w mokrych ubraniach chodziłam po kuchni zastanawiając się co ze sobą zabrać i co zrobić dobrego do jedzenia. Pomysł Kuby z piknikiem spodobał mi się, ale bardziej cieszyłam się, że podoba się dzieciom, którym tak bardzo przecież brakowało ojca. Poczułam lekki żal, bo wciąż liczyłam na obiecaną przecież kolację, ale nie pisnęłam o tym ani słówka. Wiedziałam, że nasza szczera rozmowa może poczekać jeśli tylko to uszczęśliwi nasze dzieci. Przez chwilę poczułam się jakbyśmy od nowa tak jak kiedyś byli szczęśliwą, kochającą się rodziną a tamte sytuacje nigdy się nie wydarzyły.
- Pomóc Ci? - spytał Jakub pojawiając się po kwadransie w kuchni. Odsunął mój jeden kosmyk włosów i spojrzał mi w oczy. - Mam dla was wszystkich niespodziankę. Zabieram Was - powiedział podekscytowany. Zrobiłam tak jak poprosił. Przebrałam się, spakowałam siebie i dzieci. Upewniliśmy się, że mamy wszystko, zamknęliśmy dom i wsiedliśmy do auta. Chociaż ciekawość paliła mnie od środka, nie zadawałam pytań pozwalając wreszcie się zaskoczyć.

Działałem spontanicznie jak zawsze. Nie przemyślałem mojej niespodzianki, ale miałem cichą nadzieje, że dzieci jak i moja żona będą zadowolone z tego co wymyśliłem. Pragnąłem zapamiętać ten dzień, uwiecznić w pamięci by nigdy nie zapomnieć co tak naprawdę było jest i będzie dla mnie najważniejsze. Gdy grałem z dziećmi, gdy wygłupialiśmy się w ogrodzie poczułem jak cholernie mi ich wszystkich brakowało, jaki pusty byłem bez mojej rodziny. Jak mogliśmy tak pobłądzić? Co stało się z naszym małżeństwem i jakim frajerem byłem, że pozwoliłem na to wszystko? Kim byłbym bez nich? bez uśmiechu moich dzieci, bez spojrzeń Doroty? Kim byłbym, gdyby nie pojawiła się w moim życiu tak przypadkiem, tak zwyczajna a jednak na tyle wyjątkowa, że skradła moje serce? Kim byłbym gdyby nie pojawiła się wczorajszego wieczora w naszym domu i nie otrzymałbym pomocnej dłoni? Zapewne wciąż popijałbym piwo, wódkę cokolwiek i użalał się nad sobą i nad utraconą rodziną. Zapewne sięgnąłbym dna przy okazji raniąc najbliższych. Miała rację. A co jeśli dzieci przyjechały by z nią i zobaczyły norę jaką zrobiłem z naszego domu i upadek ojca? Czy zdołałyby zapomnieć ten widok? a może już zawsze dla nich byłbym pokonanym, upadłym człowiekiem? wolałem nie zastanawiać się nad tym. Miałem takie wrażenie, jakby Dot podarowała mi kolejną szanse, nowe życie i nowy start. Postanowiłem zrobić wszystko by nie stracić rodziny, nie zawieźć żony i nie dopuścić więcej do takiego stanu. Miałem po co walczyć i po co żyć. Tyle wydarzyło się w ostatnim czasie, mój romans z Sebastianem, pojawienie się kobiety w moim życiu i kłamstwo, że jestem ojcem jej dziecka. Robiłem to wszystko dlatego, że jakże mylnie uważałem, że Dot lepiej będzie beze mnie. A to ja bałem się tak naprawdę zmierzyć z prawdą. Ja bałem się zmierzyć ze swoimi lękami, ja uciekałem sam przed sobą. Nie chciałem chronić żony tak jak cały czas sobie wmawiałem tylko zwyczajnie uciekałem przed rozwiązywaniem problemu. I uciekałbym dalej, gdyby wczoraj moja żona nie pojawiła się w naszym domu. Byłem przekonany, że zacznie krzyczeć, że będzie zła, ale w jej oczach zobaczyłem tylko troskę. Nie było żalu, złości a jedynie ta cholerna troska i jej spokojny, ale również przerażony głos Boże coś Ty zrobił z tym mieszkaniem? Co Ty zrobiłeś z swoim życiem?. To wtedy tak naprawdę otworzyłem oczy i wiele zrozumiałem.
- Tato dokąd jedziemy? - pierwsza nie wytrzymała córka. Była z nas wszystkich najbardziej niecierpliwa i ciekawa, a ja zawsze zastanawiałem się po kim odziedziczyła tą cechę? po mnie, czy po matce?
- Nad morze - rzekłem cicho patrząc na ich zaskoczone miny. - Tobie kochana załatwiłem wolne w pracy, dzieci mają przecież wakacje. Porywam Was na dwa dni nad morze. Domek już na nas czeka - uśmiechnąłem się. Dzieci siedzieli w tyle samochodu z otwartą z zaskoczenia buzią, a ja wybuchnąłem śmiechem na ich widok w lusterku. Tylko Dorota uśmiechnęła się, zapewne zadowolona tym pomysłem.
- Tam gdzie wtedy? - zapytała ostrożnie, a ja kiwnąłem głową. Jechaliśmy w miejsce, które oboje z żoną doskonale znaliśmy, chociaż może nie tak bardzo jakbym chciał. Dzieci jeszcze tu nie byli, ale byłem pewny, że pokochają to miejsce tak samo jak ja kochałem. Miało dla mnie szczególne znaczenie.  
- Pozwolimy wam nawet spać pod namiotem jeśli będziecie tego chcieli. Spakowałem namiot, ale do niczego Was nie zmuszamy. Spodoba Wam się jestem tego pewny - rzekłem spokojnym głosem. Zastanawiałem się dlaczego nigdy nie przyjeżdżaliśmy tu na wakacje. Dlaczego zawsze brakowało nam czasu na takie ważne miejsca, na spędzenie czasu razem. Byliśmy tak pochłonięci szarym życiem, że zapomnieliśmy o tym co przecież najistotniejsze o rodzinie, o wspólnych chwilach o pielęgnowaniu miłości. Postanowiłem zrobić wszystko by wynagrodzić mojej rodzinie utracony czas.


Dwie godziny później wjeżdżaliśmy na wielki parking dla gości. Tak dawno nas tu nie było,że niemal zapomniałam o tym miejscu. To tu poznaliśmy się z Kubą, gdy byłam z dziewczynami na wakacjach, to tu przyjechaliśmy na dwa dni podczas których spłodziliśmy pierwsze dziecko i to tu wróciliśmy po kilku miesiącach bym powiedziała Tak, zostanę twoją żoną. Później zapomnieliśmy o małym domku, zapomnieliśmy o tej miejscowości i pochłonęło nas codzienne życie.  
- Nie wierze! Ja naprawdę w to nie wierze! - pisnęłam z radości, gdy tylko weszliśmy do domku, tego samego w którym mieszkaliśmy zawsze, gdy tylko mieliśmy czas by tu się wyrwać na chwilę.
- Kochani to miejsce ma dla mnie i waszej mamy szczególne znaczenie, bo to tu poznaliśmy się pierwszy raz - wyjaśnił Kuba dzieciom, które patrzyły zaskoczone na moją reakcję.
- Ale jazda - odezwał się syn i pokiwał głową. Nie przejmowałam się tym, bo wiedziałam,że jak podrośnie to zrozumie wiele spraw.  
- Wieczorem będzie urządzone ognisko. Możemy iść jeśli chcecie - odezwał się Kuba. Dzieci niechętnie, ale pokiwały głową po czym znikły w swoim pokoju.  
- Boże tyle lat - wyznałam patrząc z czułością w oczy męża.
- Za dużo - rzekł cicho Kuba i wziął mnie na ręce. Zaniósł mnie do naszej sypialni, tej samej w której poczęliśmy dziecko i uśmiechnął się. Domek był prawie tak samo urządzony jak dawniej, bez trudu odgadliśmy gdzie co się znajduje, bo przecież znaliśmy już to miejsce.  
- Niezła jazda - powiedziałam leżąc na miękkim łóżku i patrząc na czuły wzrok ukochanego. - Kocham Cię Kuba - wyznałam cicho oniemiała ze szczęścia. Rozpakowałam nasze rzeczy i znikłam w kuchni. Przyrządziłam na szybko kolację, bo chciałam jak najszybciej opuścić ten domek i udać się na spacer. Półtorej godziny później, dzieci już w lepszych humorach spacerowaliśmy wzdłuż plaż. Wiedzieliśmy jak zbierają się pierwsi ciekawscy ludzie, podchodząc do miejsca, w którym miało odbyć się ognisko. I my tam poszliśmy. Po jakimś czasie ognisko już się paliło. Ochotnicy dzielili się kiełbaskami, a ja poczułam się jak wtedy, gdy wszystko się zaczęło. Pojawili się pierwsi ochotnicy z gitarami, ludzie siedzieli to na plaży, to przy ognisku, zaczął robić się tłok. Do naszych dzieci podeszły jakieś nieznane małolaty chcąc nawiązać nowe znajomości, a ja spojrzałam na Kubę, który wpatrywał się w ogień.  
- Możemy mamo. Tam obok siedzi grupka ludzi w podobnym wieku no naszego - odezwała się córka. Spojrzałam w tym kierunku i dostrzegłam kilka dzieciaków, chłopców i dziewczyny jak siedzą, grają i śpiewają.  
- Tylko się mnie oddalajcie i nie pijcie alkoholu - wyznałam zatroskanym głosem.  
- Mamo!! - powiedzieli oboje i spojrzeli na mnie z  politowaniem. Jeden chłopak patrzył w naszą stronę, a ja miałam wrażenie,że schemat się powtarza.
- Jak już to tylko ze dwa piwa. Jesteście na wakacjach, ale wciąż niepełnoletni - zaśmiał się Kuba i puścił do mnie oczko. Dzieci pobiegły w ich stronę, a po chwili słyszeliśmy już tylko ich śmiech i śpiew. - A pomyśleć,że od kiełbaski wszystko się zaczęło - wyznał cicho Kuba przyciągając mnie mocniej do siebie. - Skąd mogłam wiedzieć,że trzeba tu przynieść kiełbasę? wiesz jaki dostałam opieprz potem od dziewczyn? - uśmiechnęłam się na tamto wspomnienie.
- Bo to ognisko? - zapytał ostrożnie Kuba drażniąc się ze mną. - Dziś nie chce spuszczać młodzieży w oczu, ale jutro zabieram Cię na spacer by o nas porozmawiać - ostrzegł. Spojrzałam na świetnie bawiące się dzieci, a później na mojego męża.
- Nie musisz. Nie chce wracać do tego co było. Chcę zacząć wszystko od nowa. Spróbować przebaczyć i walczyć o nasze małżeństwo, bo widzisz? ja nadal Cię kocham - odezwałam się po chwili. - Jednak chcę byśmy poszli na terapie dla małżeństw - dodałam. Kuba nie odpowiedział kiwnął głową, na znak zgody i chyba po to by mnie wreszcie uciszyć zamknął moje usta pocałunkiem.  
- Kocham Cię Dot. I to się nigdy nie zmieni - obiecał. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2291 słów i 12126 znaków, zaktualizowała 12 sty 2018.

1 komentarz

 
  • cukiereczek1

    Czekam na kolejną z niecierpliwością!!  :* :* :)  :)

    12 sty 2018