To nie powinno się wydarzyć cz 12

Chociaż to co robiliśmy, to co czuliśmy i to co chcieliśmy zrobić, było złe, uczucie jakie poczułem do szwagra było na tyle silne, że nie umiałem z tym walczyć. Nie chciałem zranić Doroty, nie chciałem stracić rodziny, dzieci, ale czy można walczyć z czymś tak silnym i gwałtownym? czy prosty człowiek ma szansę wygrać? byłem przecież tylko prostym człowiekiem, samotnym bo nie wiedziałem nawet gdzie podziewa się moja żona, zagubionym, bo nie wiedziałem co robić, co jej powiedzieć i co czuć. Nie wiedziałem nawet, czy wciąż ją kochałem, czy może po prostu byłem z nią dla dobra naszych dzieci, dla rodziny. Czułem się podle, że to akurat Sebastian jej brat musiał być przyczyną tego wszystkiego, ale serce nie sługa. Nie można wybrać miłości, ona przychodzi sama. Nie wiedziałem nawet, czy kocham Sebastiana, pragnąłem go, chciałem być blisko niego, ale czy to była już miłość? a może zwyczajnie pociąg fizyczny do drugiego człowieka? może moja natura, ta mroczna, ta skrywana gdzieś w środku dała o sobie znać? Tak naprawdę niczego już nie wiedziałem. Czułem jak bardzo pogubiłem się z tym wszystkim, jak bardzo nie wiedziałem kim jestem i kim chce być. Byłem mężem wspaniałej kobiety, cudownej matki i jeszcze lepszej żony, byłem ojcem wspaniałych dzieci, którzy teraz najbardziej mnie potrzebowali. Jednak byłem też facetem z problemami, byłem nieudacznikiem, który robił wszystko by stracić to co ma. Najpierw zdrada z Sebastianem, nie wiem jakim cudem wybaczyła mi, ale byłem jej za to wdzięczny. Potem wpakowałem się w kłopoty, a właściwie przeszłość odnalazła mnie. Znów naraziłem swoją rodzinę, a teraz zamiast siedzieć w domu z żoną, zamiast jechać do Izy i błagać ją o wybaczenie, o to by wróciła ja siedzę z jej bratem w mieszkaniu i wyznaje mu, że za nim tęskniłem. Czy tak postępuję normalny człowiek? Poczułem ciepłe ramiona Sebastiana, zadrżałem pod wpływem jego dotyku. Serce niebezpiecznie przyspieszyło, nasze usta były tak blisko siebie. Widziałem wahanie i strach w jego oczach, widziałem jak miota się z tym wszystkim. Spojrzeliśmy na siebie. Nasze spojrzenie zatrzymało się chwilę na naszych twarzach, mój wzrok powędrował do jego ust, poczułem jak przez moje ciało przeszywa dreszcz.
- Nie mogę - usiadł zrezygnowany na łóżku. Dwa słowa wypowiedziane tak cichutko, jakby ktoś powiedział je wbrew sobie. Wiedziałem jak stara się walczyć, jak bardzo to wszystko przeżywa. - Co my do cholery wyprawiamy? - stara się opanować głos, ale nie wychodzi mu to zbyt dobrze. Słyszę nutkę wahania i niepewności, ale po chwili jego wzrok zatrzymuję się na małej fotografii i widzimy uśmiechniętą twarz Dot. - Nie możemy - jeszcze raz próbuje przekonać sam siebie, ale tym razem wychodzi mu to jeszcze gorzej niż poprzednio.
- Pójdę już - rzucam cicho walcząc sam z sobą. Chcę, chcę być blisko niego, chcę poczuć bliskość jego ciała, chcę obudzić się w jego ramionach i on też tego chcę. Widzę to, widzę w jego spojrzeniu, słyszę to w jego słowach.
- Zamówię Ci taxi - odpowiada. Już chcę wyjść, już mam otwierać drzwi, gdy nagle się wracam. Nie chcę stąd wychodzić, nie chce wracać do pustego domu, nie chcę czuć tego bólu. Jestem egoistą, cholernym dupkiem, który myśli tylko o swoich potrzebach. Zbliżam się do niego, widzę jak jego klatka piersiowa powoli podnosi się i upada, słyszę jego przyspieszone bicie serce, na szyi czuje jak przyspiesza mu oddech. - Nie może- całuje go tak namiętnie i nachalnie jednocześnie, że sam czuję jakby moje serce zwariowało. Wbijam się w jego usta, a moje ręce tak kurczowo i mocno go łapią, jakbym chciał zagwarantować sobie, że nigdy go nie stracę. - Kuba nie - słyszę jego sprzeciw, ale tylko na krótko. Potem poddaje się mi całkowicie, a ja wyłączam swój mózg. Nie chce myśleć teraz o żonie, dzieciach o rozbijającym małżeństwie, nie chce myśleć, że tak mocno, tak bardzo pragnę brata swojej żony, to mnie dobija, ale jednocześnie jeszcze bardziej do niego ciągnie. - Nie mogę - w końcu Seba się wyrywa i oddala ode mnie kilka kroków. Próbujemy wyrównać oddech, ale to nie wydaje się takie łatwe, wciąż go pragnę. - Wyjdź! Słyszysz Wyjdź! - nasze spojrzenie po raz kolejny tego dnia się spotyka. Patrzymy na siebie, ale nic nie mówimy. Słowa milknął gdzieś echem w mieszkaniu, nie musimy nic mówić, nie chcemy.
- Ja - patrzę na niego zbity z tropu. Próbuję znaleźć słowa, ale nie potrafię. - Ja nie chciałem - wypowiadam w końcu bliski płaczu. Patrzę na fotografię żony, która śmieje się tak beztrosko i zdaje sobie sprawę, że zabiłem tamtą kobietę, kiedy ostatni raz widziałem jej uśmiech? kiedy widziałem to beztroskie, radosne spojrzenie? zdałem sobie sprawę, że unieszczęśliwiłem ją, zraniłem i zmieniłem nie do poznania. Kiedy ostatni raz zrobiliśmy coś razem? nie pamiętam. - Kocham Cię Seba - sam nie panuje już nad tym co czuję i mówię. Jakby serce buntowało się przeciwko całemu organizmowi.  
- Idź już. - nie patrzy na mnie. Jego wzrok wciąż wpatrzony jest w uśmiechniętą twarz Doroty. - Ona jest twoją żoną do cholery! Moją siostrą! Co my narobiliśmy? - płaczę, ale nie chcę podchodzić. To ja tak naprawdę byłem wszystkiemu winien, ja ich zraniłem. - Nie przychodź tu nigdy więcej, słyszysz? Nigdy więcej do mnie nie przychodź - zamyślił się. - Kuba - spojrzał na mnie i spuścił wzrok. - Wyjeżdżam. Chcę uciec jak najdalej od Ciebie, od tego uczucia od krzywdy jaką jej wyrządzamy. Obiecaj mi, że nigdy nie powiesz jej o tym co zrobiłeś! Obiecaj mi Kuba! - zarządzał. Kiwnąłem głową oszołomiony tym co powiedział. - Nie mogę jej stracić. Nie chce ich stracić, rozumiesz? nie chcę - ponownie zaszlochał. - Idź no na co czekasz? Wynoś się! - warknął. Zawahałem się, ale chociaż tego nie chciałem spełniłem jego prośbę, wyszedłem....

Po namowie Izy, chociaż wciąż bardzo niechętnie pojechałam do naszego domu, by na spokojnie, bez zbędnych emocji porozmawiać z mężem i ustalić co dalej. Miałam dziwne wrażenie, że to co zostało z wspólnych lat naszego małżeństwa powoli wygasa i nie da się już tego poskładać. To nie tak, że nie chciałam. Chciałam. Pragnęłam być z mężem, bo przecież mimo wszystkich krzywd, wciąż go kochałam. Chciałam by nasze dzieci mieli szczęśliwą, pełną rodzinę, by byli szczęśliwi. Pragnęłam uchronić ich, oszczędzić im tego wszystkiego, miotania między jednym a drugim rodzicem, spania w obcym domu. Spędzania weekendów raz tu, raz tam. Tylko, czy mogłam ochronić ich sama? Wchodziłam właśnie do pustego domu, uświadamiając sobie, że może mój powrót wcale nie był właściwy. Może powinnam posłuchać zranionego serca i zostać jeszcze u Izy, chociaż na jakiś czas? może... Zapaliłam światło i weszłam do cichego, pustego domu. Wszystko tak bardzo przypominało mi o szczęśliwych latach małżeństwa, że poczułam ból. Ból, który ranił moje serce.Chociaż do moich oczu zaczęły napływać łzy, obiecałam sobie, że nigdy nie zobaczy jak płacze, nigdy nie dam mu tej satysfakcji, nigdy nie złamie mnie aż tak. Chciałam być twarda, nie chciałam pokazywać jak bardzo go kocham, jak bardzo go potrzebuję. Nie wiem jak długo siedziałam pogrążona w myślach, jak długo płakałam czując się pokonana, zupełnie jakbym już wiedziała co usłyszę, nim on wrócił do domu. Wszedł, ale nie od razu mnie zauważył. Za to ja widziałam go doskonale i przeraziłam się jeszcze bardziej. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, nigdy nie widziałam go tak załamanego i smutnego jak teraz. Wciąż w jego oczach znajdowały się łzy.
- Gdzie byłeś? - zapytałam cicho. Dopiero teraz dostrzegł mnie, ale zrozumiał, ze jest już za późno. Popatrzył na mnie smutnym, pustym wzrokiem i po chwili zgasł. Jego spojrzenie było tak zimne i tak bardzo pełne bólu, że chciało mi się wyć.
- Nie wiem. Pochodziłem trochę po mieście, chciałem to wszystko przemyśleć - kłamał. Wiedziałam to doskonale. Znałam go od lat i wiedziałam kiedy coś ukrywał, a teraz ukrywał aż za wiele. Jego oczy unikały mojego wzroku, uciekał spojrzeniem, jakby bał spojrzeć mi się w twarz.
- Co się z nami stało Jakubie? - nie lubiłam tak do niego mówić. Znacznie bardziej wolałam Kuba, albo Kubuś. Jednak nie był już tym moim Kubusiem, a stał się dla mnie obcym człowiekiem. Mężem, z którym łączyły mnie już tylko nasze dzieci.
- Chcę rozwodu - powiedział nagle, ściszając głos. Milczałam. Nie byłam wstanie nic mu odpowiedzieć, tylko stałam ze spuszczoną głową i poczułam się przegrana. Ktoś ewidentnie zabrał jego serce, ktoś ukradł mi męża, a ja tylko modliłam się, by tym kimś nie okazał się Sebastian, bo tego bym już nie przeżyła. Gdyby mój mąż odszedł od nas do mojego brata, skoczyłabym z pierwszego napotkanego mostu. - Nie powiesz nic? - usłyszałam. Spojrzałam na Kubę, ale wciąż nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Chociaż jechałam tu, doskonale wiedząc, że może tak się wydarzyć, miałam cichą nadzieje, że jakoś dojdziemy do porozumienia. Wierzyłam, wiara była tym, co trzymało mnie przy zdrowych zmysłach. Wiara najgorsze co może być. To ona daje nam nadzieje, ona unosi nas wysoko tylko po to, by później bez ostrzeżenia uderzyć w nas i zabrać to, co wierzyliśmy. Ja wierzyłam w miłość moją i Kuby, wierzyłam w to, że on mnie kocha.
- Nie mam Ci nic do powiedzenia - wydusiłam z siebie unikając jego wzroku. - Powiedz jak Ty to sobie teraz wyobrażasz? będziecie zabierać dzieci do siebie? jak im to wytłumaczysz z Sebastianem? - zmusiłam się by na niego spojrzeć.
- Nie odchodzę do Seby Doroto - powiedział cicho. Wahał się. Doskonale wiedziałam jak bardzo się nad czymś zastanawia. - Chodzi o Sylwię - powiedział cicho. Popatrzyłam na niego jakbym szukała odpowiedzi na najprostsze pytanie. No tak. Od samego początku czułam, że z nią będą jakieś kłopoty, od samego początku nie podobała mi się zażyłość między nimi.  
- Jestem ojcem jej dziecka Dot - usłyszałam.

Chociaż nie chciałem tego zrobić, nie miałem innego wyjścia. Tylko tak mogłem ocalić to, co pozostało z Dot, tylko tak mogłem ją chronić przed samym sobą i przed toksycznym małżeństwem. Nie chciałem rozwodu, ale ja krok po kroku zabijałbym siebie i ją. Niszczył to, co z nas pozostało. Teraz siedziałem niespokojny i czułem przeszywający na wylot wzrok kobiety, która nie chciała nic mówić.
- Jesteś podły - jej wzrok utkwił na mojej twarzy. Wiedziałem,że będzie wściekłą za to wszystko, ale ona była na pozór dość spokojna i opanowana. - Nie chcę uczestniczyć w tym wszystkim Kubo! Nie mieszaj mnie w to - jej łagodny głos zmienił się w pewny i gniewny. Wiedziałem,że nie będzie zadowolona tym wszystkim, ale teraz nie było już odwrotu. - Mam dość własnych problemów. Dlaczego mi to robisz Jakubie? - popatrzyła na mnie. Miała rację. Dość wycierpiała przez to wszystko, nie zasługiwała bym mieszał ją w swoje życie i sprawy, nie zasługiwała po tym wszystkim na takie traktowanie.
- Co powiedział lekarz? - spytałem kompletnie zapominając o badaniach, które miała robione kilka dni temu.  
- A jak myślisz? mogę je stracić - zapatrzyła się w dal i położyła rękę na brzuchu. Mimowolnie zacisnąłem pięść. Tak bardzo byłem wściekły na tego gnoja. - Daj spokój. Obiecałeś, pamiętasz? - zareagowała, domyślając się co chcę zrobić. Chciałem coś powiedzieć, ale jej błagalny wzrok powstrzymał mnie od złośliwego komentarza. Miała rację. Dość już przeszła. - Jak mogłeś powiedzieć,że to jest twoje dziecko? przecież - zatrzymała się i złapała mnie za rękę. Poczułem ciepło jej dłoni i popatrzyłem na nią przyjaźnie. Miała rację. To było czyste szaleństwo. - Nie jesteś mi nic winien, pamiętasz? nic nie jesteś mi winien - powtórzyła. Chciałem powiedzieć,że pamiętam, ale musiałem. Musiałem zaopiekować się nimi, musiałem zrobić chociaż jedną dobrą rzecz, podczas gdy narobiłem tyle złych. - Jeśli tu przyjdzie to będę Cię kryć, ale wiesz jakie mam o tym zdanie Kubo? - zapytała kobieta. Kiwnąłem głową. - Moim zdaniem zawsze najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo - wyznała cicho. Nie spuszczała ze mnie wzroku, przyglądała mi się tak długo, jakby chciała odgadnąć o czym myślę. - Powiedz mi dla kogo to wszystko robisz? dla Doroty by uniknęła cierpienia, czy dlatego,ze Sebastian Cię o to poprosił? na kim bardziej Ci zależy? - zapytała. Znów trafiła w czuły punt, nie wiem jak to robiła, ale zawsze potrafiła zadać odpowiednie pytanie, zawsze potrafiła mnie zrozumieć. Nie wiedziałem. Nie wiedziałem dlaczego to wszystko robiłem, dlaczego po prostu nie zostałem z rodziną, z dziećmi, z żoną. Dlaczego palnąłem o tym zasranym rozwodzie. Nie no wiedziałem. Wciąż przed oczami miałem uśmiechniętą kobietę z tamtego zdjęcia i już wiedziałem.  
- Dla niej. Robię to wszystko dla niej - powiedziałem próbując do końca się przekonać. Sylwia chyba nie do końca mi uwierzyła, widziałem to w jej uśmiechu.
- Szkoda,że zakochałam się w niewłaściwym bracie. Może wtedy moje życie - zatrzymała się chyba dopiero zdając sobie sprawę z tego co powiedziała. Popatrzyłem na nią, zdając sobie sprawę z tego,ze też czasem się zastanawiałem co by było gdyby...
- Sylwia - wyznałem cicho i podszedłem do kobiety. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2587 słów i 13809 znaków, zaktualizowała 13 cze 2017.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Fanka

    Woooow! Swietne! Czekam na kolejna część ;) ;) ;)

    16 cze 2017

  • Użytkownik cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną z niecierpliwością :* :) :* :)

    14 cze 2017